Bielizna menstruacyjna Panty Prop | Hit czy kit? | Recenzja

Bielizna menstruacyjna Panty Prop | Hit czy kit? | Recenzja

Za mną dwa cykle z majtkami miesiączkowymi Panty Prop. Majtkami, które bardzo chciałam polubić, a które – przyznaję od razu – nieco mnie rozczarowały…

Aktualizacja 2020: marka zmieniła nazwę na Rubylove i jest dostępna pod tym adresem.

Panty Prop to marka, która obok bielizny menstruacyjnej oferuje też miesiączkowe stroje kąpielowe, legginsy i spodnie od piżamy. Niektóre osoby sięgają po tego typu rozwiązania jako wsparcie dla kubeczka menstruacyjnego czy tamponów, inne traktują majtki menstruacyjne jako jedyny sposób zbierania krwi miesiączkowej, a jeszcze innym chłonny wkład pomaga na co dzień w sytuacjach nietrzymania moczu.

Nie był to mój pierwszy raz z bielizną menstruacyjną, bo od około roku używam majtek Thinx, a w kolejce do zrecenzowania czeka jeszcze egzemplarz brytyjskiej marki Wuka. Na tle innych producentów Panty Prop wyróżnia to, że ich majtki są skonstruowane do używania solo lub z podpaską wielorazowego użytku – w kroku jest specjalna kieszonka, w której można taką podpaskę umieścić.

Marka ma w swojej kolekcji cztery modele majtek miesiączkowych – Bikini, Hipster, Hi-Cut oraz bokserki, a ja zamówiłam po jednym egzemplarzu z kolekcji „dla kobiet” oraz dwustronną podpaskę wielorazowego użytku. Całe zamówienie ze zniżką z dostępnym wówczas kodem promocyjnym kosztowało mnie 81,31 dolarów. Doceniam też to, że Panty Prop deklaruje wartość przesyłki na dużo niższą ($1 za produkt w paczce), co osobom mieszkającym poza USA pozwala uniknąć opłat celnych.

Marka przyciągnęła mnie też różnorodnością dostępnych wersji kolorystycznych i wzorów, które zmieniają się co jakiś czas, kiedy pojawiają się limitowane edycje. Dlatego zamiast klasycznej czerni czy beżu do zrecenzowania wybrałam parę granatową, czewoną z czarnym i zieloną z koronkowym motywem o wdzięcznej nazwie Pure Forest.

Bardzo podoba mi się design opakowań bielizny Panty Prop – są to kartonowe pudełka z okienkiem (żadnego plastiku), na odwrocie których zamieszczono też instrukcję prania: maszynowo tylko w niskiej temperaturze i bez płynu zmiękczającego. Bielizna uszyta jest z bawełny z domieszką spandeksu, więc w sam raz dla osób, które preferują oddychające materiały.

Dziwna rozmiarówka

Wszystkie pary majtek Panty Prop zamówiłam w rozmiarze XL, choć sugerując się tabelą rozmiarów podaną na stronie, powinnam zamówić L. Niestety, producent podaje tylko obwód talii jako punkt odniesienia dla doboru rozmiaru, więc dobierałam go trochę w ciemno. Nie ukrywam, że w moim przypadku (szerokie biodra połączone z dużym tyłkiem) zdecydowanie łatwiej byłoby mi dobrać wielkość, gdyby marka podała na stronie również obwód bioder dla każdego z modeli – w końcu dwie pary, Bikini i Hipster, właśnie na biodrach się opierają. Uznałam jednak, że z podanym tylko obwodem talii, bezpieczniej będzie zdecydować się na większy rozmiar, z czym naprawdę, nie mam problemu – gdybym na etapie składania zamówienia wiedziała, że dla moich bioder lepszy byłby wariant XXL, to wrzuciłabym go do wirtualnego koszyka. W końcu to tylko zbiór liter.

W efekcie do testów przystąpiłam z jedną parą lekko przyciasną (Bikini), jedną okej (Hipster) i jedną dobraną idealnie (Hi-Cut), co udowadnia, że rozmiar rozmiarem, ale liczy się tez fason bielizny.

Muszę przy tym nadmienić, że wkładka chłonna Panty Prop jest… specyficzna. Jest dość gruba i nieco odznacza się pod obcisłymi lub miękkimi spodniami. I chociaż moje otoczenie tego nie zauważało, sama przeglądając się w lustrze mogłam dostrzec, że mam jakby trochę więcej wulwy między nogami.

W użyciu

Niejednokrotnie pisałam o moim stylu krwawienia, który obejmuje 3 dni – pierwszy ze średnią ilością wydzieliny menstruacyjnej, drugi – obfity i trzeci – plamienie, które czasem przeciąga się na kolejny, czwarty dzień. Bieliznę menstruacyjną testowałam bez wspomagania w postaci kubeczka.

Pierwszy dzień z bielizną Panty Prop był dla mnie dziwacznym powrotem do przeszłości, bo przypomniał mi pierwszy raz z podpaską w majtkach – i to nie ultracienką. Jak wspomniałam wyżej, wkład chłonny jest całkiem spory, więc przez kilka godzin miałam wrażenie noszenia pieluchy, ale szło się przyzwyczaić. Tego samego dnia odkryłam też, co jest dla mnie największą wadą tych majtek okresowych i żadna to niespodzianka, że dotyczy to również wkładki chłonnej. Okazuje się, że jest nieco krótsza od normalnej, jednorazowej podpaski i bardziej wysunięta do tyłu, ku pośladkom, niż ku przodowi, czyli jest zwyczajnie za krótka. Dla mojej anatomii oznaczało to, że w ciągu dnia bielizna nieco przeciekała z przodu, bo wkładka nie okrywała całej wulwy – we wszystkich modelach. Przez to podczas codziennych czynności czułam, że po około dwóch godzinach od założenia przód majtek robi się wilgotny, co nie było przyjemne, bo wiązało się z koniecznością zmiany bielizny oraz spodni. Dla osób, które pracują poza domem i nie mają możliwości przebrania się w ciągu dnia, takie przeciekanie z pewnością byłoby sporym dyskomfortem.

Podpaska wielorazowego użytku

Drugiego dnia krwawienia postanowiłam sięgnąć też po wielorazową, dwustronną podpaskę, którą wkłada się do specjalnej kieszonki. Całe szczęście, otwór na podpaskę jest niewyczuwalny, choć mogę sobie wyobrazić, że drażniłby osoby bardzo wrażliwe dotykowo lub o dużych wargach sromowych.

Całkiem spodziewanie, podpaska sprawiła, że i tak już spora część chłonna nieco się powiększyła, ale dobrze pełniła swoje zadanie, chłonąc krew menstruacyjną. W efekcie używałam jej około 10 godzin, mniej-więcej w połowie odwracając podpaskę na drugą stronę. Tym razem postanowiłam zignorować przeciekanie przedniej części majtek i sprawdzić działanie samej podpaski.

Sama podpaska, według informacji na stronie Panty Prop, powinna wystarczyć na 3 miesiące użytkowania, co nie jest specjalnie ekologiczne, zwłaszcza, że są na rynku inne podpaski wielorazowe, których żywotność jest zdecydowanie dłuższa. Zresztą już po pierwszym praniu powierzchnia podpaski zmechaciła się, choć nie wpłonęło to znacząco na jej chłonność w kolejnym cyklu.

Rzeczy pozytywne

Choć w ciągu dnia Panty Prop były dalekie od ideału, doceniłam ich działanie w nocy. Dzięki temu, że wkład chłonny jest nieco wydłużony ku tyłowi, a ja śpię na plecach, z powodzeniem mogłam używać tej bielizny menstruacyjnej podczas snu. W Panty Prop przesypiam całą noc bez rozlewu krwi (żadnego plamienia przodu majtek) oraz przedostawania się zapachu wydzieliny na zewnątrz. W nocy nie przeszkadzała mi też grubość wkładki, nawet w połączeniu z podpaską.

Bielizna menstruacyjna Panty Prop jest też jedną z najtańszych na rynku – zestaw 7 par można kupić już za 100 dolarów, 4 – za 60 dolarów, a cena pojedynczej pary waha się od 18 do 23 dolarów, a sama marka szyje w USA. Mnogość wzorów i kolorów bije na głowę innych producentów majtek okresowych.

Po kilku praniach wszystkie egzemplarze wciąż wyglądają jak nowe, kolory nie wyblakły, więc materiały użyte do produkcji Panty Prop zdecydowanie są wysokiej jakości.

Rzeczy, które można by ulepszyć

Być może to moja anatomia jest dziwna, ale nadal podtrzymuję, że wkładka chłonna jest nieco za krótka z przodu. Nie wykluczam jednak, że osoby o krótkich wulwach nie będą miały problemów z przeciekaniem przedniej części, ale w tej kwestii moje doświadczenia były raczej negatywne.

Nie zachwycają mnie też podpaski wielorazowe o żywotności 3 miesięcy. Sama bielizna powinna wystarczyć na zdecydowanie dłużej, więc dobrze by było, gdyby marka postarała się o stworzenie podpasek, które dotrzymają bieliźnie kroku.

Nieco frustrująca jest kwestia edycji limitowanych, jeżeli idzie o wzory i kolory bielizny, co zapewne ma zachęcać do impulsywnego, szybszego kupowania upatrzonych modeli lub częstszego sięgania po produkty marki. W ten sposób przeleciały mi koło nosa majtki w piękny, tribalowy wzór, który raczej nie pojawi się już w sklepie.

Chciałabym również, aby marka podawała obwód bioder dla poszczególnych rozmiarów, bo nie każdy ma standardowo symetryczny obwód bioder w stosunku do obwodu talii. To pozwoliłoby mi uniknąć zamówienia modelu Bikini, który ostatecznie okazał się przyciasny.

A procedura zwrotów lub wymiany może zniechęcać – podczas gdy marka Thinx pozwala zatrzymać nietrafiony egzemplarz i po prostu wysyła nową parę, w przypadku zakupów w Panty Prop trzeba nienoszoną i niepraną bieliznę odesłać, co wiąże się z dodatkowym kosztem. Dla mnie wymienianie jednej, źle dobranej rozmiarowo pary było grą niewartą świeczki.

Panty Prop – hit czy kit? 

Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy bielizna menstruacyjna Panty Prop to kit czy must-have. W nocy sprawdza się świetnie, za dnia – średnio. Materiał, z którego została uszyta, przepuszcza powietrze, ale sam krok jest zbyt masywny, jak na mój gust. Kieszonka na podpaskę to fantastyczne rozwiązanie, zwłaszcza podczas obfitego krwawienia, ale pasujące podpaski wielokrotnego użytku należy wymieniać co 3 miesiące. W ofercie marki jest dużo interesujących kolorów bielizny, ale szybko się wyprzedają.

Trochę za dużo mam tych „ale”, aby w 100% polecić tę bieliznę, choć chciałabym wspierać marki, które przyczyniają się do produkowania mniejszej ilości odpadków przez miesiączkujące osoby. Dlatego przed zakupem zachęcam do rozważenia wszystkich za i przeciw i… przyjrzenia się swojej anatomii i potrzebom podczas menstruacji.

Komentarze zamknięte.
  1. zewsząd i znikąd

    24 lipca 2019 at 20:05

    No to chyba się nie uda. Jest mi przykro, że wpędza się ludzi w poczucie winy za używanie podpasek. Owszem, są to trudne do utylizacji odpadki… ale naprawdę, czy prawo do komfortu nie ma znaczenia? Raczej nie będę mogła używać majtek menstruacyjnych, bo mam dość obfite miesiączki. To, co opisałaś jako trwające 3-4 dni, u mnie trwa 6 – pierwszy dzień dość słabo, 2-4 mocno, 5-6 – plamienie. Normalnie żeby nie mieć „przecieku tylnego” w ciągu 2, 3 i 4 dnia okresu, muszę dodatkowo wkładać odrobinę papieru toaletowego między pośladki. Podpaska „nocna” nie pomaga, więc wolę używać zwykłej dużej plus owego kawałka papieru.
    Kubeczków menstruacyjnych nie dam rady używać, bo mam dużą koronę waginalną (tzw. błonę dziewiczą, ale wolę tę „królewską” nową nazwę). Jak miałabym włożyć kubeczek, jeżeli mogę sobie wsunąć jeden palec, i to nie bez bólu?
    Niestety, względy komfortu skłaniają mnie do pozostania przy podpaskach. Na szczęście jestem już bliżej mety niż startu: mam prawie 40 lat, więc do menopauzy prawdopodobnie zostało mi ok. 10 lat, może (oby nie :)) odrobinę więcej.

  2. Szarak

    10 września 2018 at 13:26

    Ja mam chyba dziwną anatomię – kiedy noszę podpaski zdarza mi się przeciekać jakby „z boku” – tak jakby w ruchu majtki się przesuwały i jakimś cudem krew ucieka z boku. Czy takie majtki menstruacyjne ścisle przylegają do skóry?

    • Nx

      10 września 2018 at 16:44

      Tak, przylegają ściśle do ciała, a sam krok jest dość szeroki – podobnie w majtkach Wuka. W porównaniu do bielizny menstruacyjnej Thinx, Panty Prop i Wuka są najszersze w kroku.