Nie lubię firm, które chcą ode mnie pozytywnych recenzji. Lubię firmy, które podejmują ryzyko i nie boją się szczerych opinii.
Pamiętam, jak kiedyś, gdy recenzowałam gadżety nie na swoim podwórku, najbardziej wkurzało mnie to, że nie mogę publikować negatywnych komentarzy, bo tuż po zamieszczonym tekście, iż coś z zabawką jest nie tak, zaczynał marudzić spec od marketingu marki. Na moim podwórku tylko raz sprzedawca (bo nawet nie producent) straszył mnie sądem i zamienieniem mojego życia w piekło. Jak widzicie – wciąż żyję. Ale nie o tym dzisiaj. Obiecałam wam fajnego zająca, to będzie! Zając z bolącym zadem:
Ta-daaaa!
Okej, teraz już zupełnie serio.
Od jakiegoś czasu nosiłam się z chęcią uruchomienia Proseksualnej Akademii Testerów, uznając, że zrobi się tu fajnie, jeżeli oprócz mnie swoimi opiniami o produktach dla dorosłych będziecie mogli podzielić się i wy. Fun Factory (i jeszcze jedna firma, ale póki co nie zdradzę, która) poparło moją chęć oddania głosu czytelnikom, nie przestraszywszy się moich ostrzeżeń, że choć jesteście młodzi, to przy okazji wiecie, że jak coś wam dają, to niekoniecznie od razu musi się wam podobać.
Dlatego w pierwszej odsłonie Proseksualnej Akademii Testerów dwoje śmiałków będzie ze mną testować nowy gadżet niemieckiego producenta. Tak, dostaniecie na własność świeżutką (wink-wink) zabawkę – rynkową nowość od Fun Factory. Jedyne, czego od was oczekuję: kilka brutalnie szczerych zdań opinii na temat gadżetu, które w odpowiednim czasie pojawią się na blogu (anonimowo lub pod nazwiskiem, jak sobie będziecie chcieli).
To wyłącznie zbieg okoliczności, że niedawno pisałam o otwieraniu tylnych drzwi, bo… zaczniemy od dupy strony: będziemy testować gadżet analny przeznaczony dla mężczyzn i dla kobiet. Dlatego jeżeli wiesz, że nigdy, przenigdy odbyt nie stanie się dla ciebie strefą przyjemności, poczekaj na kolejne odsłony Akademii i nie odbieraj szansy tym uczestnikom, którym zabawka może naprawdę sprawić frajdę.
Co należy zrobić, żeby wziąć udział w rozdaniu? Napisać w komentarzu pod postem, jak nazwałabyś/nazwałbyś wyprodukowany przez siebie dowolny gadżet erotyczny! Bo czymże jest imię? Czasami wszystkim – pierwszy z brzegu produkt Fun Factory, Little Paul, nie bez powodu nazywa się Little Paul, prawda? No właśnie, liczę, że mnie – jak zwykle zresztą – zaskoczycie!
Zamieszczając komentarz, nie zapomnij podać swojego adresu e-mail (nie zostanie upubliczniony), abym mogła skontaktować się z wybraną dwójką, do której drzwi już pod koniec tego miesiąca zapuka kurier.
Zapraszam do udziału tylko zadeklarowanych przyszłych testerów – wiecie, edycja jest pierwsza, chciałabym, żeby sprawa się rozrosła, zróbmy więc wszystko, żeby pierwszy PAT nie okazał się… patowy i nie był jednocześnie ostatnim.
Rozdanie jest bardzo świąteczne, więc na komentarze czekam do Lanego Poniedziałku, 21 kwietnia, do godziny 23:59.
Czas start!
P. S. A tak w ogóle temat recenzowania gadżetów erotycznych będzie jednym z bloków tematycznych podczas warsztatów kreatywnego pisania o seksie, które poprowadzę dla chętnych całkowicie nieodpłatnie, jeżeli do moich rąk trafi statuetka EROtrendów 2014. Just sayin’!
Update:
W pierwszej edycji Proseksualnej Akademii Testerów gadżet od Fun Factory przetestują ze mną Baronowa („Gajowy Ma-rucha”) oraz Paula („Smart Smoothie”) – sprawdźcie skrzynki e-mailowe. Za pozostałe propozycje dziękuję i przypominam, że będziecie mieć szansę na zgarnięcie fajnych gadżetów w kolejnych odsłonach Akademii!
Komentarze zamknięte.
Juiz
23 kwietnia 2014 at 15:54Gratki dla dziewczyn :)
Paula
23 kwietnia 2014 at 12:51Wiadomośc zatrzymał mi antyspam i pewnie sie spóźnilam… ale też się nie mogę doczekać, o czym będzie ten odcinek PAT :)
Nat
23 kwietnia 2014 at 19:20Wysłałam Ci maila, zdążyłaś :)
Baronowa
22 kwietnia 2014 at 17:12Bosssko, zżera mnie ciekawość co to za zabawka. :)
LadyGodiva
21 kwietnia 2014 at 21:11Herman- bo to wdzięczne i wieloznaczne słowo. Z germańskiego oznacza „wojownika” ;> a jak rozbijemy na części, to mamy Her Man- zawsze gotowy i chętny do akcji :)
Playa- wibrator kształtem kojarzący się z pobytem nad morzem (delfinek? fala?). Również wieloznaczne, z jednej strony słowo oznacza „plażę”, ale też jest potocznym określeniem „gracza” lubującego się w seksualnych podbojach. Sama cząstka play- kojarzy się z wakacjami, relaksem, dobrą zabawą… :)
ifretete
21 kwietnia 2014 at 20:52mój wibrator nazwałabym Damon, bo z jednej strony przywodzi na myśl określenie 'demon seksu’, a z drugiej tak przyjemnie kojarzy się z serialową postacią z Pamiętników Wampirów (ach, ten jego sex-appeal…) ^^ od razu byłabym 'w nastroju’! :D
giveittome
21 kwietnia 2014 at 20:03„Typ niepokorny”- czarne, prążkowane dildo, odpowiednio wygięte, by pieścić strefę G :)
poppy
21 kwietnia 2014 at 19:37„Fast and furious” – dla tych, którzy czasem potrzebują szybkiego rozładowania napięcia i fajerwerków na skróty ;)
giveittome
21 kwietnia 2014 at 17:51„Przeżyj to sam”- gadżet do masturbacji dla mężczyzn :D
Isa
21 kwietnia 2014 at 00:50Eden- tak nazwałabym wymyślony przeze mnie wibrujący masażer do kąpieli (oczywiście wodoodporny!) w kształcie jabłka, z miękkiego silikonu medycznego :)
Juiz
19 kwietnia 2014 at 20:10Diamond Unicorn – bo zawsze chciałam mieć osobistego jednorożca :)
AlexLDR
19 kwietnia 2014 at 20:01Dobra, też wezmę udział ;) Chociaż nie wiem, czy się nadaję na testera, gdyż dużego doświadczenia w tej akurat dziedzinie nie mam. Jeden lub dwa numerki, które zostały odłożone na „potem” i „jak się nauczymy”. Ale w sumie często korci. I może to byłby pretekst, żeby się nauczyć.
Hm. A taka opinia ze strony debiutantki nie byłaby zła? To już Wy musicie ocenić :)
Okej, ale nie o tym miałam pisać.
Wyprodukowany przeze mnie wibrator nazwałabym „upendo”. Byłby to jeden z tych ślicznych, designerskich, który równie dobrze mógłby służyć za ozdóbkę w salonie ;) A skąd taka nazwa? Otworzyłam słownik suahili (tak, mam coś takiego w domu) i tak tłumaczymy słowo „miłość”. Jestem z tej starożytnej rasy, która potrzebuje miłości, żeby czerpać radość z seksu, więc mi spasowało.
Poza tym, jak patrzę na to słowo, to tak z angielska już widzę slogany reklamowe z „up” , happy „end” i wielkie, rodem z Cosmopolitan, „O”.
W sumie, nazwa mi przyszła, jak to się mówi, od czapy, a jak tak się jej przypatruję to nawet ma sens ;)
Ateba
19 kwietnia 2014 at 16:41Kuba Rozruchacz
Paula
19 kwietnia 2014 at 16:32Stawiam na nazwę zabawną, lekką i z delikatnym żartem. To w końcu rzeczy do zabawy i budują radosną atmosferę.
Lubię jak wygląd i nazwa gadżetu są trochę figlarne- gdy są kolorowe, niefalliczne, niedosłowne. Więc nazwałabym kolorowy (koniecznie nie różowy, na pewno nie w całości), silny wibrator Flower Power, a buttplug Smart Smoothie. To tylko taki przykład, ale generalnie stawiam na radosność i luz.
agiospelagios
19 kwietnia 2014 at 12:57Pupendo ;)
Huma
18 kwietnia 2014 at 22:39Nie przepadamy z żoną za jakimś szczególnym nazywaniem naszych zabawek, o penisie nie wspominając… :) Zazwyczaj więc dostają nazwy opisujące ich wygląd lub przeznaczenie, aby nie było w rozmowie wątpliwości o czym mowa… Tak więc mamy Kuleczki, Fioletowego Przyjaciela itp. A że niedawno miałem na tapecie pewne małe kucyki (bez związków erotycznych w tym przypadku) to może My Little Butt Friend będzie ciekawą nazwą dla jakiegoś fajnego analnego gadżetu.
Agata
18 kwietnia 2014 at 22:07Myślę, że nazwałabym go (najprawdopodobniej wibrator) od imienia jakiejś znaczącej kobiety, czy bogini np: Kleopatra, Diana, Marilyn. Z jednej strony jakaś siła i potęga ale z drugiej jednak delikatność i kobiecość.
Baronowa
18 kwietnia 2014 at 21:41Ja nazwywam penisa mojego faceta Gajowy Ma-rucha. Gajowy, bo penetruje moje krzaczki, Ma-rucha, bo chłopu Marek na imie, a że oboje lubimy pieszczoty analne, to zabawka analna mogłaby się tak nazywać.
Nat
18 kwietnia 2014 at 21:48Czyli bawicie się trochę w panią Elizę i pana Sułka? :)
Baronowa
18 kwietnia 2014 at 22:00Tak :)