Snapchat | Nowy sprzymierzeniec sextingu?

Snapchat | Nowy sprzymierzeniec sextingu?

Zacznę od tego, że trzeba być matołem, żeby upubliczniać lub straszyć upublicznieniem w sieci pikantnych materiałów nagranych wspólnie lub otrzymanych od kogokolwiek. Gdyby któryś z moich sextingów wyciekł do sieci chyba bardziej wstydziłabym się tego, z jakim złamasem je wymieniałam niż tego, co zrobiłam. Powstała jednak nowa aplikacja dla strachliwych i bardziej strzegących swojej prywatności.

My, napaleni ludzie, z pewnością wykorzystamy wszystkie nowe technologie do swoich niecnych celów, bo nie po to zostały stworzone, żeby ignorować ich erotyczny potencjał. Dlaczego nie miałabym wysłać swojemu chłopakowi/dziewczynie zdjęcia cycków, jeżeli je lubi? Albo gorącego smsa, gdy wiem, że moja chwilowa połówka siedzi na ważnym spotkaniu w biurze i mam ochotę trochę poprzeszkadzać? Nie ma w tym doprawdy nic złego dopóki to, co prywatne pozostaje prywatne. Wówczas największym nieszczęściem jest rozdystrybuowanie zdjęć przez kogoś, kto ukradł czy to twój telefon, czy to laptop i dla własnej plebejskiej rozrywki wrzucił materiały do sieci, nawet nie wiedząc, kim jesteś.

Jeżeli więc będąc w związku, nie ufasz drugiej osobie na tyle, by mieć pewność, że nie użyje otrzymanych treści przeciwko tobie, może po prostu masz w twojej relacji istnieje jakiś większy problem? Partner, który po otrzymaniu seksownej wiadomości przebąkuje coś o twojej demoralizacji, też raczej nie będzie gwarantem udanego pożycia.

Jak widać, potencjalnie zaszkodzić nam mogą nie tylko facebookowe tagi na zdjęciach z suto zakrapianych imprez. Ofiara niechlubnego wycieku, będąc osobą zaufania publicznego, może na przykład stracić posadę, klientów, szacunek innych. Najdziwniejsze jest jednak to, że tym, których spotkał podobny ostracyzm (a nawet „osracyzm”), najczęściej zdarza się słyszeć, że sami są sobie winni, w końcu nikt im nie kazał brać telefonu czy aparatu do ręki i przesyłać pieprznych treści innym. Zaczyna się slut-shaming i victim-blaming, towarzyska nagonka na poszkodowanego. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by pomyśleć, że w momencie klikania „wyślij” owi nieszczęśnicy nie wiedzieli, że spotykają się z matołami, którzy bez żadnego szacunku do czasu spędzonego z drugą osobą, zechcą ją w ten sposób upokorzyć.

Pojawiło się jednak światełko w tunelu dla wszystkich chcących bezpiecznie doprawić swoje życie erotyczne – aplikacja Snapchat. Korzystając z niej, można wysłać filmik, zdjęcie czy wiadomość – ducha, które nie zapisują się w pamięci urządzenia, a znikają zaraz po odczytaniu/obejrzeniu. Aplikacja poinformuje cię, gdy odbiorca okaże się na tyle szybki, by zrobić zrzut ekranu. Apka jest darmowa i choć prezentuje się niewinnie, jej twórcy doskonale wiedzieli, do czego będzie służyć użytkownikom. Krótko mówiąc, ekipa chłopaków ze Stanford wprowadziła na rynek coś, czego potrzebowały wszystkie świntuchy chcące bawić się bezpieczniej.

Sexting ma swoje zalety – pomaga parom pozostającym w związkach na odległość oraz chcącym poflirtować lub utrzymać napięcie seksualne. Wysłanie smsa czy e-maila z opisem fantazji bywa dla niektórych łatwiejsze niż opowiedzenie o ich. Dlatego więc bywa sprzymierzeńcem seksualności w realacji.

Parę końcowych zasad i wskazówek dotyczących sextingu dla tych, którym jednak Snapchat nie po drodze:

To zabawa tylko dla dorosłych i powinna być uprawiana wyłącznie między dorosłymi.

Nie traktuj go całkiem serio. Sexting jest po to, by popuścić nieco wodze fantazji – większość twoich sprośnych gadek i tak pewnie nie doczeka się realizacji.

– Na wszelki wypadek cenzuruj trochę wysyłane zdjęcia – nagie fotki wysyłaj bez ujęcia twarzy. Innym rozwiązaniem jest zdjęcie na przykład jednego cycka, ewentualnie nowej bielizny. Adresat i tak cię rozpozna.

Regularnie czyść skrzynkę „wysłane”. Chyba, że chcesz, aby twój siostrzeniec, bawiąc się twoim iPhonem, zobaczył ciocię nago?

– Kasuj wiadomości zaraz po ich odczytaniu, jeżeli druga osoba cię o to poprosi.

– Ewentualnie możesz wysłać erotyczną fotografię, która wcale nie przedstawia ciebie, sugerującą, co masz ochotę zaserwować partnerce/partnerowi lub taką, która nawiązuje do czegoś, co ostatnio robiliście/robiłyście razem.

Czy naprawdę moją największą obawą powinno być to, że gdy obecny związek kiedyś sie skończy, a sama będę w przyszłości zaręczona z innym księciem z bajki, mój eks w szale zazdrości podeśle mu kopie pieprznej korespondencji? Cóż, jakoś nie wyobrażam sobie tego, by ten jedyny wymarzony przed ślubem nie wiedział, co lubię i co zrobiłam minionego lata.

[grafika wpisu – Tom Kershaw]
Komentarze zamknięte.