Seksualny* self-care | Jak zadbałam o siebie w listopadzie?

Seksualny* self-care | Jak zadbałam o siebie w listopadzie?

* i nie tylko!

Self-care to koncept, który coraz częściej zyskuje uwagę mediów. Czym jest i dlaczego warto zadbać o siebie (nie tylko) seksualnie już dziś? 

***

Dbanie o siebie… dla siebie

Wielu osobom fraza „dbanie o siebie” kojarzy się z niekoniecznie chcianymi, a często nawet nieprzyjemnymi działaniami, których oczekuje od nich społeczeństwo, a zdarza się, że i partner/ka, np. treningami na siłowni, zabiegami medycyny estetycznej, dietą. Wszystko po to, aby prezentowały się one przyjemniej dla oka lub dopasowały do obecnych trendów. Takie pojmowanie „dbania o siebie” na szczęście ma nie wiele wspólnego ze strategiami self-care, które mam na myśli.

Bo self-care to takie aktywności, które poprawiają samopoczucie psychiczne i fizyczne, a przy tym regulują poziom stresu u samych zainteresowanych. To nie coś, co robi się dla innych, aby ładniej wyglądać lub lepiej pachnieć, a intencjonalne działania wynikające z chęci bycia uprzejmym/uprzejmą i zwyczajnie dobrym/dobrą dla samego/samej siebie. Co nie oznacza, że otoczenie nie będzie czerpać korzyści z przebywania z osobą samo-zadbaną. 

Self-care po swojemu

Nie ma jednej recepty na zdrowe dbanie o siebie. Każdy ma własne strategie, które pomagają mu poczuć się zadbanym i które na dodatek mogą zmieniać się wraz z upływem czasu. Nie zapominajmy przy tym, że to, co dla jednej osoby będzie elementem self-care, dla innej może być wyzwalaczem i czymś, co znacznie pogorszy jej samopoczucie.

Częstym przykładem self-care jest wzięcie gorącej kąpieli z aromatycznymi olejkami lub pianą. I choć nie wykluczam, że dla wielu osób jest to kusząca propozycja, to dla niektórych leżenie w wannie i patrzenie na ciało, którego się nie lubi, może być przykrym przeżyciem. „Szyte na miarę” strategie self-care to też wiedza, na co w dbaniu o siebie można sobie pozwolić, a czego lepiej unikać i proaktywne jej poszerzanie. Bo self-care naprawdę nie występuje w rozmiarze uniwersalnym. Dlatego daleka jestem od sugerowania innym, co w ramach własnego dbania o siebie powinni robić, a swoje przykłady podaję raczej jako inspirację, nie zaś receptę na dobre samopoczucie, która sprawdzi się u każdego.

Seksualne dbanie o siebie

Seksualny self-care to dla mnie wszystko, co robię wokół własnego ciała, umysłu i emocji, a co pozytywnie wpływa na moją seksualność i to, jak jej doświadczam. Te działania skutkują między innymi tym, że pragnę i dążę do takiego seksu, na jaki mam ochotę – nie do takiego, jaki jest mi dany „z urzędu”.

To również przemyślane zapraszanie do mojej seksualnej przestrzeni tych osób i rzeczy, które rzeczywiście do niej przynależą i stopniowe wypraszanie niepożądanych gości. Self-care daje mi możliwość wybierania tego, jak chcę funkcjonować w danych dziedzinach życia, czym się otaczać, jak się czuć.

Czy seks to self-care?

Soloseks – jak najbardziej! Partnerowany seks – niekoniecznie, a z pewnością nie dla wszystkich. Dlaczego? Dlatego, że seks z kimś zakłada również troszczenie się o drugą osobę, jej odczucia i rozkosz, co zwłaszcza u ludzi, którzy mają tendencje do zapominania o sobie w takich sytuacjach, skutecznie odwraca uwagę od elementu „ja” i „moja przyjemność” podczas całego aktu. Są jednak przypadki, w których partnerowane aktywności, takie jak krępowanie ciała, sesja klapsów lub bycie w relacji D/s działają jako self-care, zwłaszcza gdy ktoś obraca się w kręgach, w których gloryfikowana jest jedna słuszna i do bólu normatywna forma seksualnej ekspresji.

Wspomniana wyżej masturbacja jest według mnie cudownym sposobem na seksualny self-care, bo pozwala zaopiekować się własną seksualnością, zanim zaopiekuje się czyjąś. Już nie wspominając o tym, że soloseks oraz autoerotyzm pozwalają znaleźć nowe drogi do odczuwania przyjemności, eksperymentować z różnymi doznaniami.

Mój (nie tylko) seksualny self-care w listopadzie

Co więc robiłam w listopadzie, aby poczuć się (seksualnie) zadbaną?

1. Automasaż. Jestem jedną z tych osób, które niezbyt lubią być dotykane przez obcych, dlatego masaże w gabinetach odnowy biologicznej zdecydowanie mnie nie pociągają. Zdaję sobie jednak sprawę z dobroczynnego wpływu masażu na zdrowie i ogólne samopoczucie. Problem w tym, że zrelaksowane mięśnie i porozplątywane supełki ciała rzadko rekompensowały mi stres, który pojawiał się w związku z dotykiem ze strony nieznajomej osoby.

Dlatego zakup fitnessowego wałka do masażu „z kosza” w drogerii był zdecydowanie najlepiej wydanymi 30 zł w listopadzie. I chociaż nabyłam roller wyłącznie w ramach eksperymentu, po prostu chcąc sprawdzić, jak działa, to od dnia, w którym pojawił się w moim domu, „roluję” się codziennie, czerpiąc z tego niebywałą przyjemność, zarówno w trakcie automasażu, jak i po nim. Już teraz planuję zakup kolejnych wałków z większymi wypustkami i jakąś interesującą strukturą. Odkryłam, że zdecydowanie lepiej czuję się z rozmasowanym ciałem, na dodatek rozmasowanym inaczej niż przy użyciu wibrującego masażera.

2. Balsam na dobry sen. Kiedy dowiedziałam się, że Lush wprowadza do swojej oferty balsam do ciała, który ma ułatwiać zasypianie, od razu postanowiłam go wypróbować, bo nie ukrywam, że miewam problemy ze snem. Dlatego w listopadzie jednym z moich wieczornych rytuałów stało się wcieranie balsamu o wdzięcznej nazwie Sleepy. Być może to kwestia autosugestii, ale naprawdę odczułam na sobie wyciszające działanie kosmetyku. Do tego stopnia, że kiedy smarowałam się Sleepy po porannym prysznicu (bo zapach tego balsamu jest naprawdę cudowny – jeżeli ktoś lubi lawendę, rzecz jasna – i chciałam go mieć na skórze przez cały dzień), to przez resztę dnia byłam markotna i senna. Nawet jeżeli po prostu wytrenowałam swój mózg, by delikatny aromat lawendy wieczorem oznaczał dla niego „pora spać”, to jestem zadowolona z efektu, bo po spokojnie przespanej nocy łatwiej funkcjonuje mi się w dzień.

3. Jak sobie pościelę, tak sobie pokopuluję. To, gdzie śpię ma ogromne znaczenie dla mojej seksualności. Dbam więc o to, aby moja pościel i prześcieradła były przyjemne w dotyku i podobały mi się wizualnie. Podczas chłodniejszych miesięcy stawiam na komplety flanelowe i właśnie w listopadzie nastąpiło u mnie przejście z delikatniejszych bawełnianych poszewek na te ze szczotkowanej bawełny. Miękkość materiału sprawia, że nie tylko czuję się we własnym łóżku przytulnie, ale też mam ochotę spędzać w nim więcej czasu, oddając się innym łóżkowym aktywnościom.

4. Papiernicze porno, czyli notatnik w cycki. Prowadzenie zapisków to mój sposób na to, aby uporządkować myśli, notować inspiracje i pomysły na kolejne teksty oraz wyżyć się twórczo. W listopadzie zrobiłam sobie prezent w postaci dziennika z kolekcji Ohh Deer dla Urban Outfitters, wprowadzając tym samym podział na to, co notuję z myślą o innych, a co wyłącznie dla swoich oczu. Pisanie o sobie i swoich odczuciach, tworzenie dziwnej erotyki bez konkretnego przeznaczenia i zarezerwowanie tych kilkunastu do kilkudziesięciu minut wyłącznie dla siebie to dla mnie bardzo skuteczna forma self-care.

5. Trzęsienie tyłkiem. W listopadzie moja miłość do bolącego tyłka wciąż kwitła i coś czuję, że raczej się to nie zmieni…

***

Chętnie dowiem się też, jak u ciebie wyglądała kwestia self-care w ubiegłym miesiącu (ale nie tylko!). A może masz jakieś strategie dbania o siebie, którymi chcesz podzielić się z innymi? Co robi dobrze twojej seksualności? Pogadajmy w komentarzach!

Komentarze zamknięte.
  1. France

    5 grudnia 2017 at 00:24

    Dla mnie self-care musiał rozpocząć się od uświadomienia sobie, jak okrutna jestem dla siebie samej. Perfekcjonizm kieruje moim myśleniem tak boleśnie, że choruję na kilka nerwic jednocześnie… Chodzę do lekarza i bardzo wspiera mnie mój partner, który jest najlepszą osobą, na jaką mogłam trafić. Wcześniej to moje okrucieństwo i wieczne niezadowolenie z siebie były częścią mojego życia. Teraz powoli uświadamiam sobie, że tak być nie powinno, a moje wieczne porównywanie się do innych (bo mają ciekawsze życia, szczuplejsze nogi albo większą wiedzę) jest chore. Seksualne wyzwolenie (które u mnie zaczęło się od seksu partnerskiego, dzięki któremu doszłam też do zabaw solo) otworzyło mnie na mnie samą.
    Moim problemem jest to, że ja bardzo nie chcę być kojarzona z seksem. Zwłaszcza przez innych ludzi. Do tego stopnia, że często jestem zaskoczona, jak ładnie i ponętnie moge wyglądać…
    Kiedyś chodziłam na siłownię, co dawało mi dużo siły, teraz choroby mi to uniemożliwiają, ale dążę do powrotu. Tak samo, jak zaczęłam używać kremów, balsamów, wibratora oraz większej ilości kosmetyków kolorowych. Staram się nie bać swojego wyglądu (bo wyglądam naprawdę dobrze we wszystkim i nie akceptuję tego – ot, paradoks).
    Twój blog jest dla mnie swoistym podręcznikiem o seksie i przypomnieniem, kiedy mam chwile słabości, że seks to nie gwałty i molestowanie, to przyjemność, którą mogę dać i dostać, ale tylko od osoby, od której tego właśnie chcę.

    • Nat

      5 grudnia 2017 at 08:58

      Dziękuję Ci za podzielenie się swoją historią i trzymam kciuki za Ciebie i Twój self-care!

  2. Ew

    3 grudnia 2017 at 20:13

    Moje self-care? Jestem w tym dobra:)! Najważniejsze to wizyty w klubie fitness na siłowni , ja to uwielbiam bo bardzo lubię takie „zmęczenie” wrecz jest mi niezbędne dla dobrego samopoczucia . Lubię czuć sie sprawna i mieć dobra kondycję . Tak samo działa na mnie bieganie po lesie, parku, gdziekolwiek , oczyszcza umysł , daje kopa,To robię w każdym miesiącu, wyjeżdżając zabieram buty i zaczynam dzień od tej godziny dla siebie.
    Aby poczuć sie zadbaną sprawiam sobie prezenty w postaci pięknej bielizny, rownież tej do spania. To dla mnie podstawa aby czuć sie kobieco i pewną siebie. Do tego zadbane paznokcie i włosy , pachnący balsam do ciała .
    Koncerty, muzyka sa też moja „koniecznością” dla dobrego samopoczucia i zdrowia psychicznego.
    Jak to trafnie ujęła Katkat we wcześniejszym komentarzu „bycie dobra dla siebie jest fajne” . Ja bym dodała do tego jeszcze że stajemy sie fajni dla innych , życzliwi i mili.

    • Nat

      4 grudnia 2017 at 21:31

      Piękne rytuały!

  3. Ew

    3 grudnia 2017 at 17:38

    Jasne Nat że potrzebne ! Ja dzięki Tobie uwierzyłam w swoją( starzejąca sie niestety ) seksualność i w wieloletni związek który powoli znowu rozkwita . Powoli usuwam wszelkie blokady z głowy :) Poza tym podoba mi sie Twój konkakt z czytelnikami .
    Artykuł super.

  4. Em

    1 grudnia 2017 at 20:23

    Twerkujesz sama, czy chodzisz na jakieś zajęcia? Próbowałam sama, ale niestety, ze wszystkim mam słomiany zapał i nawet zapisywanie nie pomaga, bo po 3 dniach zapominam o zapisywaniu. I tak jest ze wszystkim

    • Nat

      1 grudnia 2017 at 22:26

      Chodzę do szkoły tańca. Osobiście też wolę, jak mi ktoś wytłumaczy podstawy, izolacje, ułoży choreografię itp. Poza tym lubię taniec i uczenie się w grupie.

  5. Katkat

    1 grudnia 2017 at 17:04

    Poruszyłaś bardzo ważny dla mnie temat. Od dwóch miesięcy pracuję nad wskrzeszeniem mojej seksualności, z którą bardzo dawno temu z bardzo różnych przyczyn się rozstałam. Nie jestem z tym oczywiście sama, cały czas spotykam się z terapeutą, ale najważniejsze elementy mojego seksuanego self-care wyglądają tak:

    1. Przeczytałam Twojego bloga w całości, niektóre artykuły po kilka razy. Z dużą otwartością, ciekawością, uwagą na Twoje słowa i uważnością na siebie: co mi odpowiada, co mnie ciekawi, co intryguje. I z dużą ulgą, że można o tym „strasznym” seksie pisać tak normalnie – co znacznie mi pomogło „normalnie” myśleć.

    2. Przyznałam przed sobą uczciwie, że masturbacja jest fajna, że jestem siebie ciekawa i chcę siebie poznać. Do tej robiłam to od czasu do czasu z dużym poczuciem winy i sama się przed sobą wstydząc. Ostatnio zaczęłam ze sobą flirtować, umawiać się na randki :) I super się z tym czuję.

    3. Nauczyłam się używać słowa cipka. Wcześniej myślałam „to”, a nazywać – nie nazywałam wcale.

    4. Zabawki!!! Podczas lektury Twojego bloga kilka gadżetów zwróciło moją uwagę i wzbudziło żądzę posiadania. Przyoszczędziłam trochę kasy, idąc za Twoją radą poczekałam na Black Friday/Cyber Monday i przeceny i kupiłam parę drobiazgów z absolutnie okazyjnych cenach. Od paru dni zaprzyjaźniam się z Soną i Rave, Ravem jestem wprost zachwycona. Czekam jeszcze na przesyłkę z Tango i bulletem Je joue do punktu G…

    To, że bycie dobrą dla siebie jest fajne odkryłam trochę wcześniej. Tego, że seks jest częścią życia, całkiem przyjemną częścią właśnie się uczę :) I z wdzięcznością przyznaję, że fajnie mi uczyć się tego od Ciebie. Dziękuję, Nat.

    • Nat

      1 grudnia 2017 at 22:29

      Nawet nie wiesz, jak miło mi czytać takie komentarze! Dzięki nim odzyskuję wiarę w sens tego, co robię i że komuś moje pisanie może rzeczywiście być potrzebne. Dlatego trzymam mocno kciuki za wskrzeszanie i owocne sesje z nowymi zabawkami. Coś czuję, że będziesz miała naprawdę mocne wejście w Nowy Rok ;)