Dla niego i dla niej: Lelo Loki

Dla niego i dla niej: Lelo Loki

Kiedy mowa o luksusowych gadżetach erotycznych, Lelo jest jedną z pierwszych marek, które przychodzą mi do głowy. Przyznam, że samo pojęcie luksusu trochę mnie śmieszy, bo czasem ma więcej wspólnego z marketingową bańką, a nie z rzeczywistą jakością produktu. Luksus powinien wiązać się z rzemiosłem, kunsztem wykonania i późniejszą przyjemnością użytkowania – rzeczywistą, a nie tą wykreowaną przez dział reklamy.

Z drugiej jednak strony dóbr luksusowych nie traktuję z nabożeństwem, bo wychodzę z założenia, że mają mi służyć na co dzień, a nie od święta. Wszystkie gadżety, nawet te z najwyższą ceną katalogową, przechowuję i traktuję tak samo. Ostatnio do mojej kolekcji trafił Loki (o nowej linii zabawek Lelo dla mężczyzn pisałam tutaj) – gadżet zapakowany w pudełko pokryte imitacją wężowej skóry, dla mnie będące niczym więcej niż opakowanie „czekolady z okienkiem”, bo jest i okienko. Widać, że Lelo chce, abyśmy pławili się w seksualnym luksusie, więc produkowane przez siebie gadżety nazywa obiektami przyjemności, lubrykant – osobistym nawilżaczem, a kampanie kreowane są głównie z myślą o heteroseksualnych parach z raczej zasobnym portfelem. Czasami, z jakiegoś dziwnego powodu, wydaje mi się nawet, że jestem dla tej marki za młoda!

Podobno produkty, po które sięgamy, odzwierciedlają to, jak się ze sobą czujemy, jaki jest nasz status ekonomiczny i społeczny. Czyżby gadżety erotyczne miały stać się jednym z nich?

Lelo Loki

Kampania

Po ostatniej „męskiej” kampanii Lelo, wielu konsumentów, jak i sprzedawców obraziło się na Lelo. Reklama pierścienia na penisa, Pino, produktu dla bogatego bankiera, przedstawiała mężczyznę, który idzie się zabawić w drogim klubie i wychędożyć kilka lasek. Sam cock ring sprzedawany jest w zestawie ze spinkami do mankietów i klipsem do banknotów.

Nowa linia produktów reklamowana jest już inaczej – towarzyszą jej filmiki informacyjne, a także reklama z udziałem prawdziwych par omawiających masaż prostaty. Nie bez powodu nowe gadżety weszły na rynek we wrześniu – wrzesień jest Międzynarodowym Miesiącem Świadomości Raka Prostaty (International Prostate Cancer Awareness Month), zaś kampania towarzysząca akcesoriom celuje raczej w zabawę i przyjemną profilaktykę. Loki „pozuje” zaś w towarzystwie węża, stąd taka faktura pudełka.

Prostata…

Od razu ostrzegam: Loki nie jest gadżetem dla początkujących, a osoby z raczej ciasną pupką będą musiały przygotować się na długą grę wstępną z dużą ilością lubrykantu przed wprowadzeniem tej zabawki do anusa. Średnica w najszerszym miejscu to 3,75 cm, co osobom wprawionym w stymulacji gruczołu prostaty zapewnia komfortowe wypełnienie, ale dla niektórych może okazać się nie lada wyzwaniem.

Loki to zabawka twarda. Plastik ABS pokryty jest bezpiecznym i bardzo gładkim silikonem, który nie ciągnie skóry. Przed wprowadzeniem gadżetu do ciała warto zapoznać się z panelem sterowania i rozpoznać, które guziki robią co. Loki wyposażony jest w 6 trybów wibracji (stały, długie pulsowanie, krótkie pulsowanie, wznoszenie, góra-dół/rollercoaster oraz wypadkowy, czyli „impreza w tyłku”), które są głębokie, a przy największej mocy naprawdę silne. Choć w teorii zaprojektowano go tak, aby poruszać nim w górę i w dół, dużo lepsze efekty (głównie przez kształt) daje pozostawienie wibratora w jednym miejscu i ewentualne zmienianie trybów wibracji. Ten najintensywniejszy pozwala oczyścić gruczoł prostaty, co wiąże się z wytryskiem bez dotykania penisa – czasem nawet bez erekcji, ponieważ końcówka idealnie przylega do całej masowanej powierzchni. Uwaga: nawet, gdy nie pojawia się wytrysk, gruczoł prostaty i tak oczyszcza się – nagromadzony płyn zostanie wydalony podczas oddawania moczu.

Dlaczego warto sięgnąć po ten masażer jako akcesorium do stymulacji prostaty? Głównie przez jego anatomiczny kształt. Jest wyprofilowany tak, aby stymulować prostatę, zaś nasada jest na tyle wąska, że w momencie wprowadzenia gadżetu do odbytu, nie rozpycha zwieracza, więc nie powoduje dyskomfortu. Podstawa jest też na tyle duża, by nawet w orgazmicznych skurczach zapobiec wchłonięciu akcesorium, i na tyle mała, by nie psuć estetyki gadżetu. Jeżeli porównamy ją z maleńką podstawą Billy’ego, jest to gadżet zdecydowanie bezpieczniejszy.

… i punkt G

Loki jest dla mnie po prosut „męską” wersją Mony – gadżetu, który z wysoką skutecznością pozwala odnaleźć i stymulować kobiecą strefę G. Bulwiasta końcówka oraz łuk sprawiają, że nawet bez specjalnego dociskania, Loki staje się masażerem do punktu G, którego mogą używać również kobiety. Po mojej przeprawie ze Stronikiem Zwei, który teoretycznie też miał stymulować punkt G, a okazał się słabiutki, byłam mile zaskoczona, że Lelo zdecydowało się wyposażyć wibrator analny w silnik o pełnej mocy.

Moje i jego

Loki & Ina Wave

Ina Wave i Loki to prawie bliźnięta. „Prawie” robi jednak wielką różnicę – przez technologię Wave (niedziałającą zresztą) wibracje Iny nie są aż tak głębokie, jak Lokiego, więc zdecydowanie wolę męską wersję masażera. Z osłoniętym portem ładowania czuję się też dużo bezpieczniejsza – choć obydwie zabawki są wodoodporne, jakoś preferuję zabezpieczony port. Jeżeli już o ładowaniu mowa – podoba mi się to, że Lelo nareszcie dołączyło do gadżetów ładowarki USB, a nie wtykane do kontaktu.

IMG_3413

Nie wszystkim będzie też odpowiadała twardość tego gadżetu – Loki nie jest giętki, a więc nie da się na nim rozsiąść czy rozkołysać, no i wystaje mu uchwyt, więc trzeba operować nim ręcznie.

Wracając do pojęcia luksusu, czy w przypadku Lokiego usprawiedliwia on wysoką cenę? Koszt zabawki waha się 0d 650 zł do 740 zł (w zależności od sklepu) i choć jest to naprawdę dobry masażer, chciałabym wiedzieć, dlaczego. Lelo nie produkuje w Europie, a i Lokiego nie wyposażyło w super nowoczesną technologię, jaką miała być na przykład Wave. Być może ma to związek z szybkością ładowania (podłączenie na 60 minut daje 2 godziny zabawy), ale nie wnikam.

Jeżeli jesteś kobietą i nie masz w najbliższej przyszłości dzielić się gadżetem z żadnym mężczyzną, a szukasz twardszego stymulatora punktu G, sięgnij po Monę – kosztuje o wiele mniej (ok. 380 zł w zależności od sklepu), a w razie pojawienia się zainteresowanych odkrywaniem nowych przyjemności mężczyzny, zawsze możesz dokupić zestaw nakładek, które gadżet waginalny zamienią w analny.

Podsumowując

Doceniam fakt, że Lelo wyprodukowało gadżet dla mężczyzn, po prostu dostosowując flagowy produkt tak, by można go było używać analnie. Lelo miewa bowiem skłonność do udziwnień – przykładem niech będą Hula Beads, które są raczej mokrym snem designera, a nie produktem dla osób z waginami. Ci, którzy nie lubią tradycyjnych kolorów zabawek dla dorosłych (różowy, fioletowy i turkus), zapewne docenią fakt, że Loki dostępny jest w czarnej i niebieskiej wersji kolorystycznej. Gadżet wytrzymuje też zanurzenie do głębokości 1 metra, a więc można go bezpiecznie używać w wannie czy myć pod bieżącą wodą. Słowem, jest to bardzo dobry produkt, ale mając na uwadze metkę z ceną, optuję raczej za demokratyzacją luksusu, bo w przypadku Lokiego wydaje mi się, że płacę nie za produkt, a za bliżej nieokreśloną ideę.

Gadżet kupisz bezpośrednio u producenta (dostawa gratis) lub w Secret Place.