Kawa jako zaproszenie do wszystkiego

Kawa jako zaproszenie do wszystkiego

„Zaprosił mnie na kawę!” – ekscytacja. Nie zapraszałby, jeżeli nie byłoby zainteresowany. Szczególnie, że rozmowy na fejsbuku/smsy stają się pretekstem do drążenia znajomości. Staje się więc – wspólne wyjście!

Ona ubrała niewygodne buty, w których ładnie się siedzi (zaparkowała niedaleko albo w pracy zmieniła trampki…). Dobrała górę do dołu, ewentualnie starannie wyprasowała sukienkę. On natomiast jest w wersji casual – może dla niej wyskoczył wcześniej z pracy? Troszkę spóźniona, bo tramwaj uciekł, staje w umówionym miejscu. On ją wita, klasyczne buzi-dupci w policzki. Ona się cieszy, po czym okazuje się, ze kawa jest w tekturowym kubku w wersji take out (a w najgorszym wypadku z automatu), w sieciówce. Ty płacisz za swoją, a on podaje kelnerce kartę lojalnościową by nabiła mu punkty. Jeśli stanęło na kawiarni, ona przynajmniej zobaczy w jakich lokalach on gustuje. Może zaobserwuje jak zachowa się sam-na-sam z nią, w neutralnym miejscu. Rozmawiają. Small talk o sobie, o pracy, zahaczając o wspólnych znajomych. Żadnych konkretów. Kawa jest jedna. Przy kawie wypada podtrzymywać rozmowę. Na szczęście dość krótko. Cwani zapobiegliwie zamówią cappuccino grande i męczą je aż stanie się frappe…

Kawa to mały skok.

Miałam kiedyś taką sytuację, że facet koniecznie chciał „iść na kawę”. Nasze kalendarze były niekompatybilne, ja sfrustrowana – bo on uparł się na kofeinę. Wtedy wiedziałam, że jemu chodzi o spotkanie w wersji RANDKA, a nie o kumpelskie plotki lub podziękowanie za podwiezienie do domu. Wiedziałam, że Ta Kawa to jest sposób na powiedzenie, że jest zainteresowany i coś by można z tym zrobić.
Udało się znaleźć wspólny termin do wypicia kawy. Miałam wrażenie, że jest to wymuszona rozrywka. Sztywna. Dziwnie dorosło czułam się na Tej Kawie, że powinnam wykazywać zainteresowanie, być inteligentna, zabawna i czarująco mieszać swój flat white łyżeczką. Oczywiście nie wyszło nic z romansu, bo jak długo w sumie dwie, raczej obce osoby mogą tak trwać przy kawie, nawet z ciastkiem czy tartą?! Tym bardziej, kiedy piją, a jedna z osób zerka w dekolt, a druga – na zegarek.

Od kiedy ‘kawa’ stała się synonimem randkowania, wolę pić ją w domu. W kapciach. Bez robienia się na wyjście. Kawa powinna być wolna od stresów jak się wygląda lub jak się wypadło. Nie wiem w sumie, kiedy zastąpiła zaproszenie na bycie +1 na domówce u znajomych albo zaczęła mieć taki charakter, jak bycie partnerką na balu [via amerykańskie high schoolowe seriale]. Kiedyś, jak facet zabierał babkę do kina samochodowego, ona wiedziała, że należy założyć bieliznę na rozbieraną randkę. Kiedyś, jak facet zapraszał do restauracji, proponował kolację, świece, dobre wino… to proponował i śniadanie. Teraz – niezobowiązująco zaprasza na kawę. Sprawdza i często szybko ucieka. Z kolacji by się tak nie wywinął, tak samo jak z imprezy, i z kina.

Jest jeszcze inna aktualna opcja – wyjście na piwo. I teraz postawię ryzykowną tezę, ale zdaje mi się, że jest w niej wiele prawdy, otóż: na kawę wybieramy majtki, na piwo – nie. Bo jest kumpelskie, niezobowiązujące. W dodatku na piwie można zostać dłużej, zmienić je w „bartour” (czy w ogóle w clubbing). Po jednym piwie można się grzecznie zawinąć do domu. Rozmowa na piwie nie jest taka skrępowana.

Kiedyś spotykałam się z facetem, który zwyczajnie – lubił bywać w różnych kawiarniach i sprawdzać oferty menu. Dodatkiem takich wyjść były osoby przy stolikach obok. Sceny przeróżne… przeżyłam w ten sposób wspólnie kilka zerwań, dramatów związkowych, wiele „pierwszych randek”, głębokie spojrzenia w oczy i… niezliczone minuty grobowej niezręcznej ciszy. Po tym wszystkim – w życiu nie umówiłabym się z facetem na randkę w kawiarni. Obca osoba, po której w sumie nie wiem, czego mam się spodziewać posadzona przed faktem: to teraz musimy ze sobą rozmawiać. Bez fiszek. Uważając na tabu. Przecież to jest straszne. Z mojej perspektywy wygląda to jak rozmowa kwalifikacyjna, a te są dość stresujące. Trzeba dobrze wypaść, odpowiednio się ubrać i jeszcze wykazać się umiejętnościami psycho-społecznymi. Nie, wiecie co? Takie Kawy są gorsze od rozmów o pracę, bo w grę wchodzą jeszcze uczucia.

Kawę najlepiej wypija się spontanicznie. Przypadkowo spotykając koleżankę, której dawno się nie widziało. Ze znajomym, w innym mieście. Z kumplem, który już przeszedł pierwszy etap rozstania. Po pracy lub przed. Bez podprogowej, czającej się pod filiżanką aluzji romansu.

A może, to właściwie randki powinny dostać coś swojego i z łaski swojej zostawić moją kawę w świętym spokoju? Po to, by na kawę można zakładać normalne majtki.

[okładka wpisu]

Komentarze zamknięte.
  1. aga

    16 maja 2014 at 12:17

    Mam wrażenie, że za mocno siedzisz w popkulturze. Wspominasz randki w kinach samochodowych jakbyś się naoglądała za dużo amerykańskich filmów :P Randka przy kawie jest bardzo fajną opcją. Jak jest do kitu to się ewakuujesz i od razu wiadomo, że z tej mąki chleba nie będzie. Jak jest fajnie to po kawie spacer, a po spacerze obiad i co tam jeszcze przyjdzie do głowy.

    Poza tym wiesz… generalnie ludzie chodzą na randki, żeby poznać tę drugą osobę, a nie tylko w ramach gry wstępnej do seksu.

  2. VamppiV

    8 maja 2014 at 12:04

    A ja tutaj nie mogę się zgodzić (chyba, że jestem 'dziwna’). Bardzo często wyskakuję z kimś na piwo/kawę. Z randką spotkania te nie mają wiele wspólnego – ot, chcemy się poznać, podyskutować o pasjach czy nawet pracy. I jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z krępującą ciszą. Dla mnie i znajomych mężczyzn takie wyjście zawsze było miłym niezobowiązującym spotkaniem. Ale może po prostu mam szczęście – bo lubię poznawać ludzi i z nimi przebywać, a na randkę wybieram ciekawsze okolice ;)