O dostosowywaniu wymagań

O dostosowywaniu wymagań

Temat randek i obniżania standardów to punkt zapalny wielu babskich pogaduch. Gdy pada znamienne „może wymagasz za dużo?”, towarzystwo staje się nieco poirytowane. W końcu chodzi o kompromis w sytuacji, gdy jesteśmy przekonane, że zasługujemy na więcej.

Może rzeczywiście w randkowej loterii bywamy zbyt wybredne i uderzamy w za wysokie progi na niewieście nogi? Cóż, listy sporządzone i noszone w głowie (albo w portfelach) z cechami idealnej dla nas partnerki/idealnego partnera, sprawiają, że rzeczywiście programujemy się na szukanie ideału, ale czy rzeczywiście go przyciągają? W końcu przychodzi moment otrzeźwienia, gdy wszyscy wokół już hodują w parach labradory, tylko nie my, choćbyśmy chciały mocno i coraz mocniej. To niechybny znak, że czas trochę  namieszać w naszych idealnych zestawieniach.

Bynajmniej nie chodzi mi o obniżenie standardów i zgadzanie się na spotkania w imię zasady „byle tylko nie bił”. Zaczynając każdy nowy związek, mamy przecież wyobrażenia, czego możemy się spodziewać i na co z pewnością się nie zgodzimy. Listy czerwonych kartek, po których wystawiamy walizki za drzwi (bez możliwości powrotu) to jeden z wyrazów szacunku do samej siebie, udowadniający, że tych standardów naprawdę potrzebujemy. Byle były realistyczne. Skoro globalnie możemy założyć, czego nie chcemy, skąd biorą się wyimaginowane ideały, chcenia szyte na miarę? Czyżbyśmy zapomniały, że nazbyt precyzyjne ustawione wymagania mogą sprawić, że zwyczajnie przegapimy szansę na fajną relację.

Nie chcesz umawiać się z kimś z dziwnymi stopami lub używającym emotikonek w wirtualnych konwersacjach? Serio? Mam być szczera? To naprawdę trywialny powód, by odmówić kolejnego spotkania, gdy wszystko inne wydaje się w porządku. Podobnie irracjonalne jest skreślanie kogoś na wstępie ze względu na dziwne nazwisko czy imię takie samo, jakie nosiła ta osoba, która lata temu potraktowała cię jak wycieraczkę. Wszyscy mamy urazy i traumy, ale tylko te pielęgnowane w głowie nie pozwalają nam na szczęście. Rzecze więc matka założycielka: ogarnij się!

To, że kiedyś facet, który grał na gitarze lub dziewczyna studiująca kulturoznawstwo sprawił/a, że cierpiałaś, nie oznacza, że każdego gitarzystę czy kulturoznawczynię musisz od razu wpychać do folderu z wielkim zakazem wjazdu. Nie skazuj całego gatunku na porażkę z powodu reprezentujących go jednostek i uświadom sobie, że takie elementy, jak hobby czy studia naprawdę nie definiują człowieka.

Doświadczenia z przeszłości niech staną się mini-wskazówkami. One pomagają zdiagnozować, o co ci naprawdę chodzi. Podam ci przykład z własnego życia. Na mojej liście ideału znalazł się punkt: „będzie pamiętał, jaką kawę piję”. Skąd się to wzięło? Miałam kiedyś takiego faceta, który nawet po dwóch miesiącach mieszkania razem nie pamiętał, że nie słodzę ani kawy, ani herbaty. Nie obchodziło go to, jak wiele innych rzeczy dotyczących mnie. Ta kawa, pita codziennie, za każdym razem przygotowywana tak samo, nie jest więc kawą jako taką, ale wyrazem realnej potrzeby bycia zauważaną, brania pod uwagę moich preferencji. Nie muszę chyba mówić, że z tym egzemplarzem fundowaliśmy sobie nawzajem piekło, z którego czmychnęłam, jak najdalej mogłam? Chciałabym napisać, że wprost w ramiona takiego, który niemal codziennie parzy mi kawę taką, jaką lubię, ale cóż – tylko kawa się zgadza. Droga była nieco kręta.

Kolejną przeszkodą jest utwierdzanie się w przekonaniu, że tylko osoba z konkretnym zapleczem jest w stanie dać ci szczęście. Rodzice z wyższym wykształceniem pogardliwie mówią o umawianiu się z kimś po zawodówce, bo nie jest z twojej ligi? A czy to naprawdę jest ich sprawa? Zapytaj lepiej samą siebie, czego się boisz i czy te lęki naprawdę są… twoje? Współczesny mezalians? Czasy, w których bycie „z zawodu dyrektorem” oznacza społeczny prestiż już się skończyły. Postaw na własne ambicje i to, co sama możesz zaoferować drugiej osobie.

Przewartościowanie własnych wymagań względem innych nie tylko pozwoli co otworzyć się na nowe możliwości, ale też przygotuje do życia w związku. Bycie z kimś na wyłączność to przecież sztuka wypracowywania kompromisów i wzajemnego dostosowywania się. Nie musisz niczego obniżać i rezygnować z własnego komfortu – wystarczy tylko przeorganizować swoje cele.

[grafika wpisu via fuckyouverymuch]

Komentarze zamknięte.
  1. Kinga

    29 marca 2013 at 13:24

    „W końcu przychodzi moment otrzeźwienia, gdy wszyscy wokół już hodują w parach labradory” – ach! <3

    Całość tekstu natomiast przypomina mi rozważania Chandlera Binga na temat jego wymagań wobec kobiet w momencie, kiedy zdał sobie sprawę, że może skończyć jako stary samotny dziwak. Bardzo fajnie napisane i potrzebne.