Miss Bi od Fun Factory | Recenzja

Miss Bi od Fun Factory | Recenzja

Obok ulepszania „starych” modeli (seria G5), niemiecki producent wypuścił na rynek zupełną nowość: Miss Bi – wibrator do jednoczesnej stymulacji strefy G i łechtaczki. 

Fun Factory jest mistrzem kampanii reklamowych – kilka miesięcy zachwycałam się ostrą jazdą bez trzymanki, niedawno pin-upową stylistyką Miss Bi, a obecnie futurystyczną identyfikacją wchodzącego właśnie na rynek pulsatora Bi Stronic Fusion.

Słowem: jest Fun Factory, jest zabawa – konwencjami, estetyką, no i oczywiście… gadżetami. Bo obcując z produktami tej marki zazwyczaj nie mogę się powstrzymać, by nie wziąć ich do ręki.

Pierwsze wrażenie

Pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy rozpakowałam Miss Bi? Część wewnętrzna jest „nienaturalnie” krótka, zaś łechtaczkowa „nienaturalnie” długa i szeroka. Producenci gadżetów przyzwyczaili nas do tego, że w wibratorach typu rabbit główny trzon gadżetu powinien być raczej długi, zaś wypustka łechtaczkowa – relatywnie krótka (to, że część z nich nie dosięga łechtaczki to zupełnie inna historia). Niemniej jednak właśnie to, co oferuje Miss Bi, to kształt najbardziej sprzyjający kobiecej anatomii.

Miss Bi Fun Factory

Miss Bi wyprofilowano tak, aby układała się na punkcie G (znajdującym się dosyć płytko, bo na około pól palca, we wnętrzu pochwy), obejmowała całe wejście oraz zewnętrzne partie waginy, a także dosięgała łechtaczki.

Mechanizm

Panel kontrolny Miss Bi różni się od tych w pozostałych gadżetach Fun Factory. Guziki są trzy: „O”, „o” i „Fun”. Duże „O” steruje motorkiem w części głównej zabawki, małe „o” – motorkiem w wypustce łechtaczkowej, zaś „Fun” włącza i wyłącza gadżet. W Miss Bi poszczególne silniczki można ustawiać oddzielnie, a nawet całkowicie wyłączyć jeden z nich – tryb wart wypróbowania zwłaszcza w przypadku tych kobiet, które preferują wibracje łechtaczkowe, a jednocześnie chcą czuć coś w środku.

Miss Bi panel kontrolny

Należy też zwrócić uwagę na fakt, że dwa motorki to dwa różne rodzaje wibracji. O ile część główna to naprawdę głębokie i dudniące wibracje, tak te na ramieniu łechtaczkowym są raczej bzyczące i powierzchniowe, zdecydowanie bardziej delikatne. Włączenie dwóch silników na raz wzmacnia wibracje, ale używanie jedynie motorka łechtaczkowego może być niezbyt satysfakcjonujące dla tych użytkowniczek, które wolą mocniejszą stymulację clitoris.

Obydwa motorki mają zaprogramowane po 6 trybów wibracji, a także 7, czyli po prostu wyłączenie silniczka. W efekcie daje nam to 49 możliwych kombinacji. Imponujące!

W użyciu 

Pisałam nieraz o twardości zabawek Fun Factory przypominającą tę „członka we wzwodzie”. Tak jest i teraz – silikon, z którego została wykonana Miss Bi jest mięsisty i giętki, a przy tym nie tak ziarnisty, jak w przypadku Patchy Paula G5, więc nie zgarnia całego kurzu z otoczenia. Pękata część dolna trzonu zapewnia naprawdę komfortowe wypełnienie, podczas gdy wygiętą końcówką można łatwo odszukać i docisnąć ją do punktu G. Równie giętka jest część łechtaczkowa, która jest spłaszczona i szeroka, a więc stymuluje znaczną część zewnętrzną waginy. Podkreślam tutaj, że nie należę do tych kobiet, które muszą być maksymalnie wypełnione „na długość”, tak, aby wibrator niemalże uderzał w ujście szyjki macicy, dlatego rozmiar (część aktywna jest długości mojego środkowego palca – serio!) nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu.

Miss Bi

Również wibracje odpowiadają temu, czego potrzebuję – te w części głównej są naprawdę silne i wzmacniają delikatne wibracje części łechtaczkowej. Muszę przyznać jednak, że używanie Miss Bi z włączoną jedynie wypustką nie jest dla mnie – wibracje okazują się zdecydowanie zbyt delikatne i na dłuższą metę raczej irytujące niż orgazmiczne. Wiem, z czego to wynika. Strefa G potrzebuje znacznie mocniejszej stymulacji niż dużo wrażliwsza łechtaczka.

Dzięki końcówce „z dziurką” łatwo utrzymać Miss Bi, nawet gdy w akcji lubrykant leje się strumieniami. Sama jednak polecam użytkowanie „bez rąk”, dlatego, że w Miss Bi dzieje się na tyle dużo, że nie trzeba dodawać do tego ruchów w górę i w dół.

Przed użyciem „na morko” warto poświęcić kilka minut na zapoznanie się z funkcjonowaniem Miss Bi oraz panelem sterowania, bo może okazać się nie tak znów intuicyjny, jak byśmy tego chciały. Wynika to pewnie z faktu, że guziki są jakby „przestawione” – u góry znajduje się ten, który steruje ramieniem łechtaczkowym, podczas gdy ten odpowiedzialny za część główną jest w środku.

Dlaczego nie

Osobom, które nie lubią mocnych wibracji wewnętrznych, Miss Bi może nie przypaść do gustu. Dostępne moduły wibracji bazują raczej na wysokim C i nie można zmniejszyć ich intensywności. Problemem jest też sterowanie – aby wrócić do ulubionego modułu wibracji trzeba przeklikać się przez wszystkie kolejne.

Miss Bi nie jest też specjalnie dyskretna, bo okazuje się nieco głośna. Wiadomo, że ciało tłumi wibracje, ale przy zabawach zewnętrznych będzie ją słychać.

Nie polecałabym Miss Bi też tym, którzy na co dzień nie wybierają zabawek o sporej średnicy (tutaj ok. 4,20 cm) oraz wolą gadżety dłuższe.

Dlaczego tak

Miss Bi to naprawdę porządny wibrator, zaprojektowany z dużą dbałością o dopasowanie do kobiecej anatomii. Dzięki wypustce oraz wyprofilowanej końcówce sprawdzi się też do stymulacji prostaty i zabaw analnych. Wypustka uniemożliwi wchłonięcie gadżetu przez odbyt.

Jest to również zabawka bardzo estetyczna, z pewnością trafi w gusta wielu kobiet, zwłaszcza tych zafascynowanych kulturą pin-up. Cena, jak na produkt europejski (i niemiecką jakość) też nie jest zbyt wygórowana – Miss Bi kosztuje 459 zł. Miss Bi jest bezpieczna dla ciała ludzkiego – odlano ją z silikonu medycznego i wodoodporna, co zdecydowanie ułatwia jej czyszczenie oraz zachęca do zabaw w wannie czy pod prysznicem.

Podoba mi się też system szybkiego włączania i wyłączania – w sam raz na sytuacje w stylu „mama idzie!”.

Miss Bi

Podsumowując

Z przyjemnością stwierdzam, że jest to pierwszy wibrator typu „rabbit”, który naprawdę działa. Miss Bi jest mała, ale wariatka! Dla osób, które chciałyby wypróbować tego rodzaju zabawkę, Miss Bi będzie świetna jako pierwszy i… ostatni wibrator do podwójnej stymulacji. Nie trzeba będzie sięgać po inne. Chyba, że kolejna wersja będzie miała wzmocnione wibracje łechtaczkowe… Ale nawet na chwilę obecną Miss Bi zdecydowanie króluje w mojej kolekcji.

***

Bonus – recenzja czytelniczki! 

Joanna wygrała Miss Bi w urodzinowym rozdaniu i tak spodobała jej się nowa zabawka, że postanowiła podzielić się swoimi wrażeniami z jej użytkowania.

Naciskasz FUN i jest zabawa!

Przyznam, że sama nie wybrałabym wibratora w intensywnie różowym kolorze – w przypadku Miss Bi wybór pewnie padłby na winogronowy – ale absolutnie niesłusznie, właśnie w tej wersji jest wyjątkowo ciepła i optymistyczna, wygląda po prostu słodko. Korzystając z prostej, w dużej mierze obrazkowej, instrukcji nie od razu wszystko zrozumiałam, ale wystarczyło włączyć zabawkę, żeby przyszło olśnienie… w końcu wibratory nie są po to, by się nad nimi głowić!

Miss Bi, podobnie jak inne Deluxe Vibes Fun Factory, ma trzy podświetlane przyciski służące do obsługi i sygnalizujące stan naładowania, jednak tym razem poza czerwonym przyciskiem FUN, stanowiącym wyłącznik, mamy nie „+” i „-” a małą i dużą kropkę. Miss Bi jest bowiem wyposażona w dwa oddzielnie sterowane silniczki – jeden duży, potrafiący nieźle rozbujać całą zabawkę i drugi odpowiedzialny za drganie części łechtaczkowej.

Oba pracują w sześciu trybach: trzech rodzajach ciągłych wibracji o różnej intensywności i trzech trybach modulowanych. Nie ma żadnej innej możliwości sterowania siłą wibracji, ale sądzę, że wśród dostępnych ustawień każdy znajdzie coś dla siebie… niektórym zapewne wystarczy nawet jeden silnik!

Zabawka nie jest cicha, ale za to mocna. Odlana z silikonu, a nie pokryta silikonem, dzięki czemu przyjemnie sprężysta. Osobiście wolę właśnie takie, nie przekonuje mnie szkło czy metal, choć oczywiście każdy materiał ma swoje wady. Silikon bywa skuteczniejszy niż rolki do czyszczenia ubrań, ten zastosowany w Miss Bi nie jest może lepki (jest bardzo przyjemny w dotyku), ale mimo wszystko nieco czepliwy. Przyznam, że rozczarowało mnie to, po tej marce spodziewałabym się czegoś więcej. Dużym plusem jest natomiast fakt, że użyty silikon niemal zupełnie pozbawiony jest smaku i zapachu.

Mam chyba tendencję do szukania dziury w całym, bo kiedy raz w nieodpowiednim momencie wyłączyłam zabawkę żałowałam, że producent nie przewidział możliwości blokowania przycisków podczas działania (istnieje możliwość zablokowania przycisków w wyłączonej zabawce), ale sytuacja więcej się nie powtórzyła. Widać potrzebowałam chwili, żeby opanować nowy gadżet. Sterowanie jest proste, przyciski łatwe do odnalezienia nawet podczas akcji, a uchwyt z pętlą bardzo wygodny (Fun Factory stosuje go w zasadzie tylko w dużych wibratorach, Miss Bi jest wyjątkiem).

Rozmiar. Zabawka należy raczej do tych małych. Część penetracyjna ma mniej więcej 9 cm długości, przy czym u podstawy jest dosyć grubiutka (podobno 4,18 cm średnicy, właśnie tu umiejscowiony jest duży silniczek, więc też tu najsilniej odczuwane są drgania). Kształt generalnie jest dosyć zaskakujący, ale przyznam że zakrzywiona główka mająca sięgać strefy G i duża wypustka łechtaczkowa to strzał w dziesiątkę. Można w końcu obrócić zabawkę i tą mniejszą częścią stymulować tylne wejście… Można też skupić się na intensywnym, zewnętrznym masażu, układając korpus między wargami sromowymi, a część łechtaczkową wkładając do środka… Można chwycić główkę penisa, niczym szczypcami, między korpus a wypustkę… Jest wiele możliwości, wystarczy odrobina wyobraźni!

Ładowanie za pomocą dwóch wystających metalowych styków sprawia, że wierzę iż wibrator jest wodoszczelny. Nie robiłam testu zanurzeniowego, ale też nie bałam się myć go pod bieżącą wodą (a wiem, że nawet wodoszczelne zabawki potrafią zardzewieć w środku i przestać działać…). Trochę szkoda, że stan naładowania widać dopiero po połączeniu ładowarki – jest sygnalizowany za pomocą różnego rodzaju świecenia trzech przycisków wibratora – szczególnie, że naładowana do pełna zabawka ma działać zaledwie pół godziny. Na szczęście jeszcze ani razu nie rozładowałam jej do końca, choć dałabym głowę, że bawiłam się naprawdę dłuuuuuuuuuuuugo.

Miss Bi poleciłabym miłośniczkom raczej mniejszych niż większych rozmiarów i oczywiście silnych wibracji, bo Miss Bi ma moc! To najmocniejszy wibrator jaki miałam w ręku i cóż, przy jego używaniu masaż dłoni gratis. Mnie osobiście ta moc przekonuje bardziej podczas stymulacji zewnętrznej (do masowania karku też się nadaje), ale to oczywiście kwestia gustu…

Joanna