10 pomysłów na letnią randkę

10 pomysłów na letnią randkę

Randki nie powinny być wyłącznie domeną okresu spotykania i wstępnego obwąchiwania się. Jestem wielką agitatorką randek w stałych związkach, bo – umówmy się – robienie czegoś razem to nie sprawdzanie Facebooka, gdy siedzi się w jednym pokoju. A lato ma zdecydowanie randkowy potencjał.

Ciepła pogoda za oknem otwiera przed nami sporo możliwości miłego spędzenia czasu poza domem. Oto kilka sprawdzonych przeze mnie pomysłów randek na świeżym powietrzu, w sam raz do wypróbowania w weekend.

1. Chillout na dachu. To nie tylko randka z tą wyjątkową osobą, ale też randka z twoim miastem – w końcu z góry wszystko lepiej widać. Jeżeli nie masz możliwości wyjścia na dach w domu, znajdź jakiś inny, same poszukiwania mogą cię zaskoczyć. Sama swojego czasu odkryłam, że budynek mojego byłego uniwersytetu ma na dachu świetnie urządzony taras. Możesz tę randkę na wysokościach połączyć z piknikiem – przekąski plus wino to jest to! To chyba odpowiedni moment na zaprezentowanie gadżetu, który już jakiś czas temu zmienił moje (nie)winne życie – cooler do butelek (przywieziony z Portugalii, dostałam go, kupując jakieś wino musujące). Dzięki niemu wina białe i różowe nie stają się ciepłe, gdy planujemy sączyć je w plenerze.

DSCN2410

2. Malowanie kredą po chodniku. To propozycja dla lubiących wyżyć się artystycznie. Kto powiedział, że mazanie po chodnikach czy budynkach jest rozrywką tylko dla dzieci? Zwłaszcza w formie całkowicie zmywalnej… Jesteśmy poważni na co dzień – od święta wcale nie musimy!

3. Pchli targ zamiast buszowania po „sejlach” w centrach handlowych. Wiosna i lato to czas plich targów i wyprzedaży garażowych – jedni czyszczą pawlacze, drudzy dzięki nim swoje uzupełniają. Wystarczy trochę gotówki w kieszeni i ruszenie na łowy, najlepiej bez oczekiwań i zamiarów nabycia konkretnej rzeczy. Wtedy podobno znajduje się najlepsze łupy.

4. Obiad/kolacja na mieście, czyli jedzenie z budek. Już widzę zniesmaczenie na twarzach, ale nie tak prędko. Nowy, miejski trend: budki nie powinny już kojarzyć się jedynie z kebabem czy zapiekankami. Lato to wysyp budek tematycznych: pojawiły się ostatnio burgerownie, naleśnikarnie, pizzerie, a na ulice wyjechali rowerowi bariści. Świetna alternatywa dla knajpowych ogródków piwnych.

5. Oglądanie filmu w plenerze. Czasem organizowane przez restauracje, spotykane podczas festiwali lub w parkach. Najczęściej za darmo. Wystarczy rozsiąść się wygodnie na trawie lub leżaku, przytulić do towarzyszki/towarzysza i rozkoszować się cudem kinematografii. Może nie wyświetlają najnowszych kinowych hitów, ale arcydzieła sztuki filmowej sprzed lat też warto czasem zobaczyć na dużym ekranie. Bo czy w przypadku tego typu wydarzeń nie liczy się głównie atmosfera?

6. Łodzią lub kajakiem po rzece. Kto boi się wywrotek, wybiera łódź rekreacyjną. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w moim rodzinnym mieście działa latem wypożyczalnia łódek. Dzięki temu wraz z partnerem mogliśmy zwiedzić okolice, docierając tam, gdzie pieszo nie dalibyśmy rady (w miejsca, gdzie rzeka się rozwidla i tworzą się małe wysepki). To naprawdę jeden z genialnych sposobów na bycie turystą we własnym mieście.

7. Place zabaw. Latem, o dziwo, bywają naprawdę wyludnione, więc wszystkie atrakcje są do zaklepania przez spragnionych powrotu do dzieciństwa dorosłych. Jedni lubią się pohuśtać, inni wybierają małpi gaj, sama uwielbiam się wspinać po różnych linowych konstrukcjach. Poważniejszą alternatywą dla zwykłych placów zabaw są place „fitness”. Sprzęty na nich do złudzenia przypominają te znane z siłowni, więc możemy, na przykład podczas joggignu zatrzymać się i „popakować” pod chmurką.

8. Gra w bule. To coś dla miłośników sportów precyzyjnych, przy których nie trzeba się specjalnie napocić. Pierwszy raz zetknęłam się z nią, a jakże, na wakacjach we Francji. Z daleka wygląda dosyć leniwie – ot, rzucamy większymi metalowymi kulami w kierunku małej drewnianej, a wygrywa ten, kto posadzi swoją kulę najbliżej. Ci, którzy kiedyś już próbowali swoich sił w petance, wiedzą, że to nie takie proste, a sama rozgrywka bywa dosyć emocjonująca. Wystarczy nabyć zestaw do gry w sklepie sportowym, znaleźć odpowiedni trawnik i przystąpić do tej jakże eleganckiej gry.

9. Market farmerów. O tak, bazarki kojarzą mi się z latem. Wyprawa po warzywa, sery, miód i inne dobra sprzedawane przez tę samą osobę, która je wyhodowała czy wytworzyła może być randką samą w sobie (choć niektórym uzupełnianie spiżarni może wydawać się całkowicie nieromantyczne) lub preludium do wspólnego gotowania później. Najlepiej wybrać się bez planu, co chcemy przyrządzić i sięgnąć po te produkty, które najbardziej skuszą nas wyglądem i zapachem. Nawet, gdy trafimy kulą w płot – sama miałam ostatnio przygodę z pięknym warzywem – karelą, która po przygotowaniu okazała się zupełnie niejadalna… Ale przynajmniej teraz wiem, jak smakuje gorzki melon.

10. Ludowe rozrywki: zbieranie jagód, malin, grzybów. Wystarczy ruszyć się odrobinę za miasto do pobliskiego lasu. Nie trzeba się specjalnie stroić, a jako ekwipunek wystarczą koszyk, nożyk i odrobina wiedzy o tym, co jest jadalne, a co nie. Kanapki i odrobina cierpliwości też się przydadzą. Nawet jeżeli nasze zbiory będą marne, to obcowanie z naturą samo w sobie powinno być przyjemnością. Pamiętajmy tylko, żeby nie robić wiochy i własne śmieci zabrać ze sobą.

Przyznaję, powyższe inspiracje nie muszą dotyczyć jedynie romantycznych spotkań. Każda z propozycji sprawdzi się też w przypadku spotkania z przyjaciółmi, którzy – tak samo, jak my – nie lubią siedzieć w czterech ścianach, gdy za oknem piękna pogoda. Zatem w górę zadki – wychodzimy z domu!

[grafika wpisu via]

Komentarze zamknięte.
  1. uga

    5 sierpnia 2013 at 12:19

    ja dorzuciłabym jeszcze jeden, w sumie mój, pomysł. W miastach takich jak Wrocław grill nad rzeką jest wspaniałą sprawą. Kocyk, mały grill z tesco (17zł), mały worek węgla, ryba w folii, chlebek, wino i oczywiście dobry spray na komary. Wszystko mieści się w płóciennej torbie, mały spacer wzdłuż wałów w poszukiwaniu idealnej miejscówki (najlepiej daleko, gdzieś w trawie za krzakiem, co by się inni spacerowicze za bardzo nie gapili) i już można robić sprawdzian męskości lubego poprzez umiejętność rozpalania grilla ;P Mojemu wybrankowi bardzo spodobał się taki pomysł na kolację. Też planuję powoli wypad na dach, ale jeszcze robię rozeznanie gdzie można wejść, bo jak już wspomniano, to nie jest takie hop siup :) Ja lubię również wspólne wycieczki rowerowe, przejażdżki samochodem (najfajniej w nocy, można trochę poszaleć), a ostatnio również mieliśmy 4godzinną podróż pociągiem i też mi się podobało. O ile ma się poczwórne siedzenie dla siebie i nie ma tłoku, można się przytulić, pogadać, poczytać razem gazety, poczytać książki przytulając się do siebie, obserwować krajobrazy wypatrując miejsc, gdzie można by kiedyś pojechać. Jedni by narzekali, ale mnie się podobało :)

  2. Fenrir

    3 sierpnia 2013 at 13:48

    Punkt pierwszy wcale nie jest taki prosty jak się niestety wydaje. Jest to chyba najbardziej romantyczny pomysł z tutaj wymienionych, od dawna marzę, by zrobić swojej dziewczynie niespodziewaną kolację na dachu dziesięciopiętrowego bloku. Jednak na drodze stoją… Drzwi zamknięte na klucz. Już nie ma tak łatwo, że jest kłódka, którą można przeciąć – są solidne drzwi z solidnym zamkiem. I to już jest problem. Spółdzielnia jest raczej głucha na wszelkie prośby w stylu montaż anteny/zrobienie zdjęć/obserwacja gwiazd. Musiałbym mieć wyjątkowe szczęście, by trafić na romantyczną panią w spółdzielni, która na hasło „randka na dachu” udostępni mi klucz. A nie należę raczej do wandali, by włamać się tam siłą.
    Reszta pomysłów całkiem całkiem. Niestety ten najlepszy jest trudny do realizacji jeśli ktoś „nie ma własnego dachu nad głową” :)

    • Nat

      3 sierpnia 2013 at 14:19

      A znajomi? Może udostępnią swój dach? Dla chcącego nie ma przeszkód nie do pokonania ;)