Jak zarabia seksblogerka? | Afiliacja

Jak zarabia seksblogerka? | Afiliacja

Wiele osób, które zamierzają założyć blogi o tematyce podobnej do mojej, zastanawia się, czy da się jakoś zmonetyzować seks. Słowem: czy będzie z tego haj$? Cóż, prawda jest taka, że pewnie nie. Albo nie taki, jaki sobie wyobrażasz, obserwując na Instagramie życie internetowych influencerek i influencerów.

Zacznę od tego, że 2012 rok, kiedy powstała Proseksualna, był czasem dużych kampanii marketingowych z udziałem influencerów. Blogerzy i blogerki jeździli po świecie, reklamując różne produkty i usługi, uczestniczyli w dużych imprezach PR-owych. Z biegiem lat podobnych kreatywnych kampanii reklamowych było coraz mniej. Rok 2017 to apogeum zmian w kwestii zarabiania na blogach – współcześnie blogerzy i blogerki stawiają raczej na własne projekty i produkty, świadczą usługi w dziedzinach, w których są kompetentni, wydają książki, a afiliacja staje się coraz popularniejsza.

Jak zarabiać online?

Zarabianie online – mityczna działalność, która miałaby polegać na surfowaniu w internecie, jak w spam komentarzach dowodzi samotna matka zarabiająca 500 dolarów dziennie, na dodatek bez wychodzenia z domu. Niestety, zarabianie online w wersji „tak po prostu” nie istnieje, bo aby zarabiać online pieniądze do wydawania offline, trzeba włożyć w to przedsięwzięcie nieco wysiłku.

W dobrej sytuacji są osoby, które w sieci już coś sobą reprezentują – mają blogi, kanały na YouTube, niezłą pozycję na forach dyskusyjnych, rzesze fanów w mediach społecznościowych. Bo ktoś, kto tworzy treści i ma jakąś rzeszę odbiorców, naprawdę jest w stanie zarabiać online. Na przykład na afiliacji. I ja również z tej możliwości korzystam.

Czym jest afiliacja?

Najprościej rzecz ujmując, afiliacja to układ pomiędzy sprzedawcą a wydawcą, w którym wydawca poleca jakieś produkty lub usługi swoim odbiorcom, a gdy ci zdecydują się je kupić, sprzedawca odpala wydawcy procent od sprzedaży. Wysokość stawki różni się od programu do programu i może wynosić od kilku do kilkudziesięciu procent prowizji, zdarzają się również konkretne kwoty za wygenerowanie sprzedaży oferowane zamiast stawek procentowych. To, czy sprzedaż nastąpiła, jest śledzone dzięki linkom lub banerom partnerskim, które zawierają identyfikator danego wydawcy. Link partnerski łatwo odróżnić od „zwykłego linku”, bo zazwyczaj zawiera w sobie jakiś kod. Dla przykładu:

Link „zwykły”: https://panel.webepartners.pl/account/register

Link partnerski: http://webep1.com/Zobacz/To?a=11418&mp=286&r=L0FjY291bnQvUmVnaXN0ZXI1

Aby osoba tworząca treści zarobiła dzięki sprzedaży wygenerowanej przez link afiliacyjny, kupujący nie muszą sięgać po konkretny produkt, który poleciła – zwłaszcza, gdy link odsyła do sklepu oferującego różne towary. Sprzedającemu wystarczy odnotowanie, że klient zawitał u niego dzięki poleceniu przez danego wydawcę, bo procent od sprzedaży zostanie naliczony niezależnie od kwoty zakupu. To samo tyczy się sytuacji powracających kupujących. Większość programów partnerskich przechowuje cookies przez 30 dni, choć zdarzają się i takie, u których ten okres to 90 dni. Oznacza to, że jeżeli kupujący powróci do sklepu przed upływem terminu wygaśnięcia plików cookies, nawet nie przez link afiliacyjny, tylko z wyszukiwarki lub historii przeglądania, osoba, która przekierowała go na tę stronę i tak otrzyma prowizję.

Dlaczego afiliacja?

Dlaczego więc zdecydowałam się udział programach afiliacyjnych? Przede wszystkim dlatego, że afiliacja jako sposób na zarabianie jest łatwa i nie wiąże się z żadnymi dodatkowymi kosztami dla kupujących, ani dla mnie – wprost przeciwnie. Uczestnicząc w programach partnerskich, twórcy treści mogą m.in. negocjować kody promocyjne, zniżki lub gratisy dla swoich czytelników. Programy partnerskie to również dobry sposób na promowanie tych biznesów, z którymi chce się być kojarzonym. Sama zaprzestałam więc przyjmowania do testów produktów, w recenzjach których nie mogłabym umieścić linków partnerskich. Już jakiś czas temu postanowiłam, że nie będę przynosić profitów markom, które nie chcą dzielić się swoimi profitami ze mną.

Afiliacja jest ponadto dobrym sposobem na sprawdzenie rynku, trendów, tego, co zadziała, a co nie, jakim markom ufają konsumenci. Bez żalu opuszczam więc te programy, które nie generują żadnych dochodów, bo to znak, że sprzedawane w ich ramach produkty lub filozofia marki nie trafiają do ludzi, do których trafiam ja. Wbrew pozorom, ta wiedza okazuje się niezwykle przydatna.

Moje podejście

Niektórzy twórcy, przystępując do programów afiliacyjnych, chcą sprzedać cokolwiek komukolwiek, byleby na koncie pojawiły się słodkie prowizje. Zaczynając swoją przygodę z afiliacją, postawiłam na nieco inne podejście. Podejmuję się uczestnictwa w programach partnerskich marek i sklepów, które dostarczają odbiorcom towary lub usługi wysokiej jakości, takie, które mogę bez cienia zażenowania polecić czytelni(cz)kom. Jeżeli tymi produktami są gadżety erotyczne, muszą one pochodzić z pewnych źródeł i być wykonane z bezpiecznych dla ciała materiałów, jeżeli jest to pornografia – musi być tworzona i dystrybuowana w sposób etyczny.

Od początku założyłam też, że środki z afiliacji będę przeznaczała na rozwój Proseksualnej – pieniądze zarobione dzięki programom partnerskim wydaję więc na opłacenie hostingu i domeny, zakup książek, przedmiotów do recenzji, a także udział w kursach, które pomagają mi rozwijać się jako sekspertka i tworzyć jeszcze lepsze treści. Dochody z afiliacji pozwalają mi też wysyłać nagrody i gadżety do testów osobom, które biorą udział w konkursach lub recenzują produkty.

Będę jednak zupełnie szczera: w absolutnej większości przypadków afiliacja nie jest sposobem na łatwy i szybki zarobek. Wprost przeciwnie – wymaga wysiłku wkładanego we wszystkie tworzone treści (nie tylko te sprzedażowe), budowania więzi z odbiorcami i a także ciągłego sprawdzania, czy czuję się dobrze, polecając dany produkt.

Jak wspierać ulubionych twórców?

To proste – kupując przez ich linki afiliacyjne. Dzięki nim twórcy i twórczynie treści w internecie mogą generować zarobek na tym, co oferują swoim odbiorcom. Aby wspomóc ulubionych blogerów i blogerki, możesz przed zakupem wyczyścić cookies i przejść do sklepu przez ich link afiliacyjny. Czyszcząc cookies, upewniasz się, że procent od twojej transakcji trafi do tej osoby, którą chcesz wesprzeć. Jest też druga możliwość – aby pokazać blogerom wielki środkowy palec, bo nie chcesz, aby ktokolwiek czerpał korzyści z treści, którymi dzieli się z tobą z pasji, możesz wyczyścić cookies i dokonać zakupu, wchodząc do sklepu normalnie. Albo kupić interesujący cię produkt u kogoś innego. Upewnisz się tym samym, że nikt na tobie nie zarobi (no, może poza sprzedającym).

Serio, jako konsument/ka treści masz tę moc i wybór. Myślę, że warto z niego korzystać.

Wpis powstał we współpracy z siecią WebePartners.

okładka wpisu: pixabay

Komentarze zamknięte.