Gdy przychodzi czas na TĘ rozmowę

Gdy przychodzi czas na TĘ rozmowę

W związkach heteryckich rozmowy o antykoncepcji to tak naprawdę rozmowy o pieniądzach. Zapomnijcie o odpowiedzialności, ważne, żeby kasa się zgadzała.

Od początku mojego życia seksualnego jestem fanką prezerwatyw. I nie tylko ja – wiele znanych mi par zabezpiecza się właśnie tą metodą. Jedne używają kondomów zawsze, inne kombinują metodę kalendarzykową z prezerwatywami (czyli współżyją bez zabezpieczenia w dni wolne od zmartwień, a w dni płodne partnerki zakładają płaszczyk ochronny). Ale – jak wiemy – prezerwatywy nie są idealne. I nie chodzi mi o „ograniczone czucie” – to mit. Kondomy od lat nie są wytwarzane z gumy z węża strażackiego, więc nie ulegajmy tej histerii. Jak komuś dziadek powiedział, że lepszy jest stosunek przerywany od rękawicy do prac ogrodowych, niech zabierze dziadkowi dowód osobisty. Albo kupi mu prezerwatywy.

To, co najbardziej przeszkadza mi (i mojemu partnerowi) w kondomach to fakt, że trzeba grę wstępną przerwać na pięć sekund, by się stosownie przyodziać, a po skończonym seksie zutylizować zużytą prezerwatywę kosztem czasu, który miło byłoby poświęcić na przytulanie i inne poseksualne czynności.

Któregoś dnia uświadomiłam sobie, że będę płodna jeszcze dobre kilkanaście lat. Uświadomiłam sobie również, że nic nie wskazuje na to, aby mój związek miał się rychło zakończyć. I wtedy pojawiła się też refleksja: przez te kilkanaście lat, jeżeli nie zmienię metody, będę skazana na przerywanie gry wstępnej i utylizowanie lateksowych flaczków. Będę niewolnicą własnych lateksowych zapasów, kontrolowania ich daty przydatności i upewniania się, że są odpowiednio przechowywane. Pomyślałam więc, że przyszedł czas na TĘ rozmowę. TA rozmowa miała na celu dokonanie ustaleń dotyczących chęci posiadania dzieci, labradorów, zapobiegania ciąży i tym podobnych. I okazuje się, że człowiek żyje sobie na świecie, i ma jakąś tam wiedzę o dostępnych metodach antykoncepcji, ale podchodzi do nich trochę bezrefleksyjnie. Człowiek, czyli ja.

Bo okazało się, że ja i mój partner możemy wspólnie zdecydować czy:

1. to ja będę przyjmować antykoncepcję hormonalną

2. to ja będę przyklejać sobie plasterki z hormonami

3. to ja zaczipuję się, by czip mógł uwalniać hormony

4. zrobię sobie zastrzyk

5. zaaplikuję sobie pierścień antykoncepcyjny

6. założę sobie wkładkę domaciczną

Bo w przypadku mojego faceta moglibyśmy rozważać ewentualnie:

1. (w większości przypadków nieodwracalną) wazektomię

2. yyyy…

TA rozmowa ma w rzeczywistości taki wydźwięk: „To teraz, moja droga partnerko, zdecydujmy, jaką metodą będziesz kontrolować swoją płodność, żeby nam obojgu było dobrze„. I zazwyczaj kończy się na pigułkach antykoncepcyjnych. Jedyny kompromis może dotyczyć tego, kto za nie zapłaci. Gdzie tu więc miejsce na „wspólność”? „Wspólnością” byłaby chyba metoda komplementarna?

Metody naturalne czy gimnazjalne (stosunek przerywany) mnie nie interesują – zupełnie serio, w przypadku tych pierwszych, nie potrafiłabym się zrelaksować, myśląc, że moje pomiary lub wyliczenia mogły pójść nie tak. Metody hormonalne też mnie nie interesują i to nie dlatego, że jestem przeciwna lobby farmaceutycznemu, które chce nas wszystkich wpędzić do grobu, uprzednio wydoiwszy z nas bajońskie sumy (uwielbiam tę teorię spiskową). Po prostu nie są dla mnie.

Zrodził się więc we mnie wewnętrzny sprzeciw, bo odnoszę nieodparte wrażenie, że nad metodami mającymi na celu ograniczyć płodność mężczyzn pracuje się stosunkowo od niedawna – w przeciwieństwie do metod przeznaczonych dla kobiet.

Przeraża mnie też to, że faceci postawieni wobec samych tylko założeń dotyczących męskiej pigułki antykoncepcyjnej, chowają się za krzakiem, krzycząc: „Nie zrobicie z nas impotentów!”. Ale wszystko jest okej, kiedy kobieta traci pociąg seksualny w wyniku źle dobranej antykoncepcji hormonalnej. Jeszcze raz podkreślam – wspólność w przypadku antykoncepcji jest jednostronna.

Chyba czas udać się do jakiegoś Centrum Planowania Rodziny, serio. Póki co – prezerwatywy zostają. W końcu przede mną jeszcze kilka miesięcy związku na odległość i „wizyt małżeńskich”. A o całej reszcie pomyślę jutro.

Komentarze zamknięte.
  1. M

    14 kwietnia 2014 at 21:59

    ’odnoszę nieodparte wrażenie, że nad metodami mającymi na celu ograniczyć płodność mężczyzn pracuje się stosunkowo od niedawna – w przeciwieństwie do metod przeznaczonych dla kobiet. Przeraża mnie też to, że faceci postawieni wobec samych tylko założeń dotyczących męskiej pigułki antykoncepcyjnej, chowają się za krzakiem, krzycząc: „Nie zrobicie z nas impotentów!”’ –> brzmi jak teoria spiskowa z ukrytą treśią: nie prowadzi się badań nad metodami dla mężczyzn, bo z obawy o swoje libido/potencję/męskość (jakkolwiek rozumianą) tak czy siak nie będą stosować takich środków… odpowiem równie stereotypowo: każdy facet chętnie zastosowałby skuteczną 'męską’ metodę antykoncepcyjną, choćby po to, by nie dać się 'złapać na ciążę’ pierwszej zdesperowanej amatorce dzieci :P

  2. M

    14 kwietnia 2014 at 21:56

    ’I nie chodzi mi o „ograniczone czucie” – to mit’ –> może dla kobiet…

    'Ale wszystko jest okej, kiedy kobieta traci pociąg seksualny w wyniku źle dobranej antykoncepcji hormonalnej’ –> bzdura, wtedy dopiero przestaje być ok, dla obu stron :P

  3. Morganka

    21 marca 2014 at 21:07

    Odczucia mam podobne – co rusz czytam o pigułce dla mężczyzn, terapii hormonalnej dla mężczyzn… no właśnie czytam…
    Gdzieś trafiłam na ciekawy artykuł na ten temat, niestety skleroza nie boli i już nie pomna jestem ani miejsca, ani szczegółów, ale postaram się poszukać.
    Wskazywano tam, iż od wielu lat znamy już skuteczne/bezpieczne/odwracalne sposoby antykoncepcji dla mężczyzn i stosujemy ją na wielu osobnikach płci męskiej, ale nie homo sapiens. Stosuje się różne rodzaje blokad w nasieniowodach (całkowicie rozpuszczalne po zastosowaniu innych substancji), neutralizuje plemniki itd., co w żadnym stopniu nie upośledza czynności seksualnych. Pytanie o to jak mężczyźni mogliby się podjąć odpowiedzialności w kwestii antykoncepcji jest chyba bardziej społeczno-kulturowa niż biologiczna.

  4. Kinga

    16 marca 2014 at 20:37

    Też jestem w związku na odległość :) (widzimy się co drugi weekend). Stosuję pierścienie dopochwowe (nuvaring), moim zdaniem są dużo lepsze od tabletek o których zdarzało mi się zapominać, zawierają minimalną dawkę hormonów. W moim przypadku nie ma skutków ubocznych :)

  5. Selinze

    12 marca 2014 at 14:20

    Ja hormony brałam, nie tylko te antykoncepcyjne – choć wszystkie działały na mnie tak samo. Pociągu nie straciłam (obniżył się bo po odstawieniu jestem zwierzem :P ) i obecnie gumki i kalendarzyk starczy ale tak, jest ten sam problem – przerwanie na moment co niszczy czasem spontaniczność a potem oporządzenie tego, gdzie mógłby mnie przytulać… I szczerze dziś się zastanawiałam nawet czy na wakacje krążków nie zakupić czy tabletek ale z drugiej strony to tylko dwa misiące a wsumie 6 dni zagrożenia :P a też mam związek na odległość :) Więc to bezsens, i głównie wypada,że dni płodne są daleko. Tylko mój facet często patrzy na nowinki anty dla mężczyzn i on nie ma oporów do tego bo dlaczego tylko ja miałabym się męczyć? Ważne by związku to nie tylko kobieta martwiła się o swoją „broszkę” :)

    • Nat

      12 marca 2014 at 14:25

      Właśnie też myślałam o krążkach, ale żeby to wszystko obgadać chcę się udać do poradni ;) I pozdrawiam faceta! A tak w ogóle chyba jesteśmy świadkami ciekawych czasów – kobiety odwracają się od środków hormonalnych, a mężczyźni zaczynają się nimi całkiem serio interesować…

    • Selinze

      12 marca 2014 at 15:43

      Takie czasy :)
      Ja je miałam już obgadane i mój gin je nawet popierał :) Ale z racji (jak już wyżej pisałam) problemów kobiecych i łykania hormonów nie z własnej woli to nie chcę nic :) Nie uderzają mnie poty, nie tyje, nie płaczę i nie śmieje się na przemian :P Choć wiem,że dobrane leki, zwykłe anty by nie działały tak ale jak kochany mówi „nie truj się” to i się nie truje.

      Ps. Zaczytałam się w Twoim blogu i zabawami z temperaturą!!

  6. Adam

    12 marca 2014 at 13:26

    Możesz też zdecydować się na założenie rodziny.

    • Nat

      12 marca 2014 at 13:51

      To aktualnie nie wchodzi w rachubę.