Sexmuseum Amsterdam | Muzeum Seksu w Amsterdamie

Sexmuseum Amsterdam | Muzeum Seksu w Amsterdamie

Co najmniej raz w roku odwiedzam jakieś muzeum związane z seksem lub erotyką. Tym razem padło na Muzeum Seksu w Amsterdamie. 

Aby nie być gołosłowną: 2013 – Beate Uhse Erotik-Museum w Berlinie (zamknięte w 2014 roku, po dziś dzień właściciele poszukują nowego lokum dla kolekcji), 2014 – praskie Muzeum Maszyn Erotycznych, 2015 – Muzeum Erotyki w Barcelonie, 2016 – przedmiot dzisiejszej fotorelacji. Na wstępie zaznaczam jednak, że zdjęcia przedstawiają seks, cycki, genitalia, włosy łonowe, czyli ogólnie obrazy, które mogą być nieodpowiednie lub gorszące dla niektórych osób.

Przyznaję bez bicia – gdy mowa o muzeach seksu, jestem uprzedzona. Zazwyczaj kojarzą mi się z typowymi turystycznymi pułapkami – umieszczone w centralnych punktach miast, bardziej prześmiewcze niż inspirujące. A już moja zeszłoroczna wizyta w muzeum w Barcelonie (Muzeum Erotyki znajduje się tu przy Las Ramblas) sprawiła, że bardzo się do tego typu przybytków zraziłam. Do tego stopnia, że fotorelacja z Barcelony wciąż jest w szkicach wpisów (jeżeli chcesz ją zobaczyć, daj znać w komentarzu!), a zaczyna się słowami: „W większości muzeów erotyki można znaleźć wszystko… oprócz erotyki”. Myślę, że właśnie tutaj leży mój problem: czasem wydaje mi się, że krytykując muzeum erotyki, w jakiś sposób obrażam osoby, którym tam się podobało, które czuły się danym miejscem zainspirowane do dalszych erotycznych poszukiwań, które pośmiały się, oderwały na chwilę od pruderyjnej rzeczywistości i wróciły do domu. W końcu seks jest na tyle naładowanym emocjami tematem, że trzeba być ostrożnym. A może to ze mnie wychodzi snobka, która nie umie się bawić i nie zna się na żartach? Bardzo prawdopodobne.

Zacznę od tego, że w Amsterdamie są dwa muzea poświęcone seksualności – Muzeum Seksu przy Damrak 18 (głównej ulicy turystycznej ciągnącej się od dworca centralnego aż do Dam Square) i Muzeum Erotyki przy Oudezijdsachterburgwal 54 w Dzielnicy Czerwonych Latarni. Sama zdecydowałam się odwiedzić to pierwsze. O powodach tej decyzji opowiem w dalszej części tego wpisu.

Sexmuseum Damrak 18

Seksmuzeum funkcjonuje też pod starą nazwą „Venustempel” (Świątynia Wenus), a otwarto je w 1985 roku. Na początku ekspozycję stanowiło zaledwie kilka obiektów, bo nikt nie spodziewał się, że koncept się przyjmie. Ponieważ kolekcja zachwyciła odwiedzających, zaczęto ją rozbudowywać. Świątynia Wenus w oryginalnym zamyśle miała oferować historyczną i artystyczną perspektywę seksualności. Muzeum w Amsterdamie jest najstarszym tego typu i wciąż otwartym dla odwiedzających zbiorem na świecie.

Pozytywne zaskoczenie

Po doświadczeniach z poprzednimi muzeami, nie oczekiwałam wiele – nie spodziewałam się historycznych eksponatów, bardziej nastawiając się na prześmiewczą kolekcję, taką wyłącznie for shits and giggles. W końcu minimalny wiek odwiedzających to 16 lat.

Swoją wizytę zaczęłam od zbioru starych fotografii erotycznych i pornograficznych z końca XIX i początku XX wieku – ciekawie pogrupowanych nie tylko czasowo, ale i tematycznie. Są więc akty solo, zdjęcia przedstawiające pary mieszane i jednopłciowe, prezentacje fetyszy z naciskiem na uległość i dominację oraz urofilię.

Stare fotografie erotyczne

Mnie na przykład zastanawia, czego używa ta pani:

Wibrator na korbkę

W tej samej sali znajdują się też dilda dla bogaczy, wyrzeźbione w kości słoniowej. Być może stanowiły wyłącznie element dekoracyjny, ale jakoś w to wątpię…

Dilda z kości słoniowej

Urzekła mnie lornetka przedstawiająca rimming – lizanie tyłka to nie tylko wymysł naszych „zepsutych” czasów!

Lornetka z rimmingiem

Uwaga, TMI: w tym momencie wizyty udałam się do toalety – również bardzo w klimacie miejsca. Muszle klozetowe przypominają trochę orchideę, a trochę clitoris, tak samo umywalki. Klozetowe porno! A skoro już o toaletach mowa…

Seksowny sedes

To, że seks jest narzędziem sprzedaży, potwierdza piwo „Zakazany owoc”:

Erotyczny browar

Dildo z kości na zupę? Jasne, wszystko dildo, kiedy ma się wystarczająco dużo wyobraźni. Trend „nose to tail” nabiera tutaj zupełnie nowego znaczenia.

Dildo z kości zwierzęcych

Hombres

Takie spinki do mankietów z chęcią podarowałabym mojemu partnerowi:

Erotyczna biżuteria

Trochę o szkodliwości masturbacji:

Zagrożenia płynące z samogwałtu

Autentyczny pas cnoty

Bardzo ciekawy jest też zbiór sztuki erotycznej:

Galeria sztuki erotycznej

Galeria Wenus

Sztuka erotyczna

Malarstwo erotyczne

Erotyka

Pod stołem

W tym rzeźb, jak ta chrzcielnica(?):

Chrzcielnica

Rzeźba erotyczna

Rzeźba erotyczna

Diabelskie ssanie

Co do interaktywnych, aranżowanych scenek z manekinami mam mieszane odczucia – z jednej strony potrafię docenić to, że są lokalne (np. sceny seksu odbywają się w charakterystycznych dla Amsterdamu publicznych pisuarach), a z drugiej trochę całe to przedsięwzięcie trąci myszką.

Baba weneryczna

Muzeum Seksu w Amsterdamie

Modelka erotyczna

Red Room

Słabym punktem była zdecydowanie salka z fetyszami, w której umieszczono pornografię związaną z rzadkimi lub ekstremalnymi rodzajami ekspresji seksualnej, m.in. fistingiem, bondage, fetyszem laktacyjnym, intymnym piercingiem i modyfikacjami ciała.

Krępowanie ciała

Piercing intymny

Dlaczego według mnie jest to kiepska wystawa? Dlatego, że ekstremalnie różne rodzaje seksu i prezentowania swojej seksualności upchnięto do małej, dusznej salki, bardziej w stylu „patrzcie, jak robią to friki” i bez poszanowania tych rodzajów intymności, nie wspominając już o braku wyjaśnienia i nazwania tego, na co patrzy odbiorca.

To jeszcze nie wszystkie z moich fotografii, jeżeli chcesz zobaczyć więcej, możesz zacząć śledzić mnie na Instargamie, gdzie co jakiś czas pewnie będę odgrzewać tego muzealnego kotleta, pokzując dzieła zgodne ze standardami społeczności, jakiekolwiek by nie były.

Dlaczego nie Muzeum Erotyki w Red Light District? 

Niektórym wydaje się, że Dzielnica Czerwonych Latarni to bardziej odpowiednie miejsce dla tego typu muzeum, nic dziwnego, że właśnie tam powstało konkurencyjne Muzeum Erotyki. Niestety, już z samego zajrzenia do holu prowadzącego na wystawę można wywnioskować, że jest ono nastawione na bardziej „bekową” wersję erotyki, która do mnie nie przemawia.

Nie wspominając już o tym, że kolekcja Muzeum Erotyki jest mniejsza, a bilet wstępu droższy – bilet do Seksmuzeum kosztuje 4 euro, do Muzeum Erotyki – 7,5.

W Dzielnicy Czerwonych Latarni warto wybrać się do Prostitution Information Centre przy Enge Kerksteeg 3, czyli Centrum Informacji o Prostytucji, gdzie można sporo dowiedzieć się o tym, o co chodzi w Red Light District, dlaczego legalizacja (w przeciwieństwie do kryminalizacji) prostytucji jest ważna, a także odbyć wycieczkę po okolicy z jednym z pracowników centrum. Była seks-workerka, Mariska Majoor , w ramach PIC prowadzi też warsztaty, podczas których uczetniczki i uczestnicy mogą sami przekonać się, jak wygląda cały proces pracy „w oknie” – od doboru odpowiedniego stroju, pozycji, a także wyłapywania z tłumu i zagadywania do potencjalnych klientów.

Które muzeum odwiedzę w 2017 roku? 

Nie mam pojęcia. Nowy Jork kusi mnie od lat, ale Paryż wydaje się bardziej osiągalny. A może będzie to Jeju Loveland w Korei Południowej? Kto wie, może któregoś dnia będę mogła powiedzieć, że odwiedziłam je wszystkie?

Komentarze zamknięte.
  1. wisienka

    25 marca 2017 at 12:23

    Także byłam w obydwu muzeach – najpierw odwiedziłam Muzeum Erotyki podczas mojej pierwszej wizyty w Amsterdamie i tamtejszego Red Light District (tak zdecydowanie to pułapka dla turystów), jakoś nie doczytałam, że są dwa i poszłam tam, gdzie było łatwo trafić. Za drugim razem (już doinformowana) trafiłam do Seksmuzeum i muszę przyznać, że mi się podobało (najbardziej toalety!!!), ale za cenę 4€ uważam, że warto się tam wybrać (nie to co Muzeum Erotyki – drogo i żenująco). Po pierwsze za taką cenę dostaje się dobrą zabawę (ok byłam tam z moją przyjaciółką i zabawę miałyśmy naprawdę przednią), a po drugie możemy zobaczyć coś unikatowego (te stare zdjęcia i sztuka bardzo mi się podobały). Jeszcze raz przypomnę o toaletach, ale to też pokazuje, że muzeum jest przemyślane i wszystko jest w temacie. Potwierdzę, że zdecydowanie bardziej bawi niż edukuje, no ale chyba lepiej by podejść do tematu z humorem (przecież seks jest fajny), a nie przejść znudzonym przez 3 sale gdzie znajdują się tysiące porcelanowych figurek i setki takich samych grafik i rysunków ze wschodu. I nie chcę tu wyjść na ignorantkę, że sztuka to nuda i bawią mnie tylko rzeczy „głupie”, raczej mam na myśli to, że w większości tego typu muzeów obiecują „szał ciał i wodotryski”, a dostajemy raczej nudnawy zestaw erotycznej sztuki, przerażającą salę z BDSM pt. „zobacz jak to robią zboczeńcy i zwyrodnialcy” plus trochę eksponatów „na rozluźnienie”, żeby nie było tak strasznie i poważnie, bo jednak miało być fajnie no i seks też jest fajny – macie tu 2 metrowego penisa, albo bardzo skomplikowaną maszynę rodem z czasów carycy Katarzyny… Podsumowując odwiedziłam muzea w Berlinie, Amsterdamie, Warszawie, Barcelonie i Pradze, i zdecydowanie to amsterdamskie muzeum wygrało. Jeśli ktoś zastanawia się nad pójściem do muzeum seksu/erotyki i raczej w tyle głowy ma zakodowane, że odwiedzenie tego typu muzeum, to powinna być dobra zabawa, a nie przykry obowiązek oglądania nudnawych eksponatów i jeśli nie chce zapłacić jak za zboże i być rozczarowanym, to to muzeum jest wyborem jak najbardziej trafnym. :)

  2. Karo

    11 sierpnia 2016 at 23:40

    Byłam w obu i potwierdzam: żadne nie jest super, to jest ciasne, ale momentami interesujące, i zdecydowanie lepsze niż muzeum erotyki, które jest raczej żenujące.

    • Nat

      12 sierpnia 2016 at 09:22

      Tak, do Muzeum Seksu zdecydowanie lepiej wybrać się poza godzinami szczytu (np. rano, ewentualnie późnym wieczorem) – ja nie doświadczyłam specjalnego tłoku.

    • Ktoś

      29 stycznia 2017 at 23:53

      Byłem tam kilka dni temu. Nic naprawdę mocno zwracającego uwagę. Może za czasów bez Internetu byłoby to coś, a tak to więcej tych samych i ciekawszych rzeczy można znaleźć w sieci. Szkoda tylko, że nie wiedziałem o tym centrum – z chęcią posłuchałbym o co tam chodzi. Co mnie i narzeczoną w tym Muzeum zaskoczyło to jedna męska kukła, która sikała wprost na oglądającego. Dobrze, że był za szybą. ;) Nie działał też występ w jednej z sal (jakaś tancerka?). No, ale nie żałujemy, że tam poszliśmy. Zawsze to jakaś ciekawostka.

  3. Stary_Dziad

    11 sierpnia 2016 at 22:22

    Pytanie do autorki. A gdzie obowiązkowe zdjęcie z figurami penisa na ostatnim piętrze o ile dobrze pamiętam. ;)
    Ogólnie muzeum jest fajne, zwłaszcza jak ktoś idzie się rozerwać i pośmiać.

    • Nat

      11 sierpnia 2016 at 23:03

      Oj tam, ja nie wierzę w obowiązkowe zdjęcia. Ławka fajna, ale dla mnie ciekawsze były inne obiekty, np. toalety ;)

    • Joanna

      12 sierpnia 2016 at 18:52

      Więc czekamy na zdjęcia tych toalet ;D

  4. To ja.

    11 sierpnia 2016 at 17:04

    Ja w zeszłym roku zrobiłam błąd i poszłam do muzeum erotyki w czerwonych latarniach. Nie dość, że podłoga była nachylona jakies 20 stopni na każdym piętrze, to jeszcze ekspozycja nie zachwyciła nas za bardzo. Była właśnie bardziej bekowa niż pokazująca i ucząca o czymkolwiek. Wyszliśmy z tego miejsca straszliwie zażenowani, nie polecam.

    • Nat

      11 sierpnia 2016 at 18:41

      O, to miałam dobre przeczucia!