Skąd wiem, co to seks?

Skąd wiem, co to seks?

Czyli: czego nie kupować dziecku, żeby nie zaczęło interesować się seksem.

Moi rodzice za edukację seksualną zabrali się sposobem. Małej Nat, która wolała żyć w świecie literatury niż rówieśników, kupili książkę. A nawet dwie. We wspomnieniach rodzicielki lektury te pozwalały jej wykraść jakieś dwie godziny czasu tylko dla siebie i chyba nie generowały żadnych trudnych pytań. Dostałam wówczas Encyklopedię wychowania seksualnego, jedną dla dzieci w wieku 7-9 lat, drugą przeznaczoną dla grupy wiekowej 10-13 lat. A potem było już tylko Bravo Girl

Dobra, może przesadziłam, chociaż właśnie młodzieżowe pisemka wymieniali niektórzy fani Proseksualnej, gdy na Facebooku spytałam, skąd czerpali wiedzę o seksualności.

Seria, którą dziś opisuję, obejmowała jeszcze dwa tomy – dla nastolatków i (uwaga!) dla dorosłych, ale albo moim rodzicom nie udało się ich zdobyć, albo stwierdzili, że dalej „wykształci się samo”.

IF

Kiedy już osiągnęłam wiek dojrzały, pomyślałam, że zachowam obydwa egzemplarze Encyklopedii wychowania seksualnego dla potomnych, więc na lata spakowałam je w pudło razem z innymi ulubionymi lekturami z dzieciństwa, by odgrzebać je, gdy przyjdzie odpowiedni moment, bo sam zamysł Encyklopedii… zasługuje na pochwałę. Dlaczego?

Po pierwsze – encyklopedia rosła wraz ze mną. W części pierwszej zawarte były te informacje, które powinny wystarczyć kilkulatkowi, podane w strawnej dla niego formie. Jest to prosta opowiastka o rodzicach, którzy tłumaczą dwójce swoich pociech, skąd się biorą dzieci. Nie istniały wtedy internety, więc takie ilustracje to był prawdziwy hardkor.

IF

Po drugie – dowiedziałam się, że pan pies i pani suka oraz pani kura z panem kogutem też mają uczucia.

IF

Nie wiem tylko jakim cudem, kilkuletnim dziecięciem będąc, nabrałam przekonania, że każdy seks uprawia się po to, żeby były dzieci, bo w sumie lepszych powodów brak.

W wieku 10 lat dostałam też podobną historyjkę, ale bez całej zagrody Starego McDonalda, za to z lepszymi obrazkami.

IF

IF

DSCN3564

Rodzina z części dla dziesięcio- i nastolatków miała też fajny stosunek do nagości:

IF

Chociaż z Encyklopedią… i tak miałam lepiej niż rówieśnicy, których edukacja seksualna była raczej żadna, dziś już wiem, że moi potomni z tych książek nie skorzystają. Nie tylko dlatego, że na rynku pojawiło się dużo więcej wydawnictw dotyczących edukacji seksualnej dla najmłodszych, na dodatek o wiele lepszej jakości. Przede wszystkim dlatego, że książki zostały wydane we wczesnych latach ’90, więc informacje o środkach antykoncepcyjnych już się nieco zdezaktualizowały (ale przynajmniej z tego wydania dowiedziałam się, że nie każdy seks kończy się ciążą):

DSCN3565

Nie podoba mi się też to, że mamy w tej serii obraz jedynie heteroseksualnej miłości, realizowanej w ramach białej (nawet trochę w swej białości aryjskiej) rodziny. Nie pojawiają się w niej zagadnienia dotyczące homo- czy biseksualizmu, nie ma par mieszanych, nie ma informacji o transseksualizmie, a orgazm to fajerwerki i rozpływanie się. Encyklopedia wychowania seksualnego zachowana jest bardzo w duchu czasów, w których miała swą premierę we Francji (schyłek lat ’80).

Traktuję te książki jako pewne kuriozum, wiedząc jedno: znaczącej krzywdy mi nie wyrządziły. Stanowią za to ciekawy wzór, jak można tworzyć publikacje dotyczące edukacji seksualnej tak, by były odpowiednie dla dzieci i młodzieży na każdym etapie ich rozwoju – drukować osobne tomy.

Nie radziłabym więc rzucać się na Encyklopedię…, gdy wypatrzycie ją w którymś z serwisów aukcyjnych. Niestety, przedawniła się, a nie ma nic gorszego niż podejście, że lepsza jakakolwiek edukacja seksualna (na przykład z przestarzałą książką) niż żadna. Tę wiedzę powinno się najmłodszym serwować porządnie. I z własnym zaangażowaniem, bo nie każde dziecko jest takim książkowym geekiem, jakim byłam ja.

Komentarze zamknięte.
  1. Bibi

    16 marca 2017 at 23:10

    Ja tez mialam tylko dwie pierwsze. Pamietam jak marzylam o tym zeby byc juz nastolatka i dostac ta trzecia. Never happened.

  2. mika

    21 listopada 2014 at 11:31

    W części dla nastolatków są już wspominki o nieheteronormatywnych związkach. Ostatnio trafiłam na nie w miejskiej bibliotece i chyba pożałowałam trochę, że nie dostałam takich książeczek w dzieciństwie. Na pewno miałabym zdrowsze spojrzenie na niektóre sprawy ;D

    Jak wydasz kiedyś „podręcznik” dla dzieciaków o edukacji seksualnej, będę pierwsza w kolejce w księgarni- chociażby dlatego, żeby moje dzieci nie żyły przez wiele lat w przeświadczeniu, że do zapłodnienia dochodzi w momencie, gdy panna młoda zmierza w stronę ołtarza…