Proseksualne Q&A #1 | Czy mogę sama się rozdziewiczyć?

Proseksualne Q&A #1 | Czy mogę sama się rozdziewiczyć?

„W którymś z Twoich tekstów wspominałaś o tym, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy same pozbawiały się dziewictwa. Na początku stwierdziłam, że to trochę dziwny pomysł, uruchomił się we mnie jakiś hamulec, który mówił że to jest trochę creepy, podejrzana sprawa

Potem uświadomiłam sobie, że to ten sam hamulec, który budzi obawy przed rozdziewiczaniem przez chłopaka. Gdy ponownie przemyślałam sprawę stwierdziłam, że to w sumie całkiem kuszący pomysł – to ja i tylko ja jestem odpowiedzialna za to, kiedy to się stanie, mogę to zaplanować tak, jak tylko chcę, czuję się bardziej komfortowo bo wiem, że jest to wyłącznie moja sprawa i przed nikim nie muszę udawać, że to przyjemne i co najważniejsze – od tego momentu mogę zacząć poznawać swoje ciało w trochę inny, bardziej dogłębny sposób, masturbować się także w nieco inny sposób, tak, że gdy przyjdzie odpowiedni moment na ten właściwy pierwszy raz – obojętnie, czy za miesiąc, czy za kilka lat – jest duża szansa, że będę czuła się dużo pewniej i że kontaktów seksualnych nie rozpocznę w mało spektakularny i perspektywiczny sposób.

Chciałabym zapytać o to, w jaki sposób taką samodzielną, domową deflorację można przeprowadzić? Nie mówię, że na sto procent wprowadzę ten pomysł w życie, ale bardzo mnie to ciekawi, a wolałabym nie zdawać się tu wyłącznie na własną pomysłowość, bo obawiam się, że to mogłoby być średnio przemyślane i bezpieczne…”

***

Zacznijmy od tego, że pojęcie dziewictwa jest w dzisiejszych czasach wysoce abstrakcyjne, bo tyczy się nie tylko sytuacji, w której kobieta nigdy nie uprawiała seksu, obecności błony dziewiczej, ale i domniemania, że dziewica jest niewinna, nie poznała i nie wie, co to seks, bo zwyczajnie nie zaznała rozkoszy płynącej ze stymulowania stref erogennych. A dziewice są wszędzie, nawet tam, gdzie teoretycznie nie powinno ich być – pracują w klubach ze striptizem, obracają się w społecznościach fetyszowych, są ekspedientkami w sex shopach.

Od zarania dziejów koncept dziewictwa był ważniejszy dla mężczyzn niż dla kobiet. Dlaczego? Dlatego, że mężczyźni „nie chcieli wychowywać cudzych dzieci”, a bardziej ogólnie: nie chcieli, aby ich mieszało się z innych facetów, bo to ogólnie pedalstwo, sieroctwo i nędza. Na sztandarach zaczęła więc powiewać błona dziewicza – jedyny i niezbity dowód, że żaden inny samiec niczego w danej samicy nie zostawił.

Błona dziewicza nie pełni specjalnej funkcji w naszym ciele – jest po prostu produktem ubocznym formowania się genitaliów w okresie płodowym. Wiele kobiet, rozpoczynając współżycie, nawet nie ma hymen w takim znaczeniu, w jakim sobie wyobraża! Błona dziewicza położona jest bardzo płytko i jeżeli miała pęknąć, stało się to dużo wcześniej – podczas zabaw, uprawiania sportu, jazdy konno, przeskakiwaniu przez płot czy aplikacji tamponu. Hymen zostaje z kobietą praktycznie do końca życia, bo nie znika całkowicie po pierwszej penetracji – po prostu się rozciąga. Nie wierz wikipedii, która twierdzi, że błona dziewicza ulega przerwaniu podczas pierwszego stosunku.

Skąd to krwawienie?

Czasami rzeczywiście błona dziewicza okazuje się na tyle gruba i nieelastyczna (lub okala niemalże całe wejście pochwy), że próby jej „sforsowania” kończą się bólem i krwawieniem, a czasami otworzeniem jej w gabinecie lekarskim. Ale są to naprawdę jednostkowe przypadki. Krwawienie i ból podczas pierwszego stosunku bardzo często spowodowane jest brakiem lubrykacji i tarciem „na chama”, a nie pękaniem hymen. Dlatego wiele kobiet czuje pieczenie nawet na kilka dni po stosunku. Co ciekawe, w niektórych krajach po nocy poślubnej do dziś wywiesza się zakrwawione prześcieradło przez okno, na dowód, że panna młoda rzeczywiście była panienką.

Dlaczego więc kilka pierwszych stosunków penis-w-waginie jest mało komfortowych? Nie dlatego, że wagina, która była dotychczas zasklepiona i skromna, się „otwiera”. Pochwa oraz hymen są bardzo rozciagliwe (w końcu wychodzą nią dzieci), zaś ból podczas seksu ma raczej podłoże psychologiczne – stres i lęk przed bólem podczas pierwszego stosunku sprawia, że pochwa zacieśnia się, nie chcąc wpuścić „intruza”, a ciało kolejne razy po prostu kojarzy z tym pierwszym. No i do tego mało kto, rozpoczynając aktywność seksualną, myśli o lubrykancie, a nawet odpowiednim nastrojeniu się, więc nadal mamy tarcie zamiast poślizgu.

Jeżeli pierwsze próby wprowadzenia czegokolwiek do pochwy bolą lub występuje krwawienie – zatrzymaj akcję. To ciało daje ci znać, że coś jest nie tak.

Czy warto rozdziewiczyć się samodzielnie?

Podkreślam, że w przypadku listu Czytelniczki nie mamy do czynienia z sytuacją „chcę jechać pod namioty bez simlocka”. Pisze do mnie dojrzała kobieta, która, jak sama podkreśla chce poznawać swoje ciało w bardziej dogłębny sposób. Dlaczego więc nie? Ma do tego pełne prawo, w końcu to ciało w stu procentach należy do niej i to ona powinna nim rozporządzać. Również w kwestii tego, co pierwsze znajdzie się w jej pochwie – penis czy kura coś innego.

Niektórym ta koncepcja może się nie spodobać. Na forach internetowych wypowiadają się dziesiątki (jak nie setki) facetów przekonujących, że lepiej „zostawić wszystko naturze”, czyli, mówiąc mniej oględnie, penisowi. Twierdzą oni, że doświadczenie jest wtedy przyjemniejsze. Tak, z punktu widzenia mężczyzny, który tę dziewicę później będzie uczył, co to seks, ale lepiej, żeby była nietknięta i doświadczona zarazem. W przypadku mężczyzn nikt nie ma zastrzeżeń, w co wtykają penisy przed pierwszym seksem. Mogą onanizować się w skarpetę i nikt nie twierdzi, że jednak powinni to zostawić „naturze”. W końcu boys will be boys.

Nawet lingwistyka wokół pierwszego stosunku przemawia na korzyść mężczyzn. Mówi się przecież, że podczas seksu „mężczyzna wprowadza członek do pochwy”, a nie „kobieta przyjmuje do swojej pochwy członek”. Z założenia mamy być w trakcie tego aktu pasywne. Myślę, że zmiana języka wokół seksualnego debiuty też pomogłaby nam zmienić nastawienie. A z drugiej strony jest „oddawanie” komuś własnego dziewictwa, co ma znamionować wyjątkowość danej relacji.

Nie odpwiem na pytanie, czy warto. Tak naprawdę odpowiedź uzależniona jest od tego, co dla danej kobiety oznacza pierwszy seks, jaki jest jej stosunek wobec seksualnego debiutu, jak do kwestii „czystości”, „dziewictwa” odnosi się jej najbliższe otoczenie, na co pozwala jej wyznawana religia. Podkreślę jednak, że warto rządzić swoim własnym ciałem i podejmować co do niego autonomiczne decyzje.

Dziewica i gadżety

Jedną z moich pierwszych myśli po pierwszym stosunku typu penis-w-waginie było: „Hurra, nareszcie będę mogła używać gadżetów erotycznych!” i tego samego dnia, jakieś kilka godzin później (okej, dwie), właśnie to zrobiłam. Dzisiaj śmieję się sama z siebie, w końcu skoro miałam gadżety nic nie stało na przeszkodzie, abym sięgała po nie regularnie. Pierwszy stosunek nie był jakiś specjalnie wyjątkowy (i twój też nie będzie). Zaprzepaściłam kilka ładnych lat, które mogłabym poświęcić na gadżetowe przygody, a przede wszystkim na odkrywanie swojego ciała. Nie zmienia to faktu, że wciąż, kiedy dostaję pytania od kobiet, które jeszcze nie współżyły, o to, jaki wibrator wybrać, zaczynam od pytania: „Ale do stymulacji zewnętrznej czy wewnętrznej?”.

Nie musisz, ale możesz

Czytelniczka pyta mnie, jak rozdziewiczyć się metodą „domową”. Oczywiście – nie cukinią, nie ogórkiem i nie kaszanką.

Osobie, która chce pierwszą penetrację przeżyć sama ze sobą, radziłabym przygotować się do tego wydarzenia, jak do randki – wprawić się w dobry nastrój. Cokolwiek działa: wystrojenie się, kieliszek wina, aromatyczna kąpiel, ulubiona muzyka. Powinna też upewnić się, że nikt nie będzie jej przeszkadzał (współlokatorzy, rodzice, goście, którzy wpadną z wizytą, dzwoniący telefon). Warto zaopatrzyć się w coś, co nas podnieca – film erotyczny, powieść, album ze zdjęciami i popracować nad swoim pobudzeniem. Nie musimy, może nawet nie powinnyśmy, do tego aktu podchodzić „technicznie”!

Przyda się też odrobina lubrykantu. Taką sesję dobrze jest zacząć od pobudzania całego ciała, odkrywania stref erogennych, wodzenia po nich dłońmi. Podczas pierwszej penetracji wystarczą palce – powoli badając wnętrze pochwy, sprawdzimy, jak się z tym czujemy oraz czy mamy ochotę na więcej. Podniecenie seksualne naprawdę odkrywa dużą rolę, bo nim ciało daje nam zielone światło, aby posunąć się dalej, sygnalizuje, że chce więcej. Najważniejsze to przyzwyczaić waginę do obecności czegoś w środku. Przyjemnej obecności.

I tutaj naprawdę przyda się wibrator. Wibrator jest najskuteczniejszym narzędziem do wywoływania orgazmów. Miniwibratory mogą być używane do stymulacji łechtaczki, wulwy, piersi, a także do „pierwszego razu”, czyli rozciągania hymen. Nie polecałabym jednak tych monstrualnych (tu nie chodzi o to, aby upewnić się, że wszystko się odkorkowało), bo na nie jeszcze przyjdzie czas, a raczej mniejsze, np. Joupie od Fun Factory, Mię od Lelo czy Bdesired Deluxe Curve od BSwish. Trzeba jednak zwrócić uwagę, aby był to produkt sprawdzonej marki, wykonany z bezpiecznych dla ciała materiałów. I nie, nie sprawi, że na całe życie zaprogramujemy się na odczuwanie przyjemności jedynie z wibratorem, a nie z drugim człowiekiem.

Nie „pierwszy raz”, a „seksualny debiut”

Obecnośc hymen nie czyni pierwszego stosunku penis-w-waginie mniej lub bardziej wyjątkowym. Najważniejsze to uprawiać seks z osobami, które darzą nas szacunkiem i chcą zadbać też o naszą, a nie tylko własną przyjemność. Z pewnością jednak seksualny debiut wypada najlepiej u tych osób, które już poznały swoje ciało, wiedzą, co sprawia im rozkosz i są w stanie zakomunikować to partnerowi lub partnerce.

Rozciąganie własnej błony dziewiczej to nic innego jak przyjemne poznawanie swojego ciała. To proces oparty na masturbacji, dotykaniu, wąchaniu, a nawet smakowaniu. I to z osobą, która jest dla nas najbardziej wyjątkowa i na pewno zostanie z nami do końca życia.