Smakowe lubrykanty Intimate Organics | Recenzje czytelniczek

Smakowe lubrykanty Intimate Organics | Recenzje czytelniczek

W ramach akcji na pyszny koniec lata, czytelniczki Proseksualnej miały okazję przetestować wegańskie lubrykanty smakowe od Intimate Organics.

Jak wypadły w testach na prawdziwych ciałach równie prawdziwych kobiet? Przekonajcie się sami!

***

Recenzja Wiktorii:

Wygrałam lubrykanty o smaku cytrynowym i czekoladowo-miętowym. Tego drugiego miałam już okazję spróbować (ale tylko na zasadzie polizania na palcu, był prezentem urodzinowym dla przyjaciółki), więc wiedziałam, że będzie pyszny – wybór drugiego smaku zasugerował mój partner. Testowałam niestety sama – akurat w tej chwili jestem w związku na odległość – ale i tak było ciekawie!

Zaczęłam od pooglądania opakowania (w międzyczasie bawiąc się folią bąbelkową, w którą lubrykanty obficie zawinięto – dzięki, przydała mi się później przy przeprowadzce). Właściwie wydawało mi się, po poprzednim krótkim kontakcie przed wręczeniem, że jest szklane, ale okazało się plastikowe. Do szaty graficznej nie mam zastrzeżeń, natomiast przeraziło mnie tłumaczenie sposobu użycia; w oryginale angielskim brzmi: ,,Apply as needed. If irritation occurs, discontinue use. ASPARTAME FREE!”, czyli coś w stylu ,,Zastosuj w ilości dobranej do potrzeb, w razie podrażnień przestań używać. BEZ ASPARTAMU!”. Polskie tłumaczenie natomiast brzmi: ,,Zastosuj w razie potrzeby. Jeżeli wystąpi podrażnienie, należy przerwać stosowanie. BEZ ASPARTAM!”. Wiem, że się czepiam, ale jednak ten nieodmieniony aspartam i pierwsze zdanie, które kojarzy się z maścią na podrażnienia dla alergików trochę mnie razi. Lubrykantu większość osób używa jednak po to, żeby było przyjemniej, a nie dlatego, że jest to absolutna konieczność (choć wiadomo, że i takie sytuacje też się zdarzają).

Wylałam odrobinę żelu na dłoń. Cytrynowy nie pachnie szczególnie mocno, ma za to zabawny smak. Jest z jednej strony typowo cytrynowy: szczypie lekko w język, kwaśny i lekko gorzkawy, a z drugiej bardzo, bardzo słodki. Czekoladowo-miętowy smakuje jak lody miętowe z kawałkami czekolady, i pachnie niezwykle intensywnie. Kiedyś zostawiłam na jakiś czas w łóżku posmarowane nim zabawki – wróciłam po paru godzinach, a zapach czekolady nadal unosił się w pokoju.

Sprawdzają się bardzo dobrze w swojej podstawowej funkcji, doskonale nawilżają, ale nie wchłaniają się do końca, dłonie pozostają po zabawie z nimi dziwnie ,,matowe” i nie jest to zbyt przyjemne uczucie. Dobrze dogadują się też z wibratorami i kulkami gejszy, nic złego nie można o nich powiedzieć, jeśli chodzi o podstawową funkcję.

Inspirując się artykułem z Kinky Winky o nietypowym zastosowaniu gadżetów erotycznych, próbowałam ich także używać przy goleniu (kupiłam jakieś okropnie tępe maszynki i chciałam sprawdzić czy lubrykant cokolwiek pomoże) – i to naprawdę działa, aż byłam zaskoczona. A jak ładnie czekoladowo skóra potem pachnie…

Dużym plusem jest też dla mnie to, że są wegańskie. Jestem wegetarianką i chociaż nie sprawdzam gorączkowo czy produkty, których używam nie były testowane na zwierzętach etc., to zawsze milej używać produktu, przy którego produkcji nikt nie ucierpiał.

***

Recenzja Moniki: 

Dostałam dwa: czekolada z miętą oraz czereśnia.

Zaczynając od smaków, muszę przyznać, że nie do końca okazały się trafione. Czekolada z miętą była w porządku, chociaż smak przypominał bardziej wyrób czekoladopodobny. Mięta fajnie jednak go podkręca. Czereśnia z kolei zupełnie do mnie nie przemówiła. Niestety była strasznie słodka i przypominała bardziej gumę do żucia. Mój partner natomiast polubił oba smaki i uważa je za bardzo naturalne. Zapach produktów jest przyjemny, dość wyrazisty, ale nie drażniący.

Żele mają świetną, moim zdaniem, konsystencję. Są z jednej strony rzadkie, ale z drugiej strony nie spływają i trzymają się skóry. Przypominają konsystencją rzadki kisiel. Najbardziej jednak zaskoczyły mnie ich właściwości rozgrzewające! Moim zdaniem – świetne! Wystarczyła niewielka ilość, delikatnie rozsmarowana, by poczuć ciepło. Oczywiście im więcej ruchów, tym bardziej żel rozgrzewa :) Ja polubiłam bardzo jego działanie na piersiach, mój partner z kolei pokochał masaż pleców z użyciem czereśni. Zaaplikowany w miejsca intymne także rozgrzewa i jest przyjemny w dotyku, aksamitny.

Lubrykant pozostawia przyjemny zapach, nie jest też lepki i wsiąka w skórę po pewnym czasie. Zapewnia doznanie ciepła, ale nie jest parzący. Z mojej strony – bardzo godny polecenia. Jestem ciekawa pozostałych smaków, żele zachęcają do zabawy i eksperymentów.

***

Recenzja Deguu:

Otrzymałam lubrykant poziomkowy i czereśniowy. Oba pachną mocno, trochę zbyt mocno. Poziomkowy wydaje się zbyt przesłodzony, czereśniowy pachnie, jak lizak, co mogę uznać za plus. W smaku nie są zbyt dobre – producent obiecywał brak słodziku i „dziwnego smaku”, ale oba lubrykanty są tak bardzo słodkie, że aż gorzkie. Lubrykant w swoim składzie ma wodę, jest więc z natury dość wodnisty, ale rzadka konsystencja jest w tym przypadku przesadą – lubrykant spływa z wibratorów/innych „przyrządów” kroplami, nie ma dobrej przyczepności ani gęstości. Nie zostawia jednak klejących śladów.

Jako lubrykant sprawdza się średnio. Nie nadaje się do korków analnych – jest zdecydowanie zbyt wodnisty i nie nawilża odpowiednio, ale w pochwie nie sprawdza się źle. Nie zapewnia dużego poślizgu, ale jest wystarczający. Cenę jaką proponuje producent uważam za stanowczo zawyżoną – zwykły „Intimel” z apteki jest kilka razy tańszy, a daje dużo lepszy poślizg. Myślę, że za bardzo skupiono się na walorach smakowych, za mało na efektywności. Do plusów mogę zaliczyć fakt, że buteleczka jest bardzo ładna i poręczna. Ogółem rzecz biorąc – nie polecam tego lubrykantu, niestety nie podpadł mi do gustu.

***

Recenzja Uli: 

Nie ukrywam, że na paczkę z wygranymi lubrykantami czekałam z niecierpliwością, przebierając nogami. Także po piknięciu telefonu z informacją, że wołają mnie już do paczkomatu, radosnym krokiem, zacierając ręce, pobiegłam.

Za nawilżaczami przepadam. Lubię kiedy seks wolny od jakichkolwiek nieprzyjemnych niespodzianek, więc możliwość wypróbowania opcji z bonusowymi wrażeniami zmysłowymi, była ekscytująca. Radość również wynikała z tego, że opisywane Intimate Organics miały charakteryzować się super organicznym składem, co rozbudzało nadzieję, że „słodka truskawka” nie będzie w smaku i zapachu przypominać gumy balonowej. Wybór padł w smaki poziomki i waniliowego karmelu. Zapachy jednoznacznie kojarzące się – pierwszy z lekko infantylną grą wstępną, drugie z chrupaniem karmelowego od słońca ciała. Jak na koniec wakacji SUPER.

Już w drodze powrotnej do domu, nie wytrzymałam i roztargałam pudełko żeby jak najszybciej zaspokoić ciekawość. Niestety już w pierwszym kontakcie byłam nieco rozczarowana. Opakowanie wygląda nie mniej, nie więcej, jak płynu do dezynfekcji rąk. Wygląd więc odłożyłam na drugi plan, i docierając do domu, po kropelce wylądowały na języku. I ku dalszemu rozczarowaniu, poziomka była mało słodka i bardzo sztuczna w smaku – no cóż, widocznie gdzieś po drodze od poziomki do lubrykantu organiczny smak zupełnie przepadł. No nic, lećmy dalej, karmel. Malutka kropelka i już szukałam czegoś, czym mogłabym popić smak SPALONEGO na czarno cukru, nie karmelu, wanilli, na próżno szukać by było słodkiego smaku. Niestety był gorzki i piekący. Z założenia jednak lodów polewać nimi nie miałam, więc wieczorem zaplanowałam sobie pierwszy test: poziomka + Big Boss z Fun Factory + ja. Konsystencja jest gładka, lekko oleista, dająca przypominający silikonowy lubrykant poślizg. Niestety na silikonowej zabawce wygląda to jak olej kujawski… Fajnie odczuwalne są właściwości rozgrzewające, jak dla mnie w sam raz – przyjemne i nienachalne. Poślizg po paru minutach przepadł, i trzeba było ratować się większą ilością. Pierwszy test oceniam na średnio, więc przejdźmy dalej.

Klaszcząc w dłonie, przywitałam swojego lubego w drzwiach, wkładając mu w ręce nowe nabytki i zaciągając na test nr 2. W teście ciało + karmelowy + ciało, wypadł on nieco lepiej. Omijając kontakt z ustami, lubrykant daje dobry poślizg i co ważne nie kleił się. Mam nieco zastrzeżenia do wydajności i szybkiego wysychania w użyciu, mimo wrażenia ciągłego śliskiego ciała. Opakowanie niestety okazało się mało praktyczne, nawet po zamknięciu dzióbka, lubi się z niego ulewać, co daje ciągłe odczucie brudnej tłustej buteleczki, no i niespodziewane tłuste plamy.

Podsumowując: szukając smakowego naturalnego lubrykantu, omijałabym go, bo nie spełnia tej najważniejszej dla tego tupu funkcji. Jako sam lubrykant nie jest tragiczny, ale za tę cenę wybrałabym naturalny, wydajniejszy, nie oleisty produkt.

***

Recenzja Asi:

Lubrykanty Intimate Organics – soczysty posiłek dla zmysłów

Testowałam smaki pralinkowy i poziomkowy.

Kiedy otworzyłam paczkę i wydobyłam z niej lubrykanty Intimate Organics poczułam pewne zaniepokojenie, że są takie małe. Wydawało się, że to typ produktu, który wystarcza na kilka razy. Na szczęście się myliłam, ale o tym później.

Na pierwszy ogień poszedł lubrykant pralinkowy, a pierwszym testerem w naszym duecie został mój kochanek, który dokładnie wylizał specyfik z wiadomego zakamarka. Jego reakcja? Za słodki (w końcu pralinkowy!). Kiedy usłyszałam, że jest słodki , aż przebierałam nogami, żeby role się odwróciły, bo co jak co, ale jestem ogromnych łasuchem na wszystko, co słodkie.

SMAK

Przyznam się, że pierwszy raz miałam w ustach lubrykant. Używaliśmy wcześniej dość taniego żelu z sieciowej drogerii i powiem wprost – bałam się połykać coś, czego za jedzenie nie uważałam, pomimo rekomendacji producenta. Był to więc mój pierwszy „posiłek” z takim daniem w roli głównej. Pierwsze wrażenie? Bardzo pozytywne. Oba lubrykanty Intimate Organics okazały się przepysznym, słodkim syropkiem, jednak pralinkowy jest lepszy, delikatniejszy, podczas gdy w poziomkowym z wiadomych względów wyczuwa się kwaskowatość. Chyba już nigdy nie będę uprawiać seksu oralnego bez lubrykantu.

Po prostu smakowy odjazd i ocena 5/5.

KONSYSTENCJA

Konsystencja też zasłużyła na piątkę. Zwłaszcza w porównaniu ze wspomnianym lubrykanty z drogerii i innym z apteki.  Intimate Organics nie jest ani zbyt rzadki, ani zbyt zawiesisty, ma konsystencję oliwki, na szczęście w ogóle nie klei się, jest przyjemny w dotyku. Dość szybko ogrzewa się w dłoni, co dla mnie jest bardzo istotne, ponieważ nie cierpię czuć czegoś zimnego na rozgrzanej skórze. Warto też podkreślić, że po pozostawieniu na skórze nie piecze i nie swędzi. Przy poprzednim żelu zawsze występował ten problem.

ZAPACH

Tutaj zdecydowanie wygrywa pralinkowy. Jest delikatny i przyjemny, podczas gdy poziomkowy mógłby być bardziej…poziomkowy. Wyczuwam w tym zapachu coś pudrowego, co nie do końca mi pasuje, ale wciąż uważam te zapachy za bardzo miłe dla nosa.

OPAKOWANIE

Bardzo wygodne w użyciu i przyjemne dla oka. Buteleczka elegancka, nie sugerująca zawartości. Opakowanie z korkiem jak w oliwce. Specyfik można szybko i dyskretnie zastosować  – tak, aby nie psuć chwili. Jedynym minusem jest to, że łatwo można zapomnieć zamknąć dozownik i rozlać lubrykant. Moja butelka już kilka razy musiała być myta.

W AKCJI

Szóstka z plusem. W sumie wszystkie cechy już wymieniłam, więc w akcji oczywiście sprawdził się zarówno przyjemny zapach i smak (zwłaszcza pralinkowy), praktyczne opakowanie z szybkim dostępem, nie klejąca się konsystencja i brak pieczenia „po”. Podczas jednej akcji wystarczy jedno zastosowanie żelu, maksymalnie dwa. Już widzę, że ta niewielka buteleczka wystarczy na bardzo długo. Lubrykanty były w użyciu przy każdej akcji, a w ciągu 3 tygodni testowania to będzie jakieś kilkanaście razy. Ubyło może z 1/15 butelki.

Czy poleciłabym przyjaciołom?

Zdecydowanie tak! Uważam jedynie, że cena 53 zł to trochę za dużo jak na statystycznego Polaka. Pocieszające jest to, że lubrykant jest baaaardzo wydajny, więc ta inwestycja opłaci się bardziej niż kilka żeli wątpliwej jakości z kiosku. Pralinkowy dostaje u mnie 6+, a poziomkowy 5+. Kiedy testowałam te lubrykanty czuło się, że to produkty z górnej półki. Od kiedy je mam, towarzyszą nam przy każdym seksie i tak już zostanie.

***