Wyobraź sobie, że co miesiąc dostajesz do domu pudełko erotycznych cukiereczków za równowartość 110 złotych miesięcznie. Skoro blogerki-szafiarki testują co miesiąc nowe produkty kosmetyczne, dlaczego proseksualne dziewczyny nie miałyby na tej samej zasadzie wypróbowywać gadżetów?
Przede wszystkim dlatego, że nie mieszkają na kontynencie amerykańskim. Gdy tylko znalazłam informację o Luvmybox, stwierdziłam, że taka inicjatywa nie może przejść bez echa. Tego, kto wpadnie na podobny pomysł biznesowy po przeczytaniu artykułu, zobowiązuję do sprezentowania mi subskrypcji!
Pudełka z niespodzianką świecą triumfy w Stanach. Możesz zamówić jedno dla swojego kotka, inne zapewni ci nowiutką francuską bieliznę co miesiąc, jeszcze inne – rzeczy do kreatywnych prac ręcznych. Co w nich fajnego poza dreszczykiem niepewności, co przyniesie kolejny kartonik? Przede wszystkim to, że często wartość produktów przekracza cenę samej subskrypcji. Zazwyczaj otrzymuje się rzeczy, które są egzemplarzami testowymi lub tanieją wraz ze wzrostem ilości zamówionego towaru.
Dziewczyna, która założyła serwis nazywa się Kim Kaplan i otwarcie mówi o powodach rozpoczęcia działalności. Miała chęć do łóżkowych eksperymentów i nie za bardzo chciała być aktywną i wprowadzającą zabawki stroną, a odwiedzanie sklepów z akcesoriami dla dorosłych wprawiało ją w zakłopotanie. Nie mogła też zdecydować, w co powinna zainwestować. Wystarczyło dodać zamiłowanie do bycia zaskakiwaną i tak powstała idea Pudełeczka Do Kochania*. Poza tym – takiego pudełka jeszcze na rynku nie było.
Niemal każdy z podobnych biznesów ma tę zaletę, że buduje wokół siebie społeczność – w przypadku Luvmybox jest to społeczność osób zainteresowanych seksualnością, jej rozwijaniem, a przede wszystkim chętnych na odrobinę pikanterii w wysmakowanej erotycznie formie!
Gadżety dostarczane do domu komponowane są w zestawy tematyczne – był już zestaw z akcesoriami do BDSM, inny umilający zabawy wodne, a jeszcze inny zachęcający do eksperymentowania z seksem oralnym. Przemyślany sposób dobierania artykułów jest tu zdecydowanie na plus, widać, że osoby zaangażowane śledzą trendy oraz… kalendarz. W okresie karnawałowym zachęcali nie do przebieranek, a rozbieranek, więc wypuścili, zapewne ku uciesze swoich subskrybentów, striptizowy Luvmybox. Zamawiający otrzymują zabawki, kosmetyki, również książki, zdarzyła się nawet wibrująca kaczuszka. Jest to zdecydowanie niezła gratka dla eksperymentujących solo i w duetach oraz pomysł na niebanalny prezent. Podoba mi się też idea wywieszki na drzwi, ostrzegająca, by nie przeszkadzać, bo „właśnie odkrywam swoje pudełko”. Dodatkowo każda przesyłka zawiera instrukcję wprowadzającą do tematu miesiąca. Oferowane zabawki nie są wulgarne – żadnych sztucznych wagin czy fallicznych dild, więc z pewnością nie zniechęcają tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z produktami dla dorosłych.
Całość przedsięwzięcia uzupełnia dobrze prowadzony blog, którego autorzy udowadniają, że bycie dziewczynką (i chłopcem) z zabawkami jest fajną przygodą. Serwują garść seks-porad i publikują recenzje klientów oraz posty ekspertów na stałe współpracujących z Luvmybox.
Niektóre blogerki oraz subskrybentki narzekały na mniej przemyślanie skomponowane pudełka. Singielki niezbyt ucieszył zestaw do BDSM (inspirowany, a jakże, 50 twarzami Greya), skoro nie miały z kim go testować. To rzeczywiście słaby punkt – zorientowanie na pary, raczej heteroseksualne. Co ważne, Luvmybox nie unika negatywnych informacji zwrotnych, choć nieusatysfakcjonowani klienci nie mają możliwości reklamacji. Taka cena niespodzianki… Nie ma też co liczyć na wibratory czy dilda z wyższej półki cenowej, chyba że zdarzyłby się cud i któraś z wiodących firm rzeczywiście chciałaby wygenerować olbrzymi buzz wokół jednego z produkowanych modeli.
Podsumowując: myślę, że to kolejna seks-pozytywna inicjatywa, która pomaga nieco bardziej nieśmiałym oswoić gadżety i otworzyć się w łóżku i poza nim. Niektórym skrępowanie nie pozwala uczestniczyć w imprezach z zabawkami, pomimo przyjaznej atmosfery, a czasem bez profesjonalnego doradztwa trudno wybrać coś dla siebie.
I nie wmówicie mi, że proseksualne dziewczyny, które czasami (jak i ja) mają problem, odwiedzając sklepy internetowe oraz stacjonarne, bo asortyment zbyt wielki, kuszący i chciałoby się wypróbować niemal wszystko, ale budżet nie pozwala, nie skorzystałyby z takiej subskrypcji, gdyby była możliwa w Polsce. Sama dzięki Luvmybox mam ochotę promować hasło: niech zabawki będą z nami! I trochę zazdroszczę czytelnikom mieszkającym w Kanadzie i USA. Nawet bardzo.
* „Luv My Box” to również gra słów mogąca oznaczać „kocham swoje tam na dole”, ponieważ „box” to w gwarze miejskiej „wagina”. Użytkowniczki deklarują więc nie tylko miłość do pudełka, w który dostawca pakuje prezenty…
[grafiki – materiały prasowe]
Komentarze zamknięte.
Pingback: