Seksualność bez seksu

Seksualność bez seksu

Zacznę od tego, że byłam najbardziej zdzirowatą dziewicą: taką, która ogląda porno, na półkach ma różnego gatunku książki o seksie, masturbuje się, a na długo przed pierwszym dotknięciem penisa, miała w ręce (i nie tylko) wibrator. Moja historia udowadnia, że “dziewictwo” nie równa się “boska czystość”, a bezseksie – w rozumieniu „nikt mnie jeszcze nie penetrował” – to nie brak skupienia na własnej seksualności i odrzucenie jej przez zaniedbanie.

Być może to wszystko przez to, że wiedziałam, że moi rodzice nie byli swoimi pierwszymi i jedynymi na wieki partnerami (nauczka dla wszystkich matek-rodzicielek: twoje bystrookie dziecię wie, co się dzieje, gdy zabierasz je na babskie spotkania). Być może wzięło się to z podczytywania babskich gazet z lat ’90, które powoli zaczynały edukować Polki, jak robić striptiz. Być może dorośli nieumiejętnie ukrywali pierwsze siermiężne gazetki dla panów, gdzie szczytem seksowności na bogato była goła pani pozująca z odkurzaczem czy żelazkiem. Być może to wina niemieckiej kablówki czy polsatowskiej Różowej landrynki. Gdziekolwiek leżała tego stanu przyczyna, byłam rozbudzonym seksualnie bachorem. Ale nie czułam się z tego powodu źle, bo w jakiś sposób, może dzięki książkom, wiedziałam, że jest to naturalne. Całkiem serio, uważam, że miałam sporo szczęścia.

Proseksualna powstała z buntu przeciwko nurtowi, wciąż tu i ówdzie popierdującemu, według którego kobiety zamiast seksualności powinny uczyć się seksu, czyli tego jak zadowalać innych bez konieczności zadowalania siebie. Jak, ukrywając swoje seksualne przygody, nie roztrzaskać w drobny mak męskiego ego. Bo seksowność to jedno, a seksualność – drugie. Nie trzeba być seksownym kociakiem, aby rozwijać własną seksualność. Ona doskonale obejdzie się bez tego, co w masowej wyobraźni jawi się jako sexy.

To nie przypadek, że wielu ludzi wciąż uważa seks za nie taki znów wyjątkowy – w szczególności ci wychowani na romantyce, którzy oczekiwali poezji i fajerwerków, a dostali tę brzydką fizjologię. Ci, którzy podchodzili do niego i do żądz własnego ciała zdroworozsądkowo, zazwyczaj żałują, że zaczęli go uprawiać tak późno (badania przeprowadzone na mało reprezentatywnej grupie przyjaciół i krewnych).

Dlatego, sprowokowana nieco komentarzem cudownej Siostry Pasztet:

Screenshot 2014-11-14 09.58.45

postanowiłam podzielić się kilkoma ćwiczeniami, które pozwalają polubić seks dzięki… skupieniu na własnej seksualności i rozpoznaniu jej. Dlaczego bez seksu? Bo, w dużym uproszczeniu, bez partnera/partnerki. Na sztuczki z “Cosmo” jeszcze przyjdzie czas.

1. Czytaj książki o seksie oraz literaturę erotyczną. Może okaże się, że od seksualności typu “casual” bardziej odpowiada ci jej duchowa, tantryczna wizja. Może w publikacji Wielka księga cipek znajdziesz swoje ulubione określenie waginy. Może zbuntujesz się przeciwko poglądom któregoś ze współczesnych seksuologów-celebrytów. Tego typu publikacje pozwalają przyjrzeć się różnym wizjom i poglądom dotyczącym seksu i seksualności, a twoje czytelnicze sympatie i antypatie pozwolą ci zdefiniować własną seksualność.

2. Narysuj swoją seksualną oś czasu. Zamieść na niej to, co pamiętasz z własnej seksualnej historii – od pierwszych przekazów odnośnie seksu, tego, co działo się “na podwórku” aż po najmniej odległe w czasie wydarzenia. Nie tylko odkryjesz, co ukształtowało twoją seksualność, ale również rozpoznasz w jakich momentach życia bardziej lub mniej lubiłaś/lubiłeś swój seks. Może twoje libido spadało, kiedy zmieniało się twoje ciało lub byłaś/byłeś w tym dziwnym momencie pomiędzy ukończeniem studiów a podjęciem pracy? Wzrastało, kiedy odnosiłaś/odnosiłeś sukcesy? Bardziej cieszył cię seks w związku niż przygody na jedną noc? Odczucia towarzyszące sporządzaniu takiej listy to naprawdę cenne informacje.

3. Obejrzyj dokładnie swoje genitalia. Ludzie zbyt wiele czasu spędzają na oglądaniu w lustrze swoich “niedoskonałości” od pasa w górę i od pośladków w dół, bo nimi wypada się interesować, natomiast nie mają pojęcia o funkcjonowaniu i możliwościach własnych wagin czy penisów. Kto ogląda Orange Is the New Black kojarzy pamiętną scenę łazienkową, w której transseksualistka zachęca kobiety, które urodziły się kobietami, do sięgnięcia po lusterko. Dzięki niej “kursantki” odkrywają, że nie mają “tam” wyłącznie jednej dziurki.

4. Napisz opowiadanie erotyczne. Niezależnie od tego czy uważasz, że masz talent pisarski, czy nie, stwórz taką historię, która cię podnieca. Daj pofolgować swoim fantazjom. Nie zastanawiaj się zbyt długo, nie myśl o ewentualnym czytelniku, bo ta historia jest tylko dla ciebie. Plik czy kartkę możesz zachować lub bezpiecznie zutylizować. Z własnego eksperymentu dowiedziałam się na przykład, że nad delikatny seks przedkładam nieco bardziej ostry, a gdy myślę o penisie, bardziej kręci mnie określenie “sztywny kutas” niż “pulsująca męskość”.

5. Uświadom sobie, że pornografia, jak i zabawki erotyczne są dla ludzi. Chociaż porno niekoniecznie odzwierciedla seks w całej jego skomplikowanej naturze, w masie produkcji każdy znajdzie coś dla siebie. Bardzo często, sprzeciwiając się pornografii, tak naprawdę sprzeciwiamy się jej wykreowanemu wizerunkowi. Przełamywanie oporów radzę zacząć na przykład od porno-poradników Tristan Taormino, na przykład Tristan Taormino’s Experts Guide to Female Orgasm. Uprzedzam jednak, że występują tam aktorzy o, mówiąc delikatnie, nieoczywistej atrakcyjności. Gdy zaś idzie o gadżety, to nie jesteś skazana/skazany jedynie na realistyczne repliki narządów płciowych. Era sex shopów w bramie z ich ograniczonym asortymentem już dawno się skończyła. Nowoczesne zabawki cieszą nie tylko zmysł dotyku.

6. Masturbuj się. Z akcesoriami lub bez. Rzadko, a dobrze. Często i dobrze – jak ci tam w lędźwiach hula. Tak długo, jak nie będziesz w stanie sprawić sobie przyjemności i odczuwać z tego powodu wyłącznie przyjemność (a nie, dajmy na to, towarzyszące masturbacji poczucie winy), nie będziesz w stanie odczuwać pełnej przyjemności z partnerem/partnerką. Masturbacja uczy otwartości na potrzeby i doznania własnego ciała.

7. Pozwól sobie na “dziwność” i… zaakceptuj ją. Zapewniam cię, nie jesteś jedyną osobą na świecie, która masturbowała się (lub wciąż to robi) o kant stołu, ogórkiem, próbowała autofistingu czy ocierała się kroczem o poduszkę lub zrolowany koc. To, że inni ludzie nie mówią tego głośno, nie znaczy, że sami nie mają na swoich osiach czasu podobnych historii. Rządzisz swoim ciałem, więc masz prawo z nim eksperymentować (ale nie obwiniaj mnie, jak sobie coś uszkodzisz). Pamiętaj jednak, że nieobecność pewnych zachowań w dyskursie publicznym nie oznacza, że one nie istnieją. Zapewniam, że twoje “dziwactwa” nie są aż tak znowu wyjątkowe.

8. Dbaj o siebie. Ubrania, które pasują, bielizna, której nie powstydzisz się, kiedy ci się poszczęści, ładne perfumy, świeża pościel, wycisk na treningu, nowa fryzura, czekolada, kieliszek dobrego wina, kąpiel z pianką, ciekawa książka, nauczenie się nowej rzeczy – sam/a pewnie masz listę rzeczy, które sprawiają, że czujesz się dobrze. Każdy taką ma. Niedopieszczone ciało i zmysły niekoniecznie chcą się pieścić.

To, że aktualnie przechodzisz okres bezseksia nie znaczy, że twoja seksualność śpi i nie musisz się nią interesować. To jest właśnie najlepszy czas na refleksję. A może sięgasz po ten tekst, bo brakuje ci czegoś w twoim seksie powszednim? Nadchodzący weekend to idealna okazja, aby poświęcić sobie kilka chwil – być może dzięki tym kilku ćwiczeniom pod choinką A. D. 2014 znajdziesz, zamiast tradycyjnych skarpet, prezent od niegrzecznego Mikołaja?

Komentarze zamknięte.
  1. Lady_Pasztet

    19 listopada 2014 at 20:38

    Co za fejm! ;)

    • Nat

      20 listopada 2014 at 18:05

      Fejmu flejm!

  2. Martyna

    16 listopada 2014 at 17:12

    Strzał w 10! Zgadzam się z każdym słowem. No i oczywiście balsam dla duszy, że nie jestem sama ;)

  3. Rufna

    15 listopada 2014 at 17:51

    Jakoś tak się miło robi jak się czyta, że nie było się jedyną tak rozbuchaną seksualnie dziewicą ;)

  4. ola

    15 listopada 2014 at 15:10

    Byłam trzydziestoletnią dziewicą, bardzo rozbudzoną od lat, tylko z różnych przyczyn się nie składało. I to taką totalną fizycznie dziewicą. Zero dotyku mężczyzny wcześniej.

    Za to od dziecka byłam bardzo pobudzona i właściwie nie pamiętam kiedy zaczęłam się maturbować. Przyczym na początku miałam ogromne poczucie winy. Potem dzięki dobrym lekturom mi przeszło.

    Internet powitałam jako późna nastolatka z wielką radością, bo zdecydowanie zwiększał dostęp.

    Trudno bardzo było nie popadać w poczucie winy i kompleksy w mojej sytuacji, ale też lata bycia samej ze sobą, nawet z mojego dość dziwacznego pierwszego razu pozwoliły wziąć coś fajnego.

  5. Aleksandra007

    14 listopada 2014 at 20:44

    Ja też taka byłam, poza wibratorem, tego nie ogarnęłam hehe! Straciłam dziewictwo dość późno na studiach. Wcześniej sporo seksu oralnego, a w okresie nastoletnim ogromnie dużo masturbacji. Nie żałuję. Gdy doszło co do czego, znałam swoje ciało i jego potrzeby. Trafiłam na taki sam ,,przypadek” w osobie pierwszego partnera seksualnego i wiedziałam, że nasze orgazmy to efekt wcześniejszej edukacji. Teraz jestem już sporo starsza, nie mam obecnie partnera, z nikim seksu nie uprawiam, ale mam siebie i swoje ciało, seksualność żywa i wibrująca. :D

  6. Joanna

    14 listopada 2014 at 18:54

    Dzięki za ten wpis. Męczy mnie powszechne poczucie, że seks to tylko stosunek płciowy z inną osobą (a w pozostałych chwilach jest uśpiona albo jej nie ma). Sfera seksualności jest przecież taka skomplikowana. Ja podzielam Twoje zdanie od dawna, ale mam nadzieję, że dziewczyny i chłopcy czytający Ciebie nie będą powielać błędów i przede wszystkim będą lubić swój seks i siebie w seksie :)

    • Joanna

      14 listopada 2014 at 18:55

      „Seksualność” w pierwszym zdaniu, oczywiście. Za szybko myślę, za wolno piszę.

  7. costa

    14 listopada 2014 at 17:39

    Jejku, a myślałam, że jedynie ja jestem tak rozbuchaną seksualnie dziewicą!
    ! (tą w rozumieniu, że jeszcze nikt mnie nie penetrował) Uwielbiam czytać o seksie, oglądać go i poznawać swoje ciało, chociaż nie czuję jak narazie potrzeby podjęcia inicjacji seksualnej, może dlatego, że nie mam partnera i jakoś nie szukam. Fajnie, przeczytać taki tekst, który upewnia mnie o swojej zdrowej normalności ;) Pozdrawiam!

    • Nat

      14 listopada 2014 at 17:57

      One of us, one of us!