A jaki jest twój język miłości?

A jaki jest twój język miłości?

Bardzo łatwo czuć się niekochaną, gdy ta druga osoba mówi zupełnie innym językiem miłości. 

Z reguły podchodzę sceptycznie do wszelkich teorii, które mają mi ułatwić zakochanie się, przyciągnąć odpowiedniego partnera czy zdefiniować moje miejsce w świecie relacji międzyludzkich. Słowem: nie łykam jak gęś wszystkich filozofii, które opisane korporacyjną nowomową lub językiem przeciętnego jogina, i sprawiają wrażenie mądrzejszych ode mnie.

Autorem koncepcji pięciu języków miłości jest Gary Chapman, który od lat nie tylko pracuje z klientami, ale również adaptuje tę teorię do różnych okoliczności, na przykład miejsca pracy, kontaktów z dziećmi, a nawet stosunków w wojsku.

Zanim była teoria, byłam nieszczęśliwa (nie tak znowu bardzo, ale jednak)

O pięciu językach dowiedziałam się przypadkiem, kiedy – również przypadkiem – czułam się mniej kochana w związku. Wydawało mi się, że mój partner nie docenia tego, co robię dla naszego wspólnego domu lub dla niego, zupełnie jakby brał mnie w swoim życiu za pewnik. Dostawałam wewnętrznego szału, gdy stawiałam na biurku mojego faceta kawę, a on w odpowiedzi klepał mnie po udzie. Kończyło się czasem na tym, że potrafiłam tę samą kawę stawiać trzy razy i chrząkać znacząco, dopóki nie usłyszałam: „Dziękuję”. Związkobiczyzm, wiem.

Zaznaczam od razu: moja historia absolutnie nie jest amerykańską opowiastką o tym, jak bardzo byłam nieszczęśliwa, a teraz womituję tęczą. Bo nie zmieniło się dzięki niej całe moje życie. Po prostu – udało się mi ulepszyć komunikację w związku.

Po drugiej stronie barykady

Co natomiast irytowało mojego faceta? Na przykład to, że nie całujemy się na pożegnanie czy powitanie pod (lub, co gorsza – w) miejscem pracy, gdzie mogą zobaczyć mnie współpracownicy czy potencjalni klienci (albo koledzy mojego partnera lub jego klienci). Że rzadziej trzymamy się za ręce. Niecierpliwił się też, kiedy podczas wspólnych wyjść czy robienia fajnych rzeczy, chciałam dzielić się czymś na instagramie, a wymyślanie hashtagów zajmowało mi zbyt dużo czasu i spowalniało całą wycieczkę.

Aż pewnego dnia obydwoje zrobiliśmy test

Test (dostępny za darmo pod tym linkiem – wyłącznie w języku angielskim) ma na celu określić, jaki jest twój wiodący język wyrażania uczuć. Składa się z trzydziestu par stwierdzeń, z których trzeba wybrać to, które lepiej cię definiuje. Warto też sięgnąć po książki autora w języku polskim, aby lepiej zrozumieć filozofię języków wyrażania uczuć.

Okazało się, że moimi głównymi językami miłości są słowa uznania oraz prezenty. Mojego partnera – dotyk i wspólne spędzanie czasu. Żadne z nas aż tak bardzo nie potrzebuje przysług. U mnie dotyk stał na ostatnim miejscu, dla niego nie liczyły się słowa. I powoli wszystko stało się jasne.

Dla ludzi, których wiodącym językiem miłości są słowa uznania, werbalne pochwały znaczą więcej niż gesty. Trzeba im powtarzać, że są świetni i wykonali dobrą robotę.

Są też osoby, które uczucia wyrażają przysługami, na przykład przygotowaniem komuś posiłku, załatwieniem za niego spraw w urzędzie czy posprzątaniem samochodu. Ludzie posługujący się tym językiem będą czuć się kochani, gdy ktoś po prostu coś dla nich zrobi i sami będą robić coś dla innych.

Kolejny język to… prezenty. Z perspektywy kobiety, która posługuje się tym językiem, mogę powiedzieć, że nie chodzi o rzeczy spektakularne czy drogie – wystarczy, że będzie to czekolada czy nawet głupia naklejka, która komuś skojarzyła się ze mną. Osoba posługująca się tym językiem zapyta partnera czy partnerkę, którzy właśnie wrócili z podróży: „A co masz dla mnie?”. Serio, do dziś moim ulubionym prezentem od mojego partnera jest ręcznie wypisana kartka, którą przywiózł mi z jakiegoś wyjazdu (bo były na niej też słowa uznania…).

Wspólne spędzanie czasu obejmuje robienie rzeczy razem, kiedy też obdarza się tę drugą osobę swoją niepodzielną uwagą. Nie muszą to być spektakularne randki – wystarczy spacer czy wyjście na drinka, najważniejsze, żeby nie wiązało się z przeszkadzaczami, typu dzwoniący telefon, odpowiadanie na wiadomości czy buszowanie po mediach społecznościowych.

A co z tymi, którzy lubią być dotykani? Wyrażanie uczuć przez dotyk nie musi być seksualne (choć oczywiście może) – to wszystko od pogłaskania po ramieniu, przez przytulanie, zaproponowanie masażu, aż po proste przybicie piątki. Najzabawniejsze jest jednak to, że w moim przypadku to najmniej lubiany sposób okazywania miłości czy uznania, a mojego partnera – główny.

Jak wyczuć przeciwnika? 

Język wyrażania uczuć można rozpoznać u drugiej osoby nawet bez namawiania jej do wykonania testu – wystarczy obserwować jej zachowanie w kontakcie z innymi oraz to, w jaki sposób okazuje wdzięczność lub uznanie. Z łatwością da się też dostosować do wiodącego języka miłości drugiej osoby, na przykład mój partner wplótł do swojego wokabularza frazy typu: „Dziękuję ci za…”, „Jestem ci wdzięczny, że…”, „Jestem z ciebie dumny, ponieważ…” i tym podobne. Ja zaś zaczęłam odłączać telefon od internetu podczas wspólnych wyjść. Nie pozbyłam się przy tym maniery mówienia, co doceniam i za co jestem wdzięczna, ale dołączyłam do niej klepanie po pleckach czy buzi w czółko. Pomogło.

Czy języki miłości są dla wszystkich?

Ta teoria nie odmienia życia, ale zdecydowanie ulepsza komunikację z innymi, pozwala też zrozumieć, dlaczego z niektórymi ludźmi w sytuacjach codziennych czujemy się lepiej niż z innymi. Języka wyrażania uczuć, który jest nam w jakiś sposób obcy (jak na przykład dotyk, w końcu można go nie lubić), można się nauczyć i dostosować go do siebie, stawiając sobie granice lub łącząc go z językiem wiodącym. Najważniejsze to pamiętać, że nie wszyscy wyrażają uczucia w ten sam sposób i niekoniecznie ma to związek z byciem z Marsa czy z Wenus. Najważniejsze to uświadomić sobie, że to, co dociera do nas, niekoniecznie musi docierać do drugiej osoby, dla której w komunikacji z innymi słowa mogą nie mieć aż tak dużego znaczenia, co wspólne spędzanie czasu.

Jest też haczyk

Koncepcja pięciu języków miłości z pewnością nie zadziała u tych par, które są już na takim etapie, że po prostu nie chcą być razem i nie ma u nich co zbierać. Nie sprawdzi się też w związkach, w których brak wzajemnego szacunku i poszanowania dla uczuć partnerki czy partnera.

W innych przypadkach, kiedy wszystkie zaangażowane strony chcą coś ulepszyć, ale nie wiedzą, jak, warto przetestować pracę nad komunikacją metodą pięciu języków miłości.

Więcej o autorze i pięciu językach miłości przeczytasz tutaj.

Komentarze zamknięte.
  1. Magda Kalinowska (Curly Owca)

    23 lipca 2015 at 06:49

    Ta ksiazka otworzyla mi oczy i jestem wdzieczna niebiosom, ze na nia trafilam! :)

  2. Aleksandra

    17 lipca 2015 at 15:27

    Po przeczytaniu czuję się jakbym znalazła na ulicy groszówkę, na szczęście.

    • Nat

      19 lipca 2015 at 10:38

      … i bogactwo.

  3. mika

    17 lipca 2015 at 14:17

    Rany, Nat, uwielbiam Cię za ten artykuł.
    O teorii nie słyszałam wcześniej, a może bardzo mi się przydać, rozwiązać pewne problemy. Kto wie, może wróci ta tęcza :P
    Dzięki!

    • Nat

      19 lipca 2015 at 10:37

      Dzięki za miłe słowa :) Pamiętaj jednak, że metoda to nie czarodziejska różdżka, uczenie się „nowego” języka to też proces. Ten tekst powstał po 4 miesiącach testowania pięciu języków przeze mnie i mojego partnera. Koniecznie daj znać, czy odkrycie tych wiodących pomogło!

    • mika

      20 lipca 2015 at 22:29

      Wiem, wiem. W weekend już się uczyliśmy, a jak coś się nie układało, to było tylko „ej, pamiętaj, co było w teście Nat” i jakoś działało.
      Myślę, że hm, dało to pewną jasność, o. Bo jest się z drugim człowiekiem, wie się o nim wszystko, kocha się go, ale czasami są rzeczy takie nieodkryte, o. Które coś blokują. I myślę, że wdrożenie chociaż kilku elementów/wskazówek sprawi, że te blokady znikną. Zobaczymy.
      Pozdrawiam w imieniu swoim i połówki- tak tylko wazeliniarsko dodam, że zawsze czytamy Twoje teksty ;D Jedno wysyła drugiemu i potem komentujemy sobie w domku, więc masz w nas wiernych cichych fanów/wyznawców/ stalkerów (niepotrzebne skreślić ;D )

  4. Mila

    17 lipca 2015 at 14:13

    No proszę… niby nie szukałam takiej porady, ale o nią właśnie chodziło! Może w końcu oboje będziemy wiedzieli „o co mi chodzi”, a Luby nie będzie się czuł niekochany bo „no przecież przed chwilą mnie przytulałeś” ;).

    • Nat

      19 lipca 2015 at 10:37

      Powodzenia!