Kulki koloru koralowego
Bloom to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych zestawów do treningów Kegla, jaki widziałam na rynku. Prosty, nieudziwniony design, rzadko używany w branży gadżetów erotycznych koralowy kolor, na dodatek pokryty bardzo przyjemnym w dotyku silikonem. Jest to kombinacja, która bez wątpienia zachęca do sięgnięcia właśnie po produkt kultowej marki We-Vbe
W zestawie znajduje się wibrująca kulka bazowa i trzy odkręcane nasadki o wadze 10, 30 i 35 gramów. Sama podstawa waży 35 gramów, więc w efekcie jest to jeden z najlżejszych zestawów progresywnych, z jakimi miałam do czynienia. Bloom ładowany jest przez USB (port znajduje się w bazowej kulce), a do gadżetu dołączono instrukcję obsługi, saszetkę lubrykantu oraz satynowy woreczek do przechowywania.
Potencjał orgazmiczny
Bardzo często, patrząc na sam design zabawki, jestem w stanie ocenić jej potencjał orgazmiczny dla mojego ciała. Wypróbowałam już wystarczająco dużo wibrujących kulek i jajek na pilota, by mieć świadomość, że nie są to produkty, które pomagają mi w szczytowaniu. Z tego powodu, jeszcze przed pierwszym włączeniem gadżetu „na sucho” wiedziałam, czego mogę się spodziewać, albo – jak kto woli – nie spodziewać, czyli: szczytowania.
Fakt, że zestaw jest progresywny sprawił, że Blooma można było wyposażyć wyłącznie w jeden motorek, umiejscowiony w bazowej części, i choć jest to motorek o głębokich wibracjach, z których zresztą marka We-Vibe słynie, nie są one wystarczające, aby rozwibrować gadżet do moich orgazmicznych potrzeb. Dlatego postanowiłam spojrzeć na We-Vibe Bloom jako na zestaw do treningu Kegla, czyli to, czym jest w pierwszej kolejności, a także jako na gadżet urozmaicający erotyczną grę między partner(k)ami.
Erotyczna gra, w moim mniemaniu, wcale nie musi wiązać się z orgazmem – wprost przeciwnie. Może służyć do zabawy, podkręcania atmosfery świadomością sekretu, który dzieli się z drugą osobą, nagradzania strony submisywnej wibracjami za dobre sprawowanie. I ten gadżet z powodzeniem udaje się wpisać w realizowanie tego typu erotycznych scenariuszy.
Intymny trening
We-Vibe Bloom to zestaw stworzony z myślą o tych osobach, które chcą rozpocząć trening z kulkami. Sam gadżet jest niezwykle łatwy w aplikacji, wygodny i lekki, więc nie atakuje mięśni ciężarem niemożliwym do udźwignięcia. Sama marka skupiła się też na edukowaniu w zakresie prawidłowego treningu Kegla, podkreślając, jak ważne jest namierzenie właściwej grupy mięśni oraz informując, jak ogromne znaczenie ma w procesie ćwiczeń relaks. Nie ma więc mowy o sloganach o noszeniu kulek przez cały dzień (co jest niewskazane, bo przeciąża mięśnie i może prowadzić do niepożądanych powikłań) – zamiast tego są rzeczowe informacje i porady.
Zaprogramowane w Bloomie tryby wibracji można fantastycznie wykorzystać podczas treningu. W moim przypadku najlepiej sprawdza się moduł „Tease”, czyli interwałowe pulsowanie składające się z impulsów krótkich i długich. Krótkie pulsowanie wykorzystuję jako sygnał do zaciśnięcia mięśni, zaś długie sygnalizuje mi czas rozluźnienia mięśni. Wibracje traktuję jako miły, dodatkowy masaż. Sama ułożyłam też własny tryb treningowy, zakładający 10 sekund napinania mięśni, podczas których zabawka wibruje i 10 sekund odpoczynku bez wibracji. Wszystko dzięki aplikacji We-Connect.
Aplikacja We-Connect
Bloom, jak większość gadżetów We-Vibe, sterowany jest darmową aplikacją We-Connect, dostępną również w języku polskim. Aby z niej skorzystać, wystarczy pobrać ją na urządzenie mobilne, włączyć gadżet i sparować go z aplikacją – wszystko bez zakładania konta i podawania jakichkolwiek danych. We-Connect informuje również, że zbiera anonimowe dane dotyczące stosowanego akcesorium, ale w prosty sposób można tę funkcję wyłączyć w ustawieniach prywatności. Aplikacja daje też możliwość zablokowania jej osobnym PINem, aby nikt, kto nie zna kodu, nie miał do niej dostępu na danym urządzeniu.
Aplikacja We-Connect nie tylko stwarza możliwość sterowania wibracjami przy pomocy dotyku, zmieniając parametry wcześniej wybranego programu lub „rysując” go palcem po ekranie w czasie rzeczywistym, ale również pozwala programować własne tryby. Z aplikacji mogą korzystać osoby, które posiadają urządzenia z Bluetooth 4.0, m.in. iPhone 4S lub nowszy z iOS 9 (lub nowszym) oraz urządzenia z systemem Android od OS 4.4 w górę. Gadżetu można z powodzeniem używać również bez aplikacji, ale trzeba przygotować się na to, że aby zmienić tryb w trakcie treningu lub zabawy, konieczne będzie wyjęcie go z pochwy i przeklikanie do pożądanego modułu.
Dodaj kochanka/kochankę
W We-Connect podoba mi się możliwość oddania steru Blooma w ręce drugiej osoby poprzez wysłanie jej linka. Dzięki temu partner/ka może uczestniczyć w całej zabawie nawet z drugiego końca świata. Niestety, jeżeli ktoś ma sieć kochanek i kochanków, może się rozczarować, bo aplikacja nie pozwala na dodanie większej liczby osób. Da się, rzecz jasna, „usuwać” te zaufane osoby i wymieniać je na nowe, jednak w przypadku relacji polierotycznych trzeba przygotować się na ustalanie grafiku zabaw. Albo wykorzystać tę funkcję do zabaw z „nieznajomym/nieznajomą”, wysyłając link do kilku osób jednocześnie – wtedy nie będzie wiadomo, która z nich przejęła kontrolę jako pierwsza.
Dla kogo jest We-Vibe Bloom?
Zdecydowanie dla osób, które chcą skupić się na własnym zdrowiu intymnym i przyjemności płynącej z masażu, a wykonując trening Kegla, nie potrzebują biofeedbacku, ani aplikacji, która mierzyłaby postępy. Będzie to zestaw idealny dla kogoś, kto szuka lekkich i łatwych w aplikacji kulek waginalnych, lubi sekstech, a na dodatek ma już w swoim arsenale inne produkty We-Vibe i doceni wygodę sterowania kilku zabawek jedną aplikacją.
Bloom powinien być strzałem w dziesiątkę również dla osób doświadczających orgazmu dzięki delikatnej stymulacji wnętrza pochwy lub tych, dla których największa stymulacja odbywa się poza ciałem, np. w ramach relacji D/s, a używanie wibracji gadżetu sygnalizowałoby pozwolenie na szczytowanie.
We-Vibe Bloom ma więc co najmniej kilka zastosowań i zdecydowanie nie zawodzi jako trener mięśni dna miednicy. Jeżeli jednak ktoś szuka sterowanego aplikacją i skutecznego wibratora do stymulacji wewnętrznej, a trening Kegla jest ostatni na liście jego priorytetów, We-Vibe Jive będzie zdecydowanie lepszym wyborem.
Wpis powstał we współpracy z Secret Place.
Komentarze zamknięte.
Ewa
19 listopada 2017 at 14:14Poleciłabyś może jakiś zestaw kulek o małej średnicy? Zależało by mi, żeby był to zestaw progresywny – po doświadczeniach z pierwszym wibratorem, którego przez niby małą, ale dla mnie wciąż za dużą średnicę nie byłam w stanie używać przez kilka miesięcy od pierwszego stosunku, chciałabym kupić zestaw, który daje możliwość przechodzenia z mniejszych, lżejszych kulek do coraz większych. I średnica kulek koniecznie poniżej 3 cm. Ważna jest też dla mnie cena – nie chciałabym wydawać więcej niż 150-200 zł, myślę że na początek wersja ekonomiczna wystarczy ;)
Nat
19 listopada 2017 at 18:00Na tę chwilę do głowy przychodzi mi tylko zestaw progresywny Lelo Luna Beads w wersji Mini: http://bit.ly/LeloLunaBeads
Kulki Mini mają średnicę 2,9 cm i zaczynasz od jednej, po czym przechodzisz do dwóch. Kosztuje nieco ponad 200 zł, ale warto poczekać do przyszłego tygodnia na obniżki z okazji Black Friday. Taki zestaw spokojnie wystarczy Ci na długo.
Myślę, że problem z tym, czego poszukujesz, leży w fakcie, że pierwsze kulki z zestawów progresywnych przeznaczone są dla poluzowanych mięśni, przez co są większe i lekkie, żeby ścianki pochwy miały co złapać. Kiedy mięśnie zaczynają pracować, łatwiej jest ścisnąć mniejszą, ale cięższą kulkę. Znalezienie odpowiedniego zestawu będzie raczej trudne, choć nie niemożliwe, ale przerzucając się na większe i cięższe kulki, nastaw się na kompletowanie własnego zestawu po różnych markach. Jeśli jeszcze jakieś produkty przyjdą mi do głowy, zaktualizuję komentarz.
Joanna
20 listopada 2017 at 11:24Dosyć małe (równe 3 cm) są na przykład Pussy Playballs od Rianne S. Nie wiem jednak czy koniecznie powinnaś upierać się przy kulkach progresywnych – trening bez zwiększania obciążenia, też może być skuteczny :)
Czasem problemem jest nie tylko średnica kulek, ale też ich długość (ot, choćby przy tyłozgięciu macicy). Też miałam problem z dobraniem odpowiednich – nawet pojedyncza kulka potrafiła być za duża (jak choćby ta od Fun Factory).
W moim przypadku sprawdziły się magnetyczne kulki od Laid. Zmieścisz się w zaplanowanym budżecie, dostając cztery kulki: dwie o średnicy 1,9 cm i wadze 25 g oraz dwie o średnicy 2,3 cm i wadze 37 g. Niby są przeznaczone do używania jednocześnie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wkładać jedną lub dwie :)
O ile oczywiście nie zniechęca Cię brak sznureczka…
Katkat
18 listopada 2017 at 00:10Nat, a jakie jest Twoje zdanie na temat kulek typu Magic Motion Smart Kegel Master Balls, Imtoy Candy czy Lovelife Krush? Czy dla osoby zaczynającej trening mięśni Kegla są bardziej pomocne niż np. kulki progresywne, czy biofeedback i trening to tylko marketingowa ściema? Bardzo chętnie przeczytałabym wpis na temat takiego gadżetu.
Nat
18 listopada 2017 at 15:16Nie jest to ściema, chociaż lepsze od wymienionych przez Ciebie są urządzenia, które pozostają w użyciu medycznym i są przepisywane przez ginekologów, np. Kegel8 albo kGoal marki Minna. Sama miałam krótką przygodę z kulkami od Magic Motion i przyznam, że choć biofeedback urządzenia mnie cieszył, to aspekt grywalizacji sprawiał, że często przedobrzałam, robiąc swoim mięśniom krzywdę (bo chciałam pobić kolejny rekord, więc zwyczajnie zaciskałam za dużo i rozluźniałam za mało). Aplikacje są fajne, ale jeżeli ktoś ma osobowość overachievera i nie chce być wśród przeciętnych, tylko najlepszych, to niekoniecznie jest to najlepsze rozwiązanie.