Jak przejąć inicjatywę?

Jak przejąć inicjatywę?

Napisała do mnie Czytelniczka: „Jestem naprawdę zdesperowana, bo zupełnie nie umiem przejąć inicjatywy z łóżku. Pokrótce opiszę problem: Jestem ze swoim chłopakiem półtora roku i w miarę regularnie uprawiamy seks. To on zawsze wykonuje pierwszy krok.

Ostatnio oboje doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy oderwać się od rutyny i najlepiej by było, gdybym zaczęła przejmować inicjatywę. Ale tu pojawia się TO: po prostu tego nie potrafię. Gdy mam się za to zabrać, choćbym płonęła z pragnienia, to czuję niechęć i rezygnuję. Nie umiem nawet powiedzieć, że chcę to zrobić. Nie lubię inicjować zabaw łóżkowych, bo może zostałam jakoś tak dziwnie nauczona, że jestem na tyle atrakcyjna, że powinno się na mnie rzucać? Mogę co najwyżej gdybać, bo nie wiem, z czego wynika mój problem.

Gdy już jesteśmy w trakcie seksu, jestem nieustraszona. Spuszczanie się na twarz? Nie ma problemu! Seks analny? Ależ proszę! Lekkie BDSM? Oczywiście! Tylko ten pierwszy krok, którego nie umiem wykonać.

Domyślam się, że niektóre kobiety mają ten sam problem co ja, ale chyba nie aż tak nasilony…

Więc proszę o rady, jakiekolwiek, byle nie zmiana partnera. Jak mogę się nauczyć inicjowania czegoś w łóżku? Ba! Jak mam całować pierwsza? Jak mogę się zmienić?”

Oszczędzę wam ględzenia o tym, że inicjatywa w łóżku – każdym, czy to heteryckim, homo, czy bi – jest seksowna. Jest. Pokazuje tym, których pragniemy, że ich pragniemy. Pogódźmy się z tym. Ale…

Przejmowanie inicjatywy w łóżku zaczyna się… poza łóżkiem. Serio, zaczyna się bardzo, bardzo daleko od drzwi sypialni. I chociaż korporacjom potrzebne są zarówno ciągnące wszystko lokomotywy, jak i wykonawcy powierzanych zadań, to w kontaktach międzyludzkich umiejętność powiedzenia, że się czegoś chce i sprecyzowania, co to dokładnie jest, naprawdę się przydaje.

Nikt z nas nie jest na tyle bezwolny, by – jak rozbite surowe jajko – dostosowywać się do kształtu naczynia, do którego ktoś nas wleje. Zawsze jest tak, że pewne okoliczności pasują nam bardziej, a inne mniej. Aby więc inicjować coś – tak w łóżku, jak i w seksie – trzeba najpierw odrobić bardzo ważną lekcję samopoznania. Jak dowiadujemy się, że coś nam smakuje? Próbujemy tego. Jak dowiadujemy się, że coś sprawia nam cielesną rozkosz? Eksperymentujemy. Najpierw odkrywamy swoją seksualność solo, eksplorując własne strefy erogenne. Potem zapraszamy do laboratorium własnego ciała innych.

Zatem: jak przestać być zadowalaczem mimo woli, a stać się inicjatorem?

Pierwsza zasada przejmowania incjatywy: zamiast zdawać się na innych, dawaj wybór. To taki mały trening przed powiedzeniem „JA chcę!”. Chcesz pójść z kimś do kina? Załóżmy więc optymistyczny wariant, że wyświetlają akurat dwa filmy, które chcesz zobaczyć (na ten moment pal licho, że jeden trochę bardziej). Zaproponuj drugiej osobie zobaczenie filmu A lub B. Bo z tego wynikają już dwie mini-inicjatywy: chcesz zobaczyć film z nim/nią i jest to film A/B.

Jeżeli ktoś na ultimatum: „Chcesz zjeść pierogi czy naleśniki?”odpowie: „Tak”, wiej. Bo oznacza to niechybnie, że jest idiotą.

Tak samo działa to w seksie, na przykład przy wybieraniu filmów porno. Nigdy nie jest tak, że chce się obejrzeć jednocześnie i Zdziry z college’u i Dungeons & Strap-ons. Sama pamiętam, jak nieraz miałam ochotę trzepnąć partnerów, którzy pytani: „Jaka pozycja?” odpowiadali: „Nie wiem, ty zdecyduj”. A ja tylko chciałam usłyszeć, czego pragną, aby wiedzieć, że to, co właśnie robimy jest fantastyczne i sprawia im przyjemność.

W większości przypadków unikamy inicjowania, ponieważ blokuje nas strach przed odmową. A tak naprawdę, niezależnie od tego, czy chcemy kogoś zaprosić na randkę, coś wynegocjować, czy zainicjować seks, najgorsze, co może się przytrafić to to, że ten ktoś odpowie: „Nie”. Ale żeby przekonać się, jak to jest, kiedy ktoś mówi nam „Nie” i jednocześnie uświadomić sobie, że świat się nie kończy – gołębie dalej żrą i defekują, młodzież zamiast edukacji seksualnej ma przysposobienie do życia w rodzinie – tylko trochę boli ego, musimy rzucić się na głęboką wodę i… coś zainicjować. Lepiej później żałować zaininicjowanych spraw, które się nie ziściły niż tego, że zmarnowało się okazję, by przejąć inicjatywę.

Tylko problem w tym, że trochę łatwiej wkurzyć się na szefa, który nie chce nam dać podwyżki, niż na partnera/partnerkę, który/która nie chce nam… dać. Seksualność jest dużo bardziej skomplikowana i delikatna.

Apeluję więc: nie zapominajmy przy tym o drugiej stronie: odmowa jest bardzo często asekuracją, zwłaszcza, gdy stajemy przed propozycją spróbowania czegoś nowego – „nie wiem czy to lubię, więc na wszelki wypadek odmówię”. Mimo wszystko wydaje mi się, że seks w związku i zainicjowanie go jest nieco prostszy, bo tutaj próbujemy oswajać znanego potwora. W rzeczywistości najstraszniejsze już za nami: ten ktoś zdecydował, że chce z nami być, zapewne już wie, że jesteśmy skażeni piętnem fizjologii, i mimo to wciąż ma ochotę z nami sypiać. Tak samo, jak my wiemy już to i owo o naszym ktosiu i… też chcemy z nim sypiać.

Dlatego – i tyczy się to zarówno nowych praktyk, jak i klasycznej wanilii – znajdź sposób na demonstrowanie swojego zainteresowania seksem i partnerem/partnerką. Jeżeli powiedzenie komuś na głos, że lubisz i chcesz z nim uprawiać seks z trudem przechodzi ci przez gardło – napisz o tym. Jeżeli chcesz powiedzieć, jak, a nawet napisanie tego wydaje ci się niemożliwe – użyj materiałów wizualnych (fragmentu filmu, zdjęcia, rysunku), pamiętając przy tym, żeby chociaż zasygnalizować swój stosunek do wysyłanego załącznika, coś w stylu „podoba mi się”. Druga osoba powinna mieć jasność, czy to na co patrzy to dla ciebie „ou” czy „ał”.

Kolejno: zacznij demonstrować pożądanie. Klepnij partnera/partnerkę w tyłek, gdy wchodzicie po schodach i patrz, jak się wywala (ergo: to JA się wywalam, jak się mnie na schodach klepie w tyłek). Zasugeruj lub po prostu pokaż, że oto twój penis jest sztywny (zainteresowany)/twoja cipka jest mokra (zainteresowana). Może mało subtelne, ale przynajmniej klarowne. Jak nie zrozumie, to znaczy, że jest… no, wiesz.

Innym wariantem jest zainicjowanie seksu… ze sobą. Dotykanie się w obecności partnera/partnerki zazwyczaj skutkuje pytaniem: „Czy mogę się przyłączyć”? Wówczas przejmujesz kontrolę nie tylko nad tym, co się wydarzy (czy partner/ka będzie tylko patrzeć, czy może też podotykać) – ale również jak i w którym momencie twojej zabawy.

Możesz także postawić na moc kostiumu. Kostium sprawia, że stajemy się trochę innym człowiekiem – i nie mam na myśli wdzianka niegrzecznej pielęgniarki czy zakonnicy: niech to będzie zestaw bielizny, który nie przypomina tych z twojej szuflady, gorset, biżuteria erotyczna czy nawet maska – naprawdę, jakaś drobna rzecz. Pamiętam, że sama po raz pierwszy – pomimo braku oporów przed występami publicznymi – spontanicznie wykonałam przed moim partnerem striptiz, kiedy po raz pierwszy założyłam nowy zestaw nieco burleskowej, wyszywanej cekinami bielizny.

Być może ta osoba, w którą przeobrażamy się dzięki kostiumowi czy masce właśnie jest w stanie inicjować seks, mówić w łóżku sprośne rzeczy czy bez cienia zażenowania instruować partnera/partnerkę, co ma z nami robić. To taka… seksualna psychodrama.

Podobnie rzecz ma się z akcesoriami: opaska na oczy, olejek do masażu czy – dla miłośników nieco ostrzejszych klimatów – coś z bondage chic mogą okazać się równie pomocne. Zakładając partnerowi/partnerce opaskę na oczy poniekąd „skazujemy się” na przejęcie inicjatywy – podobnie działa związanie rąk czy zaproponowanie masażu, który masażem erotycznym może okazać się dopiero w trakcie jego wykonywania. Każdy erotyczny rekwizyt sprawia, że poniekąd, przy odpowiedniej otwartości na nowe doświadczenia, przyjmujemy na siebie postawę tej osoby, do której mógłby należeć, na przykład dominy.

Największą pracą do wykonania w kwestii przejmowania inicjatywy pozostaje wciąż… uświadomienie sobie, czego tak naprawdę pragniemy w łóżku i poza nim. Być może najbardziej kręci nas submisywność albo praktyki, które leżą daleko od tego, co dotychczas działo się w naszej sypialni?

Bo żeby powiedzieć „JA chcę” trzeba najpierw wiedzieć, CZEGO się chce, a proste odpowiedzenie „seksu!” to za mało, bo zawsze chcemy JAKIEGOŚ seksu.

Komentarze zamknięte.
  1. A.

    15 czerwca 2020 at 00:00

    Wychowywał mnie tylko ojciec. Jak byłam nastolatką, powtarzał mi do znudzenia, że jeżeli dam się jakiemuś chłopakowi „obmacać, całować albo pójdę z nim do łóżka”, on na pewno wszystkim rozpowie i wszyscy będą wiedzieli jaka jestem rozwiązła i żaden chłopak nie potraktuje mnie już poważnie. No więc się nie dałam. Teraz żyję już prawie 10 lat w stałym związku, a inicjowanie seksu nadal jest dla mnie problemem. Mam po prostu blokadę przed okazaniem swojej seksualności, mimo że mam wspaniałego partnera i udane życie intymne. Ten wizerunek kobiety rozwiązłej, dziwki czy ladacznicy jest powielany w naszym społeczeństwie i sprawia, że wiele kobiet wstydzi się tego, że odczuwa pożądanie i podniecenie i że może sama chcieć zainicjować stosunek. Bo kobiecie nie wypada. Bo jak lubi seks, to się nie szanuje. Wystarczy założyć głębszy dekolt albo krótszą sukienkę, by być szykanowaną przez innych. A seks jest fajny, jest całkiem naturalny i chyba obie strony by skorzystały, gdyby kobiety nie były zawstydzane na każdym kroku. Myślę, że warto porozmawiać z partnerem dlaczego jest nam trudno inicjować seks, czego się obawiamy. Być może uda się razem wypracować jakiś plan, który pozwoli nam powoli pracować nad wyrwaniem się z seksistowskiego myślenia, że kobieta jest albo istotą aseksualną albo puszczającą się dziwką.

  2. Bontee

    4 października 2014 at 16:45

    A problem tej dziewczyny wynika, moim zdaniem, z przesiąknięcia wychowaniem, które wpędza kobiety w odgrywanie biernych ról wbrew własnym pragnieniom (przykład w tekście, cytat: „czekam aż on się na mnie rzuci).

  3. Bontee

    4 października 2014 at 16:37

    Eh… wydaje mi się, że partnerowi tej dziewczyny właśnie taki model pasuje – ma seks, kiedy sam ma ochotę i zminimalizowane ryzyko wstydu, że nie będzie „mógł”. Zero wymagań – zero rozczarowań. Wielu samców dalej bardzo dobrze czuje się w schemacie, w którym seksualność kobiet należy do nich, mężczyzn, a inicjatywę wykazywaną przez kobiety akceptują tylko w przypadku planów obiadowych :/

    • Nat

      4 października 2014 at 17:49

      Ale z listu wynika jasno, że ustalili oboje, że to ona powinna zacząć inicjować, więc ja raczej odwróciłabym sytuację – przez te 1,5 roku to Czytelniczce pasowało, że wyłącznie partner inicjuje seks.

    • Bontee

      4 października 2014 at 18:51

      Ten wariant też uwzględniłam, ale w wypowiedzi poniżej. Niemniej jednak to duży problem,może partner jej nie zachęca wystarczająco? Może robi sobie niewinne żarciki z takich prób, a ona odbiera to zbyt personalnie? Współczuję wszystkim kobietom, które się tego boją i życzę autorce listu powodzenia w przełamywaniu własnych lęków.