W marcowej Akademii Testerów* dajemy nura! Poszukuję chętnych do przetestowania lubrykantu wodnego Yes. Tę edycję Akademii sponsoruje najbardziej zielony z różowych sklepów – Green Sin, o którym pisałam też tutaj.
Lubrykanty Yes zostały stworzone z myślą o poprawie komfortu intymnego – nie tylko podczas stosunku. Twórczynie marki zauważyły, że wiele kobiet, zwłaszcza w okresie menopauzalnym, uskarża się na suchość pochwy. Postanowiły więc stworzyć nawilżacz codziennego użytku, który doskonale sprawdzi się również w bardziej seksownych momentach.
Muszę przyznać, że chyba nie ma drugiej takiej firmy, która równie ogromną wagę przykładałaby do tego, jakie składniki znajdą się w jej produktach. A w przypadku Yes są one wegetariańskie, organiczne, wolne od parabenów, gliceryny oraz… słodzików.
Lubrykanty wodne mają tę zaletę, że nadają się do stosowania z każdym rodzajem gadżetów erotycznych, masek oralnych oraz prezerwatyw, niezależnie od tego, z jakiego materiału zostały one wykonane, gdyż nie uszkodzi ich powierzchni.
***
Do marcowej edycji poszukuję trzech testerek (lub testerów), którzy zechcą podzielić się z czytelnikami Proseksualnej swoją opinią na temat lubrykantu Yes.
Aby testować:
– W komentarzu do tego postu napisz, czego oczekujesz od idealnego lubrykantu.
– Zostawiając komentarz, w polu do tego przeznaczonym podaj prawidłowy adres e-mail (nie zostanie on upubliczniony), bo tylko dzięki temu będę mogła skontaktować się z wytypowanymi tester(k)ami.
Przystępując do Akademii Testerów, oświadczasz, że jesteś gotowa/gotowy dostarczyć swoją recenzję w ciągu 14 dni od otrzymania produktu. Od twojego zaangażowania zależy powodzenie kolejnych Akademii!
Zgłoszenia przyjmuję do niedzieli, 22.03.2015, do godziny 23:59. Tylko pierwsze zgłoszenie z danego adresu e-mail zostanie rozpatrzone. Zaproszenia do Akademii Testerów roześlę w poniedziałek rano.
UPDATE
Zaproszenia do Akademii rozesłane, sprawdźcie maile!
[zdjęcia – mat. producenta]* Proseksualna Akademia Testerów to projekt, w ramach którego czytelniczki i czytelnicy Proseksualnej testują gadżety erotyczne. Wytypowani testerzy otrzymują produkty na własność w zamian za podzielenie się opinią na ich temat.
P. S. Chcesz więcej? Zapisz się do proseksualnego newslettera – w nim znajdziesz treści niepublikowane na blogu, zapowiedzi kolejnych Akademii i nowinki z różowej branży.
Komentarze zamknięte.
Pingback:
Iv
22 marca 2015 at 23:56Idealny lubrykant nie klei się, nie piecze, jest bezwonny, ma neutralny smak i 'wygodne’ w otwieraniu, przemyślane opakowanie.
Joanna
22 marca 2015 at 21:12Idealny lubrykant to taki, który nie powoduje, że podczas seksu muszę biec do łazienki, bo czuję w sobie jakieś dziwne ciało obce. Dość mam rozlanego wszędzie lubrykantu, z którym najpierw się siłowaliśmy, a teraz w pośpiechu wycieramy pozalewane ciała i pościel (bo przecież się cholerstwo klei tak, że idzie zwariować!).
Marija
22 marca 2015 at 12:53Dobry lubrykant, to taki, który się nie klei, nie jest zabójczo słodki, najlepiej gdy ma neutralny smak. Bezwonny. Powinien mieć opakowanie, które łatwo otwiera się i dozuje jedną ręką i oczywiście na bazie wody, żeby można było używać go do zabawek, a nie zniszczyć ich ;)
Daniel
21 marca 2015 at 21:02Szukam lubrykantu, który będzie dyskretny. Nie on ma być solistą w tym koncercie. Ma być jak muzyka tła w hotelowej windzie lub lobby. Ma spełniać powierzone mu zadanie i wytrwać na stanowisku. Ma być delikatny dla mojej partnerki a zarazem nie zwracać na siebie uwagi zapachem ani smakiem gdybym uznał za stosowne powrócić do argumentów oralnych.
Ewa S
20 marca 2015 at 18:10Od lubrykatu oczekuje był idealnym dodatkiem do seksu = fajnie jakby miał ładny zapach, konsystencje i działał bardzo bardzo długooo :) Myślę ,że idealnie pasowałby do seksu analnego !
patt
20 marca 2015 at 09:47Od idealne go lubrykantu wymagam, żeby przede wszystkim spełniał swoją rolę, a nie znikał w magiczny sposób po kilku minutach. Chciałabym, żeby był bezsmakowy i bezzapachowy, bo te z którymi spotkałam się dotychczas były obrzydliwie słodkie. W dodatku troszcząc się o moje i mojego partnera zdrowie musiałby być bezpieczny, nie piec i nie swędzieć. Może kiedyś takowy znajdę.
Freya
19 marca 2015 at 21:49U mnie bez lubrykantu „ani rusz” ;). Niestety nie udało mi się znaleźć takiego, który odpowiadałby i mi i mężowi. Wszelkie „marketowe” uczulają mojego partnera w dość przykry sposób, więc kupujemy tylko w aptece bądź w seks shopie, z dopiskiem „antyalergiczny” – to podstawowe kryterium. W naturalny sposób kolejnym aspektem poddawanym ocenie jest funkcjonalność opakowania – nie ma nic gorszego niż „wyduszanie” na siłę zawartości lub jej niekontrolowane wypływanie – utrudnia to dozowanie odpowiedniej ilości i w trakcie zabawy często mam dylemat co zrobić z dłonią ociekającą lubrykantem, skoro już wszystkie nasze docelowe części zostały „posmarowane” aż w nadmiarze. Następnie zapach oraz smak – nie powinien być gorzki, słodycz jest do przeżycia, byle niezbyt chemiczny, jak najbardziej neutralny. Idealny lubrykant powinien nadawać się zarówno do zabawy waginalnej, oralnej i analnej oraz nie uszkadzać prezerwatywy, antykoncepcyjnego krążka dopochwowego ani zabawek. Nie powinien być nazbyt lepki lub wodnisty, osobiście lepiej jednak znoszę wodnistość niż kleistość. Uważam, że do masażu winno się przeznaczać inne specyfiki, o przyjemnym i konkretnym zapachu i średniej wchłanialności, więc nie zaufałabym lubrykantowi, który miałby nadawać się również do masowania – mam tutaj różne kryteria i coś z pewnością by szwankowało. Ponadto, od lubrykantu oczekuję również tego, żeby pozostał na swoim miejscu wystarczającą ilość czasu, ale po zabawie dał się w łatwy i szybki sposób zmyć za pomocą wody i żelu do mycia, a nie wymagał przykrego wycierania (używałam tych miejsc intensywnie przed chwilą!) i wielokrotnego domywania. To byłoby na tyle :)
Klaudia
19 marca 2015 at 15:50Idealny lubrykant:
– nie klei
– nie piecze
– nie swędzi
– nie wysusza
– nie śmierdzi
– nie upośledza zmysłu dotyku
a jedynie długotrwale nawilża, tyle wymagam ;)
martita
19 marca 2015 at 15:01A ja bym chciała, żeby tak za mnie posprzątał i ugotował i pranie powiesił… no dobra, zmniejszając oczekiwania to lubrykant nie może być 'ciapciowaty’, ani sprawiać, że się do siebie z partnerem przykleimy na stałe. Musi się takie cudeńko wygodnie dozować bez wylewania połowy na siebie ani na pościel/czy inne miejsce. Nie może zabrudzić nowej satynowej pościeli i najlepiej, żeby miło pachniał ale bez chemicznego smrodku. Brak świństw w składzie jest jak najbardziej pożądany. A jeśli będzie miał ładne opakowanie to już w ogóle biorę trzy!
Magdalena
19 marca 2015 at 10:43Idealny lubrykant to taki, który pomaga nie przeszkadzając. Ma spełniać swoją podstawową funkcję – nawilżać i dawać poślizg, reszta udziwnień jest zbędna. Istotne jest, aby się nie kleił, nie spływał, nie brudził i utrzymywał się wystarczająco długo, by nie trzeba było powtarzać aplikacji i przerywać przyjemnych momentów ;) Poza tym powinien być pozbawiony chemicznego zapachu i – co gorsza – smaku, które potrafią odebrać całą radość z używania lubrykantu. Naturalne składniki, bez zawartości całego arsenału chemicznego dadzą natomiast pewność, że nie podrażnimy sobie spragnionych przyjemności części ciała :)
Tenka
18 marca 2015 at 19:03Moim zdaniem, aby lubrykant kwalifikował się jako idealny, powinien być jak najsubtelniejszy. Powinno się to przejawiać już w samej aplikacji lubrykanta, która nie powinna rozpraszać napięcia seksualnego i być najłatwiejsza jak to tylko możliwe. Konsystencja specyfiku miałaby mieć nieklejącą się, bezzapachową oraz niezbyt gęstą postać, żeby wiernie imitowała naturalne kobiece soki. Idealny lubrykant powinien być wydajny oraz składać się z naturalnych, najlepiej organicznych składników . Oczywiście istotne jest również, by lubrykant nie zostawiał żadnego śladu po sobie. Ważny również jest delikatny, nierzucający się w oczy design opakowania, w którym całość się mieści.
Kasia K.
18 marca 2015 at 18:29Od dobrego lubrykantu wymagam przede wszystkim tego, by nie przeszkadzał. Niby podstawa, a jednak ciężko to znaleźć. Musi być więc bezzapachowy, najlepiej bezsmakowy, choć jadalny. I nieklejący! Nie ma nic gorszego niż klejący lubrykant, który nie zapewnia odpowiedniego poślizgu, ale wręcz utrudnia współżycie. Musi świetnie imitować naturalną wilgoć, nie zasychać po chwili i dawać uczucie komfortu. Dobry poślizg to coś, czego szukam. I bardzo ważne – nie może podrażniać, uczulać i być być kompatybilny z prezerwatywą. Jak będzie ładnie wyglądał na półce, to też się nie pogniewam. :) Idealnego jeszcze nie znalazłam.
oNyks
18 marca 2015 at 18:25Idealny lubrykant powinien być niezauważalny, o neutralnym smaku i zapachu. Powinien utrzymywać się długo i być wydajny (w końcu aplikowanie co kilka minut może mocno wybić z rytmu). Nie może być lepki ani brudzić pościli i ubrań. A opakowanie powinno być intuicyjne w obsłudze, tak aby nawet w całkowitej ciemności nie musieć zastanawiać się, gdzie nacisnąć, w którą stronę odkręcić i w jaki sposób uzyskać odpowiednią ilość substancji. I oczywiście idealny lubrykant musi być bezpieczny dla wszystkich rodzajów gadżetów.
Damian
18 marca 2015 at 18:04Od idealnego lubrykantu wymagam długotrwałego, jakby naturalnego nawilżenia imitującego śluz partnerki. Nie może to być produkt, który po 10 minutach spłynie, bądź zaschnie i zostawi nas klejących… takie produkty zostawiam dla entuzjastów praktyk sado-maso. Jeśli już jesteśmy przy bólu, to lubrykant nie może uczulać lub podrażniać. Nie wyobrażam sobie, aby mój mały przyjaciel (czytaj penis), a tym bardziej pusia partnerki piekli. Czy jest coś jeszcze, co sprawia że lubrykant jest idealny? Z pewnością zapach, smak i konsystencja. Na samą myśl o chemiczej woni truskawki durexa robi mi się niedobrze, a w momencie przejścia do jego smaku uruchamia się odruch wymiotny. Konsystencja powinna być zbliżona do konsystencji żelu pod prysznic, a większość tych produktów, to po prostu lepka maź, która nie ma nic wspólnego z dobrą lubrykacją. Ostatnim czynnikiem jest opakowanie. Niby nic ważnego, ale ładne opakowanie cieszy oczy, czego nie robią lubrykanty „made in U.S.A.”, których opakowanie przypomina piankę do golenia. Podsumowując: lubrykant powinien zapewniać nawilżenie na długi czas zachowując odpowiednią konsystencję, nie uczulać, odpowiednio pachnieć i smakować. Na koniec obowiązkowo cieszyć oko, bo do tego ma służyć opakowanie. Jeśli spełnia wszystkie te wymagania, wówczas ma ode mnie duże 'YES’.
Ew
18 marca 2015 at 13:09Niestety jestem jedną z tych kobiet, które mimo chęci, czasem nie są odpowiednio nawilżone. Dlatego lubrykant to dla mnie podstawa, a na przymiotnik „dobry” zasługuje nawilżacz który:
– daje przyjemny „poślizg” i nawilżenie
– długo się utrzymuje, bez przerywania na kolejne aplikacje,
– sprawia, że nie martwię o uszkodzenie mojego Little Paula (jeśli go używam albo używamy we dwójkę:) i o prezerwatywę,
– nie lepi się, nie zostawia na dłoniach nieprzyjemnego filmu,
– nie jest nieprzyjemnie słodkawy, albo, co gorsza! gorzki,- gdy przyjdzie nam ochota na seks oralny,
– nie czuć od niego chemią,
– ma neutralny smak i zapach (udziwnienia w stylu owocowych smaków goszczą w naszym łózko tylko od święta),
– zawiera naturalne składniki, bo mam w ogóle hopla na punkcie naturalnych kosmetyków i czytania składów.
Atena
18 marca 2015 at 12:14Dobry lubrykant przede wszystkim powinien być śliski, a nie lepiący się. Powinien długo utrzymywać wilgoć, zapewniając długotrwały, przyjemny poślizg, bez potrzeby nakładania kolejnych porcji. Jeśli neutralny, to bez smaku i bez zapachu. Niektóre lubrykanty pachną za mocno (po kilku godzinach i porządnych umyciach rąk, mój chłopak potrafił poznać, że danego dnia się pieściłam), a neutralne, bezzapachowe są słodkie, czasami aż za bardzo. Dobry lubrykant powinien być też uniwersalny, mam na myśli, że można byłoby go używać do różnych rodzajów zabawek, bez strachu o ich uszkodzenie, a także aby można było nim na przykład zrobić masaż. Kolejną kwestią jest naturalność, ponieważ wiadomo, że lepiej jest stosować składniki, które nie zaszkodzą, tak jak mogłaby zaszkodzić chemia.
Mańka
18 marca 2015 at 12:08Oczekuję, żeby był – a jakby go nie było. Nie lubię dziwnego posmaku, lepkości szanującego się smarka i szybkiego wysychania, przez które są otarcia i ma się potem krok jak młody Clint Eastwood w kapeluszu.
Wuśka
18 marca 2015 at 11:47Od idealnego lubrykantu (nie spotkałam się z takowym jeszcze) oczekuję przyjemnej konsystencji a nie lepiącej się mazi która zniechęca do zabaw i ciągle o sobie przypomina, neutralnego zapachu i smaku bo te owocowe smakują i pachną sztucznie. Chciałabym spotkać się z lubrykantem który nie podrażnia wrażliwych miejsc na skórze mojej jak i partnera (nasz częsty problem). Opakowanie zapraszające do zabawy to również dość istotna kwestia. Chciałabym znaleźć nawilżenie którego nie widać, nie słychać a czuć tak jakby nie był to preparat na naturalna reakcja. Oczekuję również żeby nie zniszczył moich zabawek.. :)
Koralina
18 marca 2015 at 11:44Idealny lubrykant? Dłuuuuugo działający – nie powinien wysychać zbyt szybko, za to powinien dawać nawilżenie przez długi czas. Najlepiej gdyby był jadalny lub bezsmakowy (nie powinien mieć chemicznego posmaku). Do użytku z każdą zabawką i z prezerwatywą. Ważna jest również konsystencja – nie powinien spływać zbyt szybko z miejsca, na które go nałożono. Estetyczne opakowanie też będzie plusem :)
gosha
18 marca 2015 at 11:38Każdy od lubrykantu oczekuje czegoś innego. Ja szukam takiego, z którym nie chciałabym się już rozstawać. Jestem ciekawa świata i seksualnych uniesień, a niektóre z lubrykantów dostępnych na rynku wręcz przeszkadzają.
Poza tym ten ślicznie wygląda.
Pozdrawiam.
Crystalon
18 marca 2015 at 11:35Od dobrego lubrykantu wymagam dłuuuuugiego nawilżenia, braku smaku, możliwości jedzenia, dobrej, ale nie przesadzonej lepliwości… Oj długo mógłbym o tym mowić…