Jak otworzyć tylne drzwi?

Jak otworzyć tylne drzwi?

Powiedzmy to sobie od razu: decydowanie się na seks analny, „bo chłopak nalega” jest jednym z najgłupszych powodów, by rozpocząć odkrywanie nowych sfer erogennych własnego ciała. 

Rozumiem postawę anty-analną wielu kobiet. Bo jak ogólnie przedstawiana jest „miłość grecka” (żaden z moich znajomych Greków tego określenia nie słyszał, to swoją drogą)? Wieść gminna niesie, że to aktywność dla sodomitów. Wieść pornograficzna – tu lepiej nie mówić. Napiszę tylko, że nie kręci mnie rozszerzony do granic możliwości odbyt (do tego stopnia, że widać dwunastnicę) występujący jednocześnie w charakterze spluwaczki i placu zabaw. Wiem za to jedno – anus to część ciała, jak każda inna, za to stygmatyzowana dużo bardziej niż genitalia. Każdy pałac miał swoją kloakę, tak jak każdy człowiek ma odbyt, ale tylko niektórzy kojarzą tę pożyteczną strukturę jako przyjemną.

Ja tę strefę erogenną odkryłam trochę traumatycznie, bo u lekarza. Ginekolożka wzięłą mnie z zaskoczenia: „Pani jeszcze nie współżyła, więc muszę zrobić per rectum…” i zanim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, miałam w tyłku to coś, co służy do przeglądu jajników. Odczucie było na tyle interesujące, że od tamtej pory rozumiem każdego faceta-heteryka, który po wizycie u proktologa biegnie do swojej partnerki i nalega, żeby ta włożyła mu palec w odbyt. Czego do dziś nie rozumiem to to, że można do kogoś mówić „pani”, darować sobie wyjaśnienia i zaskoczyć tę osobę analnie. Nie muszę mówić, że w warunkach sypialnianych nie zadziała? Bo to (skądinąd bezbolesne) doświadczenie sprawiło, że do ginekologa wróciłam dopiero po seksualnym debiucie. Uznałam, że żeby wejść do mojego tylnego ogródka i przywitać się z gąską, trzeba ze mną chodzić. Kropka. Gdybym chodziła do lekarza po samo per rectum byłoby to, delikatnie ujmując, dziwne.

Tutaj uwaga do tych facetów hetero, których niebywale kręcą „tylne drzwi”: propozycja seksu analnego musi wyjść od partnerki. Tobie jest to bez różnicy – tu luźniej, tu ciaśniej, ale dla wielu dziewczyn to najintymniejsza intymność. Nie sugeruj „spróbowania czegoś nowego” podczas gry wstępnej, nie łaź za nią i nie jęcz, że chcesz „zrobić w pupę”, kiedy ona lata ze ścierą po mieszkaniu. Jeżeli będziesz nalegał i naciskał, zwłaszcza, gdy kobieta jeszcze nie jest do tej formy seksu przekonana, bardzo prawdopodobne, że wreszcie zgodzi się dla świętego spokoju, bardzo prawdopodobne, że jej się nie spodoba i bardzo prawdopodobne, że przez kilka dni będzie chodzić po domu z miną cierpiętnicy. Jeżeli cię to satysfakcjonuje, jesteś miękki baton. Nie próbuj też seksu analnego „przez pomyłkę”, bo a nuż jej zasmakuje. Większość kobiet zna swoją anatomię i wiedzą, że „tam, na dole” nie da się po prostu zabłądzić. Zrozumiano?

Do zainteresowanych kobiet: 

Przygody analne najlepiej zacząć w pojedynkę (tak, panowie, nie jesteście zaproszeni), bardzo powoli i przy użyciu małych rzeczy – palca czy niewielkich korków analnych. Te zabiegi pomagają wsłuchać się we własne ciało i oswoić je z nowymi doznaniami. Pamiętaj przy tym, że w seksie analnym kategoria „za duży poślizg” nie istnieje. Lubrykant jest twoim najlepszym przyjacielem, bo akurat omawiana część ciała sama się nie nawilża (sad butt true). Dopiero, kiedy sama nauczysz się czerpać przyjemność z tego typu pieszczot, możesz zaprosić swojego partnera. W przeciwnym razie jest to trochę tak, jak oczekiwać orgazmów i jednocześnie nie móc patrzeć na swoją waginę.

We dwójkę sprawa robi się nieco bardziej skomplikowana, bo:

1. Trzeba się porozumieć. Komunikacja podczas seksu analnego (jak i każdego innego, ale tutaj to już w szczególności) jest kluczowa. Partner musi wiedzieć, kiedy wolno mu wejść, kiedy zmniejszyć tempo, kiedy powinien być bardziej delikatny, a kiedy może przyspieszyć. Musi też wiedzieć, kiedy kompletnie się wycofać, bo nowe pieszczoty kompletnie nie sprawiają ci przyjemności (i tylko skończony buc się w takiej sytuacji obrazi). Stawiając na porozumienie, przeżyjesz coś, co albo ostatecznie udowodni ci, że seks analny niekoniecznie jest dla ciebie, albo pozwoli odkryć nową formę sypialnianych aktywności, która na stałe wejdzie do waszego repertuaru.

2. Trzeba kontrolować tempo. Nie może być zbyt szybkie, a pchnięcia zbyt gwałtowne – zwłaszcza przy zanikającym nawilżeniu.

3. Trzeba się porządnie zrelaksować. Zadbanie o podniecenie i orgazm partnerki przed podjęciem działań analnych naprawdę pomagają.

4. Trzeba dbać o higienę. Z odbytu nie wypadają nam wyłącznie fiołki, więc wyjścia są dwa: albo zaakceptowanie faktu, że po wyjęciu penisa prezerwatywa nie będzie zbyt czysta, albo lewatywa. Tak, tak. Miłość grecka to nie tylko tęcza i jednorożce.

5. Higiena cz. 2: kolejność penetracji jest kluczowa – najpierw waginalna, potem analna. Zeby wrócić do waginalnej po seksie analnym trzeba zmienić prezerwatywę lub porządnie wymyć penisa. Bez wyjątków. Pornole w tej kwestii kłamią.

6. Seks analny może i nie kończy się ciążą, ale nie chroni przed chorobami przenoszonymi drogą płciową.

7. Może się za to zdarzyć każdemu casus za dużego penisa. Ja wiem, że biorąc pod uwagę całą poezję wydalania, mogłoby się wydawać, że dla odbytu nie ma rzeczy niemożliwych. Ale niestety, tak to już działa, że ludzki organizm ma tendencje do „wypychania” z siebie różnych rzeczy, nie zaś do ich zasysania. Zatem próba współżycia analnego z hojnie obdarzonym partnerem może zakończyć się wyłącznie bólem i pękaniem skóry, słowem – niczym przyjemnym. Dlaczego więc w pornolach działa, a w życiu nie? Bo z reguły w pornolach „z dwunastnicą” aktorzy mają do dyspozycji poppersy – substancje rozluźniające mięśnie, w większości krajów nielegalne, a na dodatek niekoniecznie bezpieczne dla organizmu. Ja tam wolę komunikację zamiast poppersów i grę wstępną zamiast różowych i niebieskich tabletek. A przy niedopasowaniu anatomicznym pozostają ewentualnie dilda i inne zabawki analne.

I żeby nie było – nie uważam, że absolutnie każda kobieta powinna spróbować seksu analnego, zwłaszcza jeżeli jego wizja nie jest dla niej szczególnie nęcąca (bo wierzę, że są takie rzeczy, których nie lubimy nawet wtedy, kiedy ich nie znamy). Ja tylko sugeruję, że niekoniecznie trzeba jechać do Grecji, żeby być w Grecji.

[okładka wpisu]