Moja matka rodzicielka mawia, że dobra torebka to taka, w której bez problemu zmieści się butelka wina. Ja jednak jestem zdania, że w najlepszej torebce musi zmieścić się Shewee – poręczny lejek do siusiania.
Zacznijmy od tego, że bycie obszczymurem jest złe. Niestety, równie złe jest to, że praktycznie wszędzie brakuje nam publicznych i bezpłatnych szaletów. Taka sytuacja: przedpołudnie nad Bałtykiem, idę sobie z plaży w kierunku ośrodka wczasowego, a przy ścieżce, którą właśnie stąpam, po prostu baba sika. Gładki piasek, wydmy, na wydmach roślinność i tylko ta pani, w kucki załatwiająca potrzebę fizjologiczną, psuje mi ten sielski obrazek. Dróżka bynajmniej nie jest ustronna, bo wszyscy plażowicze z pobliskiej kwatery właśnie nią udają się nad morze. Nie krzyczę na tę kobietę, bo krzyczeć na kogoś bez gaci, to jak strzelać do kogoś, kto właśnie siedzi na toalecie – trochę słabo. Mijam to zjawisko bez słowa, obydwie jesteśmy całą sytuacją wyraźnie zażenowane, tylko każda z nieco innych powodów…
Przypomniałam sobie wtedy wszystkie sytuacje, w których zdarzyło mi się pomyśleć, że chciałabym móc sikać na stojąco. Na przykład wtedy, gdy udałam się na pewną imprezę kulturalną w środku zimy i na dodatek w środku parku (w starej pompowni). Jedyna dostępna toaleta publiczna znajdowała się nieopodal, ale ze względu na porę roku była zamknięta (bo nikt normalny nie chodzi do parku zimą, więc nie musi w parku sikać). Zimno i wilgoć wcale nie pomagały, a przy ujemnych temperaturach wystawienie wszystkich swoich dóbr za krzakiem nie byłoby najlepszym pomysłem, zwłaszcza gdy ma się na sobie kozaki i płaszcz, a na dodatek śniegu jest po kolana. Zresztą i tak mam blokadę psychiczną i nie potrafię sikać w kucki na widoku. Z samej imprezy pamiętam tyle, że chciałabym, aby jak najszybciej się skończyła. Podobnie było po plenerowym sylwestrze w Rzymie i sporej dawce bąbelków, które krótko po północy bardzo chciały wydostać się odpowiednim wyjściem. Jakże zazdrościłam mojemu facetowi, że może spokojnie iść za drzewo i kolektywnie, wraz z innymi samcami, honorowo oddać mocz. I był to do tej pory jedyny powód mojej zupełnie niefreudowskiej zazdrości o penisa. Raz nawet, w sytuacji moczowo-kryzysowej, zdarzyło mi się usłyszeć od pewnego faceta, że w takich momentach powinnam cieszyć się chwilą i ćwiczyć swoje „mięśnie miłości”. Mhm, odezwał się ten, który najbardziej by z nich korzystał. Trening Kegla przy okazji pełnego pęcherza wcale nie jest zdrowy, ani tym bardziej przyjemny.
Korzystanie z publicznych toalet nie jest dla mnie problemem, ale z drugiej strony jak może być problemem korzystanie z czegoś, czego najczęściej nie ma? Bardzo nie lubię uzależniać własnej przyjemności ze spędzania wolnego czasu (np. tego, co piję w plenerze i czy w ogóle piję) od dostępności sanitariatów. A zdarzają się i takie sytuacje, w których toaleta jest dostępna, ale lewitowanie nad nią nie jest specjalnie komfortowe, np. w samolocie, pociągu, autokarze. Wystarczy jedna turbulencja lub gwałtowne hamowanie i łatwo albo osikać siebie, albo opaść tyłkiem na wcześniej ubrudzoną przez współpasażerów deskę.
Kilka lat temu, dzięki queer sex shopowi Kinky Winky, stałam się posiadaczką Shewee Extreme – zestawu obejmującego lejek z przedłużką oraz pudełko do przechowywania. Po otwarciu przesyłki okazało się, że lejek to jedno z tych akcesoriów, które na ekranie monitora i na żywo wyglądają tak samo dobrze. Lejek Shewee wykonany jest z polipropylenu, waży 17 g, na dodatek jest akcesorium zaaprobowanym przez NATO. Gadżet z powodzeniem można wyparzać, a nawet myć w zmywarce.
Wystarczył jeden trening w domu, abym mogła zabrać swój nowy gadżet w plener. Serio. Górna część lejka bezproblemowo obejmuje praktycznie całą wulwę, co zniwelowało moje obawy odnośnie tego, że coś może mi pociec bokiem. Choć marka radzi, by najpierw poćwiczyć kilka razy pod prysznicem lub w wannie, sama zdecydowałam postawić się w sytuacji „ekstremalnej” (o ile sytuacją ekstremalną może być załatwianie się w domu…) i przeprowadzić pierwszą próbę w ubraniu nad toaletą. I udało się. Dzięki jednemu razowi przekonałam się, że sikawka jest swą formą bardzo przyjazna użytkowniczce i do tej pory (a to już 5 lat!) nie zaliczyłam z nią żadnej wpadki.
Byłam zaskoczona, że raptem dwa kawałki tworzywa sprawiły, by w mojej głowie „jedyneczka” w terenie przestała wiązać się z przymusowym ekshibicjonizmem, bo aby użyć lejka nie trzeba ściągać spodni, bielizny tym bardziej – figi lub stringi wystarczy przesunąć na bok. Nieco gorzej sprawy mają się z bokserkami, ale – tu ciekawostka – producenci Shewee już wypuścili na rynek odpowiednią bieliznę z dziurką (dostępną również w zestawie z lejkiem). Co najlepsze, dzięki Shewee mogę korzystać nawet z tzw. suchych pisuarów – przewyższają standardowe toi-toje tym, że odwiedza się je bezdotykowo (a np. w Holandii można znaleźć je nawet na środku ulicy), a po stokroć bardziej wolę dotykać osobistego lejka niż klamek w „ekologicznych” toaletach bez wody, zwłaszcza gdy nie mam przy sobie żelu antybakteryjnego. Lejek okazał się też przydatny podczas oddawania moczu do analizy – zdecydowanie łatwiej było mi trafić do kubeczka.
Po użyciu lejka wystarczy go strzepnąć (powłoka gadżetu sprawia, że kropelki nie przywierają), przetrzeć mokrą chusteczką lub ewentualnie opłukać wodą, jeżeli ma się do niej dostęp. Kiedy jednak nie ma się dostępu do bieżącej wody, etui wersji Extreme lub specjalna kosmetyczka na lejek mogą okazać się bardzo przydatne, jeżeli dla kogoś problem mogłoby stanowić przechowywanie używanego lejka razem z innymi rzeczami w torbie lub plecaku.
Za co jeszcze lubię lejek Shewee? Za to, jest produkowany w Europie (dokładniej: w Wielkiej Brytanii), zaś po zużyciu wszystkie elementy zestawu Extreme można oddać do recyklingu. Za to, że tym bardziej wrażliwym pomaga uniknąć kontaktu z nie-swoją toaletą oraz sprawdza się w różnych życiowych sytuacjach: na campingu, festiwalu czy podczas wędrówek po bezdrożach.
Lejka mogą z powodzeniem używać osoby o ograniczonej sprawności ruchowej, osoby plus size, dla których korzystanie z bardzo wąskich kabin może okazać się problemem, a także kobiety w ciąży, które mają trudności z załatwianiem się w kucki i znacznie częściej potrzebują opróżniać pęcherz (im szczególnie poleciłabym stosowanie przedłużki, by miały lejek pod kontrolą). Ostatnio marka stworzyła też Peebol – przenośną toaletę z granulkami zamieniającymi wilgoć w żel, która mieści się w torebce. Z pewnością będę miała ten produkt na uwadze, planując wypoczynek w plenerze.
Lejek Shewee dostępny jest w kilku wersjach kolorystycznych, m.in. niebieskiej, liliowej, pomarańczowej oraz piaskowo-złotej. Osoby zainteresowane zakupem samego lejka (bez pudełka i rurki przedłużającej) mogą sięgnąć po wariant single. Sama jednak polecam wersję Extreme – dla pewności i lepszego celowania zawsze używam przedłużki, aby przypadkiem nie pochlapać sobie butów.
aktualizacja wpisu z 9.09.2013
okładka wpisu: mat. producenta
Komentarze zamknięte.
dead
10 września 2013 at 10:19Ciekawy pomysł… Hm, Jestem osobą niepełnosprawną – na wózku. Czyżby ktoś wynalazł rozwiązanie na mój ciągły problem „kto mi pomoże się przesadzić”? ;>
Nat
10 września 2013 at 10:25Na pudełku napisano, że Shewee jest gadżetem również dla osób niepełnosprawnych – na wózkach oraz o ograniczonej mobilności. Myślę, że jeżeli zdecydujesz się na zestaw z przedłużką (Extreme) nie będziesz musiała prosić o pomoc w przesadzaniu. Cała przedłużona rurka jest długości ok. 20 cm.
dead
10 września 2013 at 14:21Hmm, a może jesteś w stanie „spróbować” czy da się z tego korzystać na siedząco? Nie ja jedyna pewnie byłabym zainteresowana.
Nat
11 września 2013 at 11:51Wysłałam Ci prywatną wiadomość :)
A tym, którzy śledzą tę wymianę komentarzy śpieszę donieść, że korzystanie z Shewee na siedząco jest możliwe (nie pozalewałam się po bokach), ale upewnij się, że siedzisz nieco wyżej niż wysokość muszli klozetowej – to w kwestii grawitacji i kąta odchylenia lejka. I bez przedłużki się tu nie obejdzie, sam lejek jest zdecydowanie za krótki, aby załatwić potrzebę, siedząc naprzeciwko klozetu.
Anty
8 listopada 2021 at 12:59Ja proponuję na twoim miejscu sikać przez lejek nawet z przedłużką ale zamiast do muszli to do butelki. A potem wylewać. Nie jestem na wózku a też sikam do butelek, jak brzydzę się publicznych toalet.