Jak zachowywać się w… sex shopie?

Jak zachowywać się w… sex shopie?

Co prawda dzisiaj do butików erotycznych wchodzę jak do warzywniaka, ale przyznaję, że nie zawsze tak było. Ba, kiedyś zdarzało mi się czuć niezręcznie nawet w sklepie z płaszczami! Widzicie, czasem można człowieka zabrać z festynu, ale nigdy nie wypleni się festynu z człowieka. 

Sex shopy zatoczyły koło. Pamiętam, że w czasach przedinternetowych gadżety erotyczne kupowało się, żadna to tajemnica, w suterenach. Swoją pierwszą wizytę w jednym z takich przybytków zaliczyłam jako siedemnastolatka, a żeby takową odbyć musiałam pojechać do dawnego miasta wojewódzkiego. Potem pojawiły się sklepy internetowe, dzięki czemu gadżety trafiły pod strzechy i jakoś zmiotły z map miast panów Zenków, którzy rozwiązywali krzyżówki przy pornolach puszczanych na małym ekranie. Obecnie powracają butiki stacjonarne, ale w wersji prima lux – ekskluzywne, ładnie zaprojektowane, nie mają nic wspólnego z niegdysiejszą „bramą”, której największą atrakcją były dmuchane lalki z rozdziawioną paszczą.

Mnie ten powrót niebywale cieszy, bo lubię na żywo macać zarówno moje marchewki, jak i przyszłe wyposażenie sypialni. Taką mam naturę macantki. Jeżeli i ty masz ponad 18 lat, butiki erotyczne stoją przed tobą otworem. Pamiętaj, że wiele z nich oferuje nie tylko wibratory i dilda, ale również kosmetyki erotyczne czy inne akcesoria – kajdanki, opaski na oczy, pejcze. W niektórych znajdziesz też odpowiednią literaturę czy alternatywną pornografię. Nie dowiesz się jednak, co mają, dopóki nie spróbujesz.

Jak zatem przygotować się do wizyty w sex shopie, żeby wejść do niego z nastawieniem pt. „to jest moja okolica”?

1. Wybierz sklep. Według mnie najlepsze są te, które mają wolny dostęp do półek i wystawione egzemplarze testowe, a jeżeli sprzedają bieliznę czy kostiumy, wyposażone są również w przymierzalnie. Daruj sobie sprzedawców, którzy skąpią i nie pozwalają ci pomacać, trzymając wszystkie zabawki w pozaklejanych pudełkach. Daruj sobie też tych, którzy odgradzają siebie i sprzedawane produkty ladą, więc o pokazanie każdego wibratora czy dilda musisz prosić z osobna.

2. Przygotuj się na to, że nie będzie tanio. Kupując gadżety erotyczne, płacisz nie tylko za markę, ale przede wszystkim za jakość mechanizmów i materiałów. Dbaj o swoją waginę i całe swoje ciało – one naprawdę nie zasługują na badziewie. Wystarczy, że porównasz plastikowy wibrator za 20 złotych z dowolnym produktem wykonanym z bezpiecznego silikonu medycznego. Niebo a ziemia. Poza tym po wizycie zawsze możesz porównać ceny wypatrzonego gadżetu w sklepach online czy na aukcjach. Pamiętaj jednak, aby przy tych ostatnich zachować ostrożność, bo podrabianie gadżetów erotycznych to prawdziwa plaga!

Pamiętaj też, że w świecie gadżetów erotycznych nawet 30 złotych może zrobić kolosalną różnicę. Zastanów się czy nie warto dopłacić nieco do „takiego sobie” produktu i kupić inny, sprawdzony gadżet innego producenta. No i „więcej” nie zawsze znaczy „lepiej”. Jeżeli masz ograniczony budżet, nie wydawaj na kilka sztuk badziewia (plastikowe kulki analne + jednorazowy pierścień na penisa, tzw. „bzyczek” + karty do gry z kamasutrą + kości miłości + kajdanki z futerkiem + jagodowy lubrykant) tyle, ile wystarczyłoby, żeby kupić porządny wibrator. Zwłaszcza, jeżeli jeszcze nie masz porządnego wibratora.

3. Naciskaj wszystkie guziki. Jeżeli spodobał ci się jakiś gadżet, bez oporów badaj jego możliwości – zmieniaj programy, spróbuj samodzielnie zabawkę włączyć i wyłączyć. Dzięki temu sprawdzisz, czy da się dany produkt obsługiwać intuicyjnie. Nie chcesz chyba w trakcie masturbacji zastanawiać się czy twój ulubiony program jest pięć przyciśnięć w lewo, czy zaskakuje po jednym długim pośrodku? Próby „zepsucia” sprzętu wciąż na etapie sklepu wcale nie są dziwne.

4. Nie bój się sprzedawców. Oni naprawdę są po to, żeby pomagać – czy to w doborze pierwszego wibratora czy kolejnego dilda do podwójnej penetracji. Rozmawiając ze sprzedawcami, dowiesz się prędzej niż z ulotki czy np. daną zabawkę można używać analnie, czy jest wodoodporna, ile jest na nią lat gwarancji (tak, tak!). Jeżeli znajdziesz jakąś zabawkę, która szalenie ci się podoba, ale jest akurat rozładowana, poproś o podładowanie czy wymianę baterii. Uwierz mi, dla asystentów w butikach erotycznych nie ma niewygodnych pytań. Chyba, że prosisz ich o numer telefonu.

5. Proś o próbki. Tak, wiele sklepów erotycznych ma próbki kosmetyków intymnych, promocyjne prezerwatywy, kupony zniżkowe czy katalogi. To, że nie leżą na widoku, nie znaczy, że ich nie ma.

6. Przygotuj się na to, że będą tam inni ludzie. Oni też wpadli na zakupy, nie po to, żeby mruczeć pod nosem, jaka to jesteś niewyżyta. Nikt cię tu nie ocenia. Zatem i ty…

7. … Szanuj innych klientów. To, co nas kręci i co nas podnieca to indywidualna sprawa, więc z głośnymi komentarzami na temat asortymentu wstrzymaj się do momentu opuszczenia sklepu. Nawet dla mnie niektóre gadżety czy akcesoria są co najmniej dyskusyjne, ale skoro znalazły się w danym butiku, to pewnie jest na nie popyt. Pewnie komuś się podobają i pewnie komuś uprzyjemniają życie. Sama nie kupiłabym korka analnego z lisią kitą czy z końskim ogonem – czy to znaczy, że nie powinny istnieć? Gadżety zazwyczaj pogrupowane są tematycznie, więc jeżeli czujesz, że pachołek amsterdamski niekoniecznie jest dla ciebie, po prostu omiń tę sekcję.

8. Zaprzyjaźniaj się. Jeżeli nie jesteś typem, któremu podczas łowów nie należy przeszkadzać, pogadaj z ekspedientkami czy ekspedientami, podpytaj o kalendarz wydarzeń (butiki odwiedzane przeze mnie albo prowadzą wydarzenia, albo wspierają eventy, niektóre organizują wystawy sztuki erotycznej, jeszcze inne – warsztaty) czy… przecen. Powiedz, jakie zabawki już masz i otwarcie mów o swoich oczekiwaniach. Bycie stałym, sympatycznym klientem to same plusy!

I nie udawaj, że weszłaś, bo zbłądziłaś: „Aaaa, to nie mięsny?!”. Trochę czasu zajmuje przemiana z klientki „chciałabym, ale bojesię” (takiej, która ucieka zobaczywszy dilda) w dziewczynę, która wchodzi do butiku i od progu oznajmia, że potrzebuje czegoś do klapsów.

Cierpliwości…

[okładka wpisu]

Komentarze zamknięte.
  1. wanilia

    14 kwietnia 2014 at 14:25

    UTOPIA!!! brakuje profesjonalnej obslugi cieplych otwartych kompetentnych sprzedawcow ..kiedys byl taki pink shop na Biskupiej we Wroclawiu, umawialysmy sie tam z przyjaciolkami na babskie plotko zakupy…bylo tez wesolo , sprzedawcy odpowiadali na wszystkie pytania ..mozna bylo prawie organoleptycznie :) zapoznac sie z produktem…to byla radosc zakupow bez tabu…tym bardziej uzgodnilysmy z dziewczynami ze przy kazdej okazji imieniny urodziny itp skladamy sie na cos fajnego na prezent dla jednej z nas ..pomijam ze wszystkie mialysmy te same modele wibratorow :)

  2. VamppiV

    14 kwietnia 2014 at 09:36

    Moja pierwsza wizyta – po buty. W Internecie wyczytałam, że jedyną szansą, by pomacać w Polsce na żywo buty od gotyckiej marki Demonia są sex-shopy Venus. Akurat miałam po drodze na wakacjach (Venus w Trójmieście, polecam wszystkim wózkowiczom, bo jest podjazd – o co ciągle ciężko) – za ladą zobaczyłam dziewczynę w moim wieku. Pierwszy szok. Kolejny – gdy zaczęłyśmy sobie gawędzić i okazało się, że miała kiedyś klientkę w wieku 13 lat, która przyszła z ojcem, bo to było jedyne miejsce, gdzie można było dostać oryginalne… creepersy. Taka historia ;)

    • Nat

      14 kwietnia 2014 at 10:52

      Znam podobne historie np. z rękawiczkami do sukni wieczorowych! :)

  3. Weronika Sowa Piskorska

    14 kwietnia 2014 at 08:42

    Pamiętam swój pierwszy raz… Byłam strasznie skrępowana. Jednak po jakimś czasie razem ze swoim kumplem odwiedziliśmy taki sklep, bo obiecał mi kupić prezent urodzinowy. Gdy tylko ekspedientka zauważyła, że jesteśmy raczej świadomymi klientami, chętnie pokazywała nam najnowocześniejsze modele wibratorów. :) Tak więc potwierdzam, że nie trzeba się bać.

    • Nat

      14 kwietnia 2014 at 10:53

      Fajny kumpel!

    • Weronika Sowa Piskorska

      14 kwietnia 2014 at 11:37

      To prawda, każdemu życzę takiego kumpla. :D

  4. F

    14 kwietnia 2014 at 01:19

    Czym jest pachołek amsterdamski?

    • Nat

      14 kwietnia 2014 at 10:51

      Wyguglaj sobie „amsterdammertje” i wyobraź sobie, że sprzedają takie w charakterze, hm – dild?