Seks walprehencyjny | Zacznij uprawiać go już dziś

Seks walprehencyjny | Zacznij uprawiać go już dziś

Nowe i trudne słowo: walprehencja. Jak i dlaczego może zrobić nam dobrze? 

Często narzekamy na język wokół seksualności. Wydaje się on niedoskonały, nienaturalny, a nawet niewystarczający, a nazywanie poszczególnych części ciała lub czynności wielu osobom pozostawia niesmak w ustach. Tym nieosłuchanym zostawia też krwawiące uszy. I im z pewnością nie spodoba się walprehencja – przyjmowanie obiektu (dilda, penisa, palca) pochwą lub odbytem. Aktywne wciąganie czegoś w ciało, przeciwieństwo pasywnego bycia penetrowanym/penetrowaną, słowem: raczej „robię” niż „leżę i mi robią”.

Co jest nie tak z penetracją

Jednymi z najbardziej irytujących pytań, które można zadać parze jednopłciowej są: „kto tu daje dupy?” albo „kto tu przypina strap-on?”, słowem: kto w tym związku nosi spodnie? Kto dominuje? Kto w tej relacji jest babą?*

Niektórzy naprawdę wciąż pielęgnują taką wizję, że świat dzieli się na topy i bottomy, więc nie wsadza się tym, którzy predestynowani są do bycia wsadzającymi. Nic w sumie dziwnego, skoro od rozmowy „skąd się biorą dzieci” wierzymy w penetrację jako jedyny i słuszny sposób opisywania tego, co dzieje się pod kołdrą. W końcu zawsze to tatuś wprowadza penisa do pochwy mamusi – jakoś nigdy mamusia nie gości penisa tatusia w pochwie. Penetracja jest męska, nie bez powodu kojarzy się z podbijaniem, zdobywaniem, wnikaniem, a cokolwiek stanie po drugiej stronie: lud, ląd, kobieta, czy plecha, zawsze jest na przegranej pozycji. A potem dowiadujemy się, że istnieje pegging i rozwala nam to mózg.

Co jednak począć w sytuacji, gdy chcemy penetracyjnego równouprawnienia? No właśnie, pojawia się walprehencja.

O istnieniu rzeczownika „valprehension” i czasownika „valprehend” dowiedziałam sie podczas Summer Institute on Sexuality, Culture & Society w Amsterdamie. Termin ten ukuła seksblogerka, Becca, w odpowiedzi na uwagi czytelnika o penetracjo-centryzmie tworzonych przez nią seksualnych list. Ponieważ Becca nie znalazła równie silnego słowa, które mogłoby być przeciwieństwem penetracji, postanowiła je wymyślić. „Walprehencja” (spolszczona przeze mnie) powstała ze złożenia członu „val” (łac. siła, wartość) oraz „prehend” (ang. chwytać).

Może nie jest to najseksowniejsze słowo na świecie, ale użytkownicy mogą je takim uczynić.

Ale komu to potrzebne? Ale po co to komu?

Ponieważ słowo „valprehension” nie weszło jeszcze do mainstreamu, mogłoby się wydawać, że nikomu. Ja jednak jestem zdania, że znajomość terminu przyda się absolutnie każdemu. Walprehencja zmienia kontekst i dynamikę wielu seksualnych interakcji – od niewolnika, który spyta swoją dominę o to, czy go zwalprehenduje, poprzez homoseksualnego mężczyznę, który walprehenduje swojego kochanka, aż po piszącą te słowa, która od kilku miesięcy uprawia ze swoim partnerem zarówno seks walprehencyjny, jak i penetracyjny. Po równo, a zdarza się, że i równocześnie.**

W końcu ktoś kiedyś nazwał pegging peggingiem, a rimming – rimmingiem. Zaczęło się od dokładnie tego samego pytania: „a co ja tu, w łóżku, robię?”. Z jednej strony mogę potwierdzić, że język nie jest idalny, z drugiej zaś cieszę się, że mamy moc, aby go kształtować i zmieniać.

Nie „pompoir” i nie „kabazzah”

Mogłoby się wydawać, że walprehencja to praktycznie to samo, co pompoir lub kabazzach – techniki seksualne polegające na stymulacji penisa zaciskaniem mięśni pochwy. I o ile nie mam nic przeciwko oddawaniu się treningom Kegla właśnie po to, aby opanować którąkolwiek z tych wschodnich sztuk, to podkreślam, że walprehencja to zdecydowanie nie to samo. Bo w pompoir i kabazzah chodzi o przyjemność penisa, zaś w walprehencji o przyjemność posiadaczki/posiadacza pochwy lub anusa.

Idźcie więc i walprehendujcie! Byle konsensualnie…

Gramatyka seksualnego języka:

walprehencja (rzeczownik)

mianownik: walprehencja

dopełniacz: walprehencji

celownik: walprehencji

biernik: walprehencję

narzędnik: walprehencją

miejscownik: walprehencji

wołacz: walprehencjo!

walprehendować (czasownik) 

ja: walprehenduję

ty: walprehendujesz

on/ona/ono: walprehenduje

my: walprehendujemy

wy: walprehendujecie

oni: walprehendują

*O tym była m.in. ta queerowa rozmowa.

**Nie wspominając już o tym, że „penetracja” nie pasuje do wszystkich aktów seksualnych, którym się oddajemy, na przykład pozycja „na kowbojkę” – kto tu jest bardziej aktywny? Ten kto dostarcza penisa/dilda, czy ten, kto na tym penisie/dildzie podskakuje? A sytuacja gwałtu, którego ofiarą jest mężczyzna? Czy to on spenetrował, a może jednak go zwalprehendowano?

okładka wpisu

eroticfilmsbanner

Komentarze zamknięte.
  1. Ona

    28 października 2016 at 18:51

    A ja mam pytanie zupełnie nie na temat:D czy ktoś z Was kupował kiedyś prezerwatywy na sztuki? Czy przy zamawianiu przez internet nie ma problemu ze złym przechowywaniem? Kusi mnie taka opcja, bo można wypróbować wiele różnych zanim się znajdzie te najlepsze, a lepiej po jednej niż w paczkach (i taniej).

    • Agata

      29 października 2016 at 11:37

      Pamiętaj, że nie masz wtedy pewności co do ich pochodzenia i mogą być chińskie, pobrabiane i właśnie nie wiadomo jak przechowywane.
      Kiedyś kupiliśmy, ale do używania czasami jako „zabezpieczenia przed brudzeniem” :D kiedy stosowałam hormony, jedna pękła, ale to nie musiała być jej wina. Kilka, a może kilkanaście zużyliśmy też kiedy już nie stosowałam nic innego, nie zaszłam w ciążę, ale drugi raz bym nie kupiła w ten sposób jako zabezpieczenia przed ciążą. To tylko moje zdanie, są pewnie osoby, które tak kupują, ale dla mnie nie ma co ryzykować.

    • Ona

      1 listopada 2016 at 15:05

      No właśnie tego jestem świadoma. Zastanawia mnie czy jest możliwość kupowania takich w sklepach erotycznych, wtedy jest jakaś większa pewność co do tego, że nie są podróbkami, prawda? :) Chodzi o to, że w sumie jesteśmy na etapie szukania tych idealnych, więc bez sensu trochę jest kupowanie w paczkach po 3, skoro np. szukamy idealnego rozmiaru, grubości itd. i jest jasne, że jak jedna nam nie spasuje, to pozostałe 2 i tak wylądują w szufladzie.

    • Nat

      1 listopada 2016 at 18:06

      Całkowicie rozumiem chęć wypróbowania różnych marek prezerwatyw zanim znajdzie się tę idealną. Zaznaczam, że sama jestem w tym względzie uprzywilejowana, bo jeżdżąc na targi erotyczne, dostaję prezerwatywy za darmo, w ramach próbek, do tego jeszcze dochodza prezenty od działów PR-u i w zasadzie od kilku lat nie kupuję gumek. Aaale… mam świadomość, że kupując miksy prezerwatyw przez internet można się naciąć, bo nie wiemy, skąd pochodzą poszczególne modele. Może być tak, że zostały przygotowane na jakiś event, dla kliniki, zajęcia edukacji seksualnej i po prostu zostały (np. moja koleżanka-nauczycielka przez cały semestr woziła 3 pudła materiałów dydaktycznych w bagażniku), więc sprzedawca nabył je w atrakcyjnej cenie. Może być też tak, że zamówił tzw. „bulks” bezpośrednio od producenta i po prostu zrobił własne mieszanki. Tak na dobrą sprawę nigdy nie masz pewności, czasem możesz trafić na przeterminowane sztuki, czasem na miks pierwszego gatunku. Co bym odradzała, to kupowanie na aukcjach internetowych/Amazonie, a skłaniała się bardziej ku sklepom stacjonarnym, które też sprzedają na sztuki. Dlaczego? Dlatego, że po wejściu do sklepu jesteśmy w stanie ocenić warunki przechowywania towaru, poza tym istnieje największe prawdopodobieństwo, że sklep ma prezerwatywy bezpośrednio od producenta.

    • darSon

      1 listopada 2016 at 17:41

      Polecam sklep internetowy – sensomat.pl
      Kupuję tam prezerwatywy na sztuki od ponad 2 lat i nigdy nie było problemu.

    • Ona

      1 listopada 2016 at 22:25

      dziękuję :)

      Nat, a orientujesz się, czy stacjonarne sklepy sprzedają na sztuki? Czy tylko całe paczki?

    • Nat

      3 listopada 2016 at 08:44

      Tak na dobrą sprawę nie zwracam uwagi. Pamiętam, że np. butik Fun Factory w Berlinie miał kondomy na sztuki. Co do sklepów na terenie Polski, nie zaszkodzi po prostu skontaktować się z nimi przez email/Facebooka i upewnić się przed odbyciem wycieczki ;)

  2. el

    28 października 2016 at 12:34

    objęcie.
    kobieta objęła palec, penis, dildo swoją pochwą, odbytem.
    Objęcie.
    i nie trzeba jakiś cudów.
    objęłam go.

    • Saneko

      29 października 2016 at 18:33

      Czytając o „kobiecie obejmującej palec” pierwsze co mi przychodzi na myśl, to że chwyta go w dłoń (obejmuje palcami), a nie że „chwyta” go w pochwę. Czasem nowe słowa są konieczne.
      Choć walprehencja brzmi nieco… ordynarnie. Mimowolnie przetwarzam to sobie w myślach na zwrot „walić (sobie) przez (/za pomocą) ręki”. Co też automatycznie zawęża w mojej opinii znaczenie tego słowa.
      Już prędzej bym się skusiła na zaadaptowanie słowa „chędożyć” w takim znaczeniu. Z początku może to brzmieć śmiesznie, no bo archaizmy zazwyczaj brzmią zabawnie, ale to przynajmniej brzmi bardziej polsko ;D Choć, znając życie, pewnie pochodzi z innego języka i po prostu wcieliliśmy je do polskiego wieki temu… Ale wracając do tematu:
      „Dzisiejszy wieczór zamierzam spędzić na chędożeniu mojego nowego dildo”
      albo
      „Mam ochotę Cię chędożyć” może powiedzieć „bottom” do swojego „topa”.
      Można by też spróbować z innym słowem. Założę się, że jakby zrobić internetową burzę mózgów, to znalazłoby się wiele ciekawych i ładniej brzmiących określeń.

    • opop

      30 października 2016 at 14:26

      dla mnie „objecie” wciaz „bottomuje” osobe

  3. WildOrchid

    27 października 2016 at 22:41

    O, swędział mnie mózg, że coś takiego niedawno czytałam: http://www.maskmagazine.com/the-mommy-issue/sex/circlusion

    Słówko potrzebne, zgadzam się. Akty i pozycje seksualne nie są z natury dominujące ani uległe. I przy fistingu można „dawać rękę”.

    • Nat

      28 października 2016 at 11:46

      „Cyrkluzja” też fajna!

  4. veronika

    27 października 2016 at 10:28

    Popieram Mateusza; moze warto oglosic konkurs, a raczej wspolprace bysmy wpisywali tutaj swoje propozycje? :)

    • Nat

      27 października 2016 at 10:43

      Spoko, bawcie się. Chętnie poczytam.

  5. Mateusz

    26 października 2016 at 23:46

    A może warto byłoby uzupełnić słownik i stworzyć słowo, które wskazywałoby na równoczesny udział i aktywność obu narządów, a nie z penetracjocentryzmu przechodzić w jego przeciwność?

    • Nat

      27 października 2016 at 10:42

      Takie słowo już istnieje, a jest nim „sprzężenie”.

      Poza tym nikt tu nie promuje przejścia na walprehencjocentryzm, bo penetracja i walprehencja mogą istnieć obok siebie i się uzupełniać. Nie uważasz?

    • Mateusz

      27 października 2016 at 13:18

      Nie spotkałem się ze „sprzężeniem” w takim kontekście, ale skoro tak, to chętnie uzupełnię mój słownik :)
      Co do współistnienia, to racja, zbyt opozycyjnie podszedłem do tych wyrażeń