Fun Factory Fun Cup | Kubeczek menstruacyjny, który chciałam kochać | Recenzja

Fun Factory Fun Cup | Kubeczek menstruacyjny, który chciałam kochać | Recenzja

Kiedy dowiedziałam się, że Fun Factory wprowadza do swojej oferty kubeczki menstruacyjne, byłam zachwycona. Wiedziałam, że wykonane będą z najwyższej klasy silikonu, a sama marka wprowadzi do dyskusji o miesiączce element zabawy. W tych kwestiach zdecydowanie się nie przeliczyłam.

Jak trafił do mnie Fun Cup Explore Kit? Cóż, kiedy pojechałam na targi erotyczne Venus Berlin, tuż po zameldowaniu się w hotelu zorientowałam się, że mój okres przybył dobre kilka dni za wcześnie, a ja jako zabezpieczenie miałam przy sobie jedną parę majtek Thinx, którą planowałam założyć na podróż ostatniego dnia, „na wszelki wypadek”, bo miesiączki i tak spodziewałam się dopiero po powrocie. Co najśmieszniejsze, tuż przed wyjazdem na lotnisko trzymałam w dłoni mój Lily Cup Compact tylko po to, by stwierdzić, że po co go brać, w końcu zajmuje tyyyle miejsca i tyyyle waży… Cóż, następnym razem będę mądrzejsza o to doświadczenie.

Na szczęście ekipa Fun Factory popędziła na ratunek i… podarowała mi w Berlinie zestaw kubeczków Fun Cup Explore Kit, kiedy zawitałam w butiku przy berlińskim Hackescher Markt, za co byłam i wciąż jestem wdzięczna.

Kolorowe, odlotowe, period-positive

Kubeczki menstruacyjne Fun Factory są wyjątkowe, gdy idzie o kształt i kolorystykę. Nie mają charakterystycznego ogonka ani pętelki, które ułatwiałyby wyciąganie kubeczka z pochwy, mają za to przedłużoną podstawę, przez co wyglądają trochę jak czapki Smerfów. Wykonane są z miękkiego silikonu, przy czym większy kubeczek jest dużo miększy od sprężystego i zdecydowanie bardziej „zbitego” mniejszego.

Marka Fun Factory świetnie wpisała się z kubeczkami w nurt period-positive, nie tylko wprowadzając do oferty estetyczne i cieszące oko akcesoria, ale też edukując konsumentki w kwestii korzyści płynących ze stosowania kubeczka menstruacyjnego. Do zestawu kubeczków, oprócz instrukcji użytkowania, dołączona jest ładnie ilustrowana książeczka, w której zawarte są rzeczowe informacje na temat miesiączki i kubeczków menstruacyjnych. W pudełku znajduje się też etui do przechowywania gadżetów.

Po co mi dwa kubeczki?

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. O ile jeszcze rozumiem to, że jest Explore Kit z kubeczkami w dwóch różnych rozmiarach, dzięki czemu można sprawdzić, który lepiej leży, tak w przypadku kubeczków w jednym rozmiarze, trudno mi to jednoznacznie stwierdzić. Najlepsze rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy, to kupienie zestawu na spółkę z koleżanką, siostrą, mamą i podzielenie się kosztami. Ewentualnie trzymanie tego drugiego na wypadek, gdyby pierwszy miał się zagubić, zużyć, popłynąć z nurtem muszli klozetowej, albo zwyczajnie zniszczyć.

Ja nie lubię jednak nadmiaru, a już teraz mogę zdradzić, że jeden z kubeczków zdecydowanie nie sprawdził się w moim przypadku, więc fakt posiadania czegoś, czego nie będę używać, budzi we mnie lekki dyskomfort. Dlatego nie ukrywam, że najprawdopodobniej jeden z moich kubeczków przekażę dalej.

Fun Cup rozmiar B

Niejednokrotnie wspominałam o szczegółach mojej anatomii i stylu krwawienia, ale na potrzeby tej recenzji przypomnę, że mam długą i wąską pochwę i nie rodziłam siłami natury (ani żadnymi innymi siłami, tak dla jasności). Mimo to, kubeczek Fun Cup w większym rozmiarze przy swojej miękkości wydawał mi się idealnym rozwiązaniem na drugi, najbardziej obfity dzień miesiączki. Wierzyłam, że po prostu dopasuje się do mojej anatomii, przyklei do ścianek pochwy i będzie tam siedział. Radośnie umieściłam go więc w waginie, nie oczekując charakterystycznego dla twardszych kubeczków „pyknięcia”, które świadczyłoby, że kubeczek się rozłożył. Nie czułam go, więc wierzyłam, że wszystko jest w porządku, a kubeczek ładnie zbiera krew – do czasu. Kilka godzin później odkryłam, że Fun Cup B wcale się nie rozłożył, tylko tkwił w mojej pochwie jak smutna zmiętka, a wydzielina miesiączkowa skutecznie go omijała, wsiąkając w moją bieliznę. Nie byłam zachwycona.

Przy kolejnych dwóch próbach, kiedy już bardziej świadomie badałam palcami, czy Fun Cup B się rozłożył, za każdym razem stwierdzałam porażkę i skutecznie się do tego modelu zniechęciłam. Całe swoje nadzieje przerzuciłam więc na wersję A.

Fun Cup rozmiar A

Mniejszy kubeczek Fun Factory zdecydowanie lepiej współpracował z moją anatomią, zapewniając komfort, którego oczekiwałam. Nauczona wcześniejszymi doświadczeniami z kubeczkiem B, regularnie sprawdzałam, czy A się rozłożył. W dwóch przypadkach okazało się, że nie, a źródłem problemu okazał się niesymetryczny kształt kubeczka. Odkryłam wtedy, że aby najlepiej dopasować Fun Cup A do mojej anatomii, muszę umieszczać go w pochwie tak, aby wygięta część kubeczka była skierowana w stronę łechtaczki/kości łonowej, bo tylko wtedy działa tak, jak powinien.

Wersja A może pomieścić do 20 ml wydzieliny menstruacyjnej (czyli dosłownie 1 ml więcej niż mój Lily Cup Compact B), podczas gdy pojemność wersji B to 30 ml – różnica pomiędzy rozmiarami jest więc całkiem spora. Nie zmienia to jednak faktu, że Fun Cup B był dla mnie zdecydowanie za duży. Kubeczek w rozmiarze A spokojnie wystarczał mi na 10 godzin normalnego, średnio obfitego krwawienia i pozwolił mi przespać noc bez żadnego przeciekania.

Wyjmowanie to wyzwanie?

Tym, co kilka razy okazało się dla mnie wyzwaniem, było wyciąganie kubeczka z pochwy. Choć końcówka Fun Cup jest chropowata i ma strukturę, która powinna ułatwiać usuwanie gadżetu, przy śliskich palcach lub śliskiej końcówce okazywało się to nie lada wyzwaniem (i wiem, że ten problem nie dotyczył wyłącznie mnie). W ruch szedł więc papier toaletowy, który zapewniał wystarczające tarcie i suchość, aby kubeczek wyjąć. Opracowałam też technikę dosłownie gmerania w pochwie, aby złapać kubeczek za czarkę, by go odpowietrzyć i w ten sposób usunąć. Niestety, przy pełnym kubeczku ta technika skutkowała lekkim rozlewem krwi.

Fun Cup – czy warto?

Kubeczki Fun Factory, jeżeli wziąć pod uwagę cenę jednostkową, to jedne z najtańszych i najlepszych jakościowo kubeczków menstruacyjnych na rynku. Przyciąga do nich nie tylko cena, ale i zabawowa, pozytywna otoczka, a w użyciu dopasowany do mnie rozmiarowo Fun Cup A okazał się calkiem przyzwoity. Jest jednak kilka aspektów, które według mnie wymagałyby dopracowania – być może użycie większej ilości silikonu do produkcji Fun Cup B, aby był bardziej sprężysty, a mniej miękki, wydłużenie lub odchudzenie końcówki, aby łatwiej było kubeczek wyjmować, lub po prostu danie konsument(k)om możliwości kupienia kubeczków pojedynczo. Fun Factory to marka znana z ulepszania swoich akcesoriów, wierzę więc, że w przypadku Fun Cups też jest na dobrej drodze, bo zaczyna z naprawdę przyzwoitej pozycji. Przyzwoitej, ale bez szału.

Na tę chwilę Fun Cup pozostaje kubeczkiem, który chciałam kochać, a w ostatecznym rozrachunku tylko go lubię.

***

Podobają Ci się moje recenzje? Jeżeli kiedykolwiek pomogłam Ci podjąć decyzję zakupową, pamiętaj, że…