Jak fajnie złapać wenerę – to teraz takie seksowne

Jak fajnie złapać wenerę – to teraz takie seksowne

Zakwitła nam ostatnio niczym kasztany majowe nowa odmiana rzeżączki lekoopornej. Trzy lata temu, jak podają w „New York Times”, wykryto ją po raz pierwszy u japońskiej prostytutki podczas kontrolnych badań. Mamy 2012 rok i dziadostwo się rozprzestrzenia.

Kto jako pierwszy zostaje odsądzony od czci i wiary? Wiadomo, lekkoduchy obojga płci, którzy uprawiają niezobowiązujący seks. Bo nie dość, że tak nieładnie się bawią, to jeszcze mają czelność się nie zabezpieczać. Spirala slut-shamingu się nakręca. Jestem wielką orędowniczką używania prezerwatyw, ale szyki psuje mi męskie lobby antykondomowe.

Zawsze, naprawdę: zawsze, pod facebookowym postem dotyczącym ulubionej marki ogumienia czy ogólnie spraw związanych z bezpiecznym seksem (głównie dzieje się to na stronach fanowskich) z użyciem kondomów lub femidomów, znajdzie się jakieś biedactwo i prostota (czyli prostactwo i biedota), które wznieca larum, że cukierków przez folijki nie liże, że nic nie czuje albo ma za dużego fiuta, żeby się lateksowym fraczkiem opinać. Ręce po cycki opadają. Bo nie ma wytłumaczenia dla przekonań, że jak prezerwatywa, to tylko do ochrony przed niechcianą ciążą. Wtedy taki Johnny Bravo zaczyna przekonywać, że jest chojrak i w porę wyskoczy, więc dziewczyna ma nie bać żaby, żadnego bachora nie będzie. Jakoś nie zdarzyło mi się spotkać kolesia, który tłumaczyłby się, że w prezerwatywie traci wzwód albo dojść nie może, ale koleżanki takich gościły, więc wierzę, że oni gdzieś istnieją. I jeszcze mają czelność argumentować: „przecież bierzesz pigułki?”, jakby (patrz powyżej) to tylko o sprawę o późniejsze ustalenie ojcostwa chodziło.

Najgorsze jest to, że dziewczyny zaczynają w to wierzyć. Że w gumie gorzej, a największa tragedia to niechciane poczęcie. Otóż nie, tragedia to choroby przenoszone drogą płciową, które nie chcą się leczyć samoistnie albo opierają się lekom. Trudno nam, dziewczynkom, wymagać, by taki miły pan gumę włożył, gdy sam się do tego nie kwapi. W końcu to nie my musimy je naciągać, a femidomy jeszcze tak popularne nie są, a przede wszystkim sporo kosztują. Ja wiem, że wszyscy wydajemy się sobie nawzajem czyściutcy i nieskażeni niczym, ale jeżeli facet idzie z nowo poznaną kobietą do łóżka i jest przekonany, że ta go niczym nie zarazi, to jest nieskażony, ale myślą, czyli po prostu głupi. Podobnie, jak pani, która wskakuje do tego samego łóżka, stosując jako jedyną metodę zabezpieczania się „Jezu, ufam tobie”. I żebyśmy mieli jasność: nie uderzam w samą grę (bo niezobowiązujący seks nie jest mi obcy), ale winię graczy, którzy nie znają reguł, a przystępują do turnieju.

Pamiętam, miałam (czas przeszły znaczący) takiego kolegę, który – jak się z biegiem znajomości okazało – działał w lobby antykondomowym. Uważał, że prawdziwy facet to musi umieć się kontrolować i w porę wyskoczyć z waginy. Rzeczywiście, strasznie dumny był z tego, że nie jest jeszcze młodym ojcem, ale trochę mniej, gdy biegał do swojego lekarza, przekonany, że zakaził się chlamydią. Bo to, że się nie miało orgazmu, nie świadczy, że choroba się nie zagnieździ, dzieci.

Jasne, droga przez kondomy jest czasem drogą przez mękę – zazwyczaj są za duże albo za małe, za bardzo nawilżone albo w ogóle nie dają poślizgu, ładnie pachną, ale zostawiają gorzki posmak na języku (choć powinny być jak guma do żucia czy jagodowe babeczki), dając efekt złego błyszczyka do ust. Metodą prób i błędów można jednak znaleźć odpowiednie, zwłaszcza, jak używa się ich, będąc w bardziej stałej relacji. Jednak nie przejmowałabym się tymi niedogodnościami, jeżeli dana przygoda jest wyskokiem na jedną noc. W końcu pas bezpieczeństwa to pas bezpieczeństwa – ma zadziałać, a nie cieszyć oko. I nie chełpiłabym się na miejscu co niektórych panów, że rzeżączka była też chorobą Casanovy, bo prócz jego legendy, znam też takie porzekadło: fajni faceci, a niefajnie kończą.

Dlatego warto przebadać się, wchodząc w relację z nowym partnerem. Dotyczy to, oczywiście, obojga. Wtedy można wyrzucić folijki, nawet za okno. Ale nigdy, przenigdy nie wybieramy się w nieznane tereny bez przygotowania.

Newsweek o wielkim powrocie rzeżączki, jakby mi ktoś nie wierzył, że taki vintage znów w modzie.

Strzeżcie się i zabezpieczajcie.

Komentarze zamknięte.
  1. Edi

    6 października 2012 at 01:34

    A ty jakich używasz? Może napiszesz jakiś artykuł, które są najlepsze.