Lelo Lily 2 | Zapachowy wibrator łechtaczkowy | Recenzja

Lelo Lily 2 | Zapachowy wibrator łechtaczkowy | Recenzja

Albo: kto decyduje, czy gadżet erotyczny wart jest swojej ceny? 

Lelo przez 2015 rok idzie jak burza – na rynku pojawiają się nowe zabawki, w tym bardzo rozbudowana kolekcja gadżetów dla mężczyzn oraz Tiani 24k z ubezpieczeniem na wypadek rozstania, a sam producent podnosi ceny produktów o kilkadziesiąt procent, raz na zawsze ustanawiając swoją pozycję jako marki high-end.

Kiedy jednak dowiedziałam się, że Lelo postanowiło wypuścić wibrator zapachowy moja reakcja była zbliżona raczej do WTF? „ale… dlaczego?” niż do zachwytu, że o, idzie nowe. Lily 2 to łechtaczkowy „kamyczek”, niewielki gadżet do użytku zewnętrznego, wodoodporny, na doładowanie. Aby wzbogacić doświadczenie użytkowanika, zabawka dostępna jest w trzech, inspirowanych afrodyzjakami, zapachach: czekolada i Bordeaux, miód Manuka i lawenda oraz róża i wisteria. Ja testowałam miód i lawendę.

LeloLily2

Waginozdrza

Zapach mojego egzemplarza Lily 2 był przyjemny (czas przeszły znaczący) – nie z serii tych obezwładniająco sztucznych czy przypominających kulki na mole. Ale też nie sprawił, że miałam ochotę natychmiast wskoczyć do łóżka i użyć gadżetu. Ot, miły dodatek. Wagina raczej nie doceniła, bo nie powąchała i nie zrobiła „Aaach…!”, w końcu jest jej całkiem obojętne, jak pachnie zabawka, o ile nie jest nasycona chemikaliami, które chcą ją otruć. Aromat, którego użyto w zapachowej serii, jest bezpieczny dla ciała ludzkiego i mogę potwierdzić, że nie wywołał podrażnień.

Pisząc o Lily 2, postanowiłam najpierw skupić się na aspekcie zapachu, a to z jednego powodu: za zapach trzeba zapłacić około 150 zł więcej niż za wersję niearomatyzowaną, czyli Neę 2. Oczywiście nie wierzę w cuda, że aromat jest dany na zawsze i nie wietrzeje, ale po dwóch tygodniach moja zabawka kompletnie straciła zapach. Najzabawniejsze było moje spotkanie z przedstawicielem marki na targach eroFame (poszłam na stoisko Lelo powąchać inne egzemplarze), który na moje uwagi, że kompletnie nie czuję ani zapachu czekolady i Bordeaux, ani róży z wisterią, unosił brwi, komentując: „Nie? Ja czuję, zapach jest bardzo intensywny! Ale nie przejmuj się, koleżanka obok też nic nie czuje, chyba wszystko zależy od osoby…”.

Hm, nope.

Nie ze mną takie numery, nie zacznę czuć nieistniejącego zapachu tylko po to, żeby nie czuć się gorsza od przedstawiciela marki. Dział PR był w tej kwestii dużo bardziej profesjonalny, potwierdzając, że aromat może ulotnić się z czasem w wyniku użytkowania, wietrzenia oraz czyszczenia zabawki. I tyle.

Lily2-Lelo-lawenda

W użyciu 

Pomijając kwestie tego, co obiecał producent, a czego nie dostarczył, Lily 2 to dobry gadżet. Jak na swój rozmiar, ma bardzo silny motorek oraz oferuje 8 trybów bardzo głębokich wibracji. Plastik ABS, z którego odlano zabawkę, ma bardzo przyjemne w dotyku, matowe wykończenie – do tego stopnia, że można pomylić go z silikonem medycznym. 2 godziny ładowania wystarczają na około 4 godzin użytkowania.

Po Lily 2 można sięgnąć zarówno podczas sesji solo, jak i zabaw we dwójkę. Podczas stosunku penetracyjnego wibrator może być dodatkowym stymulatorem łechtaczki – trzymanym w dłoni lub… zagnieżdżonym pomiędzy ciałami, na przykład w pozycji misjonarskiej. Właśnie dzięki kompaktowemu rozmiarowi, wibruje cała powierzchnia zabawki. Wibratory „kamyki” lubię właśnie za to, że pozwalają pobudzić łóżkową kreatywność, mogą być używane niezależnie od płci i zachęcają do eksplorowania „jeśli nie łechtaczka, to co…”. Chyba właśnie z powodu rozmiaru i uniwersalności, Lily 2 jest gadżetem, który najczęściej podróżuje ze mną i moim partnerem.

Moje pierwsze „ale” dotyczy przycisków – na początku bardzo ciężko chodzą, do tego stopnia, że przy nierozruszanych guzikach trudno jest nawet uruchomić gadżet (ja musiałam poprosić o pomoc mojego faceta). Po kilku próbach komfort włączania i wyłączania Lily 2 znacznie się poprawia.

Porozmawiajmy o pieniądzach… 

I teraz czas na moje drugie „ale”. Nie ja decyduję, na co moi czytelnicy mają wydawać swoje pieniądze, w końcu to nie moja sprawa. Wiem też, że w przypadku Lily 2 mamy do czynienia z kolejnym „pierwszym na świecie” oraz z marką, która ma określoną pozycję na rynku, co bez wątpienia wpływa na cenę. Ale Lily 2 kosztuje około 580 złotych, Nea 2 – około 400. I choć jest to dobry gadżet, nie powiedziałabym, że mój orgazm jest w jakimś stopniu lepszy tylko dlatego, że lawenda i miód, i że Lelo. Rozumiem też, że dla niektórych par taka Lily 2 może być świetnym prezentem gwiazdkowym, w końcu w okresie przedświątecznym decyzje zakupowe podejmujemy bardziej impulsywnie – a mamy do czynienia z ekskluzywnym i pięknym przedmiotem. Sama jednak lubię myśleć o gadżetach erotycznych jak o inwestycjach w przyjemność, a wolę inwestować mądrze. Za mniej niż połowę ceny Lily 2 można nabyć ultramocny masażer Tango. Właśnie metka z ceną sprawia, że sięgnięcie po gadżety Lelo raczej nie jest spontanicznym zakupem.

Tak naprawdę gadżet, jak wszystko inne, wart jest tyle, ile konsument/ka chce za niego zapłacić. Niektórzy wydają krocie na dizajnerskie torby, inni – na akcesoria bardziej intymne.

Lelo-Lily2

Podsumowując

Seks i masturbaja to doświadczenia multisensoryczne, domyślam się więc, co Lelo chciało osiągnąć, wypuszczając na rynek zapachowy wibrator. Aromaty w końcu programują nasz mózg, wywołując konkretne skojarzenia. Ale zapachu erotycznym uniesieniom można równie dobrze nadać przy pomocy olejków do masażu, smakowych lubrykantów czy prezerwatyw. Zapachy same w sobie nie muszą być podniecające, bo dopiero my nadajemy im znaczenia. Nie musimy do tego celu kupować zapachowego wibratora.