„Masters of sex” – feminiści mimo woli

„Masters of sex” – feminiści mimo woli

Biografia duetu Masters i Johnson to historia przełamywania strachu przed zagrożeniami płynącymi z uczuć i pociągu fizycznego, ale również opowieść o… gigantycznym ego obojga bohaterów. 

Przyznaję, do czytania zabierałam się skażona dwoma sezonami serialu Masters of Sex, mając już jako-takie wyobrażenie, kim są bohaterowie, jak mogliby wyglądać i w obliczu jakiej rzeczywistości społeczno-politycznej przyszło im działać. Sama lektura okazała się zresztą całkiem niezłym spoilerem, dlatego – pomimo licentia poetica twórców serialu – spodziewam się, co wydarzy się w kolejnych odcinkach, ale też wiem, które wątki zostały wymyślone na potrzeby udramatyzowania akcji. To, co szczególnie rzuciło mi się w oczy to cielesność obrazu wojny, której nie uświadczymy na ekranie – tła młodości Virginii Johnson oraz Billa Mastersa. Bo wojna, choć może piękna i szlachetna, nie jest w tych wspomnieniach pozbawiona ciała, a wydaje się wręcz przepełniona seksem jako aktywnością, która jest równie patriotyczna, co walka, bo daje nadzieję na przetrwanie gatunku. Sposób przedstawiania jakże daleki od ukochanych pietyzmów i martyrologii.

William Masters – karierę lekarską zaczynał w czasach pod względem zainteresowania rozrodczością i seksualnością jeszcze gorszych niż epoka wiktoriańska, kiedy to wyłącznie mężczyźni mogli badać kobiecą anatomię (różnymi drogami pozyskując „wolontariuszki”), a same „obiekty badań” nie mogły nawet dostąpić zaszczytu zapoznania się z nimi. W czasach Mastersa, choć było już kogo badać, środowisko lekarskie bało się zaglądać kobietom między nogi bez wyraźnego powodu (nauka nie była tu wystarczającym argumentem), a to wszystko z obawy przed oskarżeniami o napastowanie. Ale rewolucja nie byłaby możliwa bez uprzedniego tradycjonalizmu…

Bardzo wyraźnie nakreślony kontekst społeczno-polityczny biografii pionierów seksuologii będzie niebywałą przyjemnością czytelniczą dla tych, którzy uwielbiają rozgryzać systemy, badać motywy takich, a nie innych działań i analizować przyczyny sukcesów i porażek. Zawiodą się ci, którzy szukają pokłosia rozerotyzowanej relacji pomiędzy Mastersem a Johnson, która nota bene jest wiodącym wątkiem w serialu.

Podczas lektury dość szybko staje się jasne, że badania nad seksualnością człowieka na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych mogły odbyć się tylko i wyłącznie w okolicznościach odzwierciedlających w jakiś sposób amerykańską heteronormę. Wykształconemu i zdeterminowanemu Williamowi Mastersowi kobieta u boku była po prostu potrzebna – i choć serial pokazuje postać Virginii jako dużo sprytniejszej od Billa, dzieło Maiera ujawnia, że jej entuzjazm do pracy u boku Mastersa wynikał po pierwsze z początkowej nieświadomości, co dzieje się za drzwiami gabinetu, po drugie: z powodów ekonomicznych, a po trzecie: z braku wykształcenia, którego nigdy oficjalnie nie zdobyła oraz… chęci przypodobania się. Ponadto Johnson, która wychowując się na farmie, naoglądała się tylu żądz zwierzęcych, że nie udawała, że robią na niej wrażenie żądze ludzkie obserwowane w laboratorium. Gini miała ponadto tę zaletę, że potrafiła upraszczać to, co do powiedzenia miał Bill.

Virginia była w oczach Mastersa gliną, z której lepił partnerkę wedle własnych potrzeb, włącznie z tym, że przekonał ją do testowania metod na nich samych. Teoretycznie byli równi, praktycznie – zdarzało się, że choć Johnson wykonywała większą część pracy – wyniki podpisywano wyłącznie nazwiskiem Mastersa.

Choć momentami czułam niesmak w przedstawianiu Williama Mastersa jako chirurga-bohatera, który na pierwszych kartach książki sportretowany jest niczym bezkompromisowy i nieomylny doktor House, który wpada na oddział, by ocalić dzień, szybko zrozumiałam, dlaczego Maier to robi. Autor biografii pokazał bowiem, jak aspirujący samiec Alfa z biegiem lat traci ostrość, jak zamienia się w zmagającego się z chorobą i tracącego werwę staruszka, i jak łatwo było w przypadku jego relacji z Virginią zaobserwować kompleks Pigmaliona oraz jak bardzo wpłynęły na niego trudne relacje z ojcem. Thomas Maier dodatkowo nie pozwala czytelnikowi zapałać jednoznaczną sympatią, współczuciem czy niechęcią do opisywanych postaci. Ujawnia się to szczególnie, gdy pisze o Virginii – najpierw jako o miłej dziewczynie z farmy, potem o siłaczce, a na koniec o jej poczynaniach w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.

Thomas Maier, autor biografii pionierów seksuologii, dziennikarz śledczy i pisarz, bez zatajania niewygodnych faktów pisze o współpracownikach „zapominanych” przez Mastersa i Johnson, gdy ich kariera nabrała rozpędu. Przytacza również historie pracownic, które w prowadzonej przez duet klinice bezskutecznie próbowały wywalczyć płace równe z wynagrodzeniami mężczyzn. Ujawnia kompleks braku lekarskich kompetencji, który przez całą karierę towarzyszył Johnson i która miała do Billa żal, że nie pozwolił jej podjąć nauki. Pokazuje też jak Masters i Johnson oraz środowisko lekarskie nie radzili sobie w nieuregulowanym wówczas systemie terapii seksualnej, gdy domorośli specjaliści chcieli leczyć ludzi ich metodą. Jednakowoż, co również uwydatnione zostaje na kartach biografii, tych dwoje najlepiej funkcjonowało jako duet, uzupełniając się nawzajem.

Choć feministki ochoczo posiłkowały się odkryciami duetu, ciesząc się, że w kwestii kobiecej przyjemności zarówno Biblia, jak i Freud się mylą, tak naprawdę tę rewolucję w dziedzinie seksuologii sprowokowali tradycjonalista i kobieta, która – choć z pozoru niezależna – cieszyła się z bycia tym, czego mężczyzna może pragnąć. Masters i Johnson odcinali się od środowisk feministycznych, uznając, że ich praca została wykonana: rozpracowali kobiecą seksualność, udowodnili, że kobieta może znajdować spełnienie dzięki praktykom innym niż penis-w-waginie. Starali się pozostawać neutralni ideologicznie.

W Masters of sex nie ma burzy namiętności, nie ma też wyłącznie zimnego szkiełka i oka – to po prostu wyważona opowieść o ludziach tacy, jak my – przeżywających porażki, odnoszących sukcesy, skazanych na mierzenie się z taką, a nie inną specyfiką czasów, w których przyszło im funkcjonować. Ich losy opowiedziane są nie tylko w oparciu o to, co mieli do powiedzenia sami bohaterowie, ale i przez ludzi, którzy się z nimi zetknęli, przez ich dzieci, co pozwala skutecznie przekłuwać bańkę autokreacji. Dzięki temu Masters i Johnson nie są jednowymiarowi, a sama ich historia to nie opowieść miłosna, bo – jak powiedział Bill: „Pojęcie to oznacza wiele różnych rzeczy dla różnych ludzi”. Oni po prostu woleli seks.

Wygraj książkę! 

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona mam do przekazania egzemplarz Masters of sex Thomasa Maiera. Co zrobić, by go zdobyć?

W komentarzu do tego wpisu napisz, jak zatytułowałabyś/zatytułowałbyś swoją autobiografię.*

Na zgłoszenia czekam do soboty, 8. listopada, do godziny zero:zero.

Konkurs rozstrzygnięty! 

* Pamiętaj, że tytuł Piłam, kiedy to pisałam jest już zarezerwowany dla mnie!

Komentarze zamknięte.
  1. Karmen

    8 listopada 2014 at 11:28

    Wkręcona w szaleństwo.

  2. Beata

    8 listopada 2014 at 11:14

    „Lone ranger” („Samotny jeździec”)

  3. Juiz

    7 listopada 2014 at 21:22

    „Być może Ja, być może Ona” – taki tam tytuł roboczy wcale nie dwuznaczny ;P

  4. F

    7 listopada 2014 at 21:04

    Zatytułowałabym „Zgubione i znalezione w raju”

  5. Natalia

    7 listopada 2014 at 20:33

    „Projekt NaT(h)alia ” :-)

  6. Leszek

    7 listopada 2014 at 18:29

    „Samotność i niewola życia”, może nie pasuje idealnie, ale kiedyś napisałem pod tym tytułem pewien szkic literacki, a treści w nim zawarte nadal są aktualne.

  7. Mag

    6 listopada 2014 at 23:51

    Klawe-syny – krótka opowieść o mężczyznach mego życia.

  8. oNyks

    6 listopada 2014 at 20:40

    „To dopiero początek”

  9. Sylwia

    6 listopada 2014 at 17:15

    „Taka mała ja: spowiedź odważna”.

  10. Rudek

    6 listopada 2014 at 12:56

    „Teraz, możesz mnie zabić..! „

  11. Mateo

    6 listopada 2014 at 11:37

    „miłość NIE kocha”

  12. Magdalena

    6 listopada 2014 at 11:32

    Moja biografia? Jest jeden adekwatny tytuł. „Więcej grzechów nie pamiętam” (:

  13. ann.

    6 listopada 2014 at 10:27

    Kręta droga do raju

  14. Żenia

    5 listopada 2014 at 23:29

    Ja już od dawna mam tytuł, swoją drogą nadany przez mojego przyjaciela geja sluchajacego z uwagą wszystkich moich historii miłosnych: „Samiec twój wróg”. Cytat z filmu jak ktoś może się domyślić:)

  15. K X

    5 listopada 2014 at 22:36

    „If you want me, take me now”

    :)

  16. Joanna

    5 listopada 2014 at 22:01

    Moja nazywałaby się „Taksówką w piżamie”.

  17. Rufna

    5 listopada 2014 at 20:41

    „Wino, mężczyźni i poszukiwanie pracy.”

  18. Zło i Niedobro

    5 listopada 2014 at 19:59

    Moja biografia byłaby zatytułowana:
    „Niczego mi nie udowodnicie!”

  19. Magdalena Łabędź

    5 listopada 2014 at 18:06

    W moim wykonaniu byłaby to 3-tomowa kobyła pt „mała książka o Mojej skromności”

    Nat! gdzie twoje logo?! już go nie chcesz?

    • Nat

      5 listopada 2014 at 18:49

      Twarz mam trochę ładniejszą niż miałam logo ;) – to tak w ramach mojej skromności…

    • Zło i Niedobro

      5 listopada 2014 at 19:58

      Logo było genialne wizualnie i było również tym przez co zaczęłam czytać twojego bloga. Tęsknię za nim bardzo nie ujmując niczego twarzy.

  20. Monika Ka

    5 listopada 2014 at 18:01

    „To wszystko to wciąż za mało”
    Pozdrawiam:)

  21. Ifrit

    5 listopada 2014 at 17:39

    „Sukces, sława i pieniądze- historia zmyślona”

  22. Natalia

    5 listopada 2014 at 17:35

    „You had me at swallow”

  23. Migalowa

    5 listopada 2014 at 17:18

    „Świat się nie zatrzyma”

  24. Bontee

    5 listopada 2014 at 16:27

    „Z rejestru pięknych grzechów”

  25. Parysz

    5 listopada 2014 at 16:06

    Antygrawitacyjny Parysz

    Pozdrawiam,
    Paulina Parysz ;)

1 2