Czy moglibyśmy wreszcie o tym porozmawiać?

Czy moglibyśmy wreszcie o tym porozmawiać?

Jest jedna rzecz, o której kobiecie nie wypada mówić nawet bardziej, niż o seksie. Tylko dla czytelników o mocnych nerwach.

Pewnego razu Mariana odwiedził jego przyjaciel, więc dopiero w nocy, już pod kołderką, mieliśmy okazję przegadać dzień. Rozmowy zawsze prowadzą do dygresji, dlatego nie wiem, jakim cudem temat wypłynął, a padły takie słowa, że naprawdę (rzadko mi się to zdarza) nie wiedziałam, jak zareagować.

Tym mało domyślnym i czytającym z doskoku tylko przypomnę, że mój obecny związek, jak zresztą wiele innych związków wielu innych ludzi, zaczął się w sposób nieco śliski – od benefitów. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi z bonusem, bo aby w takim układzie być, wypadałoby się chociaż przyjaźnić. Pierwszą randkę zaliczyliśmy po ponad miesiącu zaliczania siebie nawzajem. I Marian wrócił wspomnieniami do tego okresu:

– Pamiętam, że jak nocowaliśmy u mnie albo u ciebie, to czasami budziły mnie w nocy twoje pierdy…

Okej, romantyzm najwyższej próby. Ale to jeszcze nie koniec:

– … i mimo to wciąż wydawałaś mi się atrakcyjna.

Rzeczywiście, możesz być z siebie dumny. Po prostu… wzleciałeś ponad wiatry.

Tym samym, moi drodzy, zapomnijcie o slut-shamingu. Fart-shaming jest znacznie gorszy. Bo jakoś łatwiej powiedzieć publicznie: „uprawiam pozamałżeński seks!” niż „puszczam bąki”, a jak wiemy – statystycznie większość ludzi częściej puszcza bąki niż uprawia seks.

O ile dobrze pamiętam, był to jeszcze czas, gdy oficjalnie nie psuliśmy powietrza w swojej obecności. Magia świeżej, dopiero docierającej się relacji. W sumie nawet nie wiem, jak długo oszukiwałabym go, że jestem idealna i fizjologia mnie nie dotyczy.

– Fundujesz mi teraz fart-shaming! – wyjęczałam tylko.

– Kochanie, wcale nie miałem zamiaru cię zawstydzać. Myślałem, że wymieniamy się historyjkami… – zaoponował mój partner.

Wybrał najlepszą opowiastkę z możliwych.

A podobno związki da się zmierzyć pierdami:

Powiedzmy sobie od razu: dziewczynkom, nawet tym bardzo ładnym, nie lecą z pupek wyłącznie motylki i fiołki. Uwielbiam ten przeuroczy fragment Miłości i innych nieszczęść i bynajmniej nie postuluję zatrzymywania się na etapie „farting honeymoon” oraz rozpływania się w zachwytach: „Pierdnął, jakie to urocze!” czy oglądania swoich kup. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, w której fizjologia mojego partnera miałaby mi się wydawać obrzydliwa.

Bo dobra relacja to taka, w której pierdy są po prostu normalne. Tak, jak normalne są pierdzące dziewczyny.

W jednym z odcinków Seksu w wielkim mieście (a obiecałam sobie, że nie będę już kliszową seksblogerką, która powołuje się na ten serial!) scenarzyści wzięli na warsztat sprawy damskich bączków i wydalania. Okazało się, że Miranda podczas podróży z facetem załatwiała „dwójkę” w toalecie w hotelowym lobby, zaś pierdząca Carrie była przekonana, że Big nie odzywa się do niej przez cały epizod, bo rano puściła bąka w jego łóżku, w jego bardzo drogiej pościeli, a na dodatek w jego obecności. Myślała, że facetowi przez jej pierdy po prostu zmiękł. Nie padło żadne rozwiązanie. Bohaterowie dalej żyli w świecie Don’t ask, don’t tell.

Wiele moich koleżanek do mistrzostwa opanowało sztukę wstrzymywania wiatrów – kosztem bólu, rozdętego brzucha i braku ochoty na jakiekolwiek igraszki po randkach. Ich opory psychiczne są zbyt duże, tylko… skąd one właściwie się biorą? Bo jakoś nie przypominam sobie, by którykolwiek z moich kochanków był przerażony swoją fizjologią na tyle, by nie korzystać z mojej toalety czy trenować puszczanie bąków „do środka”. Zawstydzenie własną normalnością – rzecz typowo kobieca.

Tak sobie teraz myślę, że może te nocne bombardowania okazały się skutecznym testem, bo kloaczna prawda o kobiecie jakoś Mariana nie odstraszyła. W końcu kobiety też są ludźmi, a ci miewają większe wady, niż wydalanie.

Bo związki to nie tylko pluszowe misie – to krew, wymioty i bąki.

[grafika wpisu via]

Komentarze zamknięte.
  1. DominikaS

    19 maja 2016 at 00:58

    od razu mi się przypomina dyskusja podczas imprezy, w damskim kibelku :
    jakaś śliczna dziewczyna – bo potem jak głupia uciekała z jego mieszkania, żeby nie robić kupy w jego mieszkaniu. No bo przecież ładne laski nie robią kupy!
    komentarz innej: taaaa… czas ich uświadomić. Proponuję koszulki: ładne dziewczyny nie robią kupy, brzydkie laski srają za nie.*
    *jesteś idiotą

    • Nat

      19 maja 2016 at 07:03

      Hasło precjozne!

  2. Weronika Sowa Piskorska

    12 marca 2014 at 20:07

    Gdy zobaczyłam tytuł, byłam bardzo zaintrygowana. Gdy przeczytałam, że to tekst dla ludzi o mocnych nerwach, aż przeszedł mnie dreszcz. Gdy zobaczyłam, że ten tekst jest o bąkach buchnęłam serdecznym śmiechem. Nie wyśmiewam autorki, żeby było jasne! Jestem po prostu urzeczona faktem, że odważyłaś się napisać o czymś takim, skoro to jest tabu i to całkiem powszechnym. Bardzo podoba mi się punkt widzenia. :)

  3. Bananowy banan

    30 października 2013 at 18:27

    W ciągu 20 minut napisałem już 3 wersje komentarza na ten post, ale za każdym razem nie udaje mi się uchwycić tego co chciałbym przekazać :( Ogólnie – nie zgadzam się z postem i uważam, że kultura nakazuje pewne zachowania, które owszem robimy wbrew sobie, ale po to by innym było lepiej. Niepierdzenie przy ludziach jest jednym z takich zachowań, które robimy w brew sobie ale dla innych. Nie do końca rozumiem, czemu jeśli nie pierdzę przy zupełnie obcych ludziach miałbym pierdzieć przy tych na których mi najbardziej zależy? Jeśli już, to powinno być odwrotnie – powinienem nie przejmować się pierdzeniem przy obcych (bo są mi obojętni), zaś powinienem starać się nie pierdzieć przy ukochanej osobie (bo nie chce aby czuła dyskomfort). Chyba, że wychodzimy z założenia, że jeśli pierdzę przy partnerze to pierdzę też przy wszystkich innych, ale takiemu zachowaniu nie wróżę zbytnio sukcesów w życiu.
    Znoszenie i akceptacja wzajemnie swoich pierdów też nie ma tu nic do rzeczy, bo to, że wiem iż partner znosi/akceptuje takie zachowanie i nie zrobi mi z tego powodu problemów (a obcy człowiek mógłby), nie znaczy, że mogę tą akceptację wykorzystywać.
    Ogólnie wszystko zależy od ludzi – jeśli obu osobom to nie przeszkadza – ok. Ale jeśli którejkolwiek ze stron przeszkadza, wtedy dla dobra związku należy uszanować stronę niepierdzącą i nie przekonywać jej, że pierdzenie jest fajne i naturalne. Ja jestem osobą, która tego nie lubi, mi to przeszkadza i akurat kontrolowanie tego typu odruchów jest w zasięgu każdego komu zależy

    • Blurrr

      29 kwietnia 2015 at 11:35

      PIERDZENIE JEST JAK NAJBARDZIEJ NATURALNĄ CZYNNOŚCIĄ. Ludzie pierdzą.
      A „kultura” jakoś o wiele bardziej restrykcyjna jest wobec ludzi płci żeńskiej niż męskiej.

  4. mazimzazi

    30 października 2013 at 14:49

    Film mnie rozwalił, szacunek, że o tym piszesz. ;)

  5. Urszula

    30 października 2013 at 01:19

    Kobiety nie pierdzą, nie szczają, nie krwawią a już na pewno nie srają i nie odbekują.
    Gdzieś nawet kiedyś coś w necie kilka lat temu na ten temat obiło mi się o uszy.
    Ale fakt faktem, że pierwsze miesiące znajomości to z obydwu stron jest taki kryptofatring – udajemy, że nie wiemy, że ta druga strona też potrafi wydzielać woń a już w szczególności płyny ustrojowe.
    Natomiast ciekawe odkrycie jest dopiero wtedy, gdy okazuje się, że świeżo narodzony członek rodziny robi kupy godne nie jednego pałacu i nas to nie dziwi ;D
    Gdzie tu logika?

    • Nat

      30 października 2013 at 13:39

      Kryptofartingiem zrobiłaś mój dzień! :D

    • Urszula

      30 października 2013 at 16:25

      Serio? o.O
      Mnie zawsze się zdawało, że „ukrywanie” przed drugim człowiekiem, że też nam się zdarza mieć wiatry jest czymś całkowicie normalnym. I tu nie ma znaczenia płeć. Faceci co prawda czują się dość swobodnie i nie zawracają sobie głowy takimi głupotami, ale kiedy faktycznie spotykają się z kobietą to akurat w tych momentach także uprawiają kryptofarting (zadziwia mnie, że nie znałaś tego określenia Nat :P ) Ale to akurat nie reguła.
      W związku wszyscy widzimy przez różowe okulary, ostatnio jest moda na przesadną szczerość.. tylko do czego ona prowadzi? Jak widać fart-shaming też w tym worku się mieści ;)

      PS. Widziałam komentarze na FB, mam wrażenie, że ich autorzy chyba albo niedokładnie doczytali tekst i komentarze pod nim albo nie umieją czytać ze zrozumieniem. Ta druga strona to zarówno kobieta jak i facet w zależności od tego kto jest dla nas drugą połówką.

  6. Olisha

    29 października 2013 at 23:29

    Niestety, kobiety są od urodzenia uczone, że mają pachnieć, i że wszystko co jest poniżej pępka jest fuj, ble i brzydkie. Mały chłopiec bawiący się swoim siusiakiem nie dziwi a nawet zachwyca i rozbawia w pozytywny sposób. Mała dziewczynka bawiąca się swoją cipką? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

    • Xezbeth

      30 października 2013 at 13:50

      Dokładnie tak. Mamy siedzieć ze złączonymi udami. Mamy się szorować i wmawia nam się, że śmierdzimy, więc najlepiej podmywać się szczotką do butelek. Już jako dorosłe koniecznie musimy używać płynów do higieny intymnej, co zabijają smrody, nosić wkładki, które czynią to samo. Takie posrane, nomen omen, wychowanie.

  7. Dominika

    29 października 2013 at 23:13

    Aż zaprosiłam mojego Lubego, żeby przeczytał to razem ze mną! Chociaż on już od dłuższego czasu próbuje ze mnie wręcz 'wydusić’ przynajmniej małego bączka… ;)

    • Nat

      29 października 2013 at 23:34

      No ale przecież bączka nie da się zaplanować czy wydusić – on musi wyjść spontanicznie! :)