Najbardziej „filmowa” pozycja, czyli na kowbojkę, fajnie wygląda w kadrze, kiedy wszyscy zainteresowani się cieszą, jęczą, wszystko dookoła skacze i wiruje, a kamera ma doskonałe pole do zbliżeń przedstawiających funkcjonowanie narządów płciowych. Słowem, zabawa na 102! Dlaczego więc, gdy bawimy się w najeźdźcę – germańskiego oprawcę w realnym życiu, bywa, że nie jesteśmy najszczęśliwsze, a nasi partnerzy wyglądają na lekko… znudzonych?
W filmach pornograficznych wydaje się proste – ot, siedzę i anglezuję, wydając stosowny okrzyk, za każdym razem, gdy nadziewam się na penisa. Oczywiście, przejmowanie kontroli nad tempem i głębokością penetracji to ogromna zaleta, fajnie, kiedy sprawy dzieją się „po mojemu”, ale poczynię wyznanie, że kowbojka zdecydowanie nie jest moją ulubioną pozycją. Nie oznacza to jednak, że nie wiem, jak uczynić ją fajną. Po prostu, jestem takim płynnym jajem, które naprzemiennie lubi być miękkie i twarde, czyli czasami dominujące, a czasami submisywne. I wszystkie pozycje ze mną „na górze” przypadają na te pierwsze okresy.
Za co nie lubię „kowbojki”? Powiedzmy sobie szczerze: bywa, że z mniej hojnie wyposażonym partnerem zasadniczo jest ciężko cokolwiek poczuć (i jemu też pewnie nie jest zbyt radośnie), zwłaszcza, gdy siedzi się rozkroku, co sprawia, iż pochwa nieco bardziej się rozwiera. Poza tym człowiek w tych osobliwych przysiadach się męczy i ewentualnie kończy przerzucony przez litościwego kopulanta na plecy, co pozwala rzeczonemu kopulantowi skończyć całą robotę. Całe szczęście nie zajmują mnie w łóżku problemy oponki na brzuchu czy zwisających cycków, bo wtedy dopiero bym się pochlastała, ale wiem, że niektórym babkom i to spędza sen z powiek. Nie dajmy się jednak zwariować.
Jak zatem być na górze i mieć z tego frajdę? Jest na to kilka sposobów, ale najważniejszy sekret zdradzę ci już teraz: nie przejmuj się znudzonym partnerem, bo tak długo, jak tobie będzie w danej pozycji fantastycznie-orgazmicznie, on powinien być zadowolony. Może w codziennych relacjach mam trudności z odczytywaniem emocji innych ludzi, ale w łóżku zgaduję bezbłędnie, kiedy drugiej stronie jest przyjemnie i to sprawia przyjemność mi. Faceci działają tak sam – kiedy widzą, że partnerce jest miło, są na tyle uprzejmi, by nie przerywać zabawy.
Teraz czas na garść porad praktycznych, więc:
1. Nie sugeruj się pornolami, a sprawdzaj, co sprawia ci największą rozkosz – może zamiast poruszania się w górę i w dół będziesz wolała ruch do przodu i do tyłu albo zataczanie biodrami kółek? Cokolwiek działa – rób to!
2. Znajdź swój rytm – „kowbojka” to nie wyścigi, nie musisz zasuwać z maksymalną prędkością, żeby „wydoić” partnera. „Kowbojka” nie równa się „dojarka”, cały dowcip polega tutaj na okiełznywaniu zwierza, a nie komenderowaniu: „Juści, nastąp się!”. Słowiańskość, polegającą na ubijaniu masła, zostaw na inne okazje.
3. Oprzyj się – o zagłówek, o klatkę piersiową partnera (tylko nie zmiażdż mu płuc) czy jego uda. Pomoże ci to zachować odpowiedni balans.
4. Szukaj pozycji alternatywnych – spróbuj odwróconej kowbojki (dobrze działa na strefę G, tylko zamiast patrzeć partnerowi w oczy, patrzysz mu w paluchy), kraba czy odwróconego kraba ze złączonymi udami. Limitem jest tu wyłącznie wielkość twojego łóżka i, nie czarujmy się, twoja kondycja fizyczna.
5. Daj sobie pomóc – pozwól partnerowi złapać twój tyłek, aby sam mógł pounosić cię w górę i w dół, ewentualnie „zawiśnij” w klęku i zmuś go do wprawienia jego bioder w ruch. Seksowne? Pewnie, że seksowne.
6. … No i pomóż sobie – zaproś do zabawy gadżety (kobiecym orgazmom sprzyja tu stymulacja łechtaczki – jeżeli ocieranie się łechtaczką o łono partnera ci nie wystarcza, zainwestuj w porządny pierścień na penisa) albo użyj ręki. Seksualny zestaw powiększony, raz!
7. Skończ z przejmowaniem się tym, jak wyglądasz. Tak długo, jak jesteś jedyną nagą kobietą w pokoju, a twój partner jest wyraźnie podniecony, wszystko jest w porządku. To, że satysfakcjonujący seks jest zarezerwowany tylko dla pięknych ludzi, to bzdura. Dominująca i przygarbiona nie idą w parze. Wyprostuj się, przejmij kontrolę i ciesz jazdą.
8. Kowbojka to też dobry wstęp do bardzo intymnej pozycji kwiatu lotosu (nie z jogi!)… Tak tylko sugeruję.
9. Wykorzystaj przestrzeń wokół łóżka i poza sypialnią – eksperymentuj z pozycjami dominującymi, w których partner siedzi na krześle lub opiera się o zagłówek, przenieście akcję na fotel. Odrobina urozmaicenia nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
10. Ach, zapomniałabym: uważaj podczas jazdy na penisa, bo on gorzej znosi ból niż koleżanka wagina. Kilka razy zdarzyło mi się zapamiętale zagalopować i prawie uszkodziłam mojego kochanka. I nie muszę chyba dodawać, że wtedy nie było już mowy o dalszej penetracji?
No, to co? I-ha?!
P.S. Jesteśmy (ja i Wy!) na ostatniej prostej w konkursie o nagrodę konsumentów EROtrendy 2014, więc wkrótce skończę z plebiscytowym spamowaniem, ale wciąż proszę o głosy, bo kto śledzi głosowanie i kategorię „Najlepszy wortal”, mógł ostatnio wyśledzić niespodziewany zwrot akcji, który nastąpił dosłownie w ciągu jednego wieczora. Jeżeli macie ochotę na wypasione warsztaty całkowicie za darmo i uważacie, że Proseksualna.pl jest całkiem trendy, dorzućcie swój głos do puli – to bardzo proste, nie wymaga rejestracji, głosowania we wszystkich kategoriach i zajmuje nie więcej niż 20 sekund (oczywiście przy rozsądnej prędkości internetów). Głosować możecie tutaj: klik-klik!
Komentarze zamknięte.
Patrycja
1 kwietnia 2019 at 20:35Jeszcze jedna – ważna moim zdaniem rzecz, którą warto powiedzieć o pozycjach z kobietą na górze: to są świetne pozycje na pierwszy raz, zwłaszcza dla dziewczyn, które się boją, czują się niepewnie. Będąc na górze, kobieta może kontrolować sytuację i sama zdecydować o tym, w którym momencie, z jaką siłą i w jakim tempie dojdzie do penetracji. Z biernej, uległej strony, która się „oddaje”, staje się czynną, która decyduje, daje, bierze. Warto to mówić dziewczynom w Polsce, w Europie, bo nasza po…a kultura seksualna nie daje takiego wzorca. A świadomość, że można inaczej, bardzo dużo zmienia.
Patrycja
1 kwietnia 2019 at 18:53Żeby mieć przyjemność z takich pozycji, trzeba mieć kondycję :) Do tego obowiązkowo izolacje bioder (jeśli ktoś tańczy, wie o co chodzi ;) Dawno, dawno temu też nie miałam siły i nie lubiłam. Wystarczyło trochę poćwiczyć i okazało się, że kowbojka jest niesamowicie przyjemna i daje mega satysfakcję. Że nie wspomnę o odwróconej kowbojce – widok kobiecych pośladków poruszających się w stylu twerk doprowadzi każdego faceta do szału (dziewczyny, jeśli macie szansę pooglądać filmiki z latynoskami, najlepiej z Brazylijkami, możecie zobaczyć, jak to się robi ;) Warto się trochę pomęczyć na treningu, żeby potem dać taki popis ;)
Agata Chmielewska Eksperymentalnie
17 maja 2014 at 22:28ja kowbojkę lubię, ale z kondycją u mnie ciężko :/
Nat
19 maja 2014 at 11:55Przysiady, na kurze nóżki! :)
ada
16 maja 2014 at 18:56ja nie lubię tej pozycji,bo mam duże,ciężkie cycki.gdzie tu związek?a no tu,że jak się wyginam tak,jak mi przyjemnie,to od dyndania cyckami-bolą;/
Nat
17 maja 2014 at 00:05A partner nie może… przytrzymać?
Juiz
14 maja 2014 at 21:25No to się zdziwiłam.
Jak nie można lubić kowbojki?
Tak samo jak koleżanka wyżej, dla mnie to najbardziej przyjemniejsza z pozycji i w życiu bym jej nie zamieniła (w sensie jako naj) na inną.
Porada nr 1 – potwierdzam, dużo przyjemniejsze jest przód/tył niż góra/dół – nie czuję się wtedy jak maszyna do szycia ;)
BTW, kowbojka to jedna z niewielu pozycji dzięki której mam przezajebiste orgazmy w trakcie penetracji.
Nat
14 maja 2014 at 21:58Heh, każda z nas jest inna! Ja przy kowbojce to mam co najwyżej orgazmy mentalne, kiedy drażnię mojego partnera, bawiąc się w „just the tip!” ;) Od kowbojki znacznie bardziej wolę wspomniany w tekście lotos…
Weronika Sowa Piskorska
15 maja 2014 at 06:03Wiele razy czytałam i zachwycałam się pozycją lotosu… Ale moim pechem jest to, że ja najszczuplejsza nie jestem, a uwielbiam mężczyzn trochę krąglejszych. :(
Juiz
15 maja 2014 at 18:01Lotos to i ja lubiłam kiedy jeszcze byłam szczupła. Po porodzie się wiele zmieniło, nagle się okazało, że tarczyca, że hormony, że jeszcze parę innych rzeczy i w ciągu roku się sporo przytyło. Także lotos odpada. A może kiedyś napiszesz o seksie w rozmiarze XL-XXXL ? Mam wrażenie, że to jeszcze temat tabu, w zeszłym roku byłam na Erotrends i ze smutkiem stwierdzam, że firmy produkujące seksi wdzianka chyba zapomniały o takich osobach. Największy rozmiar przebrania/erotycznej bielizny który mają w sklepach to XL/2XL. Problem w tym, że rzeczywisty rozmiar europejski jest inny niż producent deklaruje – tym sposobem bierzesz 2XL a to europejskie 40 (lub bardzo szczupłe 42) o 3XL niemal nikt nie słyszał a jak już to producent podaje wymiary na rozmiar 42 w porywach mniejsze 44. Tak, to prawda, niektórzy producenci proponują nawet 4XL, ale czy widziałaś te ciuszki? Z zażenowaniem stwierdzam, że wszelkie tygrysie łaty na takich ew. stringach są paskudne, same „ciuszki” nie wyglądają zachęcająco, co najwyżej, jak mój mąż stwierdził – odpychająco. Jak ja wolałby mnie oglądać w erociuszkach takich jak proponują to szczuplejszym paniom. Ale producenci swoje.
Erotrends już w ten weekend i zamierzam sprawdzić, czy cokolwiek w tej kwestii się ruszyło, ale podejrzewam, że nic mimo, że po zeszłorocznej imprezie pytałam różnych producentów erobielizny i każdy mnie zbywał zdaniem „mamy w ofercie…”. Jak widać – nie mają, bo nic sensownego sobie kupić nie mogę.
Fajnie by było, jakbyś poruszyła te tematy :)
Nat
15 maja 2014 at 19:15Juiz, ależ pisałam! Nie o samej bieliźnie, co prawda, ale o seksie w rozmiarze XL:
http://proseksualna.pl/seks/sexl/
http://proseksualna.pl/seks/pozycje-dla-xl-ek/
Swoją drogą, założenie firmy produkującą erobieliznę z prawdziwego zdarzenia to byłby całkiem niezły biznes! Masz żyłkę przedsiębiorcy? A tak w ogóle to będę na Erotrendach, jak mnie wypatrzysz – podejdź, pogadamy :)
Juiz
16 maja 2014 at 21:54A więc mój błąd, ślepa jestem na dokładkę ;)
Co prawda mam ograniczony czas na wojaże po targach, ale jak znajdę, to nie omieszkam zaczepić ^^
Nat
15 maja 2014 at 16:17Jak mawia Pepa Oralia: najpiękniej jest wtedy, gdy pod dachem czyjegoś brzucha czujesz się jak w domu… ;)
Weronika Sowa Piskorska
14 maja 2014 at 19:57Właściwie to ze mną jest o tyle śmieszne, że ja uwielbiam pozycję na kowbojkę, jest dla mnie chyba jedną z najprzyjemniejszych pozycji. :) Jednak rady pewnie okażą się przydatne… jeśli będę o nich pamiętać w ferworze walki. ;)
ppp
12 sierpnia 2019 at 23:37Ja nie praktykuję kowbojki w klasycznym wydaniu (ona na siedząco, on na leżąco). Nudzi mnie to… Wolę kiedy on też siedzi, ale jeszcze lepiej kiedy ja leżę na nim i przy okazji mogę wessać się w jego szyję albo ręką drażnić sutki :D