Singlu z aspiracjami, po co ci portal randkowy?

Singlu z aspiracjami, po co ci portal randkowy?

Jest taki pan, który za każdym razem, kiedy pojawia się w jakichkolwiek mediach, osusza mi waginę z większą skutecznością niż rosyjskie porno. Żeby nie rzucać nazwiskami, znany jest z tego, że nigdy nie zdejmuje kapelusza w pomieszczeniach oraz że uczy mężczyzn, jak uwodzić kobiety. Z ciekawości przeczytałam jego poradnik, jak randkować w internecie (oczywiście – dla facetów) i ruszyłam na podbój portali towarzyskich.

Ponieważ ostatnio natrafiłam na informację, że pewien portal społecznościowy, który kiepsko udaje, że nie jest portalem towarzysko-randkowym, wyprze starego dobrego facebooka, stwierdziłam, że powinnam go sprawdzić. Już jakiś czas temu koleżanka, która szukała bardziej bratniej męskiej duszy, zachwalała ten cywilizacyjny wytwór. Z zalet: darmowy, z czatem na żywo i wyposażony w funkcję geolokalizacyjną. Poza tym z tymi portalami randkowymi jest o tyle lepiej, że przynajmniej bardziej zasadne jest przypuszczać, że dwoje ludzi w tym samym czasie ma ochotę na mniej-więcej to samo, czyli performowanie związku. Albo randek. Albo niezobowiązującego seksu. Dla każdego coś miłego. Widziałam już reklamy o samotnych mamach, które chcą niczego więcej, tylko fiuta, więc niewiele mnie zaskoczy, odwiedziłam też portale, które umożliwiają ładnym dziewczynom podróże na koszt bogatych mecenasów.

Wyposażona w wiedzę z poradnika randkowania online od pana wysuszacza, założyłam konto.

Postanowiłam, że będę mówić prawdę i tylko prawdę w kwestii upodobań, hobby, statusu społecznego – to ostatnie dlatego, że jedna z rubryczek zachęca do pochwalenia się wysokością dochodów. Zdecydowałam też, że do nikogo nie zagadnę jako pierwsza. Szkoda czasu na przemierzanie tych wszystkich ofert. To moja niewieścia bierność wrodzona, łaskawie dająca się zdobywać. Zamieściłam też zdjęcia – jak w portfolio – lico oraz cała sylwetka, bo miałam w pamięci ostrzeżenie, że jak babka da samą twarz to wiadomo, że BMI ma grubo powyżej 20 i w grę wchodzi już tylko seks z litości. A ja chciałam romantyzmu i randek, w których i tak jestem beznadziejna, chciałam rozrywek dla ładnych ludzi. A prościej? Profil bez fotek się nie liczy.

Z tymi randkami to mam tak, że jak myślę, że idę na randkę, to się okazuje, że jednak to nie randka. Alternatywnie – druga strona myśli, że jesteśmy na randce, czego ja wcześniej nie ogarnęłam myślą albo nikt ze mną tego nie ustalał, więc jest jeszcze dziwniej. Jakiś facet, dyrygent czy śpiewak kiedyś próbował mi wytłumaczyć tę zależność (kiedy jest się na randce, a kiedy nie), mówiąc, że pierwsze wspólne wyjścia to „spotkania” (czyli: jazdy testowe), które według działającego wstecz prawa, zyskują status „randek”, jeżeli okazują się udane i przeradzają się w coś cyklicznego. Jak nie są fajne, to nadal pozostają „spotkaniami”. Niestety, nawet nie pamiętam jego imienia. Ale niech mi któryś spróbuje powiedzieć, że to kobiety są skomplikowane.

Na odzew ze strony męskiej części użytkowników portalu nie musiałam długo czekać. Przekonałam się dobitnie, że kobieta nie może sobie ustawić statusu „mam ochotę na lody z mężczyzną”, bo jest to odczytywane dwuznacznie, nie zaś jako fumy hrabiny Połanieckiej. Podobnie byłam „zadziwczana” z powodu wstawienia „czerwonych szpilek” w rubryczkę „czego szukam”. Jeden pan usilnie przekonywał mnie, że to oznacza, że mam ochotę na seks, więc nie powinnam się dziwić, że faceci odczytują to jako mylący sygnał. Gdy szukałam „zabawy” było podobnie. Ludzie chyba lubią projektować swoje braki na innych.

Po niedługim czasie potrafiłam już rozróżnić tych, którzy czytali poradnik o skutecznym uwodzeniu w internecie, a którzy nie. I przekonałam się, że trafiłam do fastfoodu relacji, bo – choć planowałam być miła, uprzejma i szanować cudze uczucia – coraz częściej ignorowałam zaczepki facetów, którzy albo nadużywali emotikon i zdrobnień, albo pisali do mnie „witam”, albo byli źle ubrani na swoich zdjęciach profilowych. Stałam się wybredna. Skoro miałam z urody średnią 4.2 w pięciostopniowej skali, stwierdziłam, że mogę.

Na etapie rozmów online było różnie. Dużo facetów chciało gadać o seksie – i bardziej doceniam tych, którzy od razu walili z grubej rury, niż pozostałych, którzy w czasie drugiego kontaktu, gdy nic się na to nie zanosiło, pisali nagle „właśnie mi stanął”. I co ja, niewinne dziewczę w białej bluzeczce pod szyję, to, które siedziało na zdjęciu profilowym, miałabym zrobić z taką informacją? Inni próbowali wybadać, co już w seksie robiłam i czy do łóżka wskakuję bez chodzenia. Jeden pan przeszedł samego siebie i pozostałych, negocjując ze mną scenariusz, jaki musiałby zaistnieć, żebym się z nim przespała. „Załóżmy, że spotkalibyśmy się, byłoby fajnie, a ty poczułabyś, że cię kręcę – byłby wtedy seks?”. A że jestem uprzejma, to nie napiszę, że winien wcześniej włożyć papierową torbę na głowę, dowiedział się, że „niekoniecznie, bo mogłabym mieć tego dnia nieogolone nogi”. Wychodziło na to, że po drugiej stronie monitora siedział ktoś, kto puknąłby cokolwiek, byleby tylko miało waginę. Szybko wyczułam unoszący się w powietrzu smród desperacji. Oddaję sprawiedliwość tym panom, w których odkryłam potencjał przyjemnego rozmówcy i którzy zostali nawet moimi kolegami na facebooku. I rozumiem wszystkich tych, którzy czuli się osaczani przez internetowe miłości.

Jak już się gada w internecie, to wreszcie wypadałoby się spotkać. I tutaj znowu – albo ci, którzy są mocni w internecie, w spotkaniach na żywo wymiękają, albo to ja jestem tak brzydka, że rozczarowałabym każdego, bez wyjątku. Żadne spotkanie nie doczekało się sequela. Raz prawie udało mi się umówić z przemiłym psychopatą, który – jak już otrzymał mój numer telefonu przed dogadanym spotkaniem – zaczął mnie zasypywać wiadomościami, niezrażając się tym, że większość z nich pozostaje bez odpowiedzi. Potem smród desperacji się nasilił, gdyż pan zaczął do mnie pokrzykiwać, że rok nie miał kobiety i chce wreszcie być w związku. Albo masować mi pośladki. Całe szczęście – zostawił mi prawo wyboru.

Pojawił się też taki, który bardzo usilnie nalegał na spotkanie przy kawie. Postanowiłam zrobić przesiew metodą pana od skutecznego uwodzenia. Zapytałam więc, jakie najbardziej inspirujące miejsce kiedykolwiek odwiedził. „Wieżę widokową w Mosinie” – taka padła odpowiedź. Dla niewtajemniczonych – Mosina to takie miasteczko w Wielkopolsce, o którym można sobie poczytać w Wikipedii. Niech faceci mi wybaczą, ale od razu miałam wizję, że z takim inspiratorem to można co najwyżej zdziadzieć w kapciach na wersalce albo tłuc się na wczasy dwanaście godzin pociągiem Łebsko, relacji Wrocław–Łeba, w przedziale dla matki z dzieckiem.

Jasne, są dziewczyny, którym by to pasowało, ale ja ze średnią 4.2 z urody nie muszę się na takie perspektywy godzić. Bo wiadomo, że trzeba myśleć przyszłościowo, więc jak się idzie razem na kawę albo raz zrobi loda z połykiem, to niepisane prawo mówi, że to wielka szalona miłość na zawsze. Trzeba więc uważać.

Podobno babkom portale randkowe szkodzą na mózg, ponieważ panie mają tendencje do zakochiwania się w słowach i plątania w jakichś internetowych chłopaków, którzy w rzeczywistości mają na nie wywalone po całości. Kobiety wielokrotnie uświadamiane były na forach internetowych, że jak łażą na kawki w ramach sympatii czy innych tego typu wynalazków, to powinny się przygotować (a w sumie rozgrywać rzecz tak samo), że te spotkanka są niczym innym, jak jazdami testowymi – więc po co wikłać się w jedną, z którą nawet jest miło, jeżeli czeka dziesięć następnych do wypróbowania?

Z jednego powodu preferuję kontakty na żywo, choć w sieci panuje większa różnorodność ludzkich egzemplarzy, a ta może być ekscytująca. Jestem po prostu jedną z tych, która jak nie powącha i nie pomaca, to nie uwierzy. I zbyt dużo panów próbowało wyłudzić ode mnie zdjęcia. W większej ilości. Boję się spytać, po co.

Komentarze zamknięte.
  1. Maciej

    16 października 2013 at 00:53

    … Z drugiej zaś strony, można mieć całkiem trafną opinię, co by Ci mówili faceci mijani na ulicy, gdyby się nie wstydzili i nie bali (wiem, to smutne). Prawdopodobieństwo spotkania kogoś ciekawego na portalach, jest mniej więcej takie samo co w tak zwanym realu, ale oferta niejednokrotnie większa i intencje nieco bardziej klarowne. Ilu wyłowionych z setki facetów na ulicy, będzie interesujących i czy będą mieli przewagę, nad tymi wyłowionymi z internetu?

  2. bubu

    9 września 2013 at 16:22

    Wy same nie wiecie czego chcecie … artykuł pisałaś chyba z jakichś własnych doświadczeń a więc skoro portale Ci nie odpowiadają to poznawaj ludzi na żywo w jakichś klubach czy temu podobne … macie zbyt duże wymagania a do tańca trzeba dwojga … kiedyś ludzie dobierali się w pary i nie patrzył jeden na drugiego a pieniądze u faceta nie miały dla Kobiet takiego znaczenia … Kobiety kiedyś był bardziej rodzinne oraz myślące o miłości a nie tak jak dzisiaj czyli jak tu wyrwać faceta z kasą i własnym mieszkaniem aha byłbym zapomniał no i ładnym autem … na koniec taka refleksja szkoda tylko że to wasze podejście oraz spoglądanie na facetów jest takie materialistyczne bo jak facet nie ma czegoś z tych powyżej wymienionych rzeczy to go zwyczajnie zlewacie a na koniec dopada was 40 stka i bierzecie pierwszego lub ok zmiłuje się nad wami drugiego lepszego byle nie zostać samą na stare lata.

    • Nat

      9 września 2013 at 22:06

      Tak, jak i ty wylewasz żółć wyłącznie dzięki własnym doświadczeniom?

    • Ktoś

      23 stycznia 2017 at 18:28

      No ja akurat zgadzam się z Bubu. Ale problem kogoś innego, to nie mój problem. PS co złego jest w słowie „witam” ? PS 2 no fakt, są ciekawsze miejsca niż Mosina. ;)

  3. Jo

    24 czerwca 2013 at 22:32

    A widzisz. Miałam kilka randek dzięki sympatii i żadna nie doczekała się drugiego odcinka. Trzysta razy zakładałam tam i usuwałam konto i wk…iałam się niemożebnie. Aż w końcu poznałam tam kogoś skrojonego na moją miarę. Da się :)

  4. t.

    27 sierpnia 2012 at 11:08

    desperacji mają doła, a nie profil na randkach… słaba ta teoria, dość upraszczająca

  5. Edi

    26 sierpnia 2012 at 10:31

    Jak to gdzie, w realu.

    To że jakieś laski z internetu coś proponują jeszcze nie znaczy, że mnie to interesuje.

  6. Edi

    25 sierpnia 2012 at 18:51

    Swoją drogą kobiety na takich portalach randkowych nie są wcale lepsze, większość szuka przygody na jedną noc.

    • Nat

      26 sierpnia 2012 at 00:51

      A gdzie miłość, uczucia i romantyzm, Edi?
      Bo rozumiem, że piszesz, mając w pamięci własne doświadczenia?

    • Mr. ABC

      26 sierpnia 2012 at 14:32

      Portale randkowe? Target: desperaci, 100kg++ i pewnie jeszcze trochę innego „elementu”. IMHO, nikt, kto ma choć trochę oleju w głowie i szanuje siebie nie wlezie na taką stronę. A już tym bardziej nie będzie się rejestrować.

    • Maciej

      16 października 2013 at 00:40

      IMHO, jesteś człekiem wielkiego intelektu i doświadczenia.

    • Randki

      26 czerwca 2014 at 08:54

      dokładnie tak:) pokusiałabym się nawet o stwierdzenie, że są w tym aspekcie jeszcze gorsze i wulgarne niż faceci… niestety

  7. t.

    24 sierpnia 2012 at 11:47

    Był taki portal [lub jest nadal] epuls.
    Była tam funkcja albumu, komentarzy, ale i ustawienia sobie statusu związku z bodaj 10 osobami. Nie tylko mamusia/wujek, ale także mój miś, moje słonko, kochanie i inne pluszaczki. Trzeba było ustalać, czy ważniejsze jest dla mnie słoneczko czy też misio…albo coś w kategorii „łobuza” … cokolwiek…

    Co do zdjęć – panowała wtedy moda na dedykowane zdjęcia – ustaw się tak,a tak i mnie uwzględnij w opisie. A ludzie się tam przez to kłócili i banowali.
    Jak przypominam sobie moją przygodę z czatem, to zupełnie nie mam w pamięci akcji „szukam chłopaka”, raczej pomocy z programem, html’em lub najzwyczajniej w świecie chcę kogoś poznać i pogadać o muzyce.
    Fakt, jak nastała moda to i miałam chłopaka-z-czata… ale zawsze strasznie się bałam wysyłać zdjęcia i chodzić na ustawione randki, ponieważ zwyczajnie mogliby mnie wziąć i zakopać w lesie ;) więc taki ustawiony związek trwał z reguły kilka dni.