Zarządzanie orgią

Zarządzanie orgią

Seks grupowy to jedna z tych rzeczy, których ludzie z reguły próbują tylko raz w życiu. Bo wielu z nich z takich przygód wychodzi sparzonych (a raczej – rozwiedzionych) i z pokiereszowaną psychiką. Niespecjalnie mnie to dziwi, bo skoro miewamy problemy z seksem we dwoje, jak mielibyśmy podchodzić do tego uprawianego w większym gronie? Czas rozpracować to kulturowe tabu. 

Orgie mogą stanowić doskonałe narzędzie edukacyjne. Udział w nich pozwala nie tylko dobrze się bawić, ale również poznawać ekspresję seksualną innych ludzi, co może stanowić niezłe źródło podniet oraz… inspiracji. Ale aby było to doświadczenie przyjemne potrzeba nam nie tylko edukacji własnej, ale i otwartości. Tylko dzięki tym kilku czynnikom seks grupowy może z jednorazowego doświadczenia „z taką pewną nieśmiałością”, w które weszliśmy z ciekawości, stać się czymś, co będziemy chcieli robić wcześniej.

Ale wtedy istnieje duże prawdopodobieństwo, że kac będzie podwójny: alkoholowy i moralny. Dlatego postanowiłam przygotować was do orgietki, do której alkohol nie będzie koniecznym dodatkiem.

Seks grupowy (na potrzeby tego wpisu nazywam go również orgią) to, jak podaje wikipedia, „zjawisko antyrodzinne”. Nie był tak pojmowany od zawsze – w czasach starożytnych stanowił element obrzędów ku czci bogów. Może ludzie twierdzili wtedy, że Ziemia jest płaska, ale przynajmniej potrafili korzystać z życia i byli nieco mniej poblokowani seksualnie. Orgie przeniosły się w sferę tabu wraz z nastaniem „naszej ery” i z biegiem lat zaczęto je kojarzyć bardziej z praktykami sekciarskimi czy – w szczególności w latach ’60 i ’70 XX wieku – z hipisami w sandałach i rewolucją seksualną. Słowem: niczym, z czym porządny obywatel chciałby mieć do czynienia. Epidemia AIDS nieco ukróciła napaleńcze zapędy i sprawiła, że do seksu grupowego zaczęto podchodzić dużo bardziej ostrożnie (niektórzy okrzyknęli tę epidemię karą za grzech rozwiązłości) i w sposób nieco bardziej kontrolowany. Jednak w świadomości wielu ludzi orgie do dziś jawią się jako wynaturzenie.

Współcześnie, gdy idzie o seks grupowy, nie obowiązują nas zakazy inne niż te narzucane przez własny kodeks moralny. Tak długo, jak odbywa się wśród świadomych i wyrażających na to zgodę dorosłych, którzy nie myślą o sobie i o współuczestnikach źle, wszystko jest w porządku. Ciekawość „jakby to było” możemy zaspokajać we własnych czterech ścianach lub na specjalnie organizowanych imprezach. Nie powiem wam jednak, co robi się podczas orgietek (bo to sprawa bardzo indywidualna), ale jak się do nich zabrać.

Ona by chciała do trójkąta

Na dobrą sprawę seks grupowy zaczyna się już od pary +1.

Opowiem wam historię mojej przyjaciółki, wprawionej użytkowniczki Tindera, która właśnie dzięki tej aplikacji, choć szukała seksu, poznała swojego (już od dawna byłego) faceta. Gdzieś na początku związku, kiedy uprawiali seks zawsze i wszędzie, od słowa do słowa dogadali się, że zafundują sobie trójkąt z inną dziewczyną. Ustalanie przebiegło tak: on powiedział, że chce bardzo, a moja przyjaciółka, która nieco się wahała, stwierdziła, że jeżeli poznają odpowiednią osobę i nadarzy się okazja to może… Co wydarzyło się dalej? Facet zorganizował wszystko w ciągu trzech dni – biseksualną dziewczynę chętną do trójkąta, randkę we troje (u tej dziewczyny w domu) i paczkę prezerwatyw. Na dzień przed planowanym trójkątem L. wpadła do mnie pełna wątpliwości. Kiedy opowiedziała mi o swoich planach i zapytała, co ja o tym myślę, odpowiedziałam: „L., jak dobrze cię znam, tak po tym trójkącie ktoś będzie płakał i to będziesz ty”.

Nie spotkali się z tą dziewczyną, a kiedy L. wycofała się, facet trochę jęczał, trochę się obraził. A w ogóle wiecie, jak on wyobrażał sobie trójkąt? „Ręce. Wszędzie będą ręce”.

Ale to jeszcze nie koniec. Moja przyjaciółka postawiła warunek: będzie trójkąt, jeżeli doprowadzisz mnie do orgazmu (co, nawet przy tak dużej ilości seksu, się dotychczas nie zdarzyło). Finał ich historii jest taki: zanim doprowadził ją do orgazmu, już po tym jak ustalili, że są ze sobą na wyłączność, L. odkryła, że nie jest tą jedyną.

Przeanalizujmy, co w tej historii poszło nie tak (spoiler alert: wszystko). Po pierwsze: w początkowych ustaleniach zabrakło wyraźnej i entuzjastycznej zgody ze strony kobiety. „Może kiedyś…” wielu bardziej zaawansowanych w odczytywaniu komunikatów uznałoby po prostu za „nie”. W tym wypadku to facet nie zrozumiał. Po drugie: wybór partnerki nie był ich wspólną decyzją. Po trzecie: facet nie potrafił przełknąć tego, że L. się wycofała. Po czwarte: zaproszenie innych osób do sypialni musi zostać poparte czymś więcej niż „Wszędzie będą ręce”. Po piąte: trójkąta, jak i laski, nigdy nie powinno się traktować jako nagrody za coś. Bo to „coś” może przyjść wcześniej niż się spodziewamy, więc nie warto igrać z czasem.

To nic złego chcieć do trójkąta. Zanim jednak do niego dojdzie powinniśmy przede wszystkim upewnić się, że partner/ka jedzie na tym samym wózku. Bo nawet jeżeli ma ochotę na trójkąt, to może się okazać, że w innej konfiguracji niż to sobie wyobrażamy (na przykład z dwoma mężczyznami zamiast dwóch kobiet). Dlatego, jeżeli partner/ka odmawia, jego/jej decyzja powinna zostać uszanowana. Być może z biegiem lat zmieni zdanie, a być może nie zmieni go nigdy. Próby przekonania jej/go, kiedy się waha nie przyniosą nic dobrego. Dużo łatwiej z takiego nagabywania wyczytać „Ja mu/jaj nie wystarczam” niż „Chcę, żeby nam było fajnie”. Wywieranie na kimś presji jest naprawdę słabym posunięciem. Decyzja o takiej zmianie w życiu seksualnym powinna wynikać z autentycznej chęci, a nie z przymusu.

W ustaleniach początkowych nie może więc zabraknąć wyraźnego i świadomego „tak” („może kiedyś…” nim nie jest!), szczerej rozmowy o tym, czego pragniemy i czego w związku z tym przedsięwzięciem się obawiamy. Niemniej ważna jest decyzja o tym, kto powinien do nas dołączyć – kobieta czy mężczyzna? Ktoś nam znany czy nie? Teoretycznie znana osoba wydaje się bezpiecznym wyborem, ale tu następuje bardzo duże prawdopodobieństwo, że zrobi się na tyle dziwnie, że… stracimy przyjaciela.

Zanim jednak przystąpimy do poszukiwań, konieczne będzie ustalenie pewnych granic: na jakie praktyki się zgadzamy (co nie oznacza, że z czasem nie możemy tej listy ograniczyć lub rozszerzyć!)?; gdzie będziemy szukać tej osoby? (w internecie, na 3nderze, na imprezie czy w klubie dla swingersów?)?; gdzie będziemy uprawiać seks (we własnym mieszkaniu, w hotelu, u naszego +1, podczas swingu)? Takie planowanie nie zabija całej frajdy – frajdę zabijają niedogadane szczegóły, kiedy nagle okazuje się, że partner/ka robi coś, co nam nie odpowiada czy partner nie zmienia prezerwatywy podczas zmiany penetrowanej osoby. Poza tym przed przystąpieniem do akcji bardzo ważne jest poinformowanie +1 o wcześniejszych ustaleniach i upewnienie się, że on/a się z nimi zgadza.

Nie zapominajmy o bezpieczeństwie: przed kontaktem seksualnym z nową osobą powinniśmy poprosić o jej wyniki badań i sami się przebadać. Jeżeli +1 nie przedstawi wyników badań, mamy dwa wyjścia: podziękować i wymiksować się z tej zabawy lub przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności, czyli sięgnąć po kondomy, maski oralne (w tej roli równie dobrze sprawdzi się rozcięta prezerwatywa) czy rękawiczki. I najważniejsze: nie maczać podwójnie.

Poza tym, aby takie spotkanie uczynić erotycznym, niekoniecznie musi nastąpić penetracja (0bojętnie którego otworu). Pierwszym krokiem może być równie dobrze zmysłowy masaż we troje czy, w zależności od preferencji, zaproszenie kogoś, kto będzie tylko patrzył.

Pamiętajcie też, że seks w trójkącie (czy większym gronie) to nie konkurs na seksualny performance, a coś co powinno przynosić radość. Nie ma powodów dla których ktoś, kto zazwyczaj ma satysfakcjonujący seks, miałby zacząć zachowywać się jak gwiazda porno tylko dlatego, że ma widownię. W orgiach chodzi o to samo, co w naszym seksie powszednim: o przyjemność, nie o popis. Nie musicie robić nic więcej (ani mniej) niż robilibyście zazwyczaj.

Zasady dotyczące zabaw w trójkącie mają zastosowanie również wtedy, kiedy znajdziemy się w większym gronie.

Czy czworo to już tłum? 

Orgia powinna być przede wszystkim dobrą zabawą świadomych dorosłych. Jest impreza, jest alkohol, jest grono napalonych ludzi i powoli robi się z tego obraz Boscha. Zagadka: kto wybiega z płaczem?

a) popsujzabawa

b) zazdrosna dziewczyna/zazdrosny facet

c) ktoś, kto znalazł się tu przez przypadek

Wszystkie odpowiedzi są poprawne. W większości przypadków ktoś kończy pokiereszowany dlatego, że nie uświadomił sobie, że ma wpływ na sytuację, w której się znalazł. Każdy ma prawo się wycofać. Każdy ma prawo uczestniczyć w seksie grupowym na swoich zasadach, o ile te nie przekraczają granic ustalonych przez innych uczestników. Bo można wyłącznie patrzeć, o ile pozostali się na to zgadzają i można nie życzyć sobie być oglądanym przez ludzi, którzy nie biorą udziału w akcji. Można nie chcieć być dotykanym przez tę czy inną osobę, ale przez inną tak. Można po prostu uprawiać seks ze swoim partnerem/swoją partnerką obok innych par uprawiających seks. Bardzo ważne jest jednak to, abyśmy czuli się bezpiecznie i komfortowo. Jeżeli ktokolwiek w towarzystwie zachowuje się w sposób nieakceptowalny, należy tę osobę usunąć albo poszukać innej imprezy. Jako uczestnicy nie ponosimy odpowiedzialności za dyskomfort (lub nadmierną swobodę) tych, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie, więc jeżeli ktoś robi nam krzywdę, nie oznacza, że prosiliśmy się o to i że tę osobę usprawiedliwiają okoliczności.

Pamiętajmy przy tym, aby również myśleć o przyjemności tych, z którymi weszliśmy w interakcję. To też ludzie, a nie narzędzia do zaspokajania naszych najwyuzdańszych żądz. Tak na marginesie dodam, że orgia to nie miejsce zemsty na byłej dziewczynie naszego chłopaka (jeżeli jest ona obecna) i patrzenie jej w oczy, kiedy on robi swoje. To też nie miejsce odbijania partnerów. Pomyśl o orgii jak o placu zabaw dla dorosłych, którzy umieją sami rozwiązać konflikt o foremki do piasku. To naprawdę da się zorganizować tak, aby było przyjemnym, a przynajmniej zabawnym wspomnieniem.

Najważniejsze na koniec: zanim skorzystamy z dobrodziejstw seksu grupowego, nie zapomnijmy zawczasu przegadać sprawy z partnerem/partnerką. Taka okazja może bowiem nadarzyć się nieplanowanie. A kiedy połowa ludzi w pokoju jest nago, na tego typu dialogi jest już za późno. Wtedy ani chwycenie partnera/partnerki za rękę i popłynięcie z prądem, ani plucie sobie w brodę, że uciekliśmy, nie będzie szczęśliwym zakończeniem.

Jeżeli jednak mamy problemy z zazdrością i stuprocentowa monogamia to „nasza rzecz”, a seks to dla nas najintymniejsza część życia, którą chcemy dzielić tylko z jedną osobą, nie ma co wskakiwać do tego jeziora. Tak samo w przypadku partnerki czy partnera: zaakceptujmy fakt, że nie każda rybka lubi pływać.

P. S. Wpis dedykuję Siostrze Pasztet.

Komentarze zamknięte.
  1. lex31

    10 marca 2015 at 15:05

    W temacie „grupowym” wielkich doświadczeń nie mam. Było raz – 2K+ja – z czystej ciekawości. Veni, vidi, vici – i choć od powtórki się nie odżegnuję, to i specjalnie do niej nie dążę. Wniosek był prosty – co bym nie robił, koniec końców, mam tylko jeden „koniec”, więc obu na raz nim nie obdzielę. I coś jeszcze – od partnerki wymagam oddania się w 100%. W zamian chcę jej dawać tyle samo siebie – a kiedy partnerki są dwie, jednak trudno jest dać im tyle samo. Ciekawe, czy w przypadku trójkąta 2M+K czułbym tak samo? ;) Miałem szansę spróbować również tego, a jednak w ostatnim momencie odezwał się we mnie egoizm (nie rusz mojej zabawki!) i odprawiłem tego drugiego ;)

  2. Domina w dresie

    5 lutego 2015 at 08:41

    Do orgii jeszcze nie dorosłam, że tak to ujmę. Trójkąty mam za sobą i bardzo miło je wspomina, bez żadnego kaca moralnego, ale do pierwszego dojrzałam dopiero po 2 latach przemyśleń. W momencie, gdy byłam pewna, że nie pojawi się ani gram zazdrości o mojego partnera. Do tej pory jednak, mam obawy co do trójkata z dwoma facetami, a dopóki mam choćby minimum obaw nie wejdę w taką relacje, bo skończy się płaczem i kacem moralnym, zamiast miłych wspomnień

  3. Antoslav

    15 stycznia 2015 at 02:46

    Ehhh moim zdaniem trzeba być bardzo, bardzo ostrożnym, żeby w odpowiednim czasie, albo nawet w ogóle powiedzieć partnerowi/partnerce o trójkącie. Jeśli padnie odpowiedź „nie, nie chce się Tobą dzielić” to ok. A co jeśli padnie odpowiedź „chętnie zrobiłabym to z dwoma facetami/ zrobił z dwiema dziewczynami”, a my myśleliśmy o czymś przeciwnym… Ja nie chciałbym trójkąta, ale nie chciałbym sytuacji w której bym chciał, a okazało się że druga strona też, ale w innej konfiguracji, na którą ja wcale nie mam ochoty. W ogóle to chyba nie dla mnie. Kręci mnie jak ktoś patrzy na nas, albo może jak my byśmy patrzyli na kogoś, ale dzielenie się nie wchodzi w rachube. Generalnie trudny temat.

    • Nat

      15 stycznia 2015 at 08:13

      Temat jest raczej delikatny, nie trudny. Bo jeżeli pragnienia dwóch osób się gdzieś tam rozmijają, to trudno robi się wtedy, kiedy zaczynamy się spierać, nawzajem przekonywać, że „moje lepsze niż twoje”, zamiast po prostu przejść z czyjąś odmową do porządku dziennego. Niestety, niewielu ludzi, usłyszawszy „nie”, odpuszcza. I właśnie wtedy robi się kwas. Dlatego najważniejsze jest przegadanie wątpliwości z drugą osobą.

      Bo „nie chciałbym sytuacji, w której bym chciał”, no ale co by się stało, gdyby okazało się, że rzeczywiście te chcenia, tu dotyczące konfiguracji, się nie pokrywają i ostatecznie tego trójkąta by nie było? Pamiętajmy, że więcej łez przelano z powodu marzeń, które się ziściły, niż tych, które pozostały wyłącznie marzeniami.

  4. Magdalena Łabędź

    21 grudnia 2014 at 22:45

    haha. po tytule spodziewałam się tekstu rodem z pamiętnika dr Susan Block, a tu proszę :)

  5. Aurora

    18 grudnia 2014 at 11:15

    Ja tam jednak wolę mieć całe ciastko dla siebie, nie mniej nie krytykuję cudzych smaków :) a i cały blog mi smakuje wysmienicie :D

  6. Zielona

    17 grudnia 2014 at 14:20

    Jestem Ci niesamowicie wdzięczna za ten tekst… Mój chłopak od dawna marzy o seksie grupowym i rozmawia o tym, na spokojnie, nie zmusza, ale łagodnie próbuje mnie do tego zachęcić. Nie jestem do tego przekonana, zwłaszcza, że wiążę z nim plany na całe życie, a nie sądzę, żeby taka przygoda miałaby dobrze zadziałać na moją psychikę. A ostatnie zdanie o wskakiwaniu do jeziora, (w którym zjadłaś „nie”) upewniło mnie, że też nie powinnam się do tego zmuszać, skoro nie do końca mnie to kręci. Nat, dziękuję!

    • Nat

      17 grudnia 2014 at 14:30

      Cieszę się, że mogłam pomóc :)
      I dzięki za wskazanie błędu!

  7. Lady_Pasztet

    17 grudnia 2014 at 13:20

    Zarządzanie orgią bardzo pouczające Siostro, co więcej myślę, że gdyby wszyscy stosowali się do tych, zaiste ZŁOTYCH, reguł we dwójkę to świat byłby lepszym miejscem.
    Trójkąty są kuszące, czworokąty to chyba już lekki tłum, ale jak zwykle chyba wszystko rozbija się o komunikację. Jak nagle obgadać to wszystko z potencjalnymi partnerami? To wymaga więcej odwagi niż pokazanie się nago kilku osobom.

    Dzięki Siostro! Dzięki Tobie, gdy nadaży się okazja, będzie szansa na to, że z orgietki wyjdzie więcej niż „Ręce. Wszędzie widzę ręce.” :)

    • Nat

      17 grudnia 2014 at 13:32

      Ja w ogóle uważam, że gdybyśmy potrafili otwarcie i w normalny sposób mówić i rozmawiać z innymi o seksie, to świat byłby o wiele lepszym miejscem.

    • Aurora

      18 grudnia 2014 at 11:12

      Dlatego zaczęłam pisać takiego a nie innego bloga ;)