A ty co powiedziałabyś o seksie swojej córce?

A ty co powiedziałabyś o seksie swojej córce?

Wiadomo – najlepsi w wychowywaniu dzieci są ci, którzy sami dzieci nie mają. A w szczególności w edukacji seksualnej.

To prawda, nie rozumiem, co czuje rodzic, gdy jego wychuchana latorośl wchodzi w wiek inicjacji seksualnej, gdy pojawiają się pierwsze randki oraz łzy po pierwszym (lub kolejnym) złamaniu serca. Wiem natomiast jedno: dziewczynkom jest nieco trudniej gdy idzie o seks. Nie czarujmy się, nawet tym dorosłym dziewczynkom jest trudniej. Gdy jednak jest się nastolatką, kwitowanie przez dorosłych wszelkich pytań frazą „Na to jesteś jeszcze za młoda” jest cholernie frustrujące. Bo dojrzałe kobiety naszego życia nie chcą nam powiedzieć, jak to jest być kobietą, która uprawia seks.

Łatwo jest więc brać historie z magazynów, internetu, pornografii czy „podwórka” za prawdę.

Dziewczynki wiedzą, że seks istnieje na długo zanim dowiadują się o nim chłopcy. Wystrojona przez matkę i – o, zgrozo – uwieczniona na fotografii kilkulatka, której zdjęcia są wrzucane do internetów, prędko usłyszy (najczęściej przez przypadek), że jest seksualną pożywką dla pedofila. Następnie zostanie pouczona, że dziewczynki nie powinny siadać w rozkroku, zwłaszcza, gdy mają na sobie spódniczkę. Nieco później dowie się, że ma coś, co chłopcy w przyszłości bardzo będą chcieli mieć (nawet jeżeli jej równolatkowie sami o tym jeszcze nie wiedzą), więc musi tego bronić i to oszczędzać. Krótko mówiąc: dowie się o seksie na długo przed uświadomieniem sobie, że gdzieś tam na świecie są chłopcy lub/i dziewczyny, z którymi kiedyś będzie chciała sypiać.

Jest tyle rzeczy, które chciałabym powiedzieć mojej nieistniejącej córce o seksie, w nadziei, że w okres dojrzewania, a następnie pierwszych kontaktów seksualnych wkroczy przygotowana na tyle, by nikt nie był w stanie wmówić jej, że jej odczucia są złe, nienormalne lub niemoralne. Bo seks jest dużo lepszy, kiedy się coś o nim wie.

Bogatsza o doświadczenia własne oraz innych kobiet, powiedziałabym jej, żeby nie bała się seksu, ale również uświadomiła ją, że strach przed pierwszym razem jest zupełnie w porządku. Powiedziałabym jej, żeby słuchała swojego ciała i jego potrzeb, bo reakcje somatyczne bywają bardziej miarodajne niż to, co myśli głowa.

Powiedziałabym jej, że ma prawo do wiedzy i do informacji. Nie ganiłabym jej za poszukiwania, czytanie magazynów czy poradników. Jeżeli sięgałaby wyłącznie po Cosmo, nakierowałabym ją na właściwszą drogę. Wolałabym, żeby najpierw nauczyła się nieco więcej o własnej przyjemności, zanim zacznie uczyć się, jak ofiarowywać przyjemność innym – chłopcom czy dziewczynom.

Powiedziałabym, żeby nie brała za prawdę objawioną niczego, co ma do powiedzenia jej równolatka lub równolatek, zwłaszcza jeżeli jest to osoba, co do której motywacji nie ma pewności. Nie chciałabym, żeby jej wyborami manipulował chłopak, który próbuje jej wmówić, że gdy nie uprawia seksu, bolą go jądra, a abstynencja sprawi, że mu odpadną, więc jeżeli ona nie pozwoli mu sobie ulżyć, poszuka następnej.

Powiedziałabym jej, żeby nie myliła pożądania z zakochaniem, bo podniecenie nie oznacza, że się kogoś kocha i fakt, że ktoś ma ochotę uprawiać z nią seks również nie znamionuje tego, że jest przez tę osobę kochana.

Powiedziałabym jej, że waginy nie są brzydkie, brudne czy przerażające i to, że jej wygląda nieco inaczej niż koleżanki, nie oznacza, że jest gorsza czy „zepsuta”.

Powiedziałabym, że to ważne, by znać swoje granice i mówić o nich głośno, nie zgadzając się na kompromisy w stylu „tylko koniuszek!”.

Powiedziałabym jej, żeby miała szacunek przede wszystkim do samej siebie, wtedy będą szanować ją inni. A przynajmniej ci, którzy powinni – jej partnerzy, partnerki, przyjaciele, koledzy z pracy.

Powiedziałabym, że jej ciało należy tylko do niej i nikt nie ma prawa nim rozporządzać. Podkreśliłabym przy tym, że ma dużo ważniejsze funkcje niż wywoływanie seksualnego wrażenia – może zanieść ją w wiele wspaniałych miejsc, pozwoli jej przebiec maraton, pozwoli jej odczuwać przyjemność – słowem: to, że komuś przyjemnie jest na nie patrzeć, nie jest jedynym, do czego może go używać.

Powiedziałabym jej, że w kwestii rozpoczęcia współżycia nie ma właściwego wieku, bo w porządku jest rozkwitać wcześnie oraz w porządku jest przesunąć ten moment w czasie.

Powiedziałabym jej, że seksualne zainteresowanie, które wzbudza (lub nie) w żadnym wypadku nie jest wyznacznikiem jej wartości.

Powiedziałabym jej, że podniecenie bywa „irracjonalne” i może odczuwać je do ludzi, z którymi nawet nie ma ochoty rozmawiać.

Powiedziałabym jej, że rozmowy o seksie są całkowicie w porządku, jak i w porządku jest chcieć zachować tę część życia dla siebie.

Powiedziałabym jej, że w każdej chwili, nawet w trakcie stosunku, może powiedzieć „nie” i jej odmowa powinna być uszanowana, bo to jak partner/ka reaguje na odmowę mówi równie dużo o tym, jak traktuje jej opinie, samopoczucie czy poczynania także poza łóżkiem.

Powiedziałabym jej, że temperament seksualny to sprawa indywidualna i niestała. Chciałabym, żeby wiedziała, że kiedy jej partner/ka ma dużo mniejszą ochotę na seks, wcale nie świadczy to o tym, że nią jest coś nie tak. Chciałabym również, żeby była świadoma, że takie czynniki jak stres, smutek, obraz własnego ciała mogą znacznie wpływać na libido. Powiedziałabym jej, żeby nie porównywała swojego życia seksualnego z życiem seksualnym innych (realnym lub wyimaginowanym).

Powiedziałabym jej, że istnieją różne orientacje seksualne i różne sposoby seksualnej ekspresji, i tak długo, jak są legalne oraz nie naruszają jej przestrzeni osobistej, nie powinna oceniać negatywnie tego, co jej nie dotyczy. Ma natomiast prawo do ciekawości, zadawania pytań i dowiadywania się więcej.

Powiedziałabym jej też, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą próbowali negować jej seksualne wybory czy styl życia, co nie oznacza, że to oni mają rację, a ona robi coś źle.

Powiedziałabym jej, że liczba seksualnych partnerów to tylko cyfry, które nie świadczą o tym, jakim ktoś jest człowiekiem.

Powiedziałabym jej, że fajnie jest eksperymentować.

Powiedziałabym jej, żeby uprawiała seks, kiedy tylko ma na niego ochotę, ale pamiętała, że jest to też odpowiedzialność. Nie chciałabym, żeby używała swojej seksualności, by wykorzystać drugą osobę, nie pamiętając, że powinna brać pod uwagę emocje partnera czy partnerki.

Powiedziałabym jej, że powinna troszczyć się przede wszystkim o własne samopoczucie, zdrowie i bezpieczeństwo – nie robiła nic wbrew własnej woli i nie naginała granic, gdy ma wątpliwości co do sytuacji, w której się znalazła.

Powiedziałabym jej, że z powyższych powodów również ją może spotkać odmowa.

Powiedziałabym jej, że to nic takiego, jeżeli była przekonana, że to właściwy moment na rozpoczęcie współżycia, a potem miała wątpliwości. To się po prostu zdarza. Jednocześnie wiem, że oszczędziłabym jej płukanki mózgowej gloryfikującej hymen.

Powiedziałabym jej, żeby nie przeceniała znaczenia pierwszego razu.

Powiedziałabym jej, że seks bywa zabawny, beznadziejny, fantastyczny, męczący… i nigdy nie jest w stanie ocenić, jaki się okaże, dopóki nie spróbuje.

Powiedziałabym jej, że seks to gra dla dwojga, więc nie powinna tracić czasu na ludzi, którzy jej przyjemność mają gdzieś.

Powiedziałabym jej, że w seksie zdarzają się różne rzeczy, że może dotknąć ją przemoc seksualna, ale gdy stanie się ofiarą, to nigdy nie będzie jej wina. Chciałabym, żeby wiedziała, że istnieją organizacje i specjaliści, którzy ofiarują jej pomoc, gdy przytrafi jej się coś złego.

A wreszcie powiedziałabym jej, żeby nie naśladowała mnie bezrefleksyjnie i że w wielu kwestiach mogę się mylić, a najważniejsze to odkrywać swoją seksualność i budować przekonania wokół niej indywidualnie.