Satisfyer Pro G-Spot Rabbit | Wibrator z funkcją ssania | Recenzja czytelniczki

Satisfyer Pro G-Spot Rabbit | Wibrator z funkcją ssania | Recenzja czytelniczki

Wibrator Satisfyer Pro G-Spot Rabbit to gadżet inspirowany klasycznym „króliczkiem”. Co jednak wyróżnia go na tle innych modeli tego typu, to fakt, że część łechtaczkowa została wyposażona w funkcję ssania.

O zrecenzowanie gadżetu poprosiłam Agatę – czytelniczkę, która nie ustaje w poszukiwaniach tego jedynego… wibratora.

***

Z gadżetów erotycznych korzystam już ponad piętnaście lat. W tym czasie udało mi się znaleźć idealne kulki gejszy, korki analne i masażery łechtaczki – wszystkie one jakby stworzone dla mnie. A jednak ten najbardziej pożądany przedmiot, w moim mniemaniu ten „jeden, który ma wszystkimi rządzić”, pozostaje ciągle poza moim posiadaniem. Mowa o wibratorze doskonałym. Dla mnie to taki święty graal, albo yeti… – może jest gdzieś, lecz nikt nie wie gdzie. Dlatego, kiedy dowiedziałam się, że będę miała okazję przetestować Satisfyera Pro G-Spot Rabbit, naprawdę się ucieszyłam. Już podczas wstępnych oględzin, pomyślałam, że naprawdę możemy zostać przyjaciółmi. Musicie bowiem wiedzieć, że ten akurat króliczek jest naprawdę ładny…

Kiedy myślę o penetracji idealnej, wyobrażam sobie figle z czymś przyjemnie ciepłym, o odpowiednim dla mnie kształcie oraz rozmiarze, i co najważniejsze, a co brzmi nieco absurdalnie – jednocześnie twardym i miękkim. Wszystkie te wymagania spełnia oczywiście penis. W moim mniemaniu, nic nie może się z nim równać, toteż wyobrażam sobie, że ten wymarzony, wibrujący gadżet okaże się najpewniej jego udaną kopią. Niestety, jak długo żyję i figluję, nie miałam przyjemności z takim artefaktem. Okazuje się bowiem, że kiedy trafia mi w ręce egzemplarz w idealnym kształcie, jest on jednocześnie zbyt twardy; jeśli w odpowiednim rozmiarze, za mało „energiczny”; jeśli wystarczająco narowisty, zbyt duży… O ile jednak rozmiarówka tych konkretnie zabawek jest naprawdę szeroka, w związku z czym każdy może znaleźć dla siebie coś odpowiedniego, a projektanci prześcigają się w pomysłach co do kształtów, o tyle kwestia wykonania produktu, który byłby jednocześnie miękki i twardy chyba naprawdę jest dość problematyczna. Wszystko dla mnie było i nadal jest zbyt twarde. Wynikający z tego dyskomfort od zawsze wykluczał w moim przypadku osiągnięcie szczytów przyjemności… I tak, lata mijają, a moje kolejne doświadczenia związane z penetracją w pojedynkę utwierdzają mnie w przekonaniu, że tak rozkosznie miękki i twardy jak penis w stanie erekcji, jest tylko i wyłącznie… penis w stanie erekcji. Z tego też powodu, wakat „tego jednego jedynego wibrującego” ciągle jest u mnie do wzięcia…

Jak Satisfyer wypada w porównaniu z dotychczasowymi kandydatami ubiegających się o to stanowisko? Całkiem nieźle! Jak wszystkie dotychczasowe wibratory, z którymi miałam okazję spędzić kilka słodkich chwil, również i ten poległ w konkurencji „miękki i twardy”. W pozostałych jednak zdobył całkiem niezłe noty, toteż wydaje mi się, że może podbić spore grono serc niewieścich. Starannie wykonany, ładnie zaprojektowany, jest miły dla oka. Dobrze leży w dłoni, a materiał, z którego został zrobiony, jest przyjemny w dotyku. Jeśli chodzi o kształt i rozmiar – idealnie odpowiada moim potrzebom (czyt.: nie należy do olbrzymów) i w kulminacyjnym momencie aż chciało mi się wypiszczeć klasyk: „I wtedy wchodzi on, cały na biało…”. Przede wszystkim jednak Satisfyer Pro G-Spot Rabbit posiada pewną super moc, która zdecydowanie wyróżnia go na tle wszystkich innych wibratorów, z jakimi miałam dotychczas przyjemność.

Nie jest to bowiem zwykły wibrator króliczek. To gadżet, który dostarcza przyjemności w dwójnasób. Dłuższa końcówka, ta penetrująca, wibruje aż w dziesięciu trybach. Ta krótsza, zaprojektowana z myślą o stymulowaniu łechtaczki – ssie (bezdotykowe technologie masażu tego fragmentu kobiecego ciała należą zdecydowanie do moich ulubionych). Trzeba przyznać, że z tym królikiem w sypialni dużo się dzieje i jeszcze więcej może się zdarzyć, bo Satisfyer daje dużo możliwości… Tym bardziej, że z zabawką możemy udać się pod prysznic lub wziąć kąpiel.

Muszę się przyznać, że dla mnie ten model Satisfyera to taki ukłon w stronę doświadczeń z menage a trois. Dostajemy przecież zarówno penetrację, jak i ssanie. Można by pomyśleć, że to gotowy przepis na orgazm. Szkoda, że nie w moim przypadku. Twardszy niż twardy penis? U mnie to nie zadziała, ale u Ciebie już może.

Agata

Komentarze zamknięte.
  1. Katkat

    31 marca 2018 at 03:35

    Czekałam na tę recenzję (?) i jestem mocno rozczarowana. Zamiast merytorycznych informacji, do których przyzwyczaiły mnie recenzje Nat, niewiele warta impresja na temat poszukiwań Agaty. Po lekturze nie wiem nic na temat jakości wibracji czy pracy/skuteczności wypustki łechtaczkowej. Jakie poziomy, intensywność, efektywność – nic dla osoby, która rozważa ten gadżet w planach zakupowych i chciałaby się dowiedzieć, jak sprawuje się w praktyce. Proseksualna to dla mnie jakość i konkret, dlatego jestem zaskoczona, że znalazłam tu taki wpis.