Zacznijmy od tego, że w 2015 roku producentom Fifi udało się poważnie wkurwić wiele osób. Wszystko przez seksistowskie, mizoginistyczne i alfaheteroseksualne reklamy, z których można było dowiedzieć się, że masturbator Fifi nie miesiączkuje, nie ma bólów głowy, ani nie jest grubą babą.
Przed wybuchem tego skandalu masturbator zbierał całkiem dobre recenzje – jako niedrogi, prosty i odwołujący się do masturbacyjnej nostalgii gadżet. Jednak kiedy w mediach społecznościowych Fifi pojawiły się kontrowersyjne reklamy, wielu ludzi zadeklarowało bojkot marki, wróżąc jej rychły upadek. Szczerze powiedziawszy, nie przypuszczałam wtedy, że produkt wyjdzie poza granice Stanów Zjednoczonych i będzie dystrybuowany poza Ameryką Północną – właśnie przez wspomniany bojkot. Aż do branżowych targów w 2016 roku.
Na tychże targach erotycznych pracowałam dokładnie naprzeciwko stoiska Fifi. I dzięki temu dowiedziałam się, jak trudnym zadaniem jest naprawianie wizerunku i kultury marki – zarówno na zewnątrz, jak i od środka. Poznałam osobę, która obecnie zajmuje się marketingiem Fifi (poprzedniego specjalistę zwolniono) i która robi wszystko, aby urażonych przeprosić i promować produkt w bardziej sekspozytywnym stylu. Jako prezent pożegnalny dostałam naet cały zestaw produktów Fifi, czyli masturbator, wyściełające rękawy i lubrykant, a z prośbą o przetestowanie masturbatora zwróciłam się do doświadczonego testera męskich gadżetów, czyli Paco.
Sprawdźmy więc, czy gadżet okazał się lepszy, niż frotowa skarpeta.
***
Let’s have a fifi
Poznaj, zanim ocenisz
Kiedy Nat zapytała mnie, czy nie chciałbym przetestować nowego masturbatora i podesłała mi link do Fifi (Sex Toy For Men), powiem szczerze, że byłem lekko zdystansowany. Nigdy nie widziałem zabawki erotycznej, która byłaby tak… zwykła. Nie prezentowała się nadzwyczajnie, nie miała w sobie tego efektu wow, którego trochę spodziewam się po seks gadżecie. Wydała mi się nawet trochę obciachowa, wstydliwa, jeśli przyrównam ją do innych masturbatorów, które testowałem. Zgodziłem się na test zabawki zachęcony głównie sloganem marki: No Mess Cleanup. Niebrudzące czyszczenie? Wchodzę w to!
Zanim zająłem się testowaniem zabawki, obejrzałem filmiki instruktażowe i reklamy Fifi. Poczucie zawstydzenia wcale nie mijało, nie potrafiłem spojrzeć na ten gadżet z takim humorem, z jakim prezentowali Fifi jego twórcy.
Wszystko stało się jasne, kiedy szukając opinii na temat zabawki, wyszukiwarka podpowiedziała mi: fifi sex term? A więc to nie jest jakaś gra słów, trudny do rozszyfrowania skrót – to po prostu slangowe określenie na konkretną technikę masturbacji. Technikę, którą znam i na pewno nie raz stosowałem.
Czym jest zatem fifi? To metoda męskiej masturbacji, w której do zaspokojenia używa się skarpety lub wyłożonej gumową rękawiczką rolki po papierze toaletowym. Wszystkie te obiekty są miękkie i łatwe do ukrycia. Fifi można wcisnąć także miedzy poduszki w kanapie lub materace na łóżku i symulować tym penetrację. I taki okazał się testowany przeze mnie gadżet. Choć początkowo przypomniał mi wstydliwe (ale też przyjemne) chwile z okresu dorastania, teraz stał się moim ulubionym masturbatorem.
Jak wygląda Fifi, każdy widzi
Fifi prezentuje się tak, jak wygląda – to miękki jak poduszka materiał, który po zrolowaniu działa podobnie, jak każdy masturbator. To, jak ciasno go zwiniemy, zależy od rozmiaru penisa i preferencji. Sam ręcznikowy wałek to tylko połowa zestawu – drugą część Fifi stanowi rękaw jednorazowego użytku, który owija się materiałową częścią zabawki. Po nałożeniu i rozprowadzeniu lubrykantu wewnątrz, można zaczynać zabawę. I to naprawdę zabawę.
Rulon Fifi wygodnie leży w dłoni. Jest miękki, co pozwala na zmianę nacisku, a przez to zwiększenie bodźców. Fifi dostosowuje się także do grubości penisa, a wnętrze dodatkowo nagrzewa się od siły tarcia, oddając przy tym doznania penetracji.
Oczywiście jazda na ręcznym to tylko jeden ze sposobów zabawy z Fifi. Można wykorzystać ten gadżet tak, jak sugeruje jego slangowe pochodzenie – stymulować penisa, udając stosunek. Fifi nadaje się do tego doskonale, bo jest wykonany z miękkiego materiału. Leżąc na brzuchu i posuwając zabawkę, nie odczuwa się dyskomfortu i nie czuje zimnego plastiku, który odkształca się na brzuchu.
Najlepsze oczywiście zostaje na koniec! Fifi dzięki temu, że łatwo dostosowuje się do anatomii, pozwala na dłuższe masturbacje. Dużym plusem jest także lubrykant dostarczony do zestawu. Próbowałem już „poślizgów” od różnych producentów i ten twórców Fifi jest jednym z najlepszych. Jest bardzo przyjemny w konsystencji, nie zasycha i nie zostawia trudnych do zmycia plam – w końcu to lubrykant wodny. Zacząłem go stosować także do seksu analnego i świetnie zdaje egzamin. Jeśli chodzi o lubrykację, niestety nie bywam oszczędny – lubię dobre nawilżenie i poślizg, to też jeden z moich sposobów na wydłużenie przyjemności. Orgazm z Fifi za każdym razem był intensywny, może po prostu potrzebowałem tej penetracyjnej stymulacji.
Najmocniejszym punktem tego gadżetu jest to, że slogan, o którym wspomniałem na początku, jest prawdą. Fifi pozwala oddać się całkowicie przyjemności, a po orgazmie i wytrysku odpocząć. Kiedy kończymy zabawę, wyjmujemy gumowy rękaw i wyrzucamy go do śmieci. Materiał pozostaje czysty, nie klei się, a jedyne co trzeba zrobić, to wskoczyć pod prysznic. I jest to duża przewaga Fifi nad tradycyjnymi masturatorami – ostatnią rzeczą, którą chcę robić po wspanialej masturbacji, to rozkręcanie i mycie zabawki. I to właśnie zapewniło mi Fifi – czystą przyjemność!
Paco
***
Fifi można kupić bezpośrednio u producenta lub na Amazonie.
zdjęcia: mat. producenta; instrukcja obsługi: Paco
Komentarze zamknięte.
Anna
8 lipca 2017 at 09:27Jest w tej zabawce i w recenzji Paco coś nieopisanie uroczego :)
Rob
5 czerwca 2017 at 22:48Zainspirowany i nakręcony relacją Paco już prawie klikałem Buy na stronie producenta gdy uświadomiłem sobie, że to przecież kilkadziesiąt dolarów za zwykły ręczniczek, kilka kropel żelu i raptem 10 uniesień (zbiorniczków)…. OK.->google naszym przyjacielem->FIFI-> długa lista trafień i… youtube FIFI DIY.
Wydawało się proste: wziąść nieduży ręczniczek, złożyć, zawinąć nim tubkę po paście do zębów i lateksowa rękawiczkę i… bawić się.
Pierwszy test to porażka: wszystko się zsuwa, rozkręca co ręcznikiem skręcone, rękawiczka się posklejała…
Modyfikacja 1 – nie składajmy zabawki zbyt ciasno i zostawmy miejsce na zabawe ;) i zamiast tubki po paście użyłem tubki po ogólnie znanym żelu do przyjemności intymnej…. Już było lepiej, ale całość się jeszcze rozjeżdżała
Modyfikacja 2 – skoro z jednej strony całość jest trzymana wywiniętą rekawiczka lateksową to z drugiej druga też powinna dać rade utrzymać…. Tym razem sukces choć zdecydowanie więcej żelu zaaplikowałem od razu na początku – wszystko się trzyma!!
Widziałem wersje z paskiem od spodni trzymającym ręczniczek zwinięty – to się nie sprawdziło. Proponuje też używać jak największych rękawiczek – nawet XXL. Pozostaje więcej luzu na wywinięcie i nie brakuje miejsca w środku. Nie ma też co żałować żelu, bo rękawiczka po paru ruchach wyciągnie się na zewnątrz…
To tyle o technikaliach, a jak z odczuciami? Cóż nie mogę powiedzieć bym zaznał takich uniesień jak Paco. Głównie byłem nakręcony samym pomysłem na zabawkę i tym co pisał Paco , niemniej trochę zabawy jest i pewnie po kilku testach można z tego zabawę fajną uczynić.
Czy warto płacić za „oryginalne FIFI”? Jeśli rozmiar oryginału komuś pasuje do jego parametrów to pewnie jest to ładna zabawka. Biorąc jednak pod uwagę koszty, konieczność zaopatrywania się we „wkłady” i ryzyko rozmiarowe to wydaje się, że jednak jest to trochę bez sensu.
Rozkosznych własnych testów
Rob.
Joanna
25 maja 2017 at 13:00Wiem, że czyszczenie zabawek erotycznych może być uciążliwe, sama swoje po zwykle rzucam gdzieś obok łóżka i przypominam sobie o nich po solidnym odpoczynku, ale konieczność zamawiania do nich materiałów eksploatacyjnych jest chyba jeszcze bardziej upierdliwa…