Czasem wydaje mi się, że w kwestii kobiecego orgazmu uległyśmy zbiorowej histerii, przekonaniu, że to coś tak trudnego do osiągniecia, że nawet nie warto się o to starać.
W dzisiejszym Q&A odpowiadam na listy trzech różnych kobiet dotyczące ich zmagań z orgazmem. „Zmagań”, bo dla dwóch z nich osiągnięcie orgazmu to prawdziwa orka na ugorze. Zatem nie przedłużając, zapraszam na dzisiejsze pytania i odpowiedzi!
Disclaimer: rady udzielane przeze mnie są dokładnie takie, jakie usłyszeliby moi przyjaciele, na których mi zależy, i w większości przypadków pewnie nie takie, na które sam/a liczysz. Chcąc chronić prywatność piszących do mnie osób, nie podaję ich prawdziwych imion, inicjałów, ani prawdziwych imion lub inicjałów partnerów lub partnerek. Z powodu ograniczonych możliwości przerobowych i czasowych na absolutną większość pytań odpowiadam na łamach bloga i nie prowadzę korespondencji prywatnej. Maile zaczynające się frazą: „Nie zawsze się z tobą zgadzam, ale…” (i dalej występuje prośba o poradę) wywalam bez czytania.
***
1. Dziewczyna, która chce orgazmów z partnerem.
Czytelniczka X pisze: Postanowiłam do Ciebie napisać bardzo spontanicznie, mimo że czytam Twojego bloga od dawna. Zastanawiam się, co poradziłabyś osobie, której przypadek jest podobny do przypadku numer 3 z notki z 22 stycznia… ale nie do końca.
Może najpierw trochę tła mojego życia seksualnego: świadomie masturbować się zaczęłam w wieku około 12 lat, pierwszy raz przeżyłam, mając lat 16 (było strasznie). Potem było długo, długo nic, a mniej więcej około 18 roku życia zaczęłam uprawiać seks z różnymi mężczyznami, nie będąc z nimi w związku. Mój pierwszy poważny związek i pierwsze orgazmy z mężczyzną miałam w wieku 21 lat. Związek się rozpadł, w trakcie dużo nauczyłam się o swoim ciele. Od tamtego czasu miałam trzech stałych, długoterminowych (z moim stażem kilka miesięcy to już długoterminowość) partnerów, z którymi było mi raz lepiej raz gorzej, jednak nie miałam z nimi orgazmów. Teraz jestem z mężczyzną, z którym jestem bardzo szczęśliwa, jednak nasz związek jest wynikiem prawie roku stresów, płaczu i wielkich komplikacji. Pomyślałam sobie, że skoro jestem z nim szczęśliwa i kocham jego, a on mnie, moje orgazmy wrócą. I faktycznie, wróciły… połowicznie. Z moim partnerem sprzed 5 lat orgazmy miałam, bez swojej stymulacji ręcznej. Z obecnym wszystko jest cudownie, to najlepszy seks, jaki miałam w życiu, nie wyobrażam sobie lepszego, jednak bez mojej stymulacji manualnej nie mam orgazmów, mimo jego (i moich) najszczerszych chęci. Wiem że on bardzo chciałby zmienić obecny stan rzeczy i stara się jak może, słuchając moich uwag i wskazówek, jednak wydaje mi się, że z jakiegoś powodu jestem zablokowana. Wydawało mi się, że potrafię przeżywać orgazmy tylko z osobami, które kocham – i faktycznie, tylko z tymi dwoma mężczyznami, których koch(ał)am tak było. Z pierwszym było tak, kiedy byłam na górze (bez pomocy manualnej), z obecnym – we wszystkich pozycjach, ale z moją (tylko moją, nie jego) stymulacją ręczną. Nie wiem, co się zmieniło. Chciałabym móc przeżywać orgazmy łechtaczkowe (pochwowego nigdy chyba nie udało mi się przeżyć, ale nie przeszkadza mi to) bez pomocy własnych rąk. Czy w Twojej karierze spotkałaś się już z takim przypadkiem? Czy nasuwa Ci się na myśl jakaś odpowiedź, dlaczego tak jest i co mogłabym zmienić, żeby było inaczej? Proszę o pomoc.
Tl;dr: Wydaje mi się, że wspólnie z partnerem wymyśliliście sobie jakąś idealną wersję seksu i uparcie próbujecie ją realizować w sytuacji, w której przydałoby się Wam nieco więcej elastyczności.
Długa odpowiedź: Stosunek jest ważną częścią życia seksualnego wielu par, ale przez to, jak często jest synonimem „seksu”, zaczęliśmy go uważać za „lepszy” od innych rodzajów ekspresji seksualnej. Ulegamy więc stereotypowi, że udane życie seksualne to wyłącznie udane (czyli kończące się orgazmem obydwojga) stosunki.
Te utarte przekonania w znaczący sposób wpływają na to, co robimy w sypialni, jaka jest „struktura” naszego seksu, a zazwyczaj jest to gra wstępna, penetracja, orgazm (najlepiej równoczesny). Przez to czujemy zaniepokojenie, gdy sam stosunek, rozumiany jako obecność penisa w waginie, nie wystarcza, aby orgazm się pojawił. W Twojej sytuacji jest to na tyle zrozumiałe, że wcześniej „zawsze był kompot”, czyli przeżywałaś orgazmy z poprzednim długoterminowym partnerem, jak się domyślam, podczas seksu penetracyjnego, bez żadnej dodatkowej stymulacji. Pytasz więc, co się zmieniło. Otóż – wszystko. Z biegiem lat zmieniłaś się Ty, zmienił się partner, bo bardzo prawdopodobne, że ma inną budowę anatomiczną niż poprzedni i inny koktajl hormonalny, inne doświadczenia w seksie z kobietami i ogólnie – inną technikę.
Jak dla mnie jesteś w bardzo dobrej sytuacji – masz świadomość własnego ciała, masz zdolność do szczytowania, wiesz, jakimi rodzajami stymulacji doprowadzić się do orgazmu. A to już jest coś.
Myślę, że warto byłoby, abyście wspólnie z partnerem zastanowili się nad kilkoma kwestiami:
– Czy obydwoje pojmujecie udany seks jako stosunek penetracyjny? Co wpłynęło na Wasze postrzeganie danego rodzaju pieszczot jako nadrzędnego?
– Czy dalej kiszą się w Was wspomnienia i nieprzyjemne emocje z początku związku? Jaki miały one wpływ na Waszą seksualność wtedy (na chęć do przeżywania intymnych chwil we dwoje, samoocenę itp.), a jaki mają teraz?
– Czy sama oczekujesz, że partner podczas każdego stosunku będzie miał wytrysk? Jeżeli tak, to dlaczego? Jak bardzo brak widocznych efektów jego orgazmu zmieniłby całe doświadczenie dla Ciebie?
– Kiedy sama doświadczasz orgazmu przed penetracją lub po niej, jak wpływa to na Wasze samopoczucie i zadowolenie z seksu?
Warto rozważyć te kwestie, aby przedefiniować to, co obydwoje pojmujecie jako udany seks, albo by odkryć, że może jesteście w tej kwestii bardziej elastyczni, niż Ci się wydaje. Być może przeszkodą jest to, że próbujesz odtwarzać seks z przeszłości, taki, którego doświadczałaś z osobą, której już w Twoim łóżku nie ma. Jest za to nowy partner, a jego obecność stwarza nowe możliwości odkrywania dróg do rozkoszy.
Bo fizjologicznie orgazm przeżywany w wyniku stymulacji oralnej, ręcznej, czy przy pomocy zabawki, jest taki sam – to przeżycia emocjonalne nadają mu tego dodatkowego znaczenia. Jeżeli więc orgazm podczas stosunku to dla Ciebie absolutna konieczność, możesz spróbować kilku technik, na przykład metody CAT, o której pisałam tutaj. Możesz również przed samą penetracją doprowadzić się (lub zaangażować w to doprowadzanie partnera) na skraj orgazmu. Penetracja na wysokim C podniecenia, kiedy będziesz nawilżona, a Twoja łechtaczka odpowiednio ukrwiona, a więc bardziej wrażliwa na bodźce, może „wycisnąć” z Ciebie orgazm. Eksperymentuj też z pozycjami, w których ciało partnera stymuluje łechtaczkę, na przykład lock’n’load, czy pozycje siedzące twarzą w twarz. Zaproponuj partnerowi, aby to on stymulował clitoris od zewnątrz, napierając dłonią na Twoją kość łonową.
Pamiętaj jednak, aby bezsensownie nie gonić za równoczesnym orgazmem. Jakakolwiek presja sprawia, że cała zabawa się psuje. A ostatecznie chodzi przecież o przyjemność we wszystkich jej wymiarach. Nie tylko tym orgazmicznym.
***
2. Dziewczyna, która nigdy nie miała orgazmu.
Czytelniczka Y pisze: Mój problem polega na tym, że współżyję od 4 lat i nigdy nie miałam orgazmu. Wiem, wiem, nie ma na to reguły etc., jednak powolutku mnie to frustruje.
Jestem z moim mężczyzną od 6 lat i jesteśmy dla siebie pierwszymi i jedynymi partnerami. Obydwoje nie mamy porównania i wszystkie doświadczenia zebraliśmy razem. Potrafimy o tym pogadać, usiąść i uczyć się czegoś nowego, ale ciągle brakuje tego czegoś. Zawsze tłumaczę sobie i jemu, że nie jest to potrzebne do szczęścia i wystarczy, że jest przyjemnie.
Próbowałam sama sobie poradzić z tym problemem, ale nigdy nie poskutkowało. Jak nie było orgazmu, tak dalej go nie ma.
Zastanawiam się, w czym leży problem. Na przykład pewnego razu postanowiliśmy się zająć dla odmiany mną. Wszystko było super, czułam, że to już tuż, tuż. Odczuwałam przyjemne skurcze w podbrzuszu, ale psychicznie czułam, że to tylko tyle, a nawet już miałam dość. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
Chciałabym być w 100% zadowolona z mojego życia seksualnego, ale brakuje mi tej wisienki na torcie.
Nie czekam na wspaniałą receptę czy magiczną radę, jednak mam nadzieję na jakieś mądre słowa, które wskażą mi, co mogę zrobić.
Tl;dr: Przede wszystkim zmień swój język – orgazm to nie „problem”. To „możliwość”. Bardzo ekscytująca możliwość. To, jak mówimy o pewnych rzeczach, zmienia nasze nastawienie.
Długa odpowiedź: Podekscytowana?! To teraz spróbuj przeżyć orgazm sama. Najlepiej w miejscu, gdzie będziesz mogła zapewnić sobie wszystkie rodzaje stymulacji (na przykład porno puszczone na pełny regulator, czy wibrator, który rzęzi niczym młot pneumatyczny) bez obaw, że ktoś Cię nakryje, z dala od partnera, który będzie czatował pod drzwiami ze spodniami opuszczonymi do kostek, pytając co chwila „Czy to już?”. Znajdź miejsce, gdzie będziesz mogła pokrzyczeć i położyć sobie pod pupę koc lub ręcznik, na wypadek, gdybyć miała wytrysnąć lub posikać się z wrażenia. Przygotuj się jednak na proces, a nie na przygodę na jedno popołudnie. Tak na wszelki wypadek.
Odkrywanie orgazmu solo jest o tyle ważne, że eliminuje presję „widza”, tej drugiej osoby, która obserwuje, uczestniczy w akcji i ewidentnie na coś czeka. Nawet, kiedy kocha najbardziej na świecie, to i tak czeka i bardzo często nie pomaga. A presja, niestety, nie sprzyja naszej seksualności.
Dlatego radziłabym Ci zacząć od malutkich kroków, a przede wszystkim od przyjrzenia się temu, jak postrzegasz seks, jakie były przekazy, które wokół niego otrzymałaś, co mówiło o masturbacji i seksualności Twoje najbliższe otoczenie. Czy zauważasz konsekwencje tych postaw w tym, jak dziś uprawiasz seks? Przeprowadź na sobie taki mini trening mentalny, który pozwoli Ci namierzyć ewentualne przeszkody emocjonalne. A następnie wybierz dobry moment, „dobry dzień”, w którym nie czujesz się nerwowa, nigdzie się nie śpieszysz, jesteś zadowolona z tego, jak wyglądasz i masz niezłe samopoczucie, aby rozpocząć trening dotykiem.
Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłaś, przyjrzyj się swoim genitaliom, nazywając to, na co patrzysz. Dotykaj całego swojego ciała, sprawdzając, czy są na nim takie miejsca, których gładzenie wywołuje w Tobie dyskomfort. Zastanów się, czy czujesz, że Twoje ciało w stu procentach należy do Ciebie. Kolejno, eksploruj wnętrze swojego ciała – wejście do pochwy, strefę G. Sprawdź, czy potrafisz namierzyć mięsień dna miednicy. Porównuj gładkie z chropowatym, nagie z owłosionym, miękkość i twardość. Sprawdzaj, bez ukierunkowania na orgazm, jakie rodzaje dotyku sprawiają Ci przyjemność, które strefy reagują na dotyk mocniej, które słabiej. Monitoruj, jak się czujesz, dotykając samej siebie, w szczególności łechtaczki, warg sromowych, penetrując swoją pochwę. Czy są to przyjemne doznania, czy czujesz się zaintrygowana, a może poirytowana? W szczególności jeżeli są to negatywne emocje, spróbuj zastanowić się, jakie jest ich źródło. Może czujesz, ze zdradzasz partnera? A może wyniosłaś z domu przekonanie, że grzeczne dziewczynki się „tam” nie dotykają? Zachęcałabym Cię do kontynuowania tych ćwiczeń dlatego, że im dłużej będziesz je wykonywać, oswajać się ze swoim ciałem, tym łatwiejsze one będą.
Nie zapominaj przy tym o oddychaniu, dotlenianiu całego organizmu. Głęboki oddech wpływa na poczucie zrelaksowania, a relaks – na możliwość szczytowania. Sprawdź, jakie doznania oferuje Ci rytmiczne zaciskanie ud, czy rytmiczne ruchy bioder, na przykład podczas siedzenia lub leżenia. Co daje Ci założenie jeansów na gołe ciało lub ocieranie się wulwą o różne rzeczy? Co czujesz, kiedy pieścisz się dłonią? Eksperymentuj ze swoim ciałem, a następnie skomponuj sobie swój wank bank. Wank bank to wszystko to, co Cię podnieca, na przykład Twoje własne fantazje, filmy erotyczne, pieprzna literatura, a nawet dźwięki orgazmu. Podniecenie to nie tylko mentalne nakręcenie się na orgazm, bo do głosu dochodzi tu też ciało: ukrwienie genitaliów, ich nawilżenie. Wykorzystaj więc wank bank i dotyk. Stymuluj swoją łechtaczkę i inne, odkryte wcześniej strefy erogenne.
Kiedy przystępujesz do sesji solo, stwórz sobie takie warunki, w których wiesz, że będziesz mogła popuścić – dosłownie i w przenośni. Czasem przed doświadczeniem orgazmu blokuje nas strach przed utratą kontroli, na przykład krzykiem, a nawet posikaniem się, bo u niektórych kobiet zbliżający się orgazm przypomina parcie na pęcherz. Dlatego zdarza się, że blokujemy swoje reakcje, nie chcąc zostawić śladu, albo ze strachu, co pomyśli partner/ka.
Może być tak, że potrzebujesz nieco mocniejszej stymulacji, niż tylko manualna i że potrzebujesz dodatkowej pomocy, aby „wycisnąć” z siebie ten pierwszy orgazm. To zupełnie normalne i wiele kobiet swój pierwszy w życiu szczyt zaliczyło właśnie z wibratorem. Dlatego możesz też zainwestować w zabawkę, którą później zaprosisz do seksu z partnerem. A może sami zgromadziliście już jakieś akcesoria? Przejmij więc jedno z nich do eksperymentów solo.
Dlatego nie bagatelizuj znaczenia własnego orgazmu dla udanego życia seksualnego. Spróbuj więc przeżyć ten orgazm dla siebie. A następnie, nowo zdobytą wiedzą i doświadczeniami podziel się z partnerem. Nie wierz bajkom, że osoby w związkach nie powinny się masturbować, czy realizować swojej seksualności w pojedynkę. Jeżeli jednak czujesz, że eksploracje solo są w konflikcie z tym, co sądzisz na temat związków, spróbuj pomyśleć o własnej masturbacji jako o czymś, co na dłuższą metę pomoże Wam obojgu cieszyć się orgazmicznym życiem erotycznym.
P. S. Zdarza się też tak, że na zdolność do przeżywania orgazmu wpływają nieodpowiednio dobrane środki antykoncepcyjne. Jeżeli powyższy scenariusz nie sprawdzi się, warto porozmawiać o swoich doświadczeniach z lekarzem i rozważyć zmianę metody antykoncepcji.
***
3. Dziewczyna, której orgazm zabrała depresja.
Czytelniczka Z: Cześć! Przybywam z pytaniem, nie wiem czy zdołasz na nie odpowiedzieć, bo nie mam pojęcia, czy jest to problem „poważniejszy”, czy może wymyślam.
Otóż mam 16 lat i od wielu lat regularnie, raz dziennie się masturbuję. Zawsze sprawiało mi to przyjemność, dość łatwo było mi się podniecić, nigdy nie miałam z tym problemu. Dwa miesiące temu, tak jakoś nagle, bez powodu (tak myślę) zaczęłam mieć z tym problem. Ograzmy mam słabe, trudno mi się podniecić i bywałam nawet kompletnie sucha… Zaczęło się to wtedy, gdy poszłam do psychologa i stwierdzono u mnie depresję. Nie wiem czy to ma powiązanie, bo depresję miałam już wcześniej. Co mam zrobić? Myślisz, że to chwilowe? Bo boję się, że już nie będę mogła czerpać z tego przyjemności. Dodaję, że jestem dziewicą.
Tl;dr: Wszystko z Twoją seksualnością w porządku. Nie martw się, bo podniecenie i zdolność do przeżywania orgazmu wracają.
Długa odpowiedź: Zacznijmy od tego, że depresja ma to do siebie, że wielu osobom zabiera chęć i zdolność do przeżywania orgazmów, w szczególności wówczas, gdy terapia połączona jest z przyjmowaniem leków, które znacznie obniżają libido. Jest to więc bardzo powszechnie występujące zjawisko, ale mogę Cię pocieszyć, że wraz z wychodzeniem z depresji, libido wraca. Czasami też chęć samozaspokojenia pojawia się znienacka, w najmniej oczekiwanym momencie. I to też jest całkowicie normalne.
Sama masturbacja ma wiele zalet – pomaga rozładować stres, być w kontakcie ze swoim ciałem, a ponadto – nie ukrywajmy – jest po prostu przyjemna, więc nie dziwię się, że tęksnisz do tych doznań. Nie musisz jednak masturbować się na siłę. Zmiany, które obserwujesz, mogą być związane zarówno z depresją, jak i z okresem dojrzewania, czyli hormonami. Dlatgo właśnie suchość pochwy, o której piszesz, może mieć podłoże zarówno hormonalne, jak i być skutkiem przyjmowanych leków. Jeżeli odczuwasz z tego powodu dyskomfort, sięgnij po lubrykant. Żel nawilżający kupisz w każdej sieciowej drogerii, sprawdzaj jednak, aby miał dobry, możliwie krótki skład i nie zawierał gliceryny oraz parabenów. Przyda Ci się nie tylko w codziennych sytuacjach, ale również w momencie, w którym będziesz miała ochotę na samozaspokojenie, ale suchość nie pozwoli Ci na odczuwanie przyjemnych doznań.
Pamiętaj też, że orgazmy różnią się od siebie – czasem będą przypominać czknięcia, a czasem będą obejmować całe ciało. Zdarza się to kobietom w każdym wieku i nie ma związku z doświadczeniem seksualnym. Również na chęć do samozaspokajania wpływają takie czynniki, jak stres, przeżywane emocje, a nawet dieta. Niezależnie od metryki.
W okresie dojrzewania okresy awersji do seksu, wahania nastroju, a nawet depresja, są całkowicie normalne i dość często spotykane. Bardzo się cieszę, że dbasz o siebie, odwiedzając psychologa i jestem dumna, że potrafisz tak wiele rzeczy w swoim życiu seksualnym nazwać i namierzyć. I mogę Cię zapewnić, że z biegiem lat w tej kwestii będzie tylko lepiej.
***
Masz problem, który powinnam poruszyć na łamach Proseksualnej? Wiesz, gdzie mnie szukać.
Komentarze zamknięte.
Ania
8 września 2016 at 17:39Warto by zapytać Autorki tego ostatniego listu, czy nie przepisano jej leków na depresję. Grupa najpowszechniej stosowanych leków przeciwdepresyjnych tzw SSRI ma podstawowe działanie niepożądane które nazywa się „anorgazmia”.
M.O.
27 kwietnia 2019 at 11:25Może tak być. Nie mam depresji, a inne zaburzenia i biorę SSRI. Od tego czasu jest trudniej mieć orgazm. Z partnerem jesteśmy tego świadomi, że na czas leczenia (pewnie jeszcze kilka miesięcy) orgazm mieć będę albo nie, ale nie jest to żaden problem. Nie ma orgazmu, ale jest przyjemność i bliskość, a w tej chwili to jest to, czego potrzebuję najbardziej :)
Monia
26 sierpnia 2016 at 04:16U mnie z orgazmem bylo niespodziewanie….
Dla stworzenia tla musze wyjasnic, ze sex w moim rodzinnym domu byl tematem tabu. Nie masturbowalam sie, nie dotykalam „tam”. Swoj pierwszy stosunek mialam w wieku 18 lat.
Moj maz jest moim pierwszym. Jest starszy, bardziej doswiadczony, i to wlasnie on powoli mnie rozbudzal seksualnie. Medal za cierpliwosc, serio.
Zazwyczaj nasze stosunki byly dla mnie bolesne gdy dochodzac wbijal sie we mnie na cala dlugosc swoich mozliwosci. O orgazmie moglam zapomniec. Nie wazne jak dlugo sie „bawilismy” zebym byla odpowiednio przygotowania, final byl podobny. „Plytkie” pozycje nie dawaly satysfakcji Jemu, a ja mimo wszystko obawialam sie finalu I chyba blokowalam sie psychicznie. W koncu uznalam, ze orgazm to mit. Pobralismy sie.
Moze jestem staromodna, ale swiadomosc, ze ewentualna wpadka bedzie „legalna” I poblogoslawiona, ze moje dziecko bedzie mialo ojca w o sobie mojego meza, ze bedziemy rodzina, a nie tylko malzenstwem…. to wlasnie wtedy sie odblokowalam. Z kazdym kolejnym razem bylo lepiej. Nie wszystkie pozycje sprawialy mi satysfakcje (gleboka penetracja wciaz byla bolesna) ale Nagle okazalo sie ze moja lechtaczka dziala.
Pierwszym potezny orgazm zaskoczyl mnie pod czas ” pierwszego razu” po porodzie. AZ wstyd sie przyznac: sama prosilam „mocniej” a w finale nieswiadomie popuscilam. W koncu pasowalismy do siebie idealnie.
Teraz spodziewamy sie drugiego dziecka. Mam nadzieje, ze bedzie jeszcze lepiej. A jak nie, to M obiecal ze bedziemy sie kochac w trojkacie: ja, on, I jakis wibrujacy „przyjaciel”.
Razem czytamy twojej posty co jakis czas dodajac cos nowego do lozkowe go repertuaru. Oczywiscie teraz, gdy porod tuz tuz, ograniczAmy sie do pieszczot. Ale wciaz jestesmy twoimI czytelnikami.
epilepsyisdancing
23 sierpnia 2016 at 08:34A mnie jest przykro bo odkąd ćwiczę z kulkami gejszy mam zdecydowanie lepsze ”wyczucie” własnego ciała i orgazmy zdarzają się zdecydowanie częściej niż kiedyś, ale ostatnio dojrzałam w końcu do decyzji o odstawieniu antykoncepcji hormonalnej, która totalnie rozwaliła mi psychikę, poczucie własnej wartości i odebrała chęci do życia… Nie ufam metodom naturalnym, a prezerwatywy zepsułyby i mnie i partnerowi całą przyjemność z seksu (już przez to przechodziliśmy) w związku z tym chciałabym założyć wkładkę niehormonalną, co wyklucza korzystanie zarówno z tamponów, kubeczka menstruacyjnego jak i kulek. Stąd moje pytanie – czy jakimś cudem istnieją jakieś choć w 50% (może jestem naiwna…) tak skuteczne formy ćwiczeń mięśni dna macicy? :(
Eris
23 sierpnia 2016 at 09:02O co chodzi z tym poglądem, że spirala uniemożliwia korzystanie z kulek/kubeczka? Mam już drugą spiralkę i nigdy nie miałam problemu z kulkami. Byle kulki były dobrej jakości, gładkie i zawsze czyste…
Nat
23 sierpnia 2016 at 09:08Wkładka niekoniecznie musi wykluczać korzystanie z kulek lub kubeczka menstruacyjnego, a jeżeli już, to większe zagrożenie stanowiłby właśnie kubeczek, bo nie dość, że jest umiejscowiony wysoko, to jeszcze powoduje ssanie. Niektórzy lekarze traktują kubeczek i kulki podobnie, zabraniając korzystania z tych dwóch akcesoriów bardziej prewencyjnie. Same kulki leżą raczej płytko w pochwie i ich używanie nie powoduje zasysania (chyba, że przy wyciąganiu i kiedy kulki są większych rozmiarów, ale można to zniwelować, wkładając do pochwy palec, i bezpiecznie wyjąć kulki). Inną możliwością, aby nie zaplątać „wąsów” wkładki, jest ich skrócenie w gabinecie ginekologicznym.
Wkładki częściej wysuwają się lub zmieniają położenie w wyniku błędu podczas ich zakładania, bardzo rzadko z powodu aktywności seksualnej lub prozdrowotnej samej użytkowniczki.
Jeżeli jednak lekarz zdecydowanie odradza Ci korzystanie z kubeczka i kulek, pocieszę Cię – trening Kegla można wykonywać bez akcesoriów. Przygotowałam na ten temat wpis, który za jakiś czas pojawi się na blogu.
Morella
23 sierpnia 2016 at 20:50Zacznij chodzić na pilates, tam się ćwiczy mięśnie dna macicy (oczywiście nie tylko). Ja już po kilku miesiącach poczułam skutki.
epilepsyisdancing
25 sierpnia 2016 at 07:45Podejrzewam, że nie będą mocniejsze niż po kulkach ;)
Jednak dziękuję wszystkim bardzo za odpowiedzi, poszukam w takim razie innego lekarza, który rozwieje moje wątpliwości, a na wpis i tak czekam :)
Anonim
22 sierpnia 2016 at 23:15To moje pierwsze publiczne wyznanie mojego małego sekretu: chyba nie lubię orgazmów. Jedyny jaki do mnie przychodzi to przy stymulacji łechtaczki własną ręką, nic ponadto; ani czułości z partnerem, ani jego próba zadowolenia mnie, ani stymulacja piersi. Nie mówiąc o tym, że muszę skupiać się na jednym małym fragmencie ciała, bo 2/3 cm obok już nic nie czuję. A co czuję? Chwila drażnienia (przyjemne), ciepło w okolicach odbytu i ud i…ból przekrwionej łechtaczki.Koniec. 2/3 sekundy rozładowania seksualnego budowanego sporo czasu (choć czasem dochodzę w 10/15 minut, zawsze kończy się tak samo). Wiem, że ważna jest bliskość z partnerem, z którym jestem ponad rok (pierwszy 'na serio’) i lubię, kiedy on dochodzi przy peetingu, ale po 5/10 minutach zaczynam się nudzić. Nie chodzi tylko o to,że nigdy przy nim nie doszłam. Chodzi o to,że mam taką negatywną wizję, że nawet jeśli do tego dojdzie, nie będę przeszczęśliwą kobietą głęboko oddychającą jak to sobie zawsze wyobrażałam. Coś jest nie tak. Nie wiem czy z nieczułym ciałem czy z psychiką. Przez to czasem czują się dziwną kobietą, bo przecież wszystkie opisują swe uniesienia tak doniośle, fale rozkoszy, zachwytu itd… A ja mam. Dochodzę. I nuda. Co mogę robić źle? PS Dodam, że na początku masturbacja przyprawiała mnie o poczucie winy, jako że pochodzę z wierzącej rodziny. Ale nawet gdy się go pozbyłam, marna kwestia fizyczna pozostaje.
Emu
23 sierpnia 2016 at 09:00Ja też na początku byłam zawiedziona orgazmami :D Szczególnie, kiedy obserwowałam kobiety w porno, które tak rozkosznie jęczą, rzucają się po całym łóżku i w ogóle – pełna orgia.
Ale mam podobny „problem łechtaczkowy”. Nigdy nie zdarzyło mi się dojść inaczej, niż poprzez własną lub partnera stymulację łechtaczki. Z zazdrością czytam o orgazmach w czasie stosunku, bo chociaż próbuję i próbuję to nic nie osiągam, nawet kiedy próbowałam znaleźć punkt G palcami – wywołuje to we mnie bardziej poczucie dyskomfortu. A próbowałam w wielu pozycjach. Nawet jeśli doszłam w czasie penetracji, to tylko dlatego, że ocierałam się łechtaczką o partnera. Kiedy szukam odpowiedniego ułożenia ciała, w pewnym momencie tracę cierpliwość i nastrój pryska.
Myślę, że może problem też leży w naszym nastawieniu. Za dużo czytania o przeżyciach innych osób, a przecież każdy jest inny.
Nat
23 sierpnia 2016 at 09:27Dokładnie Emu – jedyny orgazm, o którym możesz coś powiedzieć, to Twój własny, a każdy doświadcza go inaczej.
W kwestii orgazmów jest co najmniej kilka szkół – jedna, która twierdzi, że orgazm nazywany „pochwowym” to tak naprawdę pieszczenie łechtaczki od wewnątrz, na przykład wibratorem lub podczas stosunku (bo clitoris to nie tylko to, co widać na zewnątrz, a cała konstrukcja wewnątrz ciała kobiety); jest też szkoła tantry, która rozróżnia kilkadziesiąt rodzajów orgazmów, w zależności od tego, jaką część ciała i jaką techniką się pieści; szkoła Freuda, która uważa, że orgazmy w wyniku pieszczot łechtaczki są „niedojrzałe”, a o dojrzałości świadczą dopiero pochwowe; jeszcze inna, proseksualna szkoła, wyznaje zasadę, że najważniejszym organem erotycznym jest mózg.
Dlatego, dziewczyny, naprawdę zachęcałabym Was do zaprzestaniu myślenia, że coś jest z Wami nie tak, a orgazm to „problem”. Bo język, jakiego używamy do opisywania zjawisk bardzo często wpływa na to, jak je postrzegamy. Wiele kobiet w ogóle nie odkrywa orgazmu przez całe swoje życie, niektóre doświadczają go bardzo późno. To, że jesteście w stanie przeżyć orgazm w wyniku stymulacji clitoris, to naprawdę bardzo dużo. Warto ten rodzaj stymulacji doceniać i kultywować, wciąż eksperymentując z innymi metodami samozaspokajania się lub bycia zaspokajaną.
Nie każda kobieta ma też bardzo wrażliwą strefę G – u niektórych aktywuje się ona dopiero po porodzie naturalnym, u innych – z wiekiem, jeszcze innym pomagają treningi Kegla. Jeżeli chcecie eksperymentować z tym punktem, zadbajcie najpierw o sporą dawkę podniecenia i może jeden „tradycyjny” orgazm łechtaczkowy przed – to naprawdę może zmienić całe doświadczenie. Bo próbować jest okej, narzucać sobie jakąś cosmo presję – nie okej.
Anonim, jeżeli bezpośrednia stymulacja clitoris Cię irytuje, może spróbuj innych technik? Na przykład od zewnątrz, napierając na kość łonową, lub stymulując miejsca wokół łechtaczki? Sama dla siebie spróbuj też ćwiczeń, które wymieniłam w punkcie 2. – oddechowych, eksploracji dotykowej. Bądź dla siebie dobra i zaciekawiona własnym ciałem i jego reakcjami. Nie ma jednego wzoru, jak mamy wyglądać lub zachowywać się przed lub po orgazmie. Daj sobie czas, próbuj różnych rodzajów pieszczot, jeżeli masz ochotę – baw się wspólnie z partnerem. Naprawdę możesz nauczyć się czerpać rozkosz ze stymulacji innych części swojego ciała, najważniejsze to chcieć i nastroić się na przyjemność, a nie z góry zakładać porażkę. Powodzenia!
Karolina
22 sierpnia 2016 at 22:15Dlaczego lubrykant nie powinien zawierać gliceryny? Bardzo mnie to zaniepokoiło, ponieważ mój ukochany lubrykant z Intimate Organics jest właśnie na bazie gliceryny :( Zawsze uważałam go za super bezpieczny, zdrowy itd, bo przecież z naturalnych składników!
Nat
22 sierpnia 2016 at 23:13U osób ze skłonnością do infekcji intymnych, gliceryna może powodować podrażnienia. Jeżeli jednak nie masz doświadczeń z nawracającymi infekcjami grzybiczymi, raczej nie masz się czym martwić.