Uprawiałam dziś seks. Jasna cholera! Recenzja „The Diary of a Teenage Girl”

Uprawiałam dziś seks. Jasna cholera! Recenzja „The Diary of a Teenage Girl”

Uwaga, są spoilery. Dużo spoilerów.

Uprawiałam dziś seks. Jasna cholera! 

Zacznę od tego, że The Diary of a Teenage Girl (nie wiem, jaki będzie tytuł polski) to nie jest film łatwy w odbiorze. Przede wszystkim dlatego, że pokazuje seksualną relację młodej dziewczyny, Minnie, w tej roli Bel Powley, z partnerem jej matki, Monroe (Alexander Skarsgard). 20 lat różnicy ma ogromne znaczenie, kiedy w relację seksualną z małoletnią (Minnie ma 15 lat, więc jest poniżej wieku zgody, który w Ameryce od kilkudziesięciu lat, w zależności od stanu, plasuje się pomiędzy 16 a 18 rokiem życia, a dla stanu Kalifornia już w tamtych czasach wynosił 18 lat) angażuje się dorosły mężczyzna.

Film otwiera nie spacer wstydu, a parada dumy w wykonaniu Minnie, która właśnie uprawiała seks, więc uznaje, że jest oficjalnie dorosła. Ponieważ narracja prowadzona jest z perspektywy Minnie, widz szybko orientuje się (a przynajmniej powinien), że dziewczyna nie została wykorzystana, a po prostu postanowiła zawładnąć swoim ciałem. Swoje wspomnienia organizuje w formie nagrywanego na kasety pamiętnika, który ukrywa tak skrzętnie, że od początku wiadomo, że ktoś w końcu go znajdzie. Dzięki takiej właśnie narracji Minnie i jej działania nie stają się przedmiotem rozważań dorosłych, czy aby napewno są właściwe i kogo należy ukarać, zaś bohaterka ewidentnie jawi się widzom jako działający i autonomiczny podmiot.

Minnie dorasta otoczona zabawowym towarzystwem matki, Charlotte (w tej roli Kristen Wiig), które z lubością imprezuje i zażywa narkotyki. Relacja matka-córka jest tu o tyle istotna, że nie ma w niej zażyłości, jest jednak rywalizacja o zainteresowanie, głównie mężczyzn, a bardziej precyzyjnie – Monroe. Minnie sama stwierdza, że matka przestała ją dotykać i przytulać, kiedy ta nabrała kobiecych kształtów. Podobno poprzedni mąż, ojczym Minnie, Pascal (Christopher Meloni) też zwykł patrzeć na nią dziwnie. Scenarzystka i reżyserka, Marielle Heller, nie ocenia jednak tego stylu życia, pozostawiając ocenę widzom. Nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy to z powodu liberalnego i hedonistycznego towarzystwa Charlotte i braku tradycyjnego rodzicielskiego nadzoru Minnie nie zna seksualnych granic, czy może to właśnie dzięki takiemu wychowaniu szybciej staje się samoświadomą młodą kobietą.

Opowieść nie jest pozbawiona humoru, choć jest to humor momentami gorzkawy, i smaczków dla łowców kontekstów. Bo Ameryka lat siedemdziesiątych w filmie odwzorowana jest bardzo wiernie – od scenografii, muzyki, aż po wydarzenia kulturalne (Minnie, w otoczeniu znajomych, którym nie obcy jest drag i naginanie zasad płci, udaje się na jeden z pokazów Rocky Horror Picture Show), zaś w telewizji mówi się o procecie z udziałem Patty Hearst.

Dlaczego ten film jest w mojej ocenie ważny? Bo, pomimo umiejscowienia akcji w czasie przeszłym, mówi dużo o seksualności nastolatek i pokazuje ją nie w świetle winy i kary, bo Minnie za swoją rozbuchaną seksualność nie zostaje ukarana ciążą czy chorobą weneryczną, a jako dość powszechne zjawisko – w końcu koleżanki z klasy okazują się równie hiperseksualne, co bohaterka. A nawet w dzisiejszych czasach rozbudzone seksualnie nastolatki to tabu. W dedykowanych im magazynach otrzymują informacje dotyczące seksualizacji, czyli tego, jak się odchudzać, jak się ubierać i jak malować, ale nikt nie ma odwagi pisać o buzującej wtedy seksualności. Pojawiają się za to przekazy dotyczące dziewictwa jako czegoś bardzo cennego, co nie powinno być „oddane” komuś pochopnie. Nie traktuje się ich poważnie, więc bardzo często, jak Minnie, kończą, myląc zakochanie z pożądaniem.

Minnie też zastanawia się, czy jej żądza i to, że chce być dotykana lub uprawiać seks już-teraz-natychmiast, są normalne. Zastanawia się, czy ktoś inny myśli o seksie tak często, jak ona sama. W sklepie rozbiera chłopców wzrokiem. Seks oraz miłość kojarzą się jej bowiem z tym, czego jej najbardziej brakuje ze strony innych – pogłębioną uwagą i zainteresowaniem.

Jedno jest oczywiste: reżyserka nie chce, aby było nam wygodnie. Sceny z udziałem Minnie i Monroe są erotyczne i podniecające. Zupełnie jakby Heller oczekiwała, że zasiadający na widowni bigoci dostaną rozdwojenia jaźni w kontakcie z obrazem, który powinien ich obruszać, ale za bardzo ich podnieca. Wyjątkowe jest w tym filmie to, że ciała – a w szczególności ciało głównej bohaterki – nie są seksualizowanymi obiektami do oglądania. Jedyną sceną, w której Minnie jest kompletnie naga jest ta, w której bohaterka przygląda się w lustrze swojemu ciału, w sytuacji kompletnego obnażenia, które jednak nie jest erotyczne. Co ciekawsze, żaden z bohaterów filmu nie jest mainstreamowo piękny czy pozbawiony jakiejś zwykłości, której na próżno szukać w topowych kinowych produkcjach.

Monroe nie jest ani kochankiem Minnie, ani jej oprawcą, Heller nie serwuje nam dychotomii niewinnej bohaterki i czarnego charakteru. Wprost przeciwnie, dojrzały mężczyzna ma jej seksualnie dużo więcej do zaoferowania niż rówieśnicy, których przeraża świadomość seksualna Minnie. Bardzo szybko staje się jednak jasne, że Monroe to po prostu frajer, który ma niewiele do zaoferowania dorosłym kobietom. Tylko idiota angażowałby się w romans z dzieckiem (mam tu na myśli problem wieku zgody). Co nie zmienia faktu, że ta relacja pozwala Minnie rozwinąć się seksualnie i przeżyć kilka pierwszych razów, z trójkątem z udziałem rówieśnicy włącznie. W momencie, w którym Monroe wyznaje jej miłość (co z tego, że na kwasie), dziewczyna traci zainteresowanie nim raz na zawsze, co pięknie podsumuje scena, w której Minnie serwuje Monroe uścisk dłoni z podtekstem: „Jestem lepsza od ciebie”. Bo okazuje, że i jej, małoletniej, nie miał nic do zaoferowania. Czy już wspomniałam, że mamy do czynienia z sytuacją jak z Lolity Nabokova, gdzie w pewnym momencie przestajemy mieć pewność, kto kogo uwiódł i kto kogo dalej wciąga w tę grę?

Produkcja będzie niedługo miała swoją polską premierę podczas Festiwalu Filmów Amerykańskich we Wrocławiu, pierwszy seans już 21 października. Szczegóły tutaj.

Może nie jest to najlepszy film dla nastolatków, ale z pewnością jest to jeden z lepszych i prawdziwszych filmów o nastolatkach, jaki dotychczas widziałam.

P.S. A na zakończenie mały smaczek – Skarsgard w pełnym dragu na premierze The Diary of a Teenage Girl w San Francisco – mniam!

Alexander Skarsgard jako drag queen

Komentarze zamknięte.
  1. e.

    18 października 2015 at 18:55

    Wiadomo coś czy film będzie można obejrzeć także w innych miastach? Niestety Wrocław zbyt daleko… :(

    • Nat

      19 października 2015 at 06:01

      Chyba trzeba będzie śledzić repertuary kin studyjnych tuż po premierze.

  2. Kinga

    16 października 2015 at 16:35

    A film jest na podstawie komiksu Phoebe Glockner
    Z opisu mam wrażenie ze jednak relacja z Monroe jest inaczej przedstawiona niż w komiksie

    • Nat

      16 października 2015 at 17:41

      Tak, Phoebe Glockner nawet występuje w filmie :) Nie miałam jednak okazji przeczytać oryginału, powiesz coś więcej?