Je Joue Classic Bullet | Najlepszy mini wibrator w mojej kolekcji?! | Recenzja

Je Joue Classic Bullet | Najlepszy mini wibrator w mojej kolekcji?! | Recenzja

W marce Je Joue doceniam to, że nie sili się na udowadnianie, że wymyśliła wibrator od nowa. Wprost przeciwnie – brytyjski producent ulepsza klasyczne projekty, które niejednokrotnie udowodniły swoją uniwersalność, w efekcie umożliwiając doświadczenie orgazmu wielu osobom.

Najnowszym dodatkiem do kolekcji akcesoriów Je Joue jest linia wibratorów-pocisków: Classic Bullet, Rabbit Bullet i G-Spot Bullet. Już same nazwy wskazują, czego można spodziewać się po poszczególnych modelach: Classic Bullet jest więc klasycznym, prostym bulletem, doprawdy nie ma tu żadnej większej filozofii, Rabbit Bullet to prosty pocisk zwieńczony króliczymi uszkami do stymulacji łechaczki, a G-Spot bullet to mini wibrator zaprojektowany tak, aby swoją zakrzywioną końcówką stymulował strefę G.

Przyznaję, że czego jak czego, ale cudów po wibratorze typu bullet się nie spodziewałam. Po obejrzeniu całej kolekcji nowych zabawek Je Joue podczas mojej wrześniowej wizyty w salonie Secret Place w Poznaniu, stwierdziłam, że tryby wibracji rzeczywiście są imponujące, ale żaden z gadżetów nie jawił się jako absolutny must have, chociaż w moim przypadku zapewne ma to związek z liczbą posiadanych gadżetów erotycznych. Postanowiłam jednak dać jednemu z tych minimalistycznych wibratorów szansę – padło na Classic Bullet.

Wibrator dla początkujących?

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że dla wielu osób wibrator-bullet był pierwszym gadżetem erotycznym w życiu. Nic dziwnego – bullety wydają się niegroźne, zazwyczaj są tanie i zaprojektowane tak, by stymulować łechtaczkę. Z jednej strony wydają się więc bezpiecznym wyborem, z drugiej zaś łatwo się na nich przejechać. Większość pocisków, które przeleciały przez moje ręce i wulwę, miało tę irytującą właściwość, że były zwyczajnie za słabe, bo oferowały powierzchniowe, bzyczące wibracje, które częściej irytowały moją łechtaczkę niż zapewniały jej orgazmiczną stymulację.

A dobry bullet naprawdę ma całą gamę zastosowań! Od łechtaczkowych sesji solo, poprzez dodatkową stymulację podczas seksu penetracyjnego, aż po pieszczoty całego ciała, np. piersi, nie wspominając już o odtykaniu zakatarzonego nosa delikatnym masażem od zewnątrz.

Trochę bullet, trochę cygaro

Rozmiarowo Je Joue Classic Bullet plasuje się gdzieś pomiędzy pociskiem do użytku zewnętrznego a cygarem, czyli prostym masażerem do stymulacji wewnętrznej. Ma 9,5 cm długości i ok. 2 cm średnicy, nadaje się więc do niezbyt płytkiej penetracji waginalnej. Do wibratora dołączona jest też specjalna nakładka na palec, która pozwala zamienić Classic Bullet w masażer zdolny stymulować dużo większą powierzchnię ciała. Dzięki temu niepozornemu dodatkowi pocisk jest wielofunkcyjny – z jednej strony szpiczasta końcówka pozwala na punktową stymulację, z drugiej założenie wibratora na palec zamienia całą rękę w wibrator. Serio. Ale o tym za chwilę.

Potężny jak burza, cichy jak mysz pod miotłą

Choć wibrator Classic Bullet od Je Joue wydaje się niepozorny, ma bardzo mocny, a przy tym zaskakująco cichy motorek. Chociaż dla mnie dyskrecja w postaci minimalnej głośności gadżetu nie jest priorytetem, zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób im cichszy gadżet, tym lepiej – zwłaszcza, gdy nie wiąże się to z kompromisem w kwestii intensywności stymulacji. Muszę przyznać, że intensywność marka Je Joue dopracowała do perfekcji, bo nawet najsłabszy z pięciu poziomów oferuje bardzo głębokie wibracje, dokładnie takie, jakie lubię, czyli przypominające szybkie dudnienie serca, a nie wkurzoną pszczołę.

W kwestii mocy Je Joue Classic Bullet bardzo przypomina do tej pory bezkonkurencyjny pocisk Tango od We-Vibe, ale w użyciu okazuje się dużo miększy, bo powleczony jest aksamitnym w dotyku matowym silikonem. Ma też bardzo sprężystą końcówkę, która sprawia, że przy mocniejszym dociśnięciu łechtaczka nieco się w niej zatapia. Sterowanie ułatwia przyjazny panel kontrolny z trzema przyciskami, które pozwalają zmieniać nie tylko tryby, ale i intensywność wibracji. Na dodatek Classic Bullet jest od We-Vibe Tango o ok. 100 zł tańszy, a za zapisanie się do newslettera Secret Place oferuje 50 zł rabatu na pierwsze zakupy o kwocie minimalnej 200 zł. Można więc sporo zaoszczędzić na zakupie.

Minimalistyczny design i maksymalna przyjemność

Nie ukrywam, że Classic Bullet naprawdę mnie zaskoczył – przede wszystkim głębią wibracji. Okazały się one na tyle mocne, że używając wibratora podczas płytkiej penetracji, czułam intensywną stymulację łechtaczki od wewnątrz, dzięki czemu byłam w stanie doświadczyć orgazmu, nie dotykając widocznej części clitoris. Do tej pory podobne atrakcje miałam wyłącznie z kilkoma gadżetami – m.in. wibratorem Prism VII od L’amourose, Patchy Paulem G5 od Fun Factory i Eroscillatorem – wszystkimi słusznych rozmiarów, dlatego naprawdę nie spodziewałam się takiego obrotu spraw z mini wibratorem. Było to bardzo pozytywne zaskoczenie.

Je Joue wiedziało też, co robi, dołączając do gadżetu nakładkę na palec. Dzięki niej można używać większej powierzchni gadżetu, a nie wyłącznie końcówki. Co ciekawe, moc wibracji dosłownie zamienia dłoń w wibrator, co daje naprawdę niesamowite doznania, gdy przyłoży się całą dłoń do wulwy (własną lub drugiej osoby). Nakładka sprawia, że Classic Bullet pozostaje w jednym miejscu, nie ślizga się, co pozwala skupić się wyłącznie na przyjemności, np. podczas intensywnego ocierania się wulwą o dłoń partnera lub partnerki.

Pierwszy, który nie rozczaruje?

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Classic Bullet (lub którykolwiek z kolekcji bulletów Je Joue) nie rozczaruje nawet jako pierwszy gadżet erotyczny, bo naprawdę nie ma tu przerostu formy nad treścią. Przyznaję, że dla mnie ten nieudziwniony design był poniekąd powrotem do korzeni, świata prostych wibratorów, z tym rozróżnieniem, że Classic Bullet sprawdził się jako niezwykle uniwersalny gadżet, który nie zajmuje dużo miejsca, jest wodoodporny, ładowany przez USB i zdecydowanie zda egzamin w podróży. Czego chcieć więcej?

Jedynym, czego mi w przypadku tej zabawki brakowało, to fakt, że nie dołączono do niej żadnego etui do przechowywania, co zabezpieczałoby silikonową powłokę przed łapaniem kurzu, gdy nie ma się tendencji do zostawiania oryginalnych pudełek. Chociaż według mnie to naprawdę mało istotny aspekt.

Wpis powstał we współpracy z Secret Place.