Dlaczego zdziry nie lubią zdzir?

Dlaczego zdziry nie lubią zdzir?

Okazuje się, że młodym promiskuitywnym kobietom najbardziej nie po drodze jest z innymi młodymi promiskuitywnymi kobietami. Tę tezę starało się udowodnić troje naukowców z Uniwersytetu Cornella w publikacji Birds of a Feather? Not When It Comes to Sexual Permissiveness (Najlepiej wśród swoich? Nie, gdy mowa o lekkości obyczajów).

Seksualnie wyzwolone dziewczyny chętniej zawierają przyjaźnie z mniej aktywnymi seksualnie kobietami – to główna teza rozprawy. Absurd? Cóż, w pierwszym odruchu łatwo pomyśleć o sobie jako o kimś oświeconym, pozostającym „ponad to” – czyjś styl życia i osobiste wybory. Po chwili przychodzi jednak moment refleksji: czy rzeczywiście mam wśród swoich przyjaciółek dziewczyny promiskuitywne? Wychodzi na to, że zdzirom czasami bardzo łatwo przychodzi slut-shaming innych kobiet.

Mężczyźni (choć w ich przypadku żądza seksualnych podbojów jest społecznie uznana za normalną i naturalną) mają inaczej – też wolą mniej zdzirowatych kolegów, ale motywuje ich lęk przed tym, że bardziej aktywny seksualnie przyjaciel… odbije im dziewczynę. Żeńskie zdziry zaś zachowują się w tym układzie nieco schizofrenicznie. Nawet jeżeli ich styl bycia stoi w kontrze do głęboko zakorzenionych w kulturze przekonań, iż w przypadku kobiety dużo seksu to zdecydowanie zbyt wiele, są w stanie negatywnie oceniać moralność innych babek. Kobieta z licznikiem opiewającym na ponad dziesięciu partnerów najprawdopodobniej zostanie przez drugą kobietę uznana za kultywującą zachowania, które nie przystają damie. O ile zawstydzanie kobiet „niemoralnych” przez te o „moralności nieskalanej” (cudzysłowy znaczące) byłoby jeszcze zrozumiałe, tak zdzira nienawidząca drugiej zdziry wydaje się jakimś kuriozum. Babki lubiące seks, walcząc z etykietką „łatwej”, bez mrugnięcia okiem przypinają ją innym babkom. Syndrom świętej i dziwki ewoluuje tym samym do syndromu świętej dziwki. Dlaczego?

Bo łatwiej jest zracjonalizować własne wybory niż wybory innych babek. Niezależnie czy chodzi o dietę, toksyczne związki czy o seks właśnie – przecież samej sobie najłatwiej jest postawić korzystną, wybielającą diagnozę, nie dając innym tego przywileju. Uczłowieczając siebie, odczłowieczamy innych, nie poświęcając chwili na refleksję, dlaczego ich działania są takie, a nie inne. W końcu łatwo jest nazwać inną kobietę „zdzirą”, nie zastanawiając się nawet, skąd bierze się jej promiskuityzm. Nie muszę chyba dodawać, że spore potrzeby seksualne i rozbuchane libido nie stanowiłyby dobrego wytłumaczenia? Określenie „zdzira”, niestety, kieruje postrzeganie drugiego człowieka tylko w jedną, negatywną stronę.

Nienawiść do zdzir bywa powodowana również… czystą zazdrością. Zazdrość to zupełnie naturalna reakcja – w końcu jeżeli ktoś chce być atrakcyjny seksualnie i stawia sobie podobanie się za życiowy cel, który inni osiągają go z taką łatwością, może pojawić się frustracja. Żadna z nas chyba nie chce czuć się „tą brzydszą” czy „gorszą” od koleżanek. Może to niedojrzałe, ale chyba całkiem życiowe.

Z jednej strony jesteśmy karmione przekazami dwojakiej natury – rodzice i nauczyciele ostrzegają nas przed niebezpieczeństwami odkrywania własnej seksualności (chorobami, ciążami, staniem się bezwartościowym towarem na rynku matrymonialnym); media zaś mówią nam, że współcześnie najbardziej pożądane jest bycie boginią seksu myślącą wyłącznie o zadowalaniu partnerów (płci męskiej, oczywiście) – jakby nie było nic pomiędzy, jakby zdrowe zadowolenie i pielęgnowanie tej części życia było niemożliwe. Prowadzi to do sytuacji, w której część wyzwolonych seksualnie kobiet próbuje zaniżać swój licznik, stwierdzając na przykład, że numerek po pijaku się nie liczył albo był tylko oral, więc to nie seks (!). Z drugiej zaś, sporo już mówiło się o przykrej nienawiści kobiet do własnego gatunku, niezależnie czy mowa o obyczajach, zdradzie, zawodowych sukcesach. Czy naprawdę powinnyśmy na każdym kroku potwierdzać, że musimy całować się na powitanie, bo inaczej byśmy się pogryzły?

Przestańmy więc oceniać innych na podstawie tego, jak wiele mają w życiu seksu (i dlaczego tak dużo?). Z taką miarą znika gdzieś osoba, ze wszystkimi jej zaletami i wadami, która może okazać się całkiem fajnym kompanem. Przyjmijmy więc, że do momentu, w którym ów człowiek nie zaprasza cię do swojej sypialni, jego łóżko to wyłącznie jego sprawa.

A rozprawę Birds of a Feather znajdziesz tutaj.

[grafika wpisu via]

Komentarze zamknięte.