„Dobra literatura erotyczna” czyli – jaka?

„Dobra literatura erotyczna” czyli – jaka?

Pytano mnie nieraz, dlaczego prawie w ogóle nie ma na Proseksualnej postów o literaturze erotycznej. „Bo nie ma o czym pisać” – odpowiadam zazwyczaj.

Bardzo łatwo jest zjechać kolejny wydawniczy gniot spod pióra pisarza-onanisty, który niby ma zrewolucjonizować literacką erotykę, a w ostatecznym rozrachunku okazuje się pensjonarską historyjką o klapsach. Ja chciałabym pisać o dobrej erotyce*.

Problem z tym, co współcześnie szumnie nazwa się „literaturą erotyczną” jest taki, że działa jak internetowe porno – podnieca na chwilę, wyłącznie w momencie oglądania, a potem nic z tego nie zostaje, bo nawet nie ma się ochoty do takiego dziełka wracać. Ba, nawet forma jest zazwyczaj krótka (opowiadanie) i gwarantuje podniecenie instant. Po co więc wydawać książki? Wystarczą przecież blogi erotyczne na Onecie.

To takie proste – wyciąć fabułę, zostawić „momenty”, et voila! Tylko właśnie – czytelnik zasługuje chyba na coś więcej.

Literatura erotyczna to nie porno z ładniejszą metką. 

Aby coś zasłużyło na miano literatury erotycznej, nie powinno mieć funkcji pornola, w którym ilość brzydkich wyrazów na akapit rośnie wraz z podnieceniem piszącego. I nie ma nic złego w podniecaniu się własną twórczością, tylko, kurczę, to naprawdę czuć, gdy próby finezyjnego opisywania aktu seksualnego przeradzają się po prostu w brandzlowanie jedną ręką, a pisanie drugą. Dobra literatura erotyczna to taka, która coś po sobie zostawia, w której jest coś więcej niż „momenty” i w której jest dobrze poprowadzona historia. Krótką ujmując, dobra erotyka działa i na to, co między nogami, i na to, co między uszami.

Dlatego czasami przykro mi, że papier (lub klawiatura) przyjmie wszystko.

Problemem może być to, że polska sekslingwistyka jest trochę kulawa, „nieosłuchana”, więc w efekcie obcujemy albo z językiem medycyny, albo z infantylnością. Dlatego w literaturze erotycznej pojawiają się pokraczne twory typu tunel miłościbramy raju czy sekretne ogrody jako określenia waginy (jakby ktoś nie skojarzył) lub – nieco mniej poetyckie pałydrągilance (to o penisie). Erotyka niekoniecznie potrzebuje eufemizmów czy metafor (w przeciwieństwie do romansu czy poezji erotycznej), nie potrzebuje tabuizowania: ona potrzebuje kunsztu w posługiwaniu się słowem – wystarczy tylko dobrze dobrać język do postaci.

Kolejnym problemem aspirujących sekspisarzy, co w szczególności widać gdy głodne sławy pokłosie Greya** przesyła mi swoje akty strzeliste, jest wszędobylski stereotyp: uprowadzający dziewczynę łotr; kazirodcza eskapada młodego żonkosia, który – okazuje się – wżenił się w familię libertynów; wampiry, w których ciałach nie płynie krew, a mimo to dalej mogą; seksowny hydraulik, który przychodzi przepchać jakąś rurę.  I wszystko to całkiem serio, bo gdzieżby wymagać od piszących zabawy konwencją czy poczucia humoru – w końcu seks zawsze jest taki cholernie poważny. I zawsze występuje pod oklepanym tytułem, który ma coś wspólnego z tańcem (Taniec zmysłów), snem czy tym, o czym opowiada (Wizyta), a nawet w jakiej porze dnia (zazwyczaj noc i poranek). A seks, jak chyba żadna inna dziedzina życia, oferuje całą paletę wątków, inspiracji oraz sposobów ekspresji – nie tylko białą heteronormę.

O pomstę wołają też dialogi, które są jakby żywcem przeniesione z filmów porno, a opierają się na czymś w stylu:

– Chcesz tego?

– Tak!

– Ty niegrzeczna dziewczynko… (zawsze… muszą… być… wielokropki…)

– Bierz mnie!

Opisy samego seksu w badziewnej erotyce mają to do siebie, że ograniczają się wyłącznie do jednego zmysłu – dotyku. A gdzie podziały się pozostałe cztery? Wystarczy przypomnieć sobie ostatni akt seksualny, w którym się uczestniczyło – z pewnością miał on smak, miał zapach, stymulował wizualnie były tam jakieś dźwięki, choćby jąder kłapiących o pośladki. Nasze odczucia nie ograniczały się wyłącznie do celebrowania gładkości/szorstkości skóry czy badania, jak bardzo coś jest twarde, a co innego – mokre.

W tak przedstawianych aktach nie ma ponadto żądzy, zastępuje ją mechaniczne obłapianie, (najlepiej, co jest błędem niemal każdego aspirującego sekspisarza, minuta po minucie), czyli skupienie wyłącznie na fizycznym procesie i ustawiczne pomijanie tego, co dzieje się w głowach postaci (prawdziwi ludzie nie uprawiają bezmyślnego seksu, nawet E. L. James próbowała przekazać proces myślowy Anastazji, ujmując go jakoś tak: Grey… on dotknął mnie TAM!). Źle napisane postaci są ponadto jednowymiarowe i nie uświadczysz zmiany w ich sposobie bycia niezależnie od tego czy są ubrane, czy nago: ich język nie zmienia się w zależności od tego, czy właśnie uczą dzieci w szkole, czy są smagane pejczem. Serio, kto chce czytać o dwóch (lub więcej) pieprzących się fantomach?

Wielu sekspisarzy chciałoby, aby ich literatura trafiała do każdego i sprzyjała gustom przeciętnego everyczytelnika. Dlatego snują w miarę bezpieczne opowieści, bez zwrotów akcji oraz… bez polotu. A jeszcze lepiej – opowiadają o własnym życiu erotycznym, nie wychodząc poza znane i oswojone praktyki, bo wydaje im się, że odbiorca nie rozróżni fikcji od tak zwanego „żytka” i już po wsze czasy będą kojarzeni jako ci, którym ktoś kiedyś włożył palec w dupę, a nie jako ci, którzy tak fajnie napisali o wkładaniu palca w dupę. Seks to całe może sub-praktyk, a erotyka to coś, po co sięgamy, aby zobaczyć nieco więcej niż krawędź własnej wersalki.

Poniższa, krótka i osobista, lista to zestawienie pozycji, które przeczą powyższemu pomstowaniu na erotyczne gnioty. Zdecydowanie stymulują między nogami i między uszami:

1. Markiz de Sade, Filozofia w buduarzeSto dwadzieścia dni SodomyJustyna czyli niedole cnoty.

2. Aleksander Fredro, Sztuka obłapianiaPiczomira królowa Branlomanii, Baśń o królewnie Pizdolinie.

3. John Cleland, Pamiętniki Fanny Hill.

4. Andrzej Możdżonek (antologia), Sekscytacje. Antologia polskiej literatury frywolnej, rubasznej i obscenicznej – głównie ze względu na walory poznawcze.

5. Georges Bataille, Historia oka.

6. Elfriede Jelinek, Pianistka.

7. Diane di Prima, Wspomnienia bitniczki (w Polsce wydane przez wydawnictwo OFFicyna, partnera moich pierwszych warsztatów).

8. Erica Jong, Strach przed lataniemJak ocalić swoje życieSpadochrony i pocałunki (trylogia).

9. Leopold von Sacher-Masoch, Wenus w futrze.

10. Charlotte Roche, Modlitwy waginy.

Podczas spisywania tej listy rzuciła mi się w oczy jedna rzecz – nie ma na niej nic, co powstałoby w ostatnich latach. I choć literatura nazywana erotyczną to ogromna część rynku wydawniczego, wiele tego typu utworków-potworków przechodzi bez echa, lądując na półce z książkami po 5 złotych. Czemuż się dziwić? W końcu funkcjonują jedynie jako szybko konsumowane i jeszcze szybciej zapominane… porno.

Tylko papieru szkoda.

* Od razu uprzedzam: piszę o powszechnym postrzeganiu literatury, nazwijmy to, podniecającej – bez rozgraniczania na powieść erotyczną, literaturę pornograficzną czy „romantykę”, będącą kombinacją romansu i erotyki.

** Wydanie trylogii E. L. James o tyle zaszkodziło literaturze erotycznej na całym świecie, że każda kolejna erotyczna nowość – nawet w tekstach wydawców! – porównywana jest do Pięćdziesięciu twarzy Greya. Jako „jeszcze lepsza, jeszcze mocniejsza”, oczywiście.

[okładka wpisu]

Komentarze zamknięte.
  1. Janek

    19 lutego 2017 at 19:51

    „Muskając aksamit” Sary Waters. Lesbijska powieść łotrzykowska, z serio dobrą fabułą, o miłości i naprawdę pieprznym i fetyszystycznym seksie (przebieranki, udawanie innej płci, dominacja etc.). Jestem hereroseksualnym facetem ale nie przeszkodziło mi to w czepaniu dużej przyjemności z lektury :)

    Jeannette Winterson ktoś polecił wyżej, zgodzę się, że jest dobrą pisarką ale nie kojarzę nic bardziej bezpośrednich scen erotycznych w jej twórczości…

  2. a.t.

    22 marca 2016 at 21:42

    Nie nazwałabym „stu dwudziestu dni sodomy” lekturą stymulującą między nogami. Zbyt dużo śmierci, gwałtu i brutalności na mój gust. Ten wybór tylko ze względu na seks zawarty w książce?

    • Nat

      22 marca 2016 at 23:02

      Ja też niekoniecznie między nogami (od tego u de Sade’a jest „Buduar” i „Justyna”), ale między uszami już tak. Z prostego powodu – dla mnie jest to kompleksowe studium fetyszyzmu, tego, jak się go w sobie odkrywa i pielęgnuje, ale bez nadawania fetyszom konkretnych motywów (chociaż dla uproszczenia mogłoby być nim bogactwo i „bo tak”). Jest to fantazja doprowadzona do ekstremum, totalnie pokręcona, w której język w cudowny sposób nie przystaje do akcji. Dla mnie jest to absolutnie magnetyczne.
      Nie rozumiem, dlaczego zawsze trzeba się tłumaczyć z lubienia de Sade’a.

  3. Mar

    20 stycznia 2015 at 19:14

    „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” – Vargas Llosa

  4. Magdalena Łabędź

    13 listopada 2014 at 22:24

    „pieprzyc przyjaciol” andresky ktos czytał/a?

    • Nat

      14 listopada 2014 at 09:44

      Przeczytałabym, kto ma pożyczyć?

  5. aleksandra-os

    19 października 2014 at 11:35

    W ramach ciekawostek polecam „Kwiaty śliwy w złotym wazonie”.

  6. marcepun

    19 października 2014 at 09:28

    Myśle, że już nie długo wwwPL doczeka się czegoś nowego, zgoła odmiennego, otwierającego na igrzyska zatracenia…

  7. Ola

    14 października 2014 at 22:08

    „Nielegalne związki” Grażyny Plebanek były dość soczyste tu i tam

  8. Ania

    14 października 2014 at 12:38

    „Odkrywając siebie” Anny Kropelki – taki mały, współczesny, polski akcent na plus.

  9. Magdalena Łabędź

    8 października 2014 at 21:57

    są jeszcze eroto-żenady jak np. „wszystkie odcienie czerni” znanej polskiej niepisarki ilony felicjańskiej :D ta akcja! te dialogi!

  10. Bontee

    8 października 2014 at 10:43

    Polecam także książki Alberto Moravii: „Nudę” i „Raj”. Nie są to powiastki stricte erotyczne, lecz zadziwiająco tolerancyjnie i z ciekawością podchodzą do kwestii kobiecej seksualności (żadne tam uwiedzenie dziewicy czy upadek wyuzdanej wszetecznicy – coś innego). Ponadto kwestię transgenderu porusza „Rajski Ogród” Hemingwaya. Mam także pytanie do Was: czy zabierałyście się za klasyczne czytadła erotyczne spod pióra Anne Rice? Chodzi mi o „Belindę” i trylogię o Śpiącej Królewnie.

    • Nat

      8 października 2014 at 12:41

      Dzięki za polecenia, „Nudę” i „Raj” dodaję do listy „do przeczytania”.
      Co do Anne Rice – nie mój klimat, ale może ktoś-coś?

  11. Marmozeta

    6 października 2014 at 23:33

    Nie porno, nawet nie erotyka. „Ada albo żar” Nabokova. Nie dość, że doskonała literatura, to i „sceny” bardzo smakowite (jeśli tylko zapomni się [spoiler], że chodzi o odpowiednio 14- i 12-letnich brata i siostrę[/spoiler]).

    • Nat

      7 października 2014 at 09:18

      Mnie samą poprawność powstrzymała przed wrzuceniem „Lolity”.

  12. Joanna

    6 października 2014 at 17:03

    Anais Nin – „Małe ptaszki”, naprawdę świetne!

  13. Paponek

    6 października 2014 at 16:04

    A co myślisz o „Klubie Julietty” Sashy Grey?

    • Nat

      6 października 2014 at 16:47

      Myślę, że wciąż czekam na przesyłkę ;)

    • Paponek

      6 października 2014 at 18:54

      Myślałam, że już sprawdzone :)

  14. Zależna w podróży

    6 października 2014 at 15:59

    A ja polecam Janette Winterson. Chyba trochę łagodniejsza Erici Jong, ale ciągle na tej półce.

  15. F

    6 października 2014 at 13:41

    Jeśli chodzi o powieści, to całkiem podobał mi się „Ogrodnik Szoguna”, a poza tym jestem od lat zakochana w blogu Quickies in New York, autor wydał ostatnio książkę Disgusting, Beautiful, Immoral i dodaje jeden rozdział co tydzień na osobnej stronie, tak, żeby skończyć do końca roku. Chyba nikt niestety tego nie przetłumaczył, ale niektóre miniatury wręcz wzruszyły mnie to łez.

    • Nat

      6 października 2014 at 13:43

      Dzięki za Quickies, dzięki Tobie do jutra rana zalegnę przed monitorem ;)

    • F

      7 października 2014 at 19:38

      Cieszę się, że Ci się podoba : D

  16. Siago

    6 października 2014 at 13:05

    Mi osobiście podobały się „Fantazymy hrabiny Aleksandry” Gerard de Villiers oraz „Dziwka” autora nie pamietam .

    • Nat

      6 października 2014 at 13:18

      Jestem za, budujmy listę!

    • marcepun

      19 października 2014 at 09:18

      Jeśli „Dziwka” to na pewno napisana przez Martinę Cole