„Fuss” i „Być facetem seksblogerki”

„Fuss” i „Być facetem seksblogerki”

Myślałam, że najbardziej niezręczną częścią bycia w związku z ekshibicjonistką online jest to, że cały pieprzony internet wie, co dzieje się w twojej sypialni.

Wiecie na jakie pytania najczęściej musi odpowiadać seksblogerka? „Czy nie będzie ci głupio, jeśli kiedyś twoje dzieci natrafią na te zapiski?” oraz: „A co na to twój facet?” – dopiero po nich pojawiają się pytania w stylu: „Jaki wibrator byłby najlepszy?”.

Sprawa z dziećmi jest prosta: póki co – nie planuję, ale już teraz wiem, że stawiałabym na otwartość w edukacji seksualnej i sprawa niechcianej ciąży nie byłaby moim największym zmartwieniem w przypadku nastoletniej latorośli. Bardziej martwiłabym się, czy latorośl nie robi nic wbrew swojej woli i czy ma fajny i bezpieczny seks. Skoro poprzez bloga potrafię rozmawiać o seksie otwarcie z tysiącami ludzi, nie rozumiem, dlaczego nie miałabym tego samego robić z własnym dzieckiem.

Sprawa z facetem jest już trochę bardziej skomplikowana. Grono przyjaciół mojego partnera jest raczej męskie i zdecydowanie uległo mitowi, iż dziewczyna pisząca o seksie to jak wygrana na loterii, bo w sypialni gwarantuje więcej wrażeń niż tajska prostytutka. I chociaż uważam się za najlepszą polską seksblogerkę, na dodatek ze świętym przekonaniem, że nowe dziewczyny moich byłych kochanków powinny wysłać mi kwiaty w podzięce za uczynienie z nich ,,zadowalaczy”, czasami myślę sobie: to ja miałam znacznie więcej szczęścia…

Cały felieton przeczytasz w Fuss, bo piszę w nim między innymi o tym:

* dlaczego mam ochotę na skok w bok?

* gdzie podziali się moi hejterzy?

* dlaczego żyjemy w czasach seksualnej schizofrenii?

[grafika wpisu: fragment ilustracji Karoliny Kościelniak]
Komentarze zamknięte.