A ty czego oczekujesz od akcesoriów BDSM?

A ty czego oczekujesz od akcesoriów BDSM?

Relacje BDSM nigdy nie są czarno-białe, dominują w nich raczej odcienie szarości. I wbrew pozorom niekoniecznie chodzi w nich o ból, a bardziej o poczucie kontroli. Na dobrą sprawę większość ludzi adaptuje elementy BDSM do seksu swojego codziennego, bardzo często nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Aby cieszyć się tymi praktykami, nie trzeba być „profesjonalistą” i od razu wsiąkać w „scenę”. Doświadczenia BDSM we własnych czterech ścianach mogą być równie prawdziwe, co imprezy w klubach fetyszowych. Wystarczy odrobina wyobraźni i kilka pomocy naukowych. Jedno jest pewne – jeżeli BDSM nie podoba ci się na pierwszy rzut oka, będzie dla ciebie nienaturalne i… śmiertelnie nudne.

Dla osób BDSM-ciekawych sięgnięcie po praktyki i akcesoria kojarzone ze sferą tabu może być wydarzeniem, które odmieni całe ich (seksualne) życie, pozwoli lepiej komunikować swoje potrzeby seksualne, a także na dużo głębszej płaszczyźnie porozumieć się z partnerem/partnerką.

Od mniej-więcej trzech lat w sypialniach wielu ludzi trwa boom na eksperymenty z wiązaniem, klapsami i sztuką zadawania bólu. Tę modę szybko podchwycili producenci popularnych gadżetów erotycznych, wypuszczając na rynek zestawy akcesoriów inspirowanych sami-wiecie-czym. Absolutnie nie uważam, by „moda” była czymś złym, w końcu zainspirowała dziesiątki tysięcy par do spróbowania w seksie czegoś nowego, otworzyła je na eksperymenty i sprawiła, że ludzkość tłumnie ruszyła do butików erotycznych. Głęboko wierzę, że na kupnie kajdanek czy kulek gejszy się tu nie skończyło… Problem z „modą” leży jednak gdzie indziej: te popularne i masowe akcesoria bywają naprawdę kiepskie.

Przez moje ręce przewinęło się naprawdę sporo gadżetów do BDSM – na niektórych z nich szkoliłam swoje lub cudze umiejętności, inne z wrodzonej ciekawości macałam w sklepach i na targach dla dorosłych, a jeszcze inne na stałe zagościły w moim domu. I powiem tak: mogłoby być lepiej – jakościowo, wizualnie, funkcjonalnie.

Długo zastanawiałam się, czego oczekuję od akcesoriów BDSM i w końcu mnie olśniło. Używając ich, trzymając w dłoni bicz czy wiążąc kogoś, chcę czuć się silna. Akcesorium, oprócz pełnienia podstawowej funkcji, czyli nie rozlatywania się po pierwszym użyciu, musi być podczas „sceny” znakiem wizualnym, potwierdzać, że jestem stroną dominującą. I na odwrót – gdy staję się stroną uległą, chcę, aby wybrane narzędzie podkreślało dominującą rolę drugiej osoby oraz oferowało pożądane doznania.

Problem w tym, że kupując gadżety (co w dzisiejszych czasach odbywa się głównie online) nie zawsze wiemy, na co się piszemy – skazani jesteśmy jedynie na zmysł wzroku. Bardzo często nawet nie do końca rozumiemy, co dane akcesorium „robi”, jaki rodzaj stymulacji oferuje. Dla wielu określenie „tępe”, „ostre”, „dudniące” to tylko słowa, słowa, słowa…

Kiedy w butiku Bossy Bedroom Equipment prowadziłam warsztaty z klapsów (sprawozdanie przeczytasz tutaj), chciałam przede wszystkim, aby adepci sztuki zadawania przyjemnego bólu na własnej skórze wypróbowali, jak działają poszczególne akcesoria oraz dowiedzieli się, jak używać ich prawidłowo. I nie dziwiło mnie specjalnie, że pierwszym gadżetem, po który sięgała większość warsztatowiczów była ta packa:

Sin Leather

Sinleather – kobiecy produkt polski 

Packa jest bez wątpienia stymulująca wizualnie. Kojarzy się dokładnie z tym, o czym pisałam powyżej: siłą, dominacją, mocą. Kilka miesięcy temu otrzymałam ją od Sinleather i od tamtej pory niezmiennie uważam, że jest najpiękniejszym akcesorium w mojej kolekcji.

Sinleather to owoc współpracy dwóch młodych mam, które pewnego dnia zapragnęły więcej pieprzu. Chili. Grzechu. Skóra i metal […] nadawały się do tego znakomicie – to cytat z treści e-maila, który trafił do mojej skrzynki. Jedną z tych mam jest Santi, która niedawno wpadła na Proseksualną z występem gościnnym o fantazjach erotycznych, druga – to artystka sztuki użytkowej, spełniająca się na co dzień w „bardzo przyzwoitej pracy”. Co najciekawsze, przed wyprodukowaniem pierwszych pacek obydwie twórczynie nigdy osobiście się nie spotkały.

Uwielbiam takie historie! Ekhm… herstorie?

Każdy kij gadżet ma dwa końce

Packę zaprojektowano jako narzędzie wielofunkcyjne – z jednej strony znajduje się skórzana część służąca do rozpalania pośladków do czerwoności, z drugiej – stalowy korek analny, który podczas sesji klapsów może służyć do drażnienia rozgrzanej skóry.

Zobacz, jak powstaje.


IMG_1876

Na pasie można dodatkowo zamówić spersonalizowany grawer – ja wybrałam określenie mojej ulubionej klapsowej pozycji, czyli „przez kolanko”, chociaż wiem, że znajdą się osoby, które zechcą swój egzemplarz podpisać. I prawidłowo! Cokolwiek nas kręci i cokolwiek nas podnieca.

Packa dostępna jest w trzech rozmiarach: S, M, L, które różnią się średnicą rączki oraz zatyczki analnej. Moja to rozmiar M, czyli 3,5 cm średnicy. Zaznaczam przy tym, że mam raczej małe dłonie, więc co do rozmiaru uchwytu radziłabym skonsultować się z producentkami. Chodzi przecież o komfort użytkowania.

Część „klepiąca” ma 5 mm grubości. Generalnie im cieńszy gadżet, tym bardziej ostre będą doznania płynące z jego użytkowania. Dla przykładu, akcesoria grubsze oferują tępe, trzepiące pośladkami wrażenia. Packa Sinleather znajduje się bliżej tej „ostrej” strony, jednak regularne uderzenia o niewielkim wkładzie siły nie powodują przenikającego bólu. Wprost przeciwnie – trzeba się nieco namęczyć, aby naprawdę kogoś tą packą sponiewierać, co docenią w szczególności ci, którzy wolą średnią stymulację przy jednoczesnej stymulacji wzrokowej i… słuchowej. Bo dźwięk obiecuje coś znacznie mocniejszego niż to, czego doświadcza osoba klepana. A gadżet powinien działać na wszystkie zmysły.

Ogólnie rzecz ujmując: poziom bólu jest gdzieś pomiędzy „kwiatkiem” a „doniczką”.

Packą manewruje się dosyć łatwo, w szczególności w pozycji przez kolano. W pozycjach stojących – tutaj nie ma pomiędzy mną a moim partnerem zgody – ja uważam że lepiej klepie się forhandem, a on, że backhandem. Tylko mój partner woli stać bezpośrednio za mną, a ja (jako osoba praworęczna) umiejscawiam się przy lewym boku „ofiary”.

Przyznam, że z częścią analną mam problem. Oczywiście jestem zwolenniczką gadżetów ze stali nierdzewnej, ponieważ są niezwykle gładkie i równie gładko się je wprowadza (zatyczka w rozmiarze M sprawdzi sie zarówno u osób początkujących, jak i nieco bardziej wprawionych w zabawach z „tylnymi drzwiami„) przy niewielkiej ilości żelu poślizgowego. Tym, którzy chcieliby używać samej zatyczki, na przykład podczas masturbacji lub stosunku, cóż – to se ne da. Cały gadżet jest zbyt ciężki, by utrzymał się w jednym miejscu i zbyt duży, aby bezboleśnie wiercić się lub zmieniać pozycje, mając go wewnątrz. Niemniej jednak podczas zabaw z partnerem, gdy druga osoba kontroluje, co się dzieje i manewruje packą, sprawdzi się idealnie jako urozmaicenie sesji klapsów. Kontrast gorąca skóra versus zimna stal to coś, czego trzeba spróbować.

Być może odkręcana lub wyjmowana zatyczka analna byłaby dobrym rozwiązaniem dla kolejnych wersji packi? Naprawdę, chciałabym spróbować jej solo, bez tego „ogona”!

Gadżet polecam w szczególności osobom, które szukają czegoś wyjąktowego do używania z jedną partnerką/jednym partnerem lub z osobami, co do których stanu zdrowia mają pewność. Dlaczego? Dlatego, że skóry jako materiału nie można sterylizować. Packę czyści się i pielęgnuje przy pomocy wilgotnej szmatki, co nie zabija wirusów, a pamiętajmy, że niektóre choroby przenoszą się jedynie przez kontakt skóry ze skórą.

Początkujący w sztuce klepania tyłka powinni też pamiętać, że ten gadżet nie ma pętli bezpieczeństwa, więc przyda się umiejętność utrzymania przedmiotu w dłoni. Wyrzucona w powietrze packa Prawem Murphyego z pewnością wyląduje stalową częścią na stopie ktróregoś/którejś z was.

Sinleather packa / spanking paddle

„Zady i walety”

Packa od Sinleather bez wątpienia jest narzędziem, które może się podobać. Niezwykle elegancka, wielofunkcyjna i w miarę łatwa do opanowania. Jeżeli dołożyć do tego fakt, że jest produktem zaprojektowanym i wykonanym ręcznie w Polsce z najwyższej jakości materiałów – jestem w siódmym niebie.

Ale nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła kilku wad. Pierwsza z nich dotyczy… zapachu. Od początku narzekałama na chemiczny aromat packi – ludzie, którzy „zaciągają” się zapachem skóry naturalnej potwierdzą, że zderzenie olfaktorycznych oczekiwań z rzeczywistością może okazać się dużym „au”. Po trzech miesiącach jednak stał się cud. Zapach, jak namierzyłyśmy z Santi, kleju wywietrzał, pozostawiając jedynie „obuwniczą” woń skóry. Zaznaczam jednak, że packę przechowywałam w dołączonym do niej płóciennym worku i w miejscu, w którym jest przewiew.

Druga wada? Zatyczka analna. Oczywiście, jest to świetny pomysł, jednak mój egzemplarz okazał się niezbyt dokładnie wypolerowany. We wszelkich zagłębieniach czy ryskach mogą gromadzić się bakterie, więc jeżeli ktoś nie przykłada dużej wagi do czyszczenia zabawek, ryzykuje. Właśnie z tego powodu swoją zatyczkę wygotowuję, zanurzając ją (i tylko ją) we wrzącej wodzie, a potem wycieram do sucha.

Zatyczka analna Sinleather

To akcesorium, jeżeli odpowiednio pielęgnowane, to inwestycja na długie lata, a użytkowanie packi amator(k)om klapsów tak szybko się nie znudzi. Poza tym gadżet jest robiony na zamówienie i na życzenie odpowiednio personalizowany. To doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy nie ufają gadżetom do BDSM masowej produkcji i chcą mieć coś jedynego w swoim rodzaju.

Pamiętaj przy tym o klepaniu wyłącznie miejsc bezpiecznych i takich, które nie wymagają „chirurgicznej” precyzji (jak na przykład piersi), a więc pośladki, uda, łydki czy – z zachowaniem ostrożności – wnętrza dłoni.

Podsumowując

Wybierając gadżety do BDSM oczekuję przede wszystkim jakości, która koresponduje z ceną, stymulacji wizualnej, dotykowej oraz słuchowej, a także, by robiła to, co obiecuje. Jeżeli sam produkt poparty jest fascynującą historią (jak ta o dwóch młodych mamuśkach), to jestem kupiona. Packa od Sinleather spełnia moje oczekiwania we wszystkich powyższych punktach i nie bez powodu jest moją warsztatową towarzyszką. W całej mojej kolekcji jest najbliższa ideału.

Zdaję sobie sprawę, że nie jest to akcesorium na każdą kieszeń, – w jego przypadku trzeba się liczyć z niemałą inwestycją. Ale dodam, że spora część osób, które miały okazję wypróbować tę packę u mnie, już założyła specjalne skarbonki „na Sinleather”. To chyba o czymś świadczy? Cóż, w okolicach gwiazdki przewiduję sporo rozgrzanych pup…

Zapomniałabym dodać, że gadżet nie wzbudza podejrzeń kontroli bezpieczeństwa na lotniskach, gdy jest upchany w bagażu podręcznym.

Ciekawa jestem, czego ty oczekujesz od swoich pieprznych akcesoriów? Wszelkie komentarze i uwagi mile widziane!