Na wszelki wypadek

Na wszelki wypadek

Kilka miesięcy temu, na przejściu dla pieszych, natknęłam się na taką sytuację: młodą dziewczynę nachalnie nagabywał jakiś facet. Ona, mając pewnie wpojone, że najlepiej jest takiego przykrego amanta ugłaskać, aby się wreszcie odczepił, bezskutecznie próbowała go zbyć. 

Czekamy na zielone światło, sytuacja się rozwija, ona mówi, że nie chce jego towarzystwa, a on nie ustępuje. Pytam dziewczynę, czy to jakiś jej znajomy. Ona zaprzecza. „Koleżanka powiedziała, że nie jest zainteresowana, więc może się odpierdol?” (w takich okolicznościach przyrody kultura słowa nie jest moją najmocniejszą stroną). Typ, obadawszy sytuację wzrokiem (ja trzymam za rękę prawie dwumetrowego „straszaka” w postaci mojego partnera, który z wyżyn własnego wzrostu nawet nie zauważył, że coś jest nie tak), odmaszerowuje, rzucając pod nosem kurwami. Odprowadzamy dziewczynę kawałek, ona odchodzi w swoją stronę, nawet niespecjalnie zszokowana, bo cóż, dla niej, jak dla wielu z nas, jest to po prostu kolejny „dzień z życia kobiety”.

Nie piszę o tym, aby pochwalić się szczególnym bohaterstwem, bo interweniowanie w podobnych sytuacjach to dla mnie norma – czy to w klubie, czy na ulicy, i niekoniecznie z męskim poplecznikiem. Za bardzo męczyłaby mnie własna obojętność, gdybym nie zareagowała. A powyższy przykład udowadnia, że prędzej kobieta zauważy, że drugą kobietę ktoś napastuje, niż facet? Dlaczego? Tą kwestią zajęła się m. in. Amanda Hess, dociekając, dlaczego mężczyznom trudniej dostrzec mizoginię: wersja angielska, przekład na język polski. Wszystko za sprawą tragedii w Santa Barbara, która poruszyła (nie tylko) amerykańskie społeczeństwo, ale również zainspirowała uruchomienie akcji #YesAllWomen, w ramach której użytkownicy Twittera (bo nie tylko użytkowniczki) dzielą się doświadczeniami i przemyśleniami wokół przemocy (fizycznej i słownej) mężczyzn wobec kobiet, a także seksizmu.

Wczoraj, późną nocą i przy kieliszku wina, omawiałam tę akcję z L. i nawet nie wiecie, z jaką ulgą odetchnęłam, kiedy okazało się, że L. podziela moje zdanie co do wspomnianego projektu. Bo dla mnie #YesAllWomen nie działa, tak jak powinno, podobnie jak nie działał #EverydaySexism. Dlaczego? Już spieszę wyjaśnić. Kiedy śledzę listę wszystkich tweetów opatrzonych odpowiednim hashtagiem, czuję złość, współczuję ofiarom i nie zgadzam się na taki porządek świata. Podzielam ich doświadczenia i potwierdzam, że przynajmniej raz w życiu uciekłam się do manewru sztucznej uprzejmości czy ugłaskiwania po to, żeby uniknąć konfrontacji. A potem widzę kontrakcję #NotAllMen, która w dużym skrócie ma udowodnić zarówno ofiarom, jak i mi, że „nie wszyscy mężczyźni tacy są”. Ja wiem, że mój partner taki nie jest, że mój kolega z pracy taki nie jest, że mój najlepszy przyjaciel taki nie jest, że mój sąsiad też taki nie jest, ale właśnie: posadź nawet najbardziej białego, wykształconego i średnio zamożnego mężczyznę przed omawianym feedem – bardzo prawdopodobne, że podsumuje go właśnie tą frazą: „nie wszyscy mężczyźni tacy są, a te kobiety po prostu miały pecha”. Kropka. Koniec tematu.

A teraz wyobraź sobie, że przed tym feedem siada ten koleś, który pojawił się w mojej opowieści przytoczonej we wstępie: zapewne niewykształcony, nieznający angielskiego, żeby w ogóle móc się z tymi zapiskami zapoznać, poniekąd sympatyzujący z ideą uprzywilejowanej pozycji mężczyzn, którzy mają prawo do rozporządzania kobiecym ciałem. On powie ci: suki mają to, na co zasłużyły. Pomiędzy nim a akcją musi być jakiś pośrednik, który udowodni mu (choć niektórzy są niereformowalni), że taka postawa nie jest w porządku. Ale cóż, tego pośrednika brak.

Ten projekt porusza przede wszystkim kobiety, a zmienia myślenie tylko tych mężczyzn, którzy w procesie stawania się istotami społecznymi, nauczyli się, że nie ma „lepszej” i „gorszej” płci. I, cholera, ich – w skali globu – jest bardzo mało. A sam wstęp do tej dyskusji na Reddit udowadnia, że nawet ci fajni faceci mogą nie dostrzegać pełnego obrazu bycia kobietą, opierającego się na ugłaskiwaniu sprawców, milczenia wobec seksizmu oraz bezsilności, dopóki nie usłyszą potwierdzenia od bliskich sobie kobiet: „Tak, to naprawdę się dzieje”. Użytkownik, który zainicjował temat na Reddit, pisze, że nie tylko on, ale pewnie wielu innych mężczyzn żyjących w cudownej bańce nieświadomości, chciałoby o tym wiedzieć. Ja mogę mieć jedynie nadzieję, że otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, będą w stanie coś z tą wiedzą zrobić.

Dziewczyny, spróbujcie powiedzieć facetom ze swojego otoczenia, ile rzeczy robicie „na wszelki wypadek”, żeby nie paść ofiarą przemocy, molestowania czy gwałtu. Powiedzcie głośno, czego uczy się nas od najmłodszych lat.

Bo na wszelki wypadek my, kobiety, podróżujemy w grupach.

Na wszelki wypadek, pokonując ciemną nocą odcinek od przystanku do mieszkania, ściskamy w ręce pęk kluczy.

Na wszelki wypadek, kupując buty, zastanawiamy się, czy w razie czego da się w nich uciekać.

Na wszelki wypadek zastanawiamy się, czy nasz strój i makijaż nie są zbyt wyzywające.

Na wszelki wypadek unikamy bocznych uliczek czy parków po zmroku.

Na wszelki wypadek robimy kurs samoobrony dla kobiet.

Na wszelki wypadek felernym amantom mówimy, że jesteśmy zaręczone, w związkach lub że nasi faceci są właśnie w kiblu, dlatego stoimy przy barze same. Bo na felernego faceta lepiej od kobiecego „nie” działa świadomość, że teren został już obsikany przez innego samca.

I jest to szalenie męczące. Bo to nie dzieje się w jakimś nieistniejącym czy „dzikim” kraju, w którym nasze stopy nigdy nie postaną. Tak jest wszędzie.

Wszystko to czynimy na ten jeden, „wszelki wypadek”, gdybyśmy miały któregoś dnia spotkać na swojej drodze nieodpowiedniego faceta, który postanowi uczynić nas obiektem przemocy. Pokażcie mi mężczyzn, którzy w takim samym stopniu boją się kobiet.

I cholernie ciężko jest za taki stan rzeczy winić pojedynczych sprawców, zwłaszcza w obliczu bliskich nam mężczyzn, kwitujących problem: „nie wszyscy mężczyźni tacy są”. Chłopaki, to tylko słowa, słowa, słowa. Wiecie, co możecie zrobić, żeby to naprawdę i namacalnie udowodnić? Traktujcie kobiety z szacunkiem. Nie nazywajcie ich dziwkami, kiedy odrzucają wasze amory i nie pozwalajcie swoim kumplom na takie epitety, kiedy dziewczyny mówią im, że nie są zainteresowane. Zwracajcie uwagę na to, co się wokół was dzieje: na kolegów, którzy zaganiają dziewczyny do kąta w klubie i ograniczając ich przestrzeń osobistą, próbują z nimi „porozmawiać”, a tak naprawdę – zmacać. Miejcie oczy dookoła głowy, wykorzystajcie tę „uprzywilejowaną pozycję”, by reagować, nawet kosztem bycia „straszakiem”. Bo założę się, że nigdy, odrzuciwszy zaloty kobiety, nie usłyszeliście, że jesteście złamanymi fiutami, pierdolonymi impotentami czy czymś jeszcze gorszym. A w moim otoczeniu nie tylko ja od podrywającego mnie faceta usłyszałam, że jestem pizdą, pojebaną feministką i krową ze zjebanym ryjem, trzy w jednym. Nauczcie się radzić sobie z odmową.

Moją przyjaciółkę ostatnio podrywał facet. Zupełnie bez znaczenia dla jego kiepskich zalotów było to, że był niesłyszący (nosił aparat słuchowy) i mówił niewyraźnie. Ale kiedy dziewczyna powiedziała dobitnie, iż nie jest zainteresowana, on nie ustawał, klepał ją w ramię (stylem głuchego, który chce zwrócić na siebie uwagę drugiego rozmówcy, tylko trochę mocniej) i rozpoczął agresywny monolog, że „gdyby nie był głuchy i mówił normalnie, topewnie by go chciała”.

Brzmi znajomo? Ilu facetów, niepotrafiących pogodzić się z odrzuceniem, mówi: „Gdybym miał beemkę / gdybym nie był gruby / gdybym nie pracował na umowę zlecenie to by pierwsza przede mną klęczała”, obarczając winą za własne niepowodzenie nie siebie, ale tę drugą osobę? Wielu. A z powyższymi przykładami wciąż tylko stoimy u bram tego dziwnego miasta rządzonego przez mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.

[okładka wpisu]

Komentarze zamknięte.
  1. Andrzej

    4 czerwca 2014 at 22:13

    Piszecie, że w tekście nie chodzi o mężczyzn i o nasze doświadczenia, a jednocześnie dziwicie się, gdy któryś z mężczyzn mówi, że tak napisany wpis do niego nie trafia. No nie trafia, bo nie jest o nas, nie pokazuje świata w sposób jaki go widzimy i wzbudza opór i chęć sprostowania i wytłumaczenia, że to nie tak.

    I nie chodzi o licytowanie kto ma gorzej, choć niejako ton wpisu takie licytowanie prowokuje (bo o to ja jestem kobietą i jest mi gorzej, bo tak i to zaakceptuj bez dyskutowania). Nie chodzi też o to, że kobiety także pozwalają sobie na przemoc wobec mężczyzn. Mi np. chodziło o to właśnie, że mężczyźni dokonują prawdopodobnie tak samo często przemocy na innych mężczyznach i akurat ten problem bywa bezpłciowy. Chyba, że mówimy wyłącznie o przemocy w kontekście seksualnym – wtedy ok, faktycznie prawdopodobnie jest to schemat mężczyzna-agresor, kobieta-ofiara w przytłaczającej większości wypadków. Ale tylko w kontekście seksualnym, bo już lęk przed chodzeniem po zmroku jest taki sam dla kobiet i mężczyzn (choć zakładam, że kobieta boi się gwałtu a mężczyzna pobicia).

    To co mnie jednak niejako ubodło w dyskusji, to to, że odniosłem wrażenie iż niektóre z was naprawdę szczerze wierzą, że w mężczyznach od dziecka pielęgnowana jest waleczność i ogólnie że od dziecka akceptuje się przemoc w wykonaniu chłopców. Naprawdę w to wierzycie? Bo szczerze mówiąc, ani ja, ani moje otoczenie za młodu nie było tak wychowywane. Od dziecka uczono mnie, że nie można się bić. Od dziecka dostawałem opieprz od rodziców, jeśli wchodziłem w jakieś bójki i zaczepki. Wcale nie wychowywano mnie do obrony. Wręcz przeciwnie. Więc nawet tu wychodzą trochę stereotypy i myślenie „aha, to chłopiec, a chłopcy od dziecka się biją, a dziewczynki układają włosy lalkom”. Tak, chłopcy od dziecka się biją. I od dziecka dostają za to zjebę. Od dziecka im się wybija z głowy te naturalne instynkty i jak to zauważyła czytelniczka w komentarzy na samym początku – wychowuje się cioty.

    I tak jest przez długi okres. W szkole, jeśli uczeń odwinie się koledze, który go gnębi to co? Dostanie za to pochwałę? Oczywiście, że nie. Wezwie się rodziców na dywanik, ochrzani zachowanie syna, obniży ocenę z zachowania a rodzice w domu nałożą karę.

    Czy to źle? Nie wiem. Może i dobrze. Przemoc sama w sobie jest słaba, nie mniej chciałbym po prostu zwrócić uwagę, że bicie się i przemoc dla mężczyzn też nie jest czymś tak naturalnym jak to zdają się niektórzy sugerować. Mężczyzn też się wychowuje w kulcie pokoju i karze za agresje

  2. m

    4 czerwca 2014 at 21:00

    W zasadzie równie dobrze mogłyby odezwać się tutaj dzieci … przecież one też doznają przemocy, ze strony ludzi wszelkiej maści, kobiet, mężczyzn słabszych, mocniejszych …

  3. m

    4 czerwca 2014 at 18:23

    Zgadzam się z Lady_Pasztet – ad „nikt nie zrobi tego za Was”. Dokładnie tak, baaardzo dużo działań było potrzebnych, żeby w ogóle taka dyskusja jak ta mogła mieć miejsce. Dalej rozmowa o przemocy jest straszliwie ciężka. Dalej ogromna ilość kobiet milczy, mimo wszystkich możliwości jakie są dziś dostępne. Sama miałam kilka takich sytuacji, o których póki co nie chcę z nikim rozmawiać, ani z kobietami ani z facetami – sama nie wiem czego się boję czy wstydzę. A jeśli chodzi o „drobniejsze” doświadczenia – zdarzyło mi się kilka razy na koncercie, w tłumie, że ktoś perfidnie złapał mnie za pupę. Moja agresja urosła do takich rozmiarów, że miałam wrażenie, że jestem w stanie zabić tego, który to zrobił! Ale odwracam się, a tam po prostu tłum ludzi … Kiedyś jeden facet który to zrobił, stał za mną i patrzył się z idiotycznym uśmiechem. Zamiast jakoś zareagować, ogarnęło mnie przerażenie. Gdzieś obok był mój chłopak, mogłam mu powiedzieć i w momencie wziął by mnie w obronę, co źle by się dla gościa skończyło. Nie powiedziałam. Znowu nie wiem, dlaczego – strach? wstyd? Dlaczego? I skąd?!
    To jest to z czym chcemy walczyć.

    Tak jak piszę Pomarancz – też chciałabym iść do klubu potańczyć, bez strachu, że każdy, który podejdzie zaraz zacznie mnie macać (nie wszyscy mają taki zamiar, ale po kilku przypadkach myślisz, że wszyscy), chciałabym móc się poruszać na parkiecie i nie znosić tych obleśnych spojrzeń, chciałabym móc pogadać z facetem w knajpie i nie zastanawiać się czy on gada ze mną tj. z osobą czy ze mną tj. kobietą, którą może przelecieć (wiem że to brzmi mocno przesadnie! ale chce zilustrować to z jakimi idiotyzmami musimy się zmagać), no i to co było mówione – „hmmm ooo ta krótka spódniczka! nieee będę się źle czuć, będą się gapić, pójdę w spodniach” … Też z tym walczycie? (*tak, jestem świadoma, że są kobiety, które zupełnie nie mają tego typu problemów).

    I jeszcze raz – chodzi o to, żebyście oderwali się na moment od swoich doświadczeń, nie patrzyli przez swój pryzmat itp. tylko po prostu spojrzeli na drugą osobę, która jest kobietą i posłuchali, z jakim problemem się zwraca i wykazali się odrobiną empatii. Argument – mnie też skrzywdzili – nie sprawi, że któraś z nas będzie mniej skrzywdzona. Tylko, że po prostu tu nie jest mowa o facetach.

    Oczywiście, jak najbardziej – jak już pisałam wyżej – rozpocznijmy również dyskusję o przemocy kobiet i mężczyzn wobec mężczyzn. Przemoc od strony kobiety jest częstokroć bardziej „wyszukana” (to nie jest komplement) niż ze strony mężczyzny. Tak! Chcemy was wysłuchać. Podejrzewam, że sama wielu przypadków nie dostrzegam, nie rozumiem. Być może sama czasem zachowuję się niewłaściwie. Więc mówcie. Ale nie przekrzykując, czy bagatelizując nasze problemy.

  4. Pomarancz

    4 czerwca 2014 at 14:37

    Moje doświadczenia są bardzo podobne, cały czas trzeba planować z wyprzedzeniem, aby nie zostać opacznie zrozumianej w swoich gestach. Już od dziecka zauważyłam, że koledzy dziwnie odbierają moje bycie miłym dla nich. A ja po prostu lubię rozmawiać z ludźmi i ich poznawać, niestety ograniczyło się to mocno, właśnie po paru akcjach, gdzie zostałam mylnie zrozumiana. Wkurza mnie to niezmiernie, że nie mogę NORMALNIE porozmawiać z facetem, bo on zaraz dopisze sobie do tego jakąś adorację z mojej strony, albo inne działania, które mają na celu nawiązać z nim coś bardziej intymnego :/ Świat nie kręci się na seksie i ciągłych godach! Przez to niestety oceniam każdego faceta i od razu buduje się we mnie dystans, z obawy, że następny wyobrazi sobie nie wiadomo co.

    Zaczęłam się zastanawiać skąd w ogóle taka potrzeba u facetów ciągłego zapewniania siebie czy innych, że jest na tyle męski, że może poderwać dziewczynę, a ona na każdym kroku niby mu to udowadnia chociażby samą rozmową. Faceci widzą to co chcą widzieć. Przez wszystkie wieki dominowali, a mimo to widzę ciągłą pogoń za udowadnianiem sobie tej całej męskości. I jest to kompletnie nieświadome, jak program, który wszczepiono im w epoce kamienia łupanego i do dziś funkcjonujący, bez możliwości zmiany. Może stąd ten opór wśród mężczyzn przed dojrzeniem mizoginię, bo wcześniej było przyzwolenie na tego typu zachowania jak seksizm, czy molestowanie, więc wciąż żyją w takim układzie, nie mogąc znieść, że wszystko wygląda zupełnie inaczej i serio jest szkodliwe.

  5. Lady_Pasztet

    4 czerwca 2014 at 08:00

    O kurka, sorry Nat, za spamujące komcie.
    Marcin – chyba się nie dogadamy, coś mi się wydaje, że po prostu spotkałeś się z inną reakcją, niż oczekiwałeś i teraz już raczej nie zrezygnujesz ze swojego punktu widzenia.
    Nie mam zamiaru przekonywać Cię, że robię co mogę, aby inni ludzie dostrzegali, że przemoc to jest ważna kwestia. Ale dla mnie przemoc ma płeć, płeć męską i dotyka przede wszystkim kobiety oraz pewien odsetek mężczyzn. Jak pisałam – sprawca jest ten sam.
    Przykro mi, że mężczyźni nie chcą słuchać innych mężczyzn, że trudne doświadczenia pozostają niewypowiedziane, bo nie macie takiej intymnej przestrzeni. Taką przestrzeń oczywiście mógłby stworzyć feminizm i wydaje mi się, że tworzy, ale wiesz – nam to tak wszystko nie przechodzi łatwo przez gardła. To, że Hollaback istnieje to zasługa odwagi wielu kobiet, które ODWAŻYŁY SIĘ opowiedzieć o swoich doświadczeniach. To jest kwestia odwagi i nie ma co zwalać na brak akceptacji w grupie – myślisz, że wszystkie kobiety akceptują feministki? To się mylisz :)
    Jak powiedziała ostatnio Profesor Płatek, zapewne kogoś cytując, ale nie pomnę kogo – „Żadne prawa nie spadły nam z niebie, wszystkie trzeba było sobie wywalczyć.”
    Może mniej koncentracji na tym, co Cię i innych mężczyzn ogranicza, a więcej na stworzeniu precedensu, gdzie takie historie staną się akceptowalne. Znam wielu facetów, którzy może za jakiś czas chcieliby dołożyć swój kamyczek. Tak, tak to wymaga pracy, ciężkiej pracy, odporności na ataki i ironię oraz śmiech.
    Niestety nie zrobimy tego z Was. Musicie sobie taką przestrzeń, nawet w ramach feminizmu, wypracować sami.
    I może dlatego, kiedy tutaj opowiadacie nam o swoich doświadczeniach, to ja podskórnie czuję, że trochę chcecie tę ciężko zdobytą, wydartą harówką na ugorze polskiej świadomości, odebrać i zawłaszczyć?
    Może tak nie jest. Nie wiem. Ale powtórzę jednak – nikt nie zrobi tego za Was.

  6. kociłapka.

    4 czerwca 2014 at 03:55

    Wspaniały tekst! :) Chyba nawet najlepszy jaki czytałam w tym tygodniu.

    Ostatnio stałam się świadkiem takiego „molestowania” wiele razy. Dwa tygodnie temu byłam w klubie na imprezie gdzie co jakiś czas ktoś próbował mnie sobą „zainteresować” i o ile ograniczał się do śmiesznych tekstów do okej. Ale w pewnym momencie zdarzył się taki delikwent, który chciał zatańczyć. Zgodziłam się. W ciągu 5 sekund facet zaczynał mnie obłapiać i przysuwać do siebie. Jak go odpychałam to 5 sekund później próbował znowu. Żadnego pytania „dlaczego nie”, żadnego oczekiwania na przyzwolenie z mojej strony. W końcu się zdenerwowałam i poszłam sobie, ale mnie to denerwuje, że dla niektórych wyrażenie zgody na taniec w klubie to od razu zgoda na macanie.

    Ostatnio też wybrałam się z kuzynką na miasto to jakiś Tunezyjczyk się do nas przyczepił i na siłę starał się pocałować, wieszał się. Z podobnym traktowaniem spotkałam się kiedyś ze strony studentów z Hiszpanii (Erasmus). „Why don’t you kiss me?” ile jeszcze razy to usłyszę?

    A szczytem był Hindus, który szedł za mną i za moją przyjaciółką ze 2 kilometry podczas euro w zeszłym roku.

    I takich przypadków jest dużo. Niestety uważam, że zarówno faceci jak i kobiety robią za mało, żeby temu zapobiegać. Fajnie, że są takie akcje społeczne, bo się wszyscy zastanowią nad tym ile faktycznie robią, żeby zapobiegać przemocy.

    Jedyna rzecz co do której się nie zgadzam to to „Bo założę się, że nigdy, odrzuciwszy zaloty kobiety, nie usłyszeliście, że jesteście złamanymi fiutami, pierdolonymi impotentami czy czymś jeszcze gorszym.”

    Osobiście spotkałam się z tym kiedy facet obrywał „impotentem” czy czymś co miało ugodzić w jego męskość, bo odrzucił agresywne zaloty kobiety. I był przy tym kulturalny.

    Z kolejnej strony (choć to temat na oddzielną dyskusję) kobiety mają często tendencję do obrażania facetów, którzy starają się o ich względy (nienachalnie!!!) jeśli nie uważają ich za atrakcyjnych. Nie umieją powiedzieć „nie” tylko zmierzą pogardliwie wzrokiem i powiedzą „a czego ty tu szukasz frajerze”. Z tym spotykam się nagminnie.

    Poświęciłam temu nawet jeden ze swoich wpisów:
    http://kocilapka.tumblr.com/post/80814881116/syndrom-niedostepnej-ksiezniczki

    We wszystkich tych przypadkach niezwykle ważna jest REAKCJA o której piszesz. Żeby ktoś wstał i powiedział „przestań”/”nie rób tego”. Szkoda, że mało kto ma jaja. Sama będę brała z Ciebie przykład i bardziej reagowała jak widzę nachalnego delikwenta (bo teraz to reakcja polega głównie na ucieczce). :)

  7. Marcin

    3 czerwca 2014 at 23:29

    Chciałam zachęcić do opowiadania.

    Aha. Bo nie brzmisz. Użyłaś dokładnie tych fraz, które blokują chłopców i mężczyzn doznających przemocy, kiedy mogliby powiedzieć o swoich doświadczeniach – napisałaś, że lamentują (patriarchat mówi, że lamentują baby), że płaczą bo kobieta ich bije (to równocześnie odwołanie do znanej komedii oraz do patriarchalnego „mężczyzna nie płacze”) oraz że się boją (a patriarchat mówi, że mężczyźnie nie wolno). To jest to, co mężczyźni sobie internalizują w procesie socjalizacji.
    Wszystko to napisałaś ironicznie. Wiesz, że ironia to forma agresji słownej?
    Nie przypadkiem użyłem metafory kastracyjnej. Twój język zniechęca. Brzmi bardziej jak „chciałam zachęcić, żeby mieć co konkretnie powyśmiewać”. Ja Ci nie ufam i nie czuję się po tych tekstach bezpiecznie.

    Nagle okazuje się, że core debaty nie jest doświadczenie kobiet, tylko mężczyzn, którzy w ramach samoobrony najpierw piszą, że wcale nie są tacy, jak agresywni mężczyźni. MY TO WIEMY. Wiemy, że są różni faceci.

    No nie wiem. Ja pisałem, że mężczyźni nie są tacy, jak ci rycerze z opisu, co to mają spełniać oczekiwania (bo są mężczyznami, a jak nie spełniają oczekiwań, to jacy z nich mężczyźni – patriarchat), i potem iluś innych mężczyzn się włączyło.
    Rozumiem, że to pośrednio stwierdzenie, że nie są również tymi agresywnymi troglodytami, ale… czy musimy rozmawiać na tak czarno-białym poziomie?

    Dyskutują o nim mężczyźni, którzy doświadczyli przemocy i nie dociera on do troglodytów.

    Jeżeli nie dociera do mężczyzn, którzy mają naprawdę solidne podstawy, by solidaryzować się z innymi OSOBAMI doznającymi przemocy, to czy jest jakakolwiek szansa, że dotrze do władców świata troglodytów…?
    I naprawdę nie wiem… Brzmisz, jakbyś chciała, żeby ten wpis dotarł do mężczyzn. Ale równocześnie piszesz, że mężczyźni mają stąd sobie iść, bo tutaj zajmujecie się tym, co można zrobić z tym, że kobiety doznają przemocy ze strony mężczyzn. I całość zainicjowała refleksja, że akcje, które miały coś zrobić, nie działają. Trudno mi się w tym odnaleźć.

    Byłoby ŚWIETNIE, gdyby było więcej świadectw mężczyzn doznających przemocy. Byłoby to bardzo leczące dla tych mężczyzn, zmieniłoby wizerunek przemocy, pomogło znieść te durne normy płciowe. Ale nie ma dla męskich świadectw przestrzeni.
    Patriarchat mówi: „dałeś się skrzywdzić? więc byłeś słaby. nie nadajesz się do bycia mężczyzną. nie obroniłeś nawet siebie, nie obronisz nikogo. to wszystko twoja wina”. Wyśmiewając dyskutujących, weszłaś w ten sam ton.
    Feminizm nie zawsze zgadza się z patriarchatem, ale lubi za to głosić: „przemocy doznają kobiety. przemoc wobec mężczyzn zdarza się rzadziej i nas nie interesuje, a w ogóle to wypad”.
    Mężczyznom będzie trudno wypracować sobie własną przestrzeń. Ja bym to chętnie zrobił w ramach feminizmu, bo feminizm pojmuję jako dążenie do równości wszystkich ludzi – także LGBT, niepełnosprawnych, o innym niż biały kolorze skóry, różnych wyznań i światopoglądów itd. Poza tym to właśnie feminizm wykształcił narzędzia pozwalające rozmawiać o wykluczeniu, rolach płciowych itd. Wykluczenie mężczyzn z dyskursu i wyśmianie ich ani nie pasuje mi do idei feminizmu, ani też nie wydaje mi się mądre – bo budzi uczucie krzywdy. Uczucia krzywdy i wykluczania tworzą się wrogie obozy, które następnie walczą o władzę. A walka o władzę polega na przemocy.

    Więc wydaje mi się, że „spadaj, facet, to nasza przestrzeń, a poza tym co ty możesz wiedzieć o tym, o czym rozmawiamy?!” to nie jest najlepsza strategia.

    • Żmij

      4 czerwca 2014 at 00:24

      Nikt Ci nie każe spadać. Nikt nie mówi, że ma gdzieś problemy mężczyzn. Ba, chętnie sama dowiedziałabym się dużo o tym problemie. Ale nie uwierzę, że sam nie widzisz żadnej ironii w tym, że przez WSZYSTKIE Twoje długie komentarze praktycznie w ogóle nie przewija się temat problemu, o którym jest ten tekst. Zamiast tego traktujesz go jako pretekst do opowiedzenia o problemach bliskich Tobie. I co, jaka POWINNA być reakcja kobiet? Przestać o tym pisać i skupić się na Waszych problemach? To nie forma ignorowania ze strony kobiet a wołanie o zauważenie problemu. Próba opowiedzenia o czymś, czego mężczyźni mogą nie zauważać. I to nie jest tak, że miejsce i czas na ten temat „spadły z nieba”, ale tę przestrzeń trzeba było sobie WYPRACOWAĆ. Dlatego fakt, że koniec końców jedyny odzew męski jaki się dostaje brzmi jak „no fajnie, ale my to, to i tamto” tak strasznie boli i denerwuje. Bo kiedy opowiada się o czymś tak ważnym, chciałoby się być, chociażby!, wysłuchanym i zrozumianym. A nie zagłuszonym przez sprawy inne (co w tym wypadku implikuje też, że ważniejsze, a przecież oba są tak samo poważne).

    • Nat

      4 czerwca 2014 at 01:22

      Marcinie, masz rację. Mężczyźni też doświadczają przemocy i im się tego nie odmawia. Nie odmawia im się również wycofywania się z tradycyjnych, narzuconych patriarchalnie ról. Jeżeli nie chcą reagować – nie muszą, wielu ludzi żyje w doskonałym zobojętnieniu względem otaczającej ich rzeczywistości; jeżeli chcą działać proaktywnie na rzecz solidarności z innymi mężczyznami – możliwości jest mnóstwo. Spójrz jednak na to z drugiej strony: patriarchat, jak piszesz, kastruje „słabych” mężczyzn, jak to się wcześniej przewinęło: nieheteronormatywnych, niepełnosprawnych, zgoda. Ten sam patriarchat pozbawia kobiety głosu i praw do decydowania o sobie. Obserwując toczącą się tu dyskusję, mam wrażenie, że chcesz każdy pojawiający się argument zdyskredytować, wielokrotnie wspominając o przemocy, której dopuszczają się kobiety (w tej kwestii również masz rację, kobiety są sprawcami przemocy). W przypadku tej konkretnej dyskusji, która toczy się tu i teraz, zakrzykiwanie dyskutantek nie sprawi, że się zjednoczymy („my” jako biorący udział w tejże rozmowie mężczyźni i kobiety) i zaczniemy współdziałać, bo niestety, ale blokuje nas fakt, że ktoś jednak woli pobabrać się we własnej krzywdzie, bo jego „kejs” pominięto.
      Nie jesteś reprezentantem wszystkich mężczyzn (ani ja nie jestem reprezentantką wszystkich kobiet), bo – jak wspomniałam wyżej – są tacy, do których dyskusja wokół problemu trafiła. W tym momencie mam wrażenie, że walczysz wyłącznie w swojej sprawie i ze swoim wiatrakiem, spróbuj spojrzeć na świat oczami OSOBY, która musi kupować takie buty, by być w stanie w nich uciekać i której serce podchodzi do gardła, gdy tylko widzi w ciemnej parkowej alejce jakiegokolwiek reprezentanta płci odmiennej od jej własnej. Pisałeś, że znasz takie OSOBY. To teraz daj im prawo o tym opowiedzieć bez dyskredytowania ich doświadczeń i zbijania ich argumentem „co ty tam wiesz, inni mają gorzej”. Tylko tyle.

  8. elena

    3 czerwca 2014 at 20:29

    swietny tekst i na czasie! Jedynie Bóg wie, ile razy ja sama bylam taka napastowana dziewczyna… bo blonydnka = napewno chce byc zaliczona ” . Nosz Kur.! inaczej nie da sie tego okreslic. Z tym, ze oprócz twoich kroków wyzej wymienionych z bezpieczenstwa ja mialam zawsze w swoim towarzystwie kolegów, którzy by mnie obronili, sama tez uczylam sie bic. Ale co zrobic, gdy na jedna jest takich 5 dresów?

  9. Lady_Pasztet

    3 czerwca 2014 at 18:06

    Nie wiem, co się dzieje, ale zżarło mi już 3 komcia.
    Do Marcina – pisać, pisać, ale dać się wygadać nam też.

    http://fronetyczny.wordpress.com/2013/01/20/patriarchalne-klocki/

  10. Lady_Pasztet

    3 czerwca 2014 at 17:46

    Z tekstu, który miał pokazywać co robią KOBIETY na wszelki wypadek i jakie są możliwe, całkiem realne narzędzia, które mają do dyspozycji MĘŻCZYŹNI (ale też zapewne i inne kobiety), aby sytuacji niebezpiecznych dla kobiet unikać – zrobił się lament.
    Oto panowie płaczą.
    Płaczą, bo oni tacy nie są.
    Płaczą, bo ich także spotyka przemoc.
    Płaczą, bo kobiety ich biją, chociaż to kobiety częściej padają ofiarami przemocy.
    Oni są delikatni, noszą okularki, boją się troglodyty.
    PANOWIE NIE O WAS CHODZIŁO.
    Przejmujące są Wasze doświadczenia i mówię to bez ironii, ale podczas Waszego koncertu życzeń, komentarzy „tekst jest zły” znika Wam z pola widzenia nasz wspólny wróg – troglodyta, który jest PRODUKTEM PATRIACHATU. Tego, jak się wychowuje kobiety i mężczyzn. Feministki, kobiety piszące o przemocy ani nawet Jackson Katz nie wpadł na to wczoraj, że mężczyźni mają w patriarchacie ciężko. My to wiemy. Mówimy jedno – zróbmy coś razem.
    Ale lepiej utyskiwać, że niepełny punk widzenia, że tekst zły.
    W takim razie ja czekam na Wasze teksty. Z Waszymi doświadczeniami.
    Nasze są takie.

    • Marcin

      3 czerwca 2014 at 17:52

      „Płaczą, bo kobiety ich biją”
      „ja czekam na Wasze teksty. Z Waszymi doświadczeniami”

      Przyznam, że teraz mam dysonans poznawczy. Chciałaś skutecznie uciąć mężczyznom opowiadanie o swoich doświadczeniach czy zachęcić do opowiadania?

    • Lady_Pasztet

      3 czerwca 2014 at 17:57

      Chciałam zachęcić do opowiadania.
      Serio, tylko rozbraja mnie jeszcze jedna rzecz – Nat pisze o #YesAllWomen, gdzie dokładnie nastąpiło to, co pod jej tekstem. Zamiast słuchać o doświadczeniach przemocy kobiet, okazało się, że dla kobiet i ich doświadczeń zabrakło miejsca.
      Ważniejsza okazała się samoobrona mężczyzn, która bierze się z poczucia tego, że są atakowani to raz, a dwa z tego, że nagle kobiety czegoś od nich oczekują.
      Zamiast posłuchać tego, co ma do powiedzenia Nat, mężczyźni komentujący pod tekstem skupiają się na tym, jakie są ich doświadczenia. I dobrze, ale to nie jest miejsce. Wypracujcie sobie swoje i dajcie nam mówić. A póki co, to znika Wam sprzed oczu, że tak powiem górnolotnie, nasze świadectwo. Teraz się tutaj tym zajmujemy. I tym, co można z nim zrobić.

      Przypomniał mi się jeden tekst, polecam, wciąż aktualny:
      http://fronetyczny.wordpress.com/2013/01/20/patriarchalne-klocki/

    • Lady_Pasztet

      3 czerwca 2014 at 18:01

      Zachęcam do opowiadania. Serio, z chęcią poczytam.
      Ale pragnę zauważyć, że tutaj wypowiada się Nat o swoich doświadczeniach. Dlaczego nie można tego przyjąć na klatę, wysłuchać i zastanowić się co z tym zrobić?
      Dlaczego trzeba kierować dyskusję na swoje tory? Nagle okazuje się, że core debaty nie jest doświadczenie kobiet, tylko mężczyzn, którzy w ramach samoobrony najpierw piszą, że wcale nie są tacy, jak agresywni mężczyźni. MY TO WIEMY. Wiemy, że są różni faceci.
      I jak widać tekst Nat wpadł w tę samą pułapkę, jak #YesAllWomen. Dyskutują o nim mężczyźni, którzy doświadczyli przemocy i nie dociera on do troglodytów.
      Tyle, że pomijasz to co napisałam wcześniej – to jest nasz wspólny wróg, my Was nie atakujemy. Dajcie nam mówić o naszych doświadczeniach, a my poczytamy o Waszych, ale tutaj gadamy o kobietach.

      Poza tym polecam: http://fronetyczny.wordpress.com/2013/01/20/patriarchalne-klocki/

  11. Żmij

    3 czerwca 2014 at 11:51

    A ja bym chciała zwrócić uwagę na coś, co nie tyle zostało w tekście pominięte, co po prostu może nieco tłumaczyć to w jakim kierunku biegnie ta dyskusja i czemu wygląda tak a nie inaczej.

    Otóż pytanie, którego sobie nikt nie postawił brzmi: dlaczego troglodyta, który, umówmy się, żyje bardziej instynktem niż procesami myślowymi. Co w takim razie nim kieruje, kiedy mówi mu się, że nie, że zaręczona, że chłopak zaraz przyjdzie? Bo nie wydaje mi się, żeby to był szacunek wobec drugiego mężczyzny, który jak to ładnie autorka uznała „obsikał już terytorium”. Jak dla mnie to bardziej pierwotny strach, że ten, który obsikał teren jest większy, groźniejszy i widząc intruza na swoim terytorium nie zmarnuje czasu na filozoficzne dysputy, tylko od razu przejdzie do rękoczynów. Dlatego znikają, bo bądźmy szczerzy, ludzie bardzo lubią mierzyć innych ludzi swoją miarą.

    Postawmy się więc teraz na miejscu faceta – dla przykładu takiego, który owszem, widzi co się dzieje, jest uświadomiony, wie jak rozpoznawać te sytuacje niezbyt przyjemne dla kobiety. Ale przy okazji jest niski, wątły, nosi okularki i w ogóle stereotypowy przykład chłopaka bitego w liceum, któremu starsi i więksi wciskali głowę do kibla i kazali mierzyć pokój zapałką. Postawienie się w obronie damy będzie wymagało od niego pokazania się na radarze troglodyty i naprawdę może go kosztować zęby (no bo przecież „zepsuł mu podryw” i w ogóle). Inny facet, już większy i bardziej postawny, może z kolei zwyczajnie nie rozumieć co faktycznie się dzieje. Może właśnie nie znać problemu – i to wcale nie znaczy, że jest ślepy czy głupi. Jakby nie patrzeć jesteśmy wychowywani w określonej kulturze, a nasza, polska, zawzięcie trzyma się schematów płciowych i jak ognia boi poluźnienia tematu. Dlatego dziewczynkom nie wolno wychodzić i się pałętać po zmroku, a dla chłopców normalne jest, że się biją w piaskownicy. To są rzeczy, które zostają w człowieku i które trudno mimo wszystko wykorzenić. Odruchy normalne, ponieważ obecne w naszym życiu od dziecka. Nie chcę usprawiedliwiać – chcę po prostu wyjaśnić, że to, że się nie rozumie przeciwnej płci jest normalne, ponieważ nie umiemy wyjść ze swoich własnych butów i po prostu wejść w inne.

    I dlatego nie uważam, że ten artykuł jest zły. On ma pokazywać pewien problem, a skoro ma spełniać taką funkcję, musi uogólniać. Oczywiście robi to pewnym kosztem, ale nie chodzi o to, by mieć pretensję do tych, którzy sami boją się postawić – bo mogą stać się ofiarami fizycznej przemocy i uwaga troglodyty z kobiety może przejść na nich. Dla mnie chodzi o to, by uświadamiać jak najdalej o tym, że problem istnieje. A istnieje, i to z obu stron. Niezależnie od płci, okazuje się, że duża część społeczeństwa żyje w wiecznym strachu, a tak być nie powinno.

    • m

      3 czerwca 2014 at 20:32

      Przeczytałam tekst i całą dyskusję. Dopiero w ostatnim poście autorstwa Żmij znalazłam myśl, która nasunęła mi się wcześniej podczas czytania. Otóż (o dziwo!!!) nie chodzi o licytowanie się – wy macie źle, ale my mamy nie lepiej, albo nawet gorzej tj. moja racja jest bardziej mojsza niż twojsza i tylko moja racja jest racja najmojsza. Problem przemocy kobiet wobec mężczyzn jest ogromny, bardzo trudny, trzeba o nim mówić, dyskutować i działać. Problem przemocy mężczyzn wobec słabszych mężczyzn jest ogromny, bardzo trudny, trzeba o nim mówić, dyskutować i działać. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Sama bardzo chętnie zgłąbię ten temat. Ale halo! Tu nie o tym mowa! Nat pisze o konkretnym problemie, przemocy mężczyzn wobec kobiet, która często ma podłoże seksualne, która często jest niezauważalna i o strachu, który jest nam wpajany od dziecka. Coś co mnie niesamowicie drażni podczas tego typu dyskusji z mężczyznami, to ich przekonanie, że znają problem, rozumieją o co nam chodzi, ale uważają, że generalizujemy, przesadzamy itp. Nic nie wiecie! Pewnie znany film – https://www.youtube.com/watch?v=V4UWxlVvT1A – witamy w świecie kobiet! Nikt nie bagatelizuje krzywd, których doznają mężczyźni. Jednakże są to zagadnienia o innym charakterze. Tak jak pisaliście np. kobiety są mistrzyniami w przemocy psychicznej itp. To wymaga odrębnej szerokiej dyskusji. Natomiast nie jesteście w stanie zrozumieć w pełni naszej sytuacji, bo hmmm… jesteście facetami, najczęściej byliście wychowywani inaczej. Posłuchajcie tego co staramy się wam przekazać, nie porównujcie do waszej sytuacji (bo to po prostu inna sytuacja). Nie odnosząc się do swoich doświadczeń spróbujcie przyznać po prostu, że jest taki problem, że kobiety muszą zmagać się ze zwierzęcymi zachowaniami niektórych mężczyzn i że w miarę możliwości należy przeciwdziałać.

  12. Iza

    3 czerwca 2014 at 11:13

    Przemoc ma płeć – jej SPRAWCAMI w przytłaczającej większości są mężczyźni. Nie chcecie zafałszowujących sytuację stereotypów? To nie uciekajcie od zrozumienia dla faktów.

    • Żmij

      3 czerwca 2014 at 11:58

      Zdziwiłabyś się ile jest naprawdę agresywnych kobiet ;). Ile jest na świecie morderczyń – nawet seryjnych (!), ile przypadków przestępstw. Osobiście znam kilka kobiet, których moim zdaniem ludzie powinni się spokojnie bać, bo mogłyby zrobić komuś krzywdę, spotkałam w swoim życiu nieco kobiet, które mogły mi zrobić krzywdę i trochę takich, które zrobiły. W całym moim życiu uderzyła mnie jedna osoba – i była to kobieta.
      Swoją drogą dodatkowo to właśnie kobiety są stereotypowo najlepsze w psychicznej przemocy, a to przecież nie znaczy, że nagabujący cię facet nie stosuje właśnie psychicznej przemocy. Statystyki są zawsze zakłamane, bo rozpatrują jedną, małą rzecz. Statystyka, oczywiście, że powie Ci, że przemoc fizyczna jest domeną mężczyzn – bo który facet zgłosi na policję pobicie przez kobietę, gwałt, kto w ogóle chodzi na policję z drobnymi rzeczami? A ile razy policja coś ewentualnie zbagatelizuje, albo cokolwiek… Życia nie można mierzyć statystyką, bo wychodzi Ci, że statystycznie człowiek i pies mają po trzy nogi.

      Ten temat, swoją drogą, powinien prowadzić raczej do hippisowskiego peace and love, a nie kłótni kto ma gorzej i kto jest bardziej uciskany, a w ogóle najlepiej czyja to jest wina. ^^”

    • Marcin

      3 czerwca 2014 at 17:29

      Izo, mogę się zgodzić, że techniki przemocy mają płeć. Ale nie przemoc.

      Problem w tym, że przemoc ubiera się w męskość. Przemoc kojarzy się w pierwszej kolejności z pobiciem i gwałtem wymuszonym siłą fizyczną. Tymczasem przemoc to także grupa dziewczynek w szkole niszczących nielubianą koleżankę poprzez plotki, śmiechy i durne żarty; to partnerka wymuszająca seks poprzez szantaż emocjonalny (na przykład o odebraniu dzieci) i wyzywanie od impotentów; to matka wrzeszcząca na dziecko, że znowu się nie nauczyło, jest beznadziejne i skończy pod mostem, policzkująca je lub mówiąca, że córka jest dziwką i jak zrobi sobie bachora, to wylatuje z domu; to dorosła córka zabierająca emeryturę zniedołężniałemu ojcu; to babcia szczypiąca wnuczka w ramach wychowywania go; to nauczycielka w szkole gnębiąca ucznia; to przełożona poniżająca kogoś pod nią… Na policję często takie statystyki NIE trafiają, a większości tych sytuacji ofiary najczęściej nie postrzegają jako przemocy. Otoczenie zwykle też nie.

      Przemoc nie bierze się znikąd – przemocą się zaraża. Przeważnie jest tak, że ten, kto stosuje przemoc, sam wcześniej jej doznawał. Wielu mężczyzn znęcających się nad kobietami dorastało w domach, w których co najmniej jedno z rodziców się nad nim znęcało. Ale w tych samych domach były też często dziewczynki. One nie są przemocoodporne. Owszem, bardzo często jest tak, że wejdą w związek, w którym będą doznawały przemocy. Ale często jest również tak, że jeśli tylko gdzieś będą miały poczucie, że są od kogoś silniejsze, że mają nad nim przewagę (same lub w grupie), to wtedy odpowiedzą przemocą. Bo w przemocy nie chodzi w pierwszej kolejności o płeć tylko o to, kto ma nad kim przewagę – a przewaga jest zmienna.

  13. Domi

    2 czerwca 2014 at 20:00

    https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=u3PgH86OyEM

    chyba pasuje do dyskusji.
    violence is violence.
    enjoy!

  14. Andrzej

    2 czerwca 2014 at 15:01

    @v
    Ale co nie? To jaka mamy sile przebicia zalezy wylacznie od otoczenia w jakim przebywamy. Np. wyobrazmy sobie sytuacje: zostalem pobity. Mowie o tym otwarcie w mojej korpo-pracy, gdzie otaczaja mnie mlodzi, tolerancyjni i wyedukowani ludzie. Istnieje spora szansa ze oni to zrozumieja. Ale poza korpo-praca chodze tez czesto na silownie. Jak zareaguja moi koledzy od sztangi, gdy powiem im ze zostalem pobity i nie umialem sie obronic? Wysmieja mnie.

    Wszystko jest wzgledne. Facetowi mozna poprzyklejac cala mase latek i rozjechac psychicznym walcem. Prawdopodobnie wyglada to inaczej niz w przypadku kobiet, ale jednak.

    I raz jeszcze podkresle, nie pisze tego aby bronic jakis zachowan, tylko aby nie dzielic sytuacji zaleznie od plci, gdy tak naprawde podobne sytuacje zdarzaja sie kazdemu. I sa rownie zle gdy przytrafiaja sie kobiecie jak i gdy przytrafiaja sie mezczyznie.

  15. A

    2 czerwca 2014 at 14:09

    Znacznie więcej jednak widziałem sytuacji, gdy przemoc była kierowana przeciw mężczyznom. Sam byłem napadnięty kilkukrotnie i powiadamianie policji to mówiąc szczerze strata czasu, bo – jak w jednym przypadku – prokurator kobieta uznała, że wersja moja, na ówczas pracownika uniwersytetu i wersja tych, co mnie napadli, z niemałą już kartoteką, jest równie prawdopodobna w kwestii kto kogo napadł (bandziorzy twierdzili, że to ja ich napdałem).
    Z innych sytuacji: Wrocław, środek miasta około godziny 12.00, przystanek tramwajowy, pełno ludzi, zwłaszcza studentek. Podchodzi kilku łysych typów, słyszę tylko „o tam jest chłopak”, po czym dostaję „z bańki” w twarz. Nikt nie reaguje, bandziorzy spokojnie potem odchodzą. Czy ktoś mi pomógł? Stanął w obronie? Zadzwonił po policję? Nie. Jedyna reakcja to taka, że któraś ze studentek zebrała nieco śniegu w kulkę, żeby pomóc mi zatamować sikającą jak u wieprza krew.
    I takich stytuacji jest mnóstwo i nie są skierowane wyłącznie wobec kobiet. Bo to kwestia przemocy i przyzwolenia na nią, braku kar itd. ale nie kwestia przemocy wyłącznie wobec kobiet.

  16. Andrzej

    2 czerwca 2014 at 13:38

    @V
    Co do oporu i przeciwstawiania sie takim sytuacjom – pelna zgoda. Sa inne sposoby niz konfrontacja fizyczna, ale wszystkie te sposoby moga wykonywac rownie dobrze kobiety co mezczyzni, wiec znow, plec nie ma znaczenia. Mezczyzni sa 'uprzywilejowani’ fizycznie wlasnie, ale konfrontacje stricte fizyczne sa tez wyjatkowo obciazajace.
    Co do organow scigania to mam bardzo mieszane uczucia. Zarowno po opisanym wyzej incydencie (pobicie) Policja byla zaangazowana, jak i po kilku innych (w sumie na przestrzeni lat napadnieto mnie ok 8 razy, z czego 3 razy dzwonilem na Policje) – ani razu Policja nic nie zrobila, zas 2 razy to ja mialem problemy bo musialem brac specjalnie wolne i marnowac czas jezdzac na przesluchania etc. tylko by dowiedziec sie ze nic sie nie udalo zrobic.
    Swoja droga teraz jak nad tym mysle, to 8 'napadow’ to przeciez bardzo duzo! A to tylko ja i tylko napady w ktore konczyly sie albo pobiciem, albo faktyczna kradzieza mienia. Nie licze zadnych slownych utarczek, ktorych bylo bez liku. Wsrod znajomych znam wiele podobnych historii, wiec to nie jest tak, ze bycie mezczyzna daje nam imunitet i bezpieczenstwo.

    • v

      2 czerwca 2014 at 13:51

      Andrzeju, no właśnie nie. Rzecz w tym, że nam nie tak łatwo przylepić łatkę „wojującej feministki”, „babochłopa”, „braku poczucia humoru” czy czego tam. Mamy znacznie większą siłę przebicia jeśli chodzi o komunikację braku przyzwolenia społecznego.

  17. Marcin

    2 czerwca 2014 at 13:13

    „Bo założę się, że nigdy, odrzuciwszy zaloty kobiety, nie usłyszeliście, że jesteście złamanymi fiutami, pierdolonymi impotentami czy czymś jeszcze gorszym. ”

    No i byś przegrała zakład… Naprawdę, nie brakuje kobiet tak pewnych siebie i bezczelnych, że nie rozumieją iż są faceci, którzy mogą się oprzeć ich „wdziękom”. A w reakcje na odmowę reagują odpowiedzią adekwatną do ich poziomu intelektualnego. Płeć tutaj nie ma nic do rzeczy.

    Sprowadzanie problemu przemocy do poziomu mężczyzna=agresor, a kobieta=ofiara to bardzo ograniczone podejście do problemu. A tekst został napisany tak, jakby tylko takie relacje zachodziły.

    Marcin

  18. v

    2 czerwca 2014 at 12:37

    Andrzeju,

    Prawdą jest, że przemoc jest uniwersalna i ofiary nie są przypisane do jednej płci. Moje anegdotyczne doświadczenie jest w zasadzie podobne do Twojego – znam dużo więcej opowieści znajomych płci męskiej, którzy oberwali w ciemnych (lub niekoniecznie) zaułkach od losowego elementu; o gwałtach nic nie wiem, ale pół roku dochodzenia do siebie w szpitalu i trwałe uszkodzenie śródstopia nie są zbyt fajne.

    I nie należę też do tych mężczyzn, którzy co prawda nie mają szalonych problemów z identyfikacją płciową, ale na straszaka nie nadają się nijak; większość moich dotychczasowych partnerek była ode mnie wyższa i cieższa i to wcale nie dlatego, że gustuję w akurat takich ;). I też na wszelki wypadek zdarza mi się przejść na drugą stronę ulicy, trzymać gaz pieprzowy w pogotowiu, chodziłem na kurs samoobrony, szczęśliwie zdecydowana większość męskich butów nadaje się w miarę do biegania, więc tutaj nie mam dylematów.

    Nie zmienia to jednak faktu, że jako ta (statystycznie) pod tym względem uprzywilejowana płeć, możemy coś z tym robić. Nie odebrałem tego wpisu tak, że od każdego faceta Nat wymagałaby, żeby był straszakiem i w każdej sytuacji ją zasłonił. Poza stricte fizyczną konfrontacją, jest bardzo wiele możliwych sytuacji w których można dać odpór czy też zwyczajnie przekazać danej osobie, że jej „dowcip” czy zachowanie nie są w porządku. „Troglodyci” mogą być przyzwyczajeni do oporu ze strony kobiet, ale równocześnie utrata poczucia solidarności wśród mężczyzn może zadziałać bardzo dobrze.

    Na prymitywną i bezinteresowną przemoc nie tak wiele można zaradzić nie dając odporu fizycznego (ale i tak wcale nie jest tak, że zrobić nie można nic będąc słabszym, bo wspomniane gazy pieprzowe, tasery czy kursy samoobrony potrafią zmienić całkiem sporo).

    Jednakowoż, na zideologizowaną przemoc wobec kobiet w poczuciu społecznego przyzwolenia można zdziałać znacznie więcej nawet słowami.

    • v

      2 czerwca 2014 at 12:38

      Korekta: „I należę” zamiast „I nie należę” w drugim paragrafie.

  19. Jolek

    2 czerwca 2014 at 12:00

    Panowie.
    Jeżeli jesteście świadkami takiej sytuacji i nie reagujecie – jest to z Waszej przyzwolenie na takie traktowanie drugiej osoby. Niejednokrotnie byłam narażona na upokorzenie w miejscach publicznych. Winnym był oczywiście sprawca, ale to jak inni mężczyźni nagle wykręcali szyje by patrzeć w kierunku innym niż mój, to jak nagle „odbierali” telefony gdy prosiłam o pomoc utwierdza mnie w przekonaniu, że mężczyźni uważają ot za naturalny porządek rzeczy i zależy im by takim pozostał. Nie wszyscy tacy są? Cóż z mojego doświadczenia większość, najwyżej Wy jesteście rodzynkami, których nie zdarzyło mi się spotkać. Przemoc może każdego dotknąć i nie każdy nadaje się do tego by stanąć w cudzej obronie. Ale, do cholery, każdy ma możliwość zadzwonić na policję (przypadek Andrzeja), powiadomić kierowce autobusu (mój przypadek), właściciel baru może uprzejmie zasugerować że albo pan szanowny odczepi się od tych dziewczyn, albo jest to ostanie piwo, które zostało mu tu podane (znów mój przypadek), a gdyby byl świadkiem jak kolega poniża dziewczynę w jego obecności, może spokojnie, logicznie i po męsku powiedzieć, „Słuchaj, stary, to co robisz jest nieakceptowalne. Jeszcze raz dasz popis takiej bucery i nie chce cie znać”. Nie chodzi o to by własna piersią zasłonić poszkodowaną/poszkodowanego, tym bardziej jeśli pierś jest cokolwiek wątła. Chodzi o to, by zareagować, bo możecie pomóc. Wystarczy, że panowie, o których wspomniałam przestaną udawać, że się nie widzi i nie słyszy co się dzieje.

  20. niki

    2 czerwca 2014 at 11:32

    A potem prokurator
    -Przekroczenie obrony koniecznej

    Wystarczy żeby zmienić orzecznictwo sądów.
    Jeśli stanęło się w obronie poszkodowanej, konsekwencje powinien ponosić tylko prowodyr.

    • v

      2 czerwca 2014 at 12:42

      niki, a znasz w ogóle to orzecznictwo? Prasa bardzo lubi nakręcać głośne (ale rzadkie!) przypadki, ludzie propagują miejskie legendy, jakoby w Polsce nie można było się np. bronić narzędziem gdy jest się atakowanym gołymi pięściami, a polskie sądy wcale nie są takie znowu tragiczne pod tym kątem.

    • niki

      2 czerwca 2014 at 13:11

      Mam na myśli to co się dzieje po interwencji.
      Jak w szkole chłopak na słowne zaczepki odpowie pięścią to do kogo będzie miała pretensje nauczycielka.
      Jak dziewczynka puści wiązankę natarczywemu chłopakowi to jak zareaguje jej matka.

      A co do orzecznictwa. Właśnie te miejskie legendy że można dostać 5 lat za obronę konieczną tkwią w naszych głowach i odbierają nam inicjatywę i chęć działania.

      Chcecie „rycerzy na białych koniach” przestańcie wychowywać „cioty”

  21. Andrzej

    2 czerwca 2014 at 09:46

    W pelnej rozciaglosci zgadzam sie z Marcinem.
    Jestem mezczyzna i do mnie ten tekst nie trafia. Owszem wspolczuje kobietom ktore staja w obliczu takich sytuacji. Ale przemoc nie ma plci. Jestem mezczyzna i staje w obliczy takich samych sytuacji od podstawowki. Jestem jednym z tych mezczyzn o ktorych pisze Marcin. Tez sie boje konfrontacji. Tez unikam ciemnych uliczek (na wszelki wypadek). Tez wole przejsc na 2 strone ulicy widzac agresywnego mezczyzne przed soba. Tez wole podrozowac po zmroku w grupie.

    Domyslam sie ze przemoc mezczyzn wobec mezczyzn jest inna niz wobec kobiet. Ale przez cale swoje zycie widzialem wielo wielo wielo krotnie wiecej przemocy mezczyzn (tych troglodytow z tego wpisu) wobec innych mezczyzn niz wobec kobiet.
    Nie jest to zaden argument, bo nie oznacza to ze problem opisany w tekscie nie istnieje (bo istnieje), ale pokazuje to, ze stawianie mezczyzn w roli tych silniejszych bohaterow wzbudza wlasnie niechec do tego tekstu. Bo tak po prostu nie jest.

    Przyklad z mojego zycia. Podczas studiow, wieczorem, po zmroku, zostalismy napadnieci i pobici przez takiego troglodyte. Nie bylo absolutnie zadnego powodu. W ogole, nie wymienilismy z typem ani jednego zdania. Ot podszedl do nas i bez slowa zaczal nas bic. Fizycznie bylismy slabsi, to fakt, ale prawda jest taka ze pobil nas dlatego bo PSYCHICZNIE bylismy slabsi od niego. Bo mezczyzni tez bywaja slabi psychicznie. Wiele kobiet w tej sytuacji lepiej by sobie poradzilo od nas. Wystarczy ze bylyby silniejsze wlasnie psychicznie i umialyby zareagowac inaczej niz paralizem ze strachu.

    Ponadto, po tamtym zdarzeniu, potrzebowalem ok 5 lat aby dojsc do siebie i jakos opanowac strach i traume. Bo przez kolejnych 5 lat balem sie wychodzic. Balem sie ze to sie powtorzy i znowu ktos wyladuje w szpitalu. Nie zamierzam porownywac tego z trauma po gwalcie, bo ta z pewnoscia jest duzo duzo gorsza, ale nie chcialbym tez aby ktokolwiek bagatelizowal moje leki po takim zdarzeniu.

    Ponadto tekst wpisu i wydzwiek roli rycerzskiego mezczyzny, gdy go sobie zestawie wlasnie z moimi doswiadczeniami strasznie boli. Bo wiem czego oczekuje ode mnie spoleczenstwo, i wiem ze nie umiem tego dac i to jest mega obciazajace.

    Tak czy inaczej

    Plec ma znaczenie w przypadku gwaltow. To napewno. Ale przemoc sama w sobie nie ma plci.

    • Nat

      3 czerwca 2014 at 10:24

      Andrzeju, absolutnie nie chcę się licytować, że „moje doświadczenie jest mojsze”, bo tu nie o to chodzi. Ale spójrz na sprawę tak: Twoje reakcje (nie chodzę ciemnymi uliczkami, wolę trzymać się grupy) wynikają właśnie z bycia ofiarą – jak sam piszesz – już w czasach podstawówki, o ile dobrze Cię zrozumiałam. Absolutnie jestem zdania, że nikt nie powinien spotykać się z przemocą ani być jej sprawcą intencjonalnie, ale…
      No właśnie. Wielu mężczyzn „potrzebuje” (cudzysłów znaczący) stać się ofiarą bullyingu, przemocy ze strony silniejszych kolegów czy koleżanek etc., by zacząć się bać. A kobietom od najmłodszych lat wpaja się, by postępowały prewencyjnie, by nigdy przemocy nie doświadczyć… ze strony mężczyzn. Weźmy na przykład sytuację, że obydwoje, Ty i ja, nie znając się, znaleźliśmy się po zmroku w parku czy w ciemnej uliczce (mam 164 cm wzrostu, teoretycznie niska, teoretycznie łatwy target). Ja czułabym się niekomfortowo tylko dlatego, że byś za mną szedł (niezależnie od zamiarów i niezależnie od tego, czy miałbyś na sobie dres czy jeansy i t-shirt), bo takie poczucie dyskomfortu, które z zewnątrz wydaje się kompletnie nielogiczne, mam zakorzenione. Gdybym znalazła się w takiej sytuacji z drugą kobietą, czułabym się niepewnie wyłącznie, gdyby ona „wyglądała groźnie”. Ty przechodzisz na drugą stronę ulicy, gdy widzisz agresywnego mężczyznę. Kobieta przeszłaby, widząc po prostu mężczyznę.
      Poza tym, tak jak napisała Lady Pasztet w 1. komentarzu do tego tekstu, kobiety nie oczekują rycerzy i prewencyjnego prania po mordzie innych facetów w swoim otoczeniu. My oczekujemy reakcji zanim wydarzy się najgorsze.

  22. Qba

    2 czerwca 2014 at 03:38

    Serio myślisz, że obronisz się kluczami?

    Przecież ewentualny napastnik bez problemu wykręci ci rękę.

    Równie dobrze możesz nosić gaz pieprzowy gdzieś w torebce

    • Nat

      2 czerwca 2014 at 06:23

      Serio myślisz, że fragment o kluczach jest tu najważniejszy i najistotniejszy, by go zbić podobnymi argumentami?

    • tom

      3 czerwca 2014 at 09:40

      Dziewczyna, ktora idzie z przystanku do domu, sciska klucze, by nie musieć zatrzymywać się przed drzwiami i nie dawać potencjalnemu napastnikowi dodatkowej okazji do zaczepiania. NA WSZELKI WYPADEK.

      Ciekawe czemu o tym nie pomyślałeś. Podejrzewam że dlatego, że jesteś facetem i nie masz takich problemów. Dziewczyny tego się boją bo to je właśnie spotyka…

  23. Marcin

    2 czerwca 2014 at 03:30

    W teorii tekst jest bardzo dobry, ale nadal jest bardzo dobry z perspektywy kobiecej i przy założeniu, że mężczyźni mniej więcej jednak dzielą się na drani i (uśpionych bądź przebudzonych) rycerzy na białych rumakach, którzy z racji swojej płci są uprzywilejowani-więc-bezpieczni, a przy tym niejako z automatu duzi i silni, więc mogą i mają reagować.

    Owszem, opisuje seksizm i mizoginię jako główne problemy, ale… Do mnie nie trafia, a w teorii powinien bardziej niż do przeciętnego mężczyzny, bo mam doświadczenia życia jako kobieta, odczułem ten seksizm, bezsilność, ugłaskiwałem sprawców itd, itp.

    Ale równocześnie wiem, że wielu mężczyzn obawia się agresji, bo nie mieliby szans lub bo też należą do jakichś grup narażonych na przemoc, które przekreślają ich męskie przywileje w oczach niektórych innych mężczyzn; że czasami lepiej, jeśli zainterweniuje kilka kobiet niż jeden mężczyzna, bo kobiet się nie bije, a mężczyznę można; no i że mężczyźni są wobec przemocy często wielokrotnie bardziej bezradni niż kobiety.
    Ach, i zawsze miałem większy problem z obronieniem się przed kobietami niż przed mężczyznami. Bo na mężczyznę łatwiej się wydrzeć, łatwiej go kopnąć, walnąć, zbluzgać. A „kobiet się nie bije”, „do kobiet odnosi się z szacunkiem”, „damie się nie odmawia”. To też jest pułapka.

    Efekt jest taki, że o ile doświadczenia kobiet może i są opisane przekonująco – widzę, że wiele kobiet się z nimi utożsamia – to jednak mężczyzna jest tu tak bardzo stereotypowy, tak nierealny w tej stereotypowości… że ten przekaz do mężczyzn wciąż po mnie spływa i wiem, że spłynie po iluś innych – także cis i hetero – mężczyznach.
    Za to działania „na wszelki wypadek” są mi bliskie (i wiem, że będą bliskie również wielu znanym mi i nieznanym mężczyznom).

    Trochę to bez sensu.

    • Nat

      2 czerwca 2014 at 06:21

      Marcinie, to pomóż mi / nam zbudować przekaz, który trafi do mężczyzn, jeżeli problem jest Ci bliski. Skoro twierdzisz, że inicjatorki wszelkich akcji mających na celu sprawienie, że kobiety będą czuły się bezpieczne, poruszają się po omacku, wskaż lepsze rozwiązania. Najłatwiej jest powiedzieć, że „to do mnie / do nich nie trafi” i nie zrobić z tym nic.

    • Marcin

      2 czerwca 2014 at 07:14

      Wiesz, spędziłem sporo miesięcy swojego życia – za dużo, do poziomu wypalenia – zajmując się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie. Profesjonalnie. Większość moich klientek stanowiły kobiety, choć było też dużo klientów mężczyzn.Protestuję przeciwko przylepianiu mi etykietki człowieka, który nie robi z problemem nic, tym bardziej że mam wrażenie, że w swoim komentarzu zwróciłem uwagę na ileś kwestii, które warto uwzględniać w przekazach. Oraz na większość pułapek. Jakiej jeszcze pomocy byś oczekiwała?

      W ramach dodatkowej podpowiedzi, mam problem z tym, że większość przekazów „od kobiet do mężczyzn” (oraz „od skruszonych i pełnych poczucia winy mężczyzn do innych mężczyzn”) koncentruje się wokół seksizmu, przy nieświadomie powielając stereotypy płciowe (to jeszcze rozwinę w odpowiedzi dla Frei). I ja się wcale nie dziwię, że takie przedstawienie wzbudza opór mężczyzn.
      Tymczasem z moich doświadczeń wynika, że skuteczne przeciwdziałanie przemocy powinno koncentrować się wokół przemocy i tego, że każdy może jej doznawać – acz przynależność do grup marginalizowanych ma tu wpływ, bo przemoc jest ściśle powiązana z władzą – oraz równocześnie być wolne od języka przemocy.
      Więc… pytanie czemu konkretnie chcemy przeciwdziałać?

    • Freya

      2 czerwca 2014 at 06:28

      „to jednak mężczyzna jest tu tak bardzo stereotypowy, tak nierealny w tej stereotypowości…” – Nie. To nie jest przekaz stereotypowy. Jeśli 100% znanych mi kobiet spotkało się kiedyś z opisywanym tutaj tryglodytą, to to nie jest stereotyp. Po prostu trzeba się z tym pogodzić, a nie zaprzeczać. I zamiast zaprzeczać, to skazać tych wszystkich „drani” na ostracyzm społeczny, bo ich istnienie rzutuje na opinię o wszystkich mężczyznach. To taka rozwrzeszczana grupa bardziej widoczna na tle tych normalnych jednostek. Jeśli chodzi o obronę przed kobietą a przed tryglodytą – jeśli kobieta Cię zaczepia/napastuje/obraża masz możliwość po prostu odejść. Skomentować co o tym myślisz, a potem odejść, lub przestać zwracać uwagę. Spróbuj to samo zrobić z napastliwym facetem. I tak, są mężczyźni podobnie bezsilni fizycznie co kobiety. Również skazani na odrzucenie przez tych jedynych prawdziwych samców alfa. Wydaje mi się, że Nat tutaj wzięła pod uwagę podział na płeć, bo nawet drobny i delikatnej budowy mężczyzna jest jednak mniej zagrożony gwałtem niż jakakolwiek kobieta. Bo każdej kobiecie, jakakolwiek by nie była, tryglodyta zagraża, ze względu właśnie na płeć. Wśród mężczyzn taka agresja występuje ze względu na podkreślenie swojej pozycji „alfy”, udowodnienie, że jest się supermęskim, jest to raczej pastwienie się silniejszego nad słabszym. To też jest złe. Bardzo. Tym bardziej, że to najczęściej od tej jednej grupy występuje zagrożenie i dla kobiet i dla tych mężczyzn – efekt jest ten sam, inne podłoże. Więc zbierzmy się razem i protestujmy. A nie mówmy, że to stereotypy.

    • Marcin

      2 czerwca 2014 at 08:23

      „to jednak mężczyzna jest tu tak bardzo stereotypowy, tak nierealny w tej stereotypowości…” – Nie. To nie jest przekaz stereotypowy. Jeśli 100% znanych mi kobiet spotkało się kiedyś z opisywanym tutaj tryglodytą, to to nie jest stereotyp.

      Ależ oczywiście, oni istnieją i są tu świetnie odmalowani.
      Też spotykałem troglodytów, użeram się z nimi od podstawówki. Chociaż naprawdę wolę ich od stadek fałszywych psiapsiółek rodem z „Mean Girls”. Paradoksalnie troglodyci nie są dla mnie skomplikowani – działa zapewnienie sobie bezpieczeństwa i/lub postraszenie troglodyty. Nie zawsze mogę to zrobić, ale… po prostu wiem co robić.
      Natomiast grupa dziewcząt lub kobiet, które postanowią nie zostawić na kimś suchej nitki… cóż, nadal wydaje mi się, że skomentowanie i odejście nie zawsze zapewnia bezpieczeństwo. Chyba że mówimy o zmianie miasta ;) I w ogóle przemoc ze strony kobiet ma nieco inny obraz, przez co nie zawsze kojarzy się z przemocą (na przykład intencjonalne rozpuszczanie krzywdzących plotek o nielubianej osobie to forma przemocy psychicznej).

      Ponieważ nie troglodytów miałem na myśli, pisząc o nierealności, doprecyzuję.
      Ten artykuł zakłada, że mężczyźni, ci, hmm, dobrze rokujący:
      – sprawdzają się w roli „straszaków” (mają dwa metry)
      – nie dostrzegają (jeszcze) mizoginii
      – nie ugłaskują sprawców, nie milczą wobec seksizmu i bezsilności
      – nie podróżują w grupach
      – nie ściskają pęku kluczy
      – nie zastanawiają się, czy da się uciekać w kupowanych właśnie butach
      – nie zastanawiają się, czy ich strój lub makijaż nie jest zbyt wyzywający
      – nie unikają bocznych uliczek czy parków po zmroku
      – nie robią (bo nie potrzebują) kursów samoobrony
      – interesują się kobietami
      – jeżeli są przez nie odrzucani, to nazywają je dziwkami
      – mają kumpli, którzy robią to samo
      – mają uprzywilejowaną pozycję, bo są mężczyznami
      – mają kolegów, którzy zaganiają dziewczyny do kąta w klubie
      – w ogóle chodzą do klubów
      – jeżeli zareagują, to to podziała, bo oni są mężczyznami, więc z automatu mają uprzywilejowaną pozycję
      – nigdy nie usłyszeli wyzwisk po odrzuceniu kobiety
      – nie boją się kobiet

      No i TO po mnie spływa. Bo… hm. Co z tego do mnie pasuje… W zasadzie nic. I znam sporo mężczyzn, do których sporo tego opisu też nie pasuje. Transpłciowych, homoseksualnych, niepełnosprawnych, niebiałych, drobnej budowy, mających inny styl życia, inne podejście, szanujących kobiety, dostrzegających mizoginię, mających doświadczenie przemocy ze strony kobiet, niepewnych siebie, mających stany lękowe, zastanawiających się, czy mogą się ubrać tak jak by chcieli, preferujących wracanie z knajpy w grupie lub chociażby z kobietą (mniejsza szansa, że zostaną napadnięci), nauczonych ugłaskiwania sprawców, z poczuciem niższości swojej płci, etc.
      Mężczyźni to po prostu nie jest jednorodna grupa osób trzymających władzę – to połowa ludzkości! A to, że jest tylu mężczyzn, którzy do opisu nie pasują, jest chyba największą słabością tego tekstu. Bo ten tekst polaryzuje: kobiety czują się zagrożone, a mężczyźni im zagrażają/mają je bronić. Tymczasem jeśli tekst czytają mężczyźni również robiący te rzeczy „na wszelki wypadek” i identyfikujący się z sytuacją kobiet… hm.

      Cieszę się, że w komentarzach pojawiło się spostrzeżenie, że mężczyźni też są narażeni na przemoc i też są wobec niej bezsilni. Chociaż też bym trochę to uzupełnił.

      Bo do listy stereotypów dodałaś, że:
      – nawet drobny i delikatnej budowy mężczyzna jest jednak mniej zagrożony gwałtem niż jakakolwiek kobieta

      No cóż. Nie chciałbym się odnosić do kwestii statystyk, raczej tego o przewadze fizycznej… W moim otoczeniu jest sporo mężczyzn, o których wiem, że kiedyś zostali zgwałceni (czemu ja to wiem…). Drobnych, średniej budowy, potężnie zbudowanych. Umiejących się bronić przed atakiem fizycznym, nieumiejących… Nieważne. Zgwałcenie kogoś naprawdę nie wymaga siły fizycznej. I nie zawsze gwałcił mężczyzna. Za to za każdym razem była to osoba, do której się miało zaufanie, a miejscem przeważnie był dom jednej z osób.

      W ogóle KAŻDA przemoc jest – jak to celnie opisałaś – pastwieniem się silniejszego nad słabszym. Tylko siła i słabość wynikają z wielu różnych czynników. Płeć jest jednym z nich. Ale często nie jest tym, który przeważa.

    • JK

      2 czerwca 2014 at 19:15

      Cieszę się, że masz takie poglądy jak: „kobiet się nie bije”, „do kobiet odnosi się z szacunkiem”, „damie się nie odmawia”.
      Ja nie miałam szczęścia trafić na kogoś takiego.

      Z kobiecej perspektywy artykuł faktycznie dobry.

    • Marcin

      3 czerwca 2014 at 03:29

      Cieszę się, że masz takie poglądy jak: „kobiet się nie bije”, „do kobiet odnosi się z szacunkiem”, „damie się nie odmawia”.

      Ja się nie cieszę, bo żyjemy w świecie pełnym przemocy.
      Rozumiem, że Ty trafiłaś na mężczyznę, który Cię skrzywdził – albo na mężczyzn, którzy Cię skrzywdzili – i odczytałaś moją wypowiedź z takiej perspektywy.
      Zauważ tylko, że ja te przekonania zacytowałem w kontekście SAMOOBRONY.

      „Kobiet się nie bije” – wyobraź sobie, że dorastasz z uwewnętrznionym przekonaniem, że nie możesz, choćby nie wiem co, uderzyć żadnego mężczyzny. Bo czego on by Ci nie zrobił – w momencie, kiedy go uderzysz, wszystko to traci znaczenie.
      „Do kobiet odnosi się z szacunkiem” – podstaw tego troglodytę z wpisu żądającego, byś odnosiła się do niego z szacunkiem, bo on jest mężczyzną.
      „Damie się nie odmawia” zamień po prostu na „kobieta, mówiąc nie, myśli tak” albo jakieś inne idiotyczne przekonanie rodem z kultury gwałtu.

      Grzeczni chłopcy mogą mieć równie przerąbane w świecie jak grzeczne dziewczynki.

    • Nat

      3 czerwca 2014 at 11:09

      Trochę nie lubię tej logiki, która pojawia się w debatach internetowych: „zgoda, dziewczyny mają przewalone, ale chłopakom też nie jest najlepiej”, bo prowokuje wyłącznie do przepychania się argumentami na to, komu jest gorzej.
      @Marcin: Absolutnie nie dyskredytuję Twojej pracy na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie i choć ona ma różne odcienie, jest zazwyczaj przemocą ekstremalną – czymś, co jest efektem wcześniej nabytych (przez agresora i przez ofiarę) doświadczeń i przekonań o własnej uprzywilejowanej bądź gorszej pozycji. Moją intencją nie było przylepienie Ci łatki osoby, która nic nie robi z problemem i przykro mi, jeżeli tak to odczułeś. Niemniej jednak – nie wiem, jak reagować na komentarz „po mnie Twój przekaz spływa”. Czego byś więc oczekiwał? Usunięcia przeze mnie tego postu, przeredagowania go, zarzucenia idei mówienia o przemocy, bo stukanie w klawiaturę nic nie zmienia. Dla mnie cenne jest to, gdy np. Baronowa pisze, że zamiast ugłaskiwać, zacznie reagować.
      Masz rację – przemoc ma wiele twarzy, ale właśnie – to, że konkretnym jej typom przypisujemy konkretne „gęby” nie bierze się znikąd. Plotka i pomówienie (sam to przytoczyłeś) automatycznie zyskuje twarz kobiety jako agresora; gwałt – mężczyzny. A pisząc, że grzeczne dziewczynki mają tak samo przerąbane, jak grzeczni chłopcy, nie zauważasz jednego – tego, co już wspomniałam, odpowiadając Andrzejowi – że w procesie dorastania to dziewczynki wychowuje się w strachu przed przemocą, zaś chłopców uczy się walki – i ci drudzy potrzebują przegranej, by zacząć się bać; dziewczynki wystarczy wypuścić na ulicę.
      Pisałam już jakiś czas temu, jak mnie wychowano. Dorastałam w dzielnicy ładnych domków jednorodzinnych, na ulicy, na której dwie kobiety były regularnie bite przez swoich mężów, szczęśliwie – obydwie zdobyły się na to, by po latach gehenny odejść. Pisałam o tym, że lokalna społeczność prędzej skrzyknęłaby się, aby wspólnie zaciukać wuefistę geja niż aby wstawić się za pokrzywdzonymi, z których jedna regularnie lądowała w szpitalu ze złamanym nosem. To było prawie ćwierć wieku temu. Wiesz, jaki miałam przekaz od swoich rodziców? Od matki rodzicielki: pamiętaj, by być zawsze niezależną finansowo; od ojca płodziciela: musisz nauczyć się bronić (oraz treningi bokserskie). Otrzymałam przekaz: świat już taki jest, że faceci będą chcieli cię stłamsić / zgwałcić / pobić. Nikt nie powiedział mi, że to, co dzieje się u sąsiadów nie jest okej i że to nie jest normalna sytuacja. I, co jest bardzo przykre, niewiele się chyba w tej materii zmieniło. Przemoc spowszedniała, a żebyśmy zaczęli o niej mówić (dyskusja nie jest stała, bo powraca falami), musi wydarzyć się coś ekstremalnego – morderstwo w Santa Barbara czy konkubent, który wyżył się siekierą na konkubinie i ich wspólnych dzieciach. Dlatego mówienie o przemocy jako takiej – bez kontekstu wydarzenia, konkretnych ofiar – jest według mnie bezcelowe, bo to bardzo pojemne zjawisko. I pewnie i ta dyskusja skończy się tym, że sobie pogadamy, policytujemy się, kto ma gorzej, a potem odejdziemy, każdy w swoją stronę. Ale jeżeli, „wykorzystując” obecną medialną wrzawę, udało mi się zmienić postawę choć kilku kobiet i kilku mężczyzn (co potwierdza feedback, który otrzymałam) to pozostaje mi mieć nadzieję, że jest to kilka kamyczków, które może wywołają lawinę.

    • Marcin

      3 czerwca 2014 at 17:48

      Otrzymałam przekaz: świat już taki jest, że faceci będą chcieli cię stłamsić / zgwałcić / pobić. Nikt nie powiedział mi, że to, co dzieje się u sąsiadów nie jest okej i że to nie jest normalna sytuacja. I, co jest bardzo przykre, niewiele się chyba w tej materii zmieniło.

      Taak. To będzie uproszczenie, ale tą frazą uświadomiłaś mi, że jeśli chodzi o przedstawienie mężczyzn, ten tekst jest w tonie „świat taki już jest, że faceci chcą stłamsić / zgwałcić / pobić kobiety. ale nie wszyscy są na to skazani. jeżeli nie chcesz być jednym z nich, jeśli chcesz być prawdziwym rycerzem, musisz…”.
      Coś na poziomie reklamy proszku do prania z lat ’90 z przedstawieniem bizneswoman zaniedbującej dom i rodzinę oraz prawdziwej Pani Domu, która pierze wszystko w Pollenie 2000 i wita męża z uśmiechem na ustach.
      Dlatego moim zdaniem nie działa. I dlatego nie działają kampanie, które opisujesz.

      Równocześnie jest to tekst wyraźnie integrujący kobiety, zwiększający ich poczucie wpływu na rzeczywistość, inspirujący do nowych działań…. Wydaje mi się, że kobiet nie przedstawia ani stereotypowo, ani krzywdząco, ani nie budzi ich oporu, że one takie nie są. Przeciwnie, odwołuje się do wspólnych doświadczeń i poprawia ich samopoczucie. Więc dla nich jest pomocny i skuteczny. Czysty empowerment.

      Niemniej jednak – nie wiem, jak reagować na komentarz „po mnie Twój przekaz spływa”. Czego byś więc oczekiwał? Usunięcia przeze mnie tego postu, przeredagowania go, zarzucenia idei mówienia o przemocy, bo stukanie w klawiaturę nic nie zmienia.

      Jak napiszę „skasowania bloga, skończyłaś się”, to będzie jasne, że to żart sygnalizujący, że mi wszystko właśnie opadło? ;)

      A tak serio, nie wiem. Nie umiem powiedzieć, jakie Ty miałaś oczekiwania wobec swojego wpisu oraz w jakim celu prowadzisz bloga. Wydawałaś się zwracać wprost do mężczyzn i wyglądało na to, że to nie jest tylko zwrot retoryczny. Założyłem, że możesz chcieć wiedzieć, dlaczego zdaniem jednego z Twoich czytelników te kampanie nie działają i dlaczego Twój apel może nie działać, i dlaczego komunikacja z mężczyznami o przemocy jest taka trudna. I że możemy o tym porozmawiać. Przy okazji chyba rozkręciła się ładna dyskusja…

  24. Kala

    1 czerwca 2014 at 23:01

    A myślałam, że tylko ja ściskam klucze wracając po zmroku, coby mieć jakąś formę obrony… ;)
    Dzięki za interesujący (choć smutnie prawdziwy) tekst, Nat.

    • Qba

      2 czerwca 2014 at 03:38

      Serio myślisz, że obronisz się kluczami?

      Przecież ewentualny napastnik bez problemu wykręci ci rękę.

      Równie dobrze możesz nosić gaz pieprzowy gdzieś w torebce

    • Jo

      3 czerwca 2014 at 14:22

      Serio myślisz, że zdąży wykręcić rękę, która właśnie z zaskoczenia dziabnęła go kluczami w oko? Przecież żaden facet się nie spodziewa, że kobieta go zaatakuje. A gaz pieprzowy w torebce nosi się wtedy, kiedy jest się ze znajomymi w miejscu publicznym. W drodze przez ciemny park nosi się go w ręce. Serio myślisz, że kobiety są aż takimi debilkami?

  25. lady_pasztet

    1 czerwca 2014 at 21:17

    Siostro! Naprawdę wielkie dzięki za tekst, bo pokazuje to, o czym sama ostatnio rozmawiam z moimi przyjaciółmi kobietami oraz mężczyznami, o tym, że fajni mężczyźni powinni reagować. Że to nie jest tak, że oczekujemy od nich bycia księciem na białym koniu. Oczekujemy od nich, że będą w porządku wobec nas, a to oznacza, że muszą być nie w porządku wobec własnej grupy. Że wkurwia mnie ich solidarnościowe wsparcie dla innych facetów z cyklu „no przecież mogłaś powiedzieć nie; po co się dawałaś; trzeba było mu odwarknąć”. To nie działa. Za to działa męskie włączenie się do gry. Każda kobieta, która się zmierzyła z czymś takim nie powinna czuć, że musi poradzić sobie sama. Sama sobie nie poradzi. Potrzebujemy fajnych facetów, których stać na odwagę.
    http://www.theviolencestopshere.ca/dbtg.php

    • Baronowa

      1 czerwca 2014 at 22:46

      Świetny tekst! Ciągle spotykam takie obrzydliwe typy, które myślą: jestem zajebisty wszystkie mnie pragną, i bywam ich uprzejmie, ale teraz zacznę być bardziej bezpośrednia. Trzeba reagować. Dzięki za ten tekst!

    • Lady_Pasztet

      2 czerwca 2014 at 08:09

      Polecam bardzo jeszcze jeden tekst i dziękuję za miłe słowa :)

      http://proseksualna.pl/kontrowersje/na-wszelki-wypadek/

1 2