Sztuka smagania

Sztuka smagania

Jestem jedną z tych kobiet, które od czasu do czasu robią obiady i pranie, aby na sam koniec dostać za to lanie*.

Dziś opowiem ci o praktyce, dzięki której kobieta może szczytować… bez dotykania waginy. Ja też niedowierzałam – dopóki nie sprawdziłam tej teorii na sobie. Ale ostrzegam: po tym tekście jeździectwo już nigdy nie będzie takie samo.

Bo gadżet, o którym mowa, możesz nabyć na dwa sposoby – w tradycyjnym butiku erotycznym lub… w sklepie jeździeckim. I tylko od ciebie zależy, gdzie skierujesz swoje kroki, by nabyć palcat lub bat jeździecki.

Sama zdecydowanie polecam sklep z akcesoriami dla koni. Dlaczego? Większość batów lub palcatów w sklepach erotycznych jest marnej jakości, a ich cena to raczej opłata za logo niż za wykonanie i długowieczność. Bat kupiony w sklepie jeździeckim pozwala za naprawdę niewielką sumę (ceny przyzwoitych bacików zaczynają się już od 15 złotych) nabyć całkiem ładny gadżet dla nieistniejącego kucyka do swojej sypialni. Czasem nawet ładniejszy niż taki z sex shopu.

Bat czy palcat?

Bat ujeżdżeniowy i bat skokowy (palcat) nie tylko w jeździectwie mają różne przeznaczenia. W sypialni wybór między jednym a drugim zależy od odczuć, które preferujesz. Bat ujeżdżeniowy jest dłuższy, zakończony sznurkiem lub kawałkiem rzemienia i bardziej elastyczny. Bycie smagniętym batem ujeżdżeniowym wywołuje wrażenie ukąszenia, impuls jest krótki i ostry, zaś intensywne uderzanie może powodować powstawanie nacięć na skórze.

Bat skokowy (palcat) jest zdecydowanie krótszy, dzięki czemu łatwiejszy w obsłudze, i zakończony klapką. Klapka sprawia, że odczucia płynące z jego użytkowania są dużo mniej tnące, zaś na ich intensywność wpływa szerokość końcówki (na rynku dostępne są różne kształty klapek – od tradycyjnych kwadratowych przez kółka do bardziej figlarnych typu serduszka, motylki czy głowa kucyka). Pamiętaj, że im węższa klapka, tym bardziej kłuje.

Untitled 2
via gnl.pl

Mniej zaawansowanym w sztuce bondage chicu polecam baty wykonane ze skóry (naturalnej lub sztucznej) – na te z gumy czy włókna szklanego przyjdzie czas. Wybierając bat należy dodatkowo zwrócić uwagę na jego wykonanie, zwłaszcza na sposób wykończenia: zarówno uchwyt, jak i końcówka nie powinny mieć ostrych krawędzi, zaś przy rączce powinna znajdować się pętelka, którą zakłada się wokół nadgarstka – ona nie pozwoli nowicjuszom wypuścić gadżetu z ręki, a kontrola nad akcesoriami to podstawa gry w dominację i uległość.

Nie bój się batów

Wielu osobom, niesłusznie zresztą, smaganie kojarzy się z bólem nie do wytrzymania. W rzeczywistości ostateczne wrażenia zależą wyłącznie od rodzaju preferowanych praktyk – jedni po prostu lubią mocniej, inni – lżej. Delikatne smaganie nie boli w ogóle – przypomina nieco łaskoczące tapnięcia, mocne – zostawia pamiątkowe siniaki. A jest jeszcze cała gama smagnięć pomiędzy.

Z akcesoriami typu bicze, pejcze czy paletki, gdy nie do końca wie się, jak je rozgryźć, najlepiej zaczynać od dupy strony. Jeżeli jesteś hardkorem na miarę Greya, wiesz już, co to są klapsy. Mmmm, klapsy. Sprawiają, że krew napływa w intymne rejony ciała partnera/partnerki, a to wpływa na wzrost podniecenia (teraz już wiesz, dlaczego nie wolno bić dzieci?). W wielu łóżkach zabawa w dominację zaczyna się właśnie od klapsów – pupa to część ciała, która, gdy idzie o zabawy z bólem, jest jedną z najbezpieczniejszych; nawet ta najchudsza.

Bezpieczne części ciała to te, które nie osłaniają ważnych narządów wewnętrznych oraz te, w przypadku których skóra nie znajduje się blisko kości. Sama skóra zaś musi być zdrowa – bez ran, oparzeń czy zbliznowaceń. Więcej o bezpieczeństwie smagania pisałam tutaj.

Jeżeli zabawa boli źle, znaczy, że robisz to źle

Mało komu sprawia przyjemność bycie smagniętym z całej siły już na etapie gry wstępnej, a to błąd popełniany najczęściej przez BDSM-owych nowicjuszy, którym wydaje się, że na tym polega bycie domem/dominą. Jak każda erotyczna gra, i smaganie wymaga odpowiedniej rozgrzewki. Najlepiej zacząć od przesuwania końcówką bata po skórze partnerki/partnera – na tym etapie nie ma „miejsc zakazanych”, aczkolwiek są bardziej i mniej wrażliwe. Te „bardziej” to kark, plecy (zwłaszcza linia wzdłuż kręgosłupa), boki korpusu, wnętrza ud, zgjęcia kolan, spody stóp, zgięcia łokci, wnętrza dłoni. Do łaskotania mogą po jakimś czasie dołączyć lekkie tapnięcia. Pamiętaj: tutaj nie ma miejsca na „za długo”, jeżeli – jako stronie aktywnej – wydaje ci się, że coś trwa za długo, to znaczy, że jest w sam raz! A zresztą, sam/a wywnioskujesz z reakcji partnerki/partnera. Smagnięcia należy intensyfikować powoli, również po to, by wybadać, gdzie leży granica tolerancji partnerki/partnera na ból i na ile możesz sobie pozwolić.

Moja rada: przed ostrzejszym smaganiem, aby rozgrzać skórę, warto zaserwować drugiej stronie kilka klapsów.

Nie zaniedbuj również komunikacji werbalnej – zamiast bardzo mylącego w grach BDSM „tak!” i „nie!”, proponuję ustalenie gradacji, która pozwoli stronie aktywnej trafnie odczytywać sygnały płynące od strony pasywnej. Może to być gra w światła, czyli zielone, żółte i czerwone – powiedzenie „żółte” powinno jasno komunikować partnerce/partnerowi, że jest się na granicy tolerancji bólu, więc kolejne kroki powinna/powinien on/a stawiać dużo ostrożniej. Może to być również gra w numery na skali – słowem, cokolwiek, co pozwoli używającemu bat zrozumieć, na jak wiele może sobie pozwolić.

Odpowiednio rozgrzani partner lub partnerka to fantastyczne pole do dalszych zabaw, zwłaszcza w oczekiwanie. Ze smaganiem jest jak z gwiazdką – niepewność i sam okres przed są dużo przyjemniejsze i naładowane emocjami niż sama gwiazka. Jedna z moich ulubionych gier to przesuwanie palcatem po ciele partnera, po czym zatrzymanie go w miejscu, które zamierzam konkretnie smagnąć i… czekanie. Kilka, kilkanaście sekund, czasem minutę. Działa.

Kolejnym sposobem na urozmaicenie zabawy z batem jest różnicowanie siły smagnięć i nadawanie im konkretnych rytmów (na przykład tap-tap-tap-ŁUP-tap-tap-tap…), a gdy partner/ka się do nich przyzwyczai – trzeba go/ją zawieść i… zmienić rytm. To działa tak samo jak gra w oczekiwanie. To naprawdę niebywała przyjemność obserwować drugą stronę, jak wije się niecierpliwie lub – to ci bardziej powściągliwi – spina tylko niektóre mięśnie, spodziewając się uderzenia.

Orgazm (prawie) bez dotykania

Zastrzegam: ten patent nie działa na każdą, co nie oznacza, że nie możesz spróbować… Aby się udało, partnerka musi być bardzo podniecona, niemal na skraju orgazmu. Sztuka polega na smaganiu wewnętrznej strony ud, gdy „ofiara” siedzi w rozkroku z podkurczonymi nogami (dla miłośniczek ostrzejszych doznań: z nadgarstkami przywiązanymi do kostek i/lub opaską na oczy; pięty blisko pośladków). Ta pozycja znacznie ułatwia uderzanie środkowej partii ud i stopniowe pięcie się ku górze. Zapomnij jednak o uderzaniu genitaliów! Wariantem – tylko dla wprawionych – może być uderzanie obydwu ud naprzemiennie, gdy partnerka jest w klęku podpartym z szeroko rozstawionymi nogami.

W przypadku każdej ze złych zabaw należy pamiętać, że powinny one mieć miejsce w relacjach, w których obydwie strony darzą się zaufaniem i szacunkiem. Oddanie komuś swojego ciała we władanie to bardzo odważny i bez wątpienia oddziałujący na psychikę samych zainteresowanych krok. Każda para musi przy tym znaleźć swój sposób na układ dominacji i uległości – dla jednych będzie to wchodzenie w role strażniczki i więźnia, dla innych wprowadzanie gadżetów BDSM i ciągłe przesuwanie granic. Najważniejsze to nie robić niczego wbrew sobie. Wtedy boli dobrze.

* Copy by Same Suki.