Rozmiar ma znaczenie*

Rozmiar ma znaczenie*

*Tylko dla posiadacza sprzętu. To, że masz Nikona, nie czyni cię fotografem. 

Najczęściej jest tak, że myślimy o rozmiarze i jego udziale we współżyciu zanim jeszcze zaczniemy seks uprawiać. Bo dobrze jest pomartwić się na zapas. Chłopcy porównują się z kolegami, dziewczyny bywają przerażone perspektywą bólu wywołanego przez coś sporego i twardego w pochwie. Inna rzecz to funkcjonowanie mitu, że tylko wielki penis jest w stanie kobietę zadowolić (o wibratorach i innych zabawkach się nie mówi, bo przecież wiadomo, że nawet, jeśli działają, to dają orgazmy nieprawdziwe).

Kobiety i mężczyźni przywiązują wagę do swoich narządów płciowych, to fakt, każde ma jednak swoją fiksację na tym punkcie. Babki myślą, że mając „brzydkie” motylaste waginy, nie są w stanie spodobać się parterowi, zaś faceci przejmują się rozmiarem, skrzywieniem i ogólnie – jak w utworze Rammsteina – zawsze jest dla nich za duży lub za mały, a rzadko idealny. Czas skończyć więc z dyktaturą bułeczki i drąga!

Bo prawda jest taka, że pochwa mniej-więcej w dwóch trzecich swojej długości nie ma zakończeń nerwowych. Nie pomoże więc koński taran, który wchodząc pochwą, wyszedłby gardłem, bo to, co sprawia dziewczynkom radość dzieje się w przedsionku pałacu. Jak dziewczynki mi nie wierzą, to niech zastanowią się, czy czują wewnątrz prawidłowo założony tampon. A chłopcy zanim wejdą, niech posiedzą trochę w ogródku, niech przywitają się z gąską, ładnie buty wytrą i dopiero zaczną się gościć. Mówiąc prościej: niech najpierw postarają się o orgazm partnerki. Dlatego słuchajcie uważnie kobiet, które mówią, że jeżeli coś w przypadku penisa ma znaczenie (poza sposobem użycia), to jest to grubość. Większa powierzchnia tarcia, ale płytko – ot, cała filozofia. A pochwa jest na tyle elastyczna, że poradzi sobie i z mniejszym, i z większym sprzętem.

Naprawdę, to głównie faceci martwią się własnym stosunkiem długości do wydajności, choć zupełnie niepotrzebnie. Pamiętam taką sytuację, gdy mój partner, wychodząc z toalety w jakimś miejscu publicznym, powiedział (wskazując na faceta, który wyszedł zaraz po nim): „widzisz go? Korzystał z pisuaru obok mnie i jego penis jest większy niż mój…”. Okej, po pierwsze (Pepa powiedział mi, że taka zasada obowiązuje) – etykieta korzystania z pisuaru nakazuje zostawiać jeden pisuar wolny obok sikającego sąsiada, żeby uniknąć niezręczności. Po drugie – sirjusli? Oglądasz w publicznej toalecie penisy innych mężczyzn?! Po trzecie – i tutaj doktor Ian Kerner by mnie pochwalił – zapytałam wówczas mojego partnera, w czyim łóżku śpię co noc – jego czy tamtego faceta? Załagodziło sytuację. Mój partner spokojnie mieścił się w średniej krajowej, ale w swojej głowie przedstawiał się raczej mało imponująco. Ale to naprowadziło mnie na inne wnioski.

Słabiej wyposażeni partnerzy bardziej się starają. Zazwyczaj wynajdują mnóstwo sposobów na zaspokojenie kobiety bez użycia penetrującego penisa, co się im chwali. Jest to sytuacja idealna, zważywszy, że tylko trzydzieści procent babek szczytuje podczas penetracji. Raz zdarzył mi się kochanek porządnie obdarzony przez naturę i to spotkanie mogę podsumować tak: sam fakt posiadania Nikona nie czyni cię fotografem. Porównując swoje doświadczenia z doświadczeniami koleżanek, dowiedziałam się, że najczęściej jest tak, że ci, którzy mają wielkie pały uważają, że wystarczy nimi pomachać, żeby kobieta była super zadowolona. A nic bardziej mylnego. Myślę, że każda kobieta, której zdarzył się kochanek wyposażony jak koń, może mieć więcej obaw niż nadziei – w końcu otarcia to nic przyjemnego i czasem, kiedy partnerka nie jest odpowiednio nawilżona, trzeba użyć dużo, dużo żelu poślizgowego. Należy więc schować między bajki mądrości z cepelii, typu: „jak się popieści, to wszystko się zmieści”. Mniejszy, ale odpowiednio twardy zrobi dużo lepszą robotę.

Sama nie mam penisa, więc nigdy nie zrozumiem, jak to jest mieć plus dwadzieścia do ego, gdy kondom w regularnym rozmiarze okazuje się za mały. Pewnie jest to uczucie porównywalne z kobiecym wciśnięciem się w 36, kiedy normalnie nosi 40. Ale cóż – co sieć, to rozmiar, więc natury nie oszukasz. Ja tam na przykład traciłam cierpliwość, gdy mój duży kochanek nie mógł się odziać w prezerwatywę i zmarnował mi ich ze cztery, a to tanie rzeczy nie są…

Zatem – jeżeli partner ma więcej niż kilka centymetrów we wzwodzie – da radę. Bo liczy się sposób wykonania zadania, a nie narzędzie. I nawet, gdy jakiś pan przechwala się w mojej obecności swoim wyposażeniem, mam dla niego zawsze jedną odpowiedź: I don’t call him a cowboy until I’ve seen him ride (czyli: nie nazywam go kowbojem, dopóki nie zobaczę, jak ujeżdża). I tyle w tym temacie.

Komentarze zamknięte.
  1. mou

    4 października 2013 at 19:01

    Cóż… tylko pozazdrościć dziewczynom, dla których rozmiar nie ma znaczenia. Dla mnie ma ogromne. I jest to jedyny rozmiar, jaki się liczy ;). Całe gadanie o wielkości cycków czy innych elementów to tylko odwracanie uwagi.

  2. Anonim

    2 czerwca 2013 at 19:36

    Owszem kto ma mniejszy sprzęt nadrabia jak może, ALE z mojego niemałego doświadczenia wiem że to jednak ma znaczenie i z koleżanką się tu zgodziłyśmy. jednak chciałabym dodać ze największe znaczenie mają uczucia do tego faceta. Mój aktualny nie jest moze mistrzem w łóżku ale sam fakt że to on a nie ktoś inny jest ze mną sprawia ze mam orgazm jak juz go widzę ;)

  3. zderzi

    13 listopada 2012 at 21:08

    Dziękuję za ten tekst. Potwierdza moje dotychczasowe doświadczenia. Zwykle posiadacz mniejszego sprzętu nadrabia techniką, tak jak w innych dziedzinach. Szkoda tylko, że chowani w kulcie wielkiego penisa chłopcy pozostają ze swoimi kompleksami do starości. Spróbuję wychować moje dzieci tak, by kwestie urody nie niszczyły ich poczucia wartości. Przecież tak jak mężczyźni mają hopla na punkcie penisów, tak i kobiety myślą o swoich ciałach (nie piszę tylko o waginie, piersiach, nosie, bo i tak macie tych kompleksów ogrom).

  4. dessum

    13 listopada 2012 at 17:40

    porywam ten tekst jako komentarz do pewnego tekstu na facebooku o długości i jej znaczeniu dla faceta ;)
    http://www.facebook.com/photo.php?fbid=133000036849552&set=a.122345167915039.25299.122127054603517&type=1&relevant_count=1

  5. Edi

    15 września 2012 at 18:58

    Ten tekst o czterech zmarnowanych prezerwatywach to chyba sama wymyśliłaś, bo przecież jak facet ma ponadstandardowego to dobrze o tym wie i nosi sobie gumki w odpowiednim rozmiarze.

  6. Agata

    14 września 2012 at 17:22

    Jak w temacie:) sirjusli?;) rozwaliło mnie na łopatki;)

  7. Anna Weyland-Yutani

    14 września 2012 at 13:45

    Zskrztusilam się jabłkiem dlawiac śmiech.Swoją droga autorki tu piszą e maja dosyć osobliwych partnerów….