Oral ssie u heteryków

Oral ssie u heteryków

Znam facetów (na szczęście nie z nimi sypiam), którzy odbębniają seks oralny tak, jakby wyświadczali kobiecie przysługę. To zjawisko spowszechniało do tego stopnia, że ci mężczyźni, którzy autentycznie lubią cunnilingus, uczynili z tego umiłowania swój znak firmowy, głosząc: „Jestem jednym z tych nielicznych kolesi, którym zależy, aby kobieta miała orgazm”. Słowa, słowa, słowa, bo większości z nich oral i tak wychodzi marnie. Problemem najczęściej okazuje się to, że – w szczególności młodzi – faceci wolą myśleć o sobie jako o seksualnie nieomylnych znawcach kobiet, a swojej obecności w łożach niewieścich jako o powołaniu i misji. 

Zazwyczaj zapowiada się pięknie. To znaczy, zapowiada się dobrze, jeżeli samozwańczy kapłan rozkoszy robi coś więcej niż manewrowanie dłonią po Kobiecym Trójkącie Bermudzkim o wierzchołkach: cycek – cipka – cycek, a nieco mniej niż przyniesienie do łóżka kostki solonego masła Lurpak w celach nie do końca określonych. Czas próby zaczyna się wtedy, kiedy decyduje się zejść twarzą w okolice łona. Najgorzej robi się wtedy, kiedy – jak już się tam znajdzie – staje się co najmniej Jamesem Deenem: spluwa, ciągnie ustami za wargi sromowe i operuje końcem języka gdzieś na południe od łechtaczki, bez nadziei, że mech wskaże mu Północ. A jak uzna, że skończył, to jeszcze powie: „Nie ma za co”. Kim były wszystkie te kobiety, które pozwoliły mu uwierzyć, że to, co odwala „tam na dole”, jest dobre?!

Masz wrażenie, że skądś to znasz? Bo ja tak. Widziałam to już setki razy w mainstreamowym porno, dziewczyny też mi opowiadały, a raz nawet odczułam na sobie.

Czy tego chcemy, czy nie, heterycka pornografia głównego nurtu (obejmująca też „lesbijki” pod męskie oko) jest dużą częścią edukacji seksualnej, a z braku tej szkolnej bywa, że dla większości młodych (i nieco starszych) ludzi – jedyną. W szczególności dotyczy to czerpania wiedzy o anatomii płci przeciwnej oraz technikach seksualnych. O ile oglądanie filmów porno może być całkiem inspirujące w wynajdowaniu, na przykład nowych pozycji czy fantazji do zrealizowania, tak w kwestii seksu oralnego powinno być jednym z ostatnich źródeł, z których powinno się czerpać wiedzę o tym sposobie zaspokajania kobiety.

Bo jak w porno wygląda cunnilingus, jeżeli w ogóle się tam pojawia? Nogi kobiety to ramiona trójkąta rozwartokątnego, bo między nimi musi zmieścić się i partner, i kamera. Liżący mężczyzna operuje jedynie czubkiem języka, bo kamera musi widzieć waginę, a nie przyssanego do łona glonojada. Wargi sromowe (o ile nie zostały wcześniej zredukowane labiaplastyką) wydają się mieć więcej czucia niż łechtaczka, bo można je bez opamiętania ssać, ciągnąć za nie i podszczypywać. I dziewczynom z porno się to ewidentnie podoba.

Jak ma się to do rzeczywistości? Nijak, bo przecież nie musi – to tylko fikcja. Nieważne, że w „życiowym” seksie wiele kobiet ma tendencje do zaciskania ud, kiedy zbliża się orgazm, preferuje całą powierzchnię języka od czubeczka, a na dodatek wolałoby, aby odczepić się od ich bujnych warg sromowych (o ile takie właśnie mają), bo gdyby intensywne pieszczoty tego obszaru ciała były źródłem rozkoszy, to ich posiadaczki szczytowałyby od samego zakładania majtek.

Całkiem serio wierzę, że myślący ludzie potrafią oddzielić fikcję od rzeczywistości. I choć penetracja w filmach pornograficznych jest realna, to wykreowany przez różową branżę świat seksu jest do imentu sztuczny (niech ktoś mi powie, że po domu chodzi w szpilach na platformie i lateksowej kiecce!). Ta otoczka ma po prostu służyć podniecającej rozrywce. Oczywiście, na rynku filmów dla dorosłych jest sporo filmów instruktażowych, a nawet – jak u Tristan Taormino – edukacyjnych, w których prezentuje się realistyczny seks z towarzyszeniem odpowiednich komentarzy. Ale umówmy się, że większość konsumentów pornografii po takie produkcje nie sięga, wybierając klipy na serwisach z darmowym porno.

Bywa, że kobietom, którym przydarzyli się kochankowie „na pornie chowani”*, wydaje się, że dobry cunnilingus to mit i w efekcie albo zaciskają zęby i pozwalają partnerom na takie pseudopornograficzne występy, albo raz na zawsze wykreślają minetkę z seksualnego menu. Celowo nie wspomnę o tych mężczyznach, którzy być może skutecznie wmówili im, że wagina jest dziwna, brzydko pachnie i wygląda tak, jakby stwórca się pomylił (hm, zupełnie jakbyśmy nie miały już wystarczającej ilości powodów, by czuć się ze sobą źle…), więc jej lizanie to akt uprzejmości, a nie coś, co obydwu zaangażowanym stronom powinno sprawiać przyjemność. A tacy jeszcze mają czelność chodzić po świecie.

Jeżeli więc jesteś jedną z tych kobiet, którym wydaje się, że nie lubią albo właśnie odkryły, że można inaczej niż w porno, wiedz, iż nie ma nic gorszego niż tkwić w życiu seksualnym, które nam się nie podoba, ale nie robimy absolutnie nic, by je zmienić. Być może, mając na uwadze seksualne ego męskie, o którego kruchości tyle się mówi, wolisz nie krytykować tego, co jest nie tak, tylko czekasz w nadziei, że samo się naprawi. A może obawiasz się, że jeżeli choćby zasugerujesz mu chęć zmian, on przestanie cię lubić? Jedno jest pewne: nie robiąc nic, masz prawie jak w banku, że znielubisz seks na dobre.

Mam jednak ogromną nadzieję, że uprawiasz seks z jednym z tych „normalnych”, którzy afirmują obustronną przyjemność i chcą się dokształcać (i uczyć razem z tobą), ponieważ to ich teraz wezmę w obronę.

Najbardziej podstawową przyczyną tego, że oral ssie u praktyków-heteryków jest to, że na dobrą sprawę mają do czynienia z nieznanym, obcym „narzędziem”, którego obsługi muszą nauczyć się od podstaw – na kimś innym. Działają, sprawdzają to, co już wiedzą z różnych źródeł, a to główne ujawniłam kilka akapitów temu. Zdaję sobie sprawę z tego, że cunnilingus nie należy do najłatwiejszych czynności, bo w okolicach waginy bardzo dużo się dzieje – nie tylko wizualnie, ale i anatomicznie, ale naprawdę, wiedzę na temat wprawnego lizania da się posiąść w bardzo przyjemny sposób i w niezwykle krótkim czasie. Praktyka powinna obejmować nie tylko zestawy trików, ale również odkrywanie, które z nich działają na daną partnerkę. I choć już „na mokro” bywa przy tym dużo śmiechu, a także niezręczności, to po jakimś czasie powiedzenie „bardziej w prawo” przychodzi bez trudu.

Dlatego, żeby nie było, że jedynie krytykuję i nie pomagam, przypominam jeden z najpopularniejszych tekstów: Sztuka lizania – podeślij go swojemu partnerowi. Doniesiono mi, że działa cuda. I apeluję: przekroczywszy próg sypialni, nie bójmy się uczyć i nauczać!

Nie ma za co.

* O dziewczynach „na pornie chowanych” pisałam tutaj.

[okładka wpisu]

P. S. Podoba ci się to, co robię? Zapisz się do najseksowniejszego newslettera w sieci, dzięki któremu zyskasz dostęp do ekskluzywnych treści niepublikowanych na blogu! Zero spamu, 100% seksualności.