Ile potrzeba czasu, aby zmienić faceta?

Ile potrzeba czasu, aby zmienić faceta?

Odpowiem już na wstępie: maksymalnie 5 minut. Dzięki mojej metodzie zapomnisz o wychowywaniu faceta przy pomocy morza łez niewieścich, niekończących się pertraktacji oraz systemu seksualnych kar i nagród. Gwarantuję.

Niezliczoną ilość razy słyszałam od znajomych kobiet deklaracje: „Ja go zmienię!”. Niezależnie czy chodziło o wyciąganie faceta z hazardu, notorycznych skoków w bok, czy przekonywanie do witarianizmu. Wiesz, co wyróżnia te kobiety na tle innych (mądrych) kobiet? Są męczennicami własnych pokładów dobroci i miłości, które nie potrzebują własnego życia tak długo, jak mogą w całości zajmować się życiem miśka. Czyżby tym kobietom wystarczało, żeby facet nadmiernie się nie upijał i nie bił? Wprost przeciwnie! One wprost uwielbiają takie sytuacje, bo wtedy wreszcie mogą się wykazać: są przecież w stanie nawrócić każdego. Tylko zawsze jakoś długo to trwa i spektakularnych efektów nie widać.

Dlaczego moja metoda to tylko 5 minut? Bo poświęcasz 1 minutę, by naprawić drobne „usterki”, a kolejne 4, by zrozumieć, że jeżeli zanosi się na dłuższy proces, to powinnaś zmienić własne nastawienie i odpuścić. Sama za bardzo cenię swój czas, żeby bawić się w wielomiesięczne, cudze metamorfozy. W przypadku obecnego partnera spędziłam dokładnie minutę, tłumacząc, że zamykanie klapy sedesu jest dla mnie ważne. Serio. Może niektórym będzie trudno uwierzyć, że poza sprawą kibla nie irytowało mnie w moim facecie nic więcej. Jak to możliwe? Po prostu kiedyś, w 4 minuty wyjaśniłam sobie, że wszyscy zasługujemy na to, by być przyjmowanymi z całym dobrodziejstwem inwentarza. I albo mi czyjś bagaż pasuje, albo nie i do widzenia. Słyszałaś kiedyś faceta z równie mocnym postanowieniem, że „ja ją zmienię?”. Ja nie. Bo to głównie dziewczyny mają potrzebę matkowania i wychowywania, faceci po prostu odchodzą.

Gdy bierzesz sobie chłopa i już na starcie przeszkadza ci w nim wszystko – od stylu ubierania się, poprzez akcentowanie wyrazów, kończąc na sposobie, w jaki trzyma łyżkę – pozostaje ci jedno: mocno puknąć się w głowę za ten babski masochizm. Po co w ogóle z nim jesteś? Żeby się każdego dnia razem zadręczać? Oczywiście, możesz poświęcić swój czas i nerwy na to, by go przerobić. Gra jest jednak nie warta świeczki. Pomyśl tylko, jak wiele łez wylejesz, gdy sprawa się rypnie. Będziesz płakać, że tak się zarzynałaś, żeby go mieć cudownie ułożonego, a trud prac twoich zgarnie jakaś pierwsza lepsza, która pojawi się w jego życiu zaraz po tobie. I ona, nie dość, że niewdzięczna, bo kwiatów ci nie wyśle, to na dodatek nasłucha się, jaką byłaś zołzą, skoro na siłę chciałaś swego miśka zmieniać.

Wyobraź sobie sytuację, w której to facet próbuje cię przerobić, na długie godziny sadza cię naprzeciwko siebie, i wśród łez i szlochów tłumaczy, jak bardzo nie chce, żebyś go zdradzała, wychodziła z koleżankami czy nosiła legginsy jako spodnie. Obydwoje w tym czasie moglibyście robić coś produktywnego (w twoim przypadku włączając spędzanie czasu z mężczyzną, dla którego twój tyłek w legginsach będzie najcudowniejszy na świecie), ale zamiast tego fundujecie sobie napięcia i stresy. Jesteście wtedy jak uparte osły, które ciągną jeden wóz, ale w przeciwne strony – męczycie się po równo i nic z tego nie wynika. Możliwe finały tej zabawy są dwa. Miękka buła, postawiona przed takim dictum, zamyka się w domu na cztery spusty, odcina od znajomych płci obojga i wywala z szafy wszystkie obcisłe spodnie. Silna kobieta kwituje tę pogadankę jednym zdaniem: „Taką mnie sobie wybrałeś” i jeżeli misiek nie chce przejść na tym do porządku dziennego, odchodzi w siną dal, nucąc Take me, baby, or leave me, w przekonaniu, że tego kwiatu dość pół światu i choć dla tego egzemplarza nie była odpowiednia, z pewnością będzie spełnieniem marzeń innego.

W końcu nikt nie naprawia się, bo ktoś inny tak sobie wymyślił, takie z nas przekorne stworzenia. Zmienianie się dla drugiego człowieka na dłuższą nikomu się nie opłaca – zwłaszcza, gdy chcemy partnerstwa, a nie poddaństwa.

A jeżeli naprawdę chcesz sobie kogoś wychowywać, to przygarnij psa. I wbij sobie do głowy raz na zawsze: jedyny przypadek, w którym w pojedynkę możesz coś drugiemu człowiekowi zmienić, to wtedy, gdy trzeba mu zmienić pieluchę.

[grafika wpisu via]

Komentarze zamknięte.
  1. Anneliese Mistichelli

    5 listopada 2013 at 02:49

    Miałam faceta, który miał zakodowane w głowie, że kobieta to powinna nosić spódnice (przynajmniej jak jest ciepło) i obcasy. Cały czas wysłuchiwałam, że mogłabym się ubierać „jak kobieta”, a nie „jak facet” na czarno, zawsze w spodniach czy w bundeswehrce.

    Specjalnie na złość wkładałam tę kurtkę, ale nie tylko ubiór był polem konfliktu.

    Jak skończyło się nieustanne wychodzenie i zaczęło siedzenie w domu na wersalce pod obrazkiem Maryjki to okazało się, że muzyka zbyt dziwna, filmy nie takie, poglądy niezgodne (dla niego to było niewyobrażalne, żeby kobieta się utrzymywała sama zamiast zajmować domem, a ja cenię sobie niezależność)

    Zmieniłam na lepszy model i teraz słyszę nawet od znajomych, że zachowujemy się bardziej jak najlepsi kumple, a nie jak para.

  2. Dominika

    13 września 2013 at 18:15

    A ja mojemu, gdy sie czepia, mówię: Widziały cały co brały! I jestem szczęściarą- moj Luby… Zawsze opuszcza deskę! Ba dum tss! :)

  3. Gościsława Ji

    13 września 2013 at 16:33

    Miałam kiedyś wątpliwą przyjemność być z partnerem, który próbował mnie zmienić. Długo i uparcie.
    Nie powiem, dzięki temu na wiele kwestii zmieniła się moja perspektywa. Za niektóre nowe punkty widzenia jestem nawet wdzięczna. Również dzięki temu, na wiele aspektów mój pogląd nie tylko nie zmieniła się w najmniejszym stopniu, ale wręcz osiadł, zakrzepł i rozłożył się obozem.

    90% mnie popiera powyższe: Amen!

  4. Łukasz

    13 września 2013 at 16:02

    Hah, czytając ten wpis też chciałem go skomentować jak SweetInsomnia :]

    A więc: Amen!

  5. SweetInsomnia

    13 września 2013 at 14:39

    amen!