Body positivity | Między nienawiścią a miłością do ciała

Body positivity | Między nienawiścią a miłością do ciała

Nie przyszłam na świat po to, aby mieć piękne ciało. 

Czasem zastanawiam się, czy powinnam nie chcieć czegokolwiek w swojej cielesności zmieniać. Bo tak na dobrą sprawę chcę – chcę poprawiać swoją sprawność ruchową, swoją siłę, być dużo bardziej nawodniona. Często rysuję na swojej twarzy nową twarz. Wiem natomiast jedno – nie oceniam siebie jako osoby tylko przez pryzmat tego, co widzę w lustrze i ile litrów wody udało mi się w siebie wlać. Wiem też, że nie muszę zawsze lubić w sobie wszystkiego, ale nie zmienia to faktu, że mam wybór, by być dla siebie i swojego ciała uprzejma i dobra, a czasem nawet zwyczajnie pobłażliwa.

Nie ukrywam, że dojście do takiego stanu było (i nadal jest!) procesem, a nie czymś, co zdarza się w ciągu jednej nocy. Cały czas przekonuję się na własnej skórze, że można jeść zdrowo bez nienawiści do ciała. Można ćwiczyć bez nienawiści do ciała. Można przeglądać kolorowe magazyny bez nienawiści do ciała. Można założyć strój kąpielowy bez nienawiści do ciała.

Nie tylko plus size

Ciałopozytywność, wbrew wielu przekazom medialnym, nie jest wyłącznie dla grubych ludzi. Ruch body positivity opiera się na celebrowaniu i akceptowaniu różnorodności – w kontrze do idei, że tylko pewne formy cielesności zasługują na poważanie. Chodzi tu nie tylko o rozmiar, ale też inne aspekty wyglądu zewnętrznego, takie jak owłosienie, fryzura, czy po prostu imidż, a także sprawność fizyczną, zmiany chorobowe na ciele, słowem – całą historię, którą dane ciało opowiada. Body positivity to taki trochę korporalny feminizm, czyli hołdowanie idei, że wszystkie ciała są równe i powinny być szanowane oraz reprezentowane po równo. Nie chodzi więc o „akceptuję i szanuję tylko takie ciała, które wyglądają, jak moje”, a o „akceptuję i szanuję wszystkie ciała”.

Różnorodność, którą body positivity promuje, sprawia, że w efekcie mniej skupiamy się na własnym ciele. Im dłużej i częściej z czymś obcujemy, tym mniejsze robi to na nas wrażenie. To już nie kwestia tego, czy musimy zmienić się my, czy bardziej ogólnie – społeczeństwo. Bo zmienić się muszą obydwie te rzeczy równocześnie.

Konsekwencje nienawiści do ciała

Długotrwałe negatywne podejście do własnej cielesności może mieć poważne konsekwencje, między innymi w postaci nieustającego poczucia wstydu, odosobnienia od innych ludzi, depresji, a nawet całkowitego zaprzestanie tych aktywności, które są dla zdrowia psychicznego i fizycznego dobre, m.in. ćwiczeń, uprawiania seksu, a nawet odwiedzanie lekarzy. Osoby, które nie nawidzą swoich ciał, zdradzają tendencje do podejmowania ryzykownych zachowań seksualnych, na przykład współżycie z przypadkowymi partner(k)ami bez zabezpieczenia.

Najciekawsze jest to, że nikt nie rodzi się z zaprogramowaną niechęcią do ciała, jest ona bowiem czymś, czego uczymy się, dorastając i co utrwalamy, funkcjonując w społeczeństwie.

Kilka strategii ciałopozytywności

Akceptacja ciała nie jest więc punktem dojścia – to codzienne działanie. I jest to łatwe – od momentu, w którym uświadomimy sobie, że wcale nie jest trudne.

1. Podjęcie decyzji o samoakceptacji – i niech to będzie autentycznie decyzja. Zbyt często udajemy, że decydujemy się na jakieś działanie, gdy tak naprawdę tylko badamy grunt, by sprawdzić, w którym momencie zrobi się niewygodnie. Na przykład akceptujemy swoje ciało do czasu, kiedy trzeba założyć szorty.

I w sumie właśnie na tym to polega. Na brnięciu również w te chwile, kiedy samoakceptacja będzie się chwiała. Obiecuję, że pojawią się momenty, które nią zachwieją. Body positivity nikogo nie czyni w stu procentach odpornym na presję ze strony środowiska lub mediów odnośnie tego, jak należy się prezentować. Body positivity nie wymazuje wpojonych wersji tego, co uważamy za akceptowalne i piękne, zmienia jednak czas negatywnej reakcji – na przykład skraca go z tygodnia do jednego popołudnia poświęconego na złe samopoczucie. A to już coś.

2. Kwestionowanie własnej brzydoty. Brzydota nie jest jakimś niezależnym bytem, jest koncepcją, na dodatek bardzo zmienną koncepcją (podobnie, jak uroda). Zadawanie sobie pytania „I co z tego?”, gdy pewne kompleksy dają o sobie znać, naprawdę pomaga! W końcu konwencjonalna atrakcyjność fizyczna nie definiuje tego, jakimi jesteśmy osobami. Warto pamiętać, że nie ma ludzi w stu procentach brzydkich, ani w stu procentach pięknych.

3. Działanie ze swoim ciałem, nie przeciwko niemu. Czasem będzie to oznaczało działanie przeciwko modnym aktualnie planom treningowym lub dietom. Body positivity to sprzeciw wobec gnębienia samej/samego siebie w imię mód. Dużo lepsze rezultaty osiągamy, gdy oddajemy się takim aktywnościom fizycznym, które naprawdę lubimy, nie wymierzamy sobie kar za zachcianki (ale też nie myślimy o tych zachciankach jako nagrodach czy „grzesznych przyjemnościach), a zwyczajnie zaspokajamy swoje aktualne potrzeby. Nie wartościujemy tych potrzeb, nie traktujemy ich ani jako złe, ani jako dobre.

4. Zmiana uwagi negatywnej w pozytywną. Niektórym bardzo dobrze idzie namierzanie niedoskonałości u innych ludzi – bardzo często dlatego, że te niedoskonałości przypominają nam o czymś niefajnym w nas samych. Świat naprawdę staje się dużo lepszym miejscem, gdy skupimy się na docenianiu tego, co nam się w tych innych ludziach podoba, nawet kosztem fantazjowania na temat, co może oznaczać ich uśmiech, błysk w oku, lekki chód. Najlepiej bez negatywnego porównywania się z podziwianą właśnie osobą!

Jeżeli to wydaje się zbyt trudne, warto zwrócić się ku strategii akceptacji zamiast reakcji – po prostu zarejestrować czyjąś obecność, bez skupiania się na szczegółach jej/jego cielesności, imidżu, bez zastanawiania się, czy ten ktoś nam się podoba, czy nie. Prawdziwe życie to nie Tinder, nie musimy nastawiać się na ciągłe przesuwanie palcem w lewo lub w prawo.

5. Znalezienie swojego języka do mówienia o nowym procesie. Droga do samoakceptacji? Bycie okej ze swoją fizycznością? Miłość do ciała, a może…

… Body neutrality?

Neutralność wobec ciała istnieje trochę obok nurtu body positivity i często traktowana jest jako punkt startowy dla ciałopozytywności. Ciałoneutralność została uformowana dlatego, że ruch body positivity zaczęto kojarzyć z bezwarunkową miłością do ciała, a dla wielu osób, dla których punktem wyjścia była nienawiść, pokochanie siebie okazywało się zwyczajnie trudne. Body neutrality promuje więc nie uwielbienie, a radykalną akceptację dla ciała, jakie jest w danym momencie. Polega też na tym, by całą uwagę, którą przeznaczamy na poprawianie i dyscyplinowanie swojego ciała, przekuć w coś dużo bardziej konstruktywnego, np. naukę nowej umiejętności, twórczość, coś, co ma większe znaczenie dla świata.

W bardziej radykalnej postaci, body neutrality każe kwestionować cały ten szum wokół cielesności, całkowicie odwodząc nas od „ciałocentryzmu” – niezależnie, jakimi uczuciami miałybyśmy/mielibyśmy ciało obdarzać.

Ciałopozytywność i seks

Body positivity nie oznacza, że automatycznie mamy czuć pociąg seksualny do każdego tylko dlatego, że ma ciało. Bo ciałopozytywność, wierzcie lub nie, pozwala nam mieć indywidualne preferencje. Pozwala nam tym samym podniecać się ciałami, które w świecie pełnym uprzedzeń by do siebie nie pasowały, jak atleta do kobiety plus size, czy dwudziestoletnia supermodelka do sześciesięciolatka, i czuć się ze swoimi żądzami bezpiecznie, mieć świadomość, że nie są one oceniane i deprecjonowane przez otoczenie. W końcu to, co uznajemy za seksowne to sprawa szalenie indywidualna.

Niezależna pornografia poczyniła ogromny krok w stronę body positivity, na ekranie widzimy coraz więcej ciał, z którymi możemy się identyfikować, coraz więcej ciał, które przypominają ciała naszych kochanek i kochanków (lub, jak kto woli, kopulantek i kopulantów). Niektóre marki projektujące odzież erotyczną również powoli otwierają się na cielesną różnorodność konsumentek i konsumentów oraz ich różnorodne upodobania.

Body positivity now

Najlepsze, co można sobie podarować, to przeżycie całego dnia bez ciągłego skupienia na własnym ciele. Momenty, w których w ogóle o nim nie myślimy – w tym radosny seks – naprawdę mogą być najszczęśliwszymi momentami naszego życia.

okładka wpisu: fuckyouverymuch