Porno w TVN | Mój komentarz

Porno w TVN | Mój komentarz

Przyznaję: nie mam telewizora. Kiedy dowiedziałam się, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ukarała TVN Style za wyemitowanie ponad pół roku temu (sic!) jakiejś Siły pożądania, pomyślałam, że stacji oberwało się albo za gówniany erotyk, albo za odważniejszy dokument.

Okazało się jednak, że TVN Style musi odpokutować za moją przyszłą żonę, Erikę Lust i za jeden z moich ulubionych filmów porno Cabaret Desire. Swoją drogą, nie znoszę maniery nadawania filmom nowych, spolszczonych tytułów. Kto kiedykolwiek próbował w rozmowach z ludźmi z zagranicy dojść, czy widział już daną produkcję wie, co mam na myśli. No i mamy tę nieszczęsną Siłę... Na początku również się oburzyłam, że żyję w dziwnych czasach, w których za złe programy (lub jak kto woli – płukanki mózgowe) nikt nie karze, a za dobre porno to już tak.

Pomyślałam też, że przecież to takie fajne, że widzowie TVN Style mogli obejrzeć bardzo smaczny, choć raczej ostry, film bez kupowania DVD. Że stacja taka prokobieca, że filmy takie odważne, że pezpruderyjnie, wow. Sama styczność z tą produkcją mogła wielu osobom otworzyć oczy na zjawisko pornografii kobiecej. A potem – całkiem paradoksalnie – naszła mnie refleksja, że może jednak dobrze się stało. Po pierwsze: chyba znacznie więcej osób dowiedziało się dzięki tej karze o twórczości Eriki Lust niż gdyby sprawa przeszła bez echa. Bo po sierpniu 2013 (dokładniej – po dniu emisji) Eriki w internetach nikt tak nie szukał, jak miało to miejsce w ciągu kilku ostatnich dni po nałożeniu na stację grzywny w wysokości 200 tysięcy złotych.

Po drugie: niestety, żadne mętne tłumaczenia nie pomogą, bo rzeczywiście mamy do czynienia z pornografią. Dużo wyższego gatunku niż ten szajs, który większość osób projektuje w swoich głowach, słysząc „porno”, ale wciąż z pornografią.

KRRiT powoływała się na Kodeks Karny. I ja to kupuję, bo sama Kodeks Karny wertowałam, pisząc pracę dyplomową o pornografii (uwaga, cytuję samą siebie):

>>Pewne jest jednak to, że pornografia istnieje z zamiarem podniecania – jednak bez pewności, czy je wywoła. W polskim Kodeksie Karnym zdefiniowano ją następująco: „Pornografia ma na ceku podniecenie pobudliwości płciowej człowieka”. Z drugiej zaś strony, oświadczenie: „to mnie podnieca, więc to jest porno!” nie będzie tu prawomocne. Istnieją bowiem dowody, że pornografia rozumiana jako coś, co danego człowieka podnieca, może czaić się w najmniej spodziewanych miejscach. Seksuolodzy dowiedli bowiem, że:

„podniecenie seksualne może wywoływać nawet siedzenie w kościele, poddanie się egzaminom, szybka jazda samochodem […]. Nawet pozornie niewinny cytat […]: ˵czyszczę moją szufladę na warzywa˶ – też może okazać się mocno pornograficzny. Bo [w ten sposób pojmowane – NG] porno jest wszędzie. Wystarczy tylko uważnie patrzeć.”<<

Da-bum tsss, koniec cytatu. Cały tekst o pornografii – terminie, który nie istnieje, przeczytasz tutaj.

Zatem zgadzam się, Cabaret Desire to porno. Cabaret Desire mnie podnieca i zresztą ma na celu podniecanie odbiorcy, znaczy więc – działa. I niech TVN Style nie oczekuje, że powiem, że film jako sztuka nie może być pornografią, bo sztuka też może być pornograficzna. Argumenty stacji i obrońców wolności słowa czy wolności telewizji przypominały raczej kulturoznawcze tupanie nóżką bez powoływania się na twarde fakty. A fakt jest taki: stacja TVN Style wyemitowała film pornograficzny, choć biorąc pod uwagę fakt, jak często pojawiają się tam „momenty” moglibyśmy przetrzeć oczy ze zdumienia. No ale przywykliśmy przecież do przynajmniej 90% pornu w pornie, a nie – 40%.

Pornografia mimo wszystko nie istnieje bez kontekstu. W tym przypadku kontekst zadziałał na niekorzyść TVN Style – stacji, która od lat emituje odważne dokumenty m. in. o seksbiznesie czy programy typu reality o nastoletnim seksie. Ale właśnie – te mają funkcję informacyjną, bronią się same, a jak ktoś się podnieci to najwyżej wyjdzie na dziwaka. Cabaret Desire może bronić się co najwyżej urodą, ale to tak jakby mówić, że przestępcy dobrze z oczu patrzy, więc musi być niewinny. Owszem, widziałam w swoim życiu bardziej pornograficzne pornole. I byłabym głupia, stając w obronie moralności w telewizji (bo to nie o moralność chodzi), tak samo, jak byłabym głupia, wzruszając ramionami ze stwierdzeniem, że z tą grzywną „na biednego nie trafiło”, więc nie warto się całą sprawą zajmować. Mam jednak w sprawie pornografii w telewizji coś do powiedzenia.

Jako dziecko nie miałam internetu, miałam za to telewizor w pokoju. I nawet brak internetu nie ochronił mnie przed stycznością z porno czy treściami o charakterze erotycznym. Ojciec koleżanki miał całą skrzynię magazynów z opowiastkami, przy których foto story z Bravo, razem z kolumną „Mój pierwszy raz” wymiękały. Żadna impreza piżamowa nie obywała się bez materiałów zakazanych. Na niemieckich kanałach zawsze w nocy leciały jakieś erotyki, a i rodzimy Polsat nie rozczarowywał, bo po nocach emitowano kręcone przez tzw. pończochę filmy dla dorosłych (zawsze pod „męskie oko”) wespół z Różową landrynką. Do dzisiaj pamiętam z jednego z tych filmów panią, która chodziła nago do kościoła (okej, miała kapelusz z woalką i do dziś jestem zdania, że to dramaturgiczny majstersztyk) i nikt na nią nie zwracał uwagi, gdy wierni podawali sobie tacę, żeby wrzucić datki. Co do Różowej landrynki – chyba już wtedy wiedziałam, że to jakieś nieporozumienie. Wyobraźmy sobie teraz, że dzisiejsza młodzież jest rozbudzona seksualnie choćby w takim samym stopniu, w jakim byłam ja. Że jest ciekawska. A do tego, o zgrozo, ma internet! Zatem jeżeli chce i w miarę ogarnia nowe technologie, do porno dotrze. Da się? No pewnie, że się da. Nie oznacza to jednak, że się powinno. I może gdyby rodzice nie próbowali mnie zawstydzać z powodu moich osobliwych (jak na dziecko) zainteresowań i porządnie mi wytłumaczyli, że seks ma różne oblicza, a to w mediach niekoniecznie jest prawdziwe, porno przestałoby być takie nęcące. Bo seks jako taki był okej, tylko rodziciele jakoś z pornografią nie potrafili sobie poradzić. A ja z wrodzonej przekory jako nastolatka eksplorowałam różowe internety, by później zająć się pornografią na uniwersytecie.

W przypadku TVN Style treści pornograficzne mogły trafić do osób, które sobie tego nie życzą lub które z tymi treściami nie powinny obcować (tu – małoletni), a to jest karalne. Zgoda. Przyznaję, że choć sama wolałabym, żeby młodzież, a w tym moje przyszłe dzieci, miały styczność tylko z taką pornografią, jaką tworzą moje ulubione reżyserki, to wolę, żeby erotyki czy porno były dostępne na zabezpieczonych kanałach objętych subskrypcją. Wolałabym też, żeby te kanały czy wirtualne wypożyczalnie były mniej fallocentryczne, jeżeli wiecie, co mam na myśli. Chciałabym, żebyśmy otwarcie rozmawiali z młodzieżą o pornografii (nie – udostępniali ją), która tak naprawdę pokazuje sztuczny świat. Tłumaczyli, że prawdziwy seks jest inny, i żeby był satysfakcjonujący potrzebuje czegoś więcej niż wygolonej cipki i dwudziestopięciocentymetrowego penisa, którym fajnie jest chlastać kobietę po twarzy. Na chwilę obecną nie ma się co łudzić, że alternatywne porno oraz, co za tym idzie – tradycyjne porno – wejdą do mainstreamowych stacji.

Całkiem serio podejrzewam, że gdyby nie ukarano TVN Style za wyemitowanie Cabaret Desire, ów precedens – czyli wpuszczenie na ekrany porno – zaowocowałby wplataniem w ramówki kolejnych produkcji z pogranicza ostrzejszej erotyki i miększej pornografii. Niebezpieczeństwo czai się w tym, że być może niekoniecznie ideologicznie tak słusznych. Bo niestety, w świetle prawa nie byłoby różnicy pomiędzy gołą panią w kościele (moje wspomnienia z Polsatu) gdyby ją kolega aktor na serio penetrował a dwójką ludzi o tym samym imieniu, która znalazła się w erotycznym trójkącie (Lust). Argument, że jedno to ładne porno, a drugie to brzydkie porno nie jest żadnym argumentem. Ta grzywna poniekąd zamyka drogę każdej pornografii do czasu antenowego. Jedynie szkoda, że w roli dziewczynki do bicia musiała wystąpić Erika Lust. 

[okładka wpisu]

Komentarze zamknięte.
  1. AlexLDR

    22 marca 2014 at 18:20

    Super, że napisałaś o tym ;D Jak głupia szukałam „Siły pożądania” w internetach ;D

  2. anonymous.

    21 marca 2014 at 16:09

    Wszystko tak, natomiast kategorie jakimi KRRiT posługuje się w uzasadnieniu są trochę kosmiczne tzn. termin „pornografia dewiacyjno-perwersyjna” wprowadzony przez prof Filara. Pozwolę sobie podlinkować celny komentarz pewnego pana: http://slwstr.net/blog/2014/3/18/krrit-myli-o-seksie-w-filmach-kategoriami-z-1977 (i podbijam pytanie Łukasza)

  3. Łukasz / Nie dotykajcie mnie

    21 marca 2014 at 11:23

    A orientujesz się może czy coś się zmieniło w polskim prawie od czasu filmów na Polsacie o pani w woalce? Bo ja trochę tego nie ogarniam, dawniej Polsat wespół z Polonią 1 emitował przeróżne rzeczy po 23 i nikt nikogo za to nie karał.

    • Nat

      21 marca 2014 at 11:29

      To jest bardzo dobre pytanie – warto byłoby to sprawdzić, bo sama tego faktu nie brałam pod uwagę przy moich badaniach. Podejrzewam, że mogłoby się okazać, iż miało to związek nie tyle ze zmianami w prawodawstwie, co z dostępnością internetu i kanałów z subskrypcją…